Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Pies prezydenta

A jednak Lec miał rację, gdy zauważył: „Uważam antropologię za pseudonaukę. Jej definicja człowieka przeludniła nam świat”.

„Gazeta Wyborcza” zamieściła następującą wiadomość: „Od 1849 roku każdy prezydent USA miał zwierzęta. Zwierzęta w Białym Domu mają ocieplać wizerunek gospodarza oraz jego rodziny. Pomagają pokazać prezydencką rezydencję jako nie tylko miejsce działań politycznych, ale też takie, w którym toczy się normalne życie. Z tradycją właśnie zerwał Donald Trump. Dyrektor do spraw komunikacji Białego Domu poinformował, że rodzina prezydencka nie ma zamiaru posiadać jakiegokolwiek zwierzaka”.

Tekst ten wywołał lawinę komentarzy, po dwóch dniach było ich prawie 200, a potem przestałem sprawdzać. Tylko niektóre (bardzo niewiele) zwracały uwagę na to, że p. Trump może, z takich lub innych powodów, mieć własne zapatrywania na posiadanie zwierząt w Białym Domu. Wiele wpisów ziało (por. 19 niżej) wyjątkowym hejtem wobec amerykańskiego prezydenta. Niżej przytaczam 32 przykłady, ilustrujące stosunek komentatorów do zwierząt oraz sposób generalizowania problemów na użytek własnych poglądów politycznych.

Takie określenia jak Burak Obama, Kenijczyk, Hilarcia Clinton, afrykańska dzicz, wieśniak, kryptolewus, motłoch czy szmata dekorują poszczególne wynurzenia. Nie zabrakło miejsca dla Sörosa, Michnika (wiadomo, kto zacz, oczywiście żydokomuna), lewaków i homosiów. Wygląda na to, że zdecydowana większość zacytowanych autorów to zwolennicy dobrej zmiany (fragmenty 26–28 reprezentują stanowisko przeciwne). Ponieważ trudno ocenić polityczne sympatie tych, którzy nie lubią zwierząt, przyjmijmy, że po 50 proc. z tego kręgu należy do obu obozów.

Oto ten budujący wykaz (z zachowaniem pisowni):

1. Po co mu pies, jak ma pierwsza malpe – Buraka Obame.

2. Ale kanalia! Psa nie ma. „Gazetka” to juz naprawde nie wie, jak tu jeszcze przys.

Reklama