Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Krótsza praca, ta sama płaca

7-godzinny dzień pracy: czy to się opłaca?

Skrócenie czasu pracy przy zachowaniu obecnych wynagrodzeń to przecież nic innego jak rodzaj podwyżki. Tyle że wypłacony w walucie czasu wolnego. Skrócenie czasu pracy przy zachowaniu obecnych wynagrodzeń to przecież nic innego jak rodzaj podwyżki. Tyle że wypłacony w walucie czasu wolnego. Getty Images
Siedem godzin pracy zamiast ośmiu. A tygodniowo 35 zamiast 40. Oczywiście za te same pieniądze. Możliwe? Potrzebne?
Partia Razem chce skrócić dzień pracy do 7 godzin.Michał Dyjuk/Forum Partia Razem chce skrócić dzień pracy do 7 godzin.

Skrócenie czasu pracy to sedno propozycji stworzonego (głównie przez Partię Razem) komitetu Pracujmy krócej. Zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy właśnie ruszyło. Zauważmy ten moment, bo jest naprawdę ważny.

W Polsce ugruntowało się przekonanie, że 8-godzinna dniówka to standard. Jakiś rodzaj niepodważalnego prawa natury, przy którym nie należy majstrować. Ale takie podejście to bujda. Nie ma żadnego uzasadnienia poza nawykiem. Dość powiedzieć, że ludzie pracowali już zarówno więcej, jak i mniej. Także nad Wisłą. Zacznijmy więc od krótkiej podróży w czasie.

Bywało już dłużej... i krócej

„Od dnia ogłoszenia niniejszych przepisów praca robotnika lub pracownika we wszystkich zakładach przemysłowych, górniczych, hutniczych, rzemieślniczych, przy komunikacjach lądowych i wodnych oraz przedsiębiorstwach handlowych trwać ma najwyżej 8 godzin na dobę. Dekret niniejszy nie może pociągać za sobą obniżenia płac robotników i pracowników” – czytamy w dekrecie Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego wydanym 23 listopada 1918 r. Niecałe dwa tygodnie po odrodzeniu polskiej państwowości. Gdy dokument wchodził w życie, na polskim rynku pracy byli ludzie, którzy dobrze pamiętali pracę po 12–13 godzin na dobę.

Taki był początek 8-godzinnej dniówki w Polsce. Dodajmy jednak, że tydzień pracy obejmował wówczas również 6 godzin w sobotę. Co dawało w sumie 46 godzin tygodniowo. Potem sanacja – w 1933 r. pod wpływem nacisku przedsiębiorców – tygodniówkę wydłużyła i zredukowała stawki za nadgodziny. Dopiero po 1946 r. PRL przywróciła sytuację z 1918 r. (8 w tygodniu plus 6 w sobotę). Na znany dziś pięciodniowy tydzień pracy (czyli dzisiejsze 40 godzin) trzeba było poczekać aż do przełomu lat 70. i 80., gdy wolne soboty zaczął wprowadzać Gierek, a postulat podjęła Solidarność.

Polityka 21.2018 (3161) z dnia 22.05.2018; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Krótsza praca, ta sama płaca"
Reklama