Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Nikt nigdy się nie dowie

Dlaczego Judyta zabiła Lenę

Ból fizyczny przykrywa ten drugi, straszniejszy. Równoważą się. Ból fizyczny przykrywa ten drugi, straszniejszy. Równoważą się. Mirosław Gryń / Polityka
W latach 2015 i 2016 w Polsce odebrały sobie życie 11 093 osoby, w tym 1029 dzieci i młodzieży. Oto jeden z najbardziej dramatycznych przypadków.
Zwykle próbują – czy dadzą radę, jak boli: kilka płytkich cięć. Dopiero po nich – ostateczne.Mirosław Gryń/Polityka Zwykle próbują – czy dadzą radę, jak boli: kilka płytkich cięć. Dopiero po nich – ostateczne.
W najtajniejszej głębi serca samobójca ma promień nadziei, że ktoś go uratuje.Mirosław Gryń/Polityka W najtajniejszej głębi serca samobójca ma promień nadziei, że ktoś go uratuje.

Rankiem 22 lutego blisko plaży szedł spacerowicz. Zobaczył wystające na ścieżce nogi w spodniach. Zaczął krzyczeć do dwóch innych spacerujących, żeby dzwonili na policję, on nie wziął komórki. Dziewczyna Judyty leżała na wznak. Miała czarne spodnie, czarną bluzę i tego koloru czapkę zsuniętą z czoła aż do linii ust. Bluza była rozpięta. Na podkoszulku w okolicy wątroby widać było krew. Obok ciała leżały rozrzucone różne rzeczy. Spacerowicze niczego nie dotykali. Przyjechała policja. Samobójstwo? Rzadko bywa, że ludzie pozbawiają się życia ciosem w brzuch. A jeśli już – to zawsze odsłaniają przed ciosem ciało.

Zwykle próbują – czy dadzą radę, jak boli: kilka płytkich cięć. Dopiero po nich – ostateczne. Dziewczyna dostała silny cios przez podkoszulek. Miała jedną ranę.

Śledztwo trwa trzy miesiące. Przesłuchują ciągle nowych typowanych. Już ponad setka. Nudne, żmudne śledztwo. Krok po kroku. Przy zwłokach żadnych śladów. Zrobił to perfekcjonista, działał w rękawiczkach, z namysłem, nie chaotycznie. Nurkowie przeszukują dno morza przy parku. Dziesiątki policjantów przeczesują teren.

W ruch idzie informatyka śledcza – setki zapisów z komputerów, laptopów, wiadomości tekstowych i połączeń telefonicznych. Specjaliści od analizy śladów krwi, DNA, gleby pod ciałem, toksykologii, psychiatrzy, psychologowie. Bez rezultatów.

1.

Wybrały dzień. Sobota, 21 lutego. Bez znaczenia, że ten. Może, że oczko, łatwo zapamiętać. Nie tyle wybrały, co Judyta sama. Blisko morza. Drzewa, krzaki, piasek. Wieczorami, zimą, rzadko kto tam zagląda. W piątek 20 lutego Lena przyniosła Judycie swoją bluzę, spodnie, rękawiczki i buty. Są potrzebne, żeby zmylić śledczych.

On wie. Wykradł mi to z umysłu – panikuje Lena dzień, może kilka, przed śmiercią. On – dyrektor liceum. Młody i przystojny. Lena zbiera jego zdjęcia, rozważa, co w szkole robi, co mówi. Robią mu z Judytą psikusy – a to wymontują klamkę z drzwi, a to wieszają zabawne, czasem kąśliwe uwagi. Traktuje je pobłażliwie, ot, żarty.

Lena może i skrycie podkochuje się w dyrektorze, ale w to nikt by nie uwierzył. Koleżanki mają chłopaków, jeszcze rok, półtora i odbiorą dowody osobiste. Ona nie. Aseksualna – mówią. Spotykała się z kimś spoza szkoły, ale chłopak mówi, że tylko po to, żeby razem jeździć rowerami do upadłego. Wysoka. Śliczny, łagodny uśmiech. Nie za szczupła, ale nie tłuszcz. Same mięśnie. Od roweru, boksu, sztuk walki. Przez cały rok zrośnięta z rowerem, nie zważając na pogodę, jeździ z domu do szkoły i z powrotem trzydzieści parę kilometrów w jedną stronę. Na lekcji wbija sobie igłę w palec. Dzień przed śmiercią na przerwie w szkole prosi koleżankę, żeby jej wprowadziła wenflon w żyłę. Koleżanka nie pyta, po co, dlaczego, nie umie, męczy się, Lena podpowiada, jak to ma robić. Nikt nie pyta.

Jakby ją nie bolało. Edwin Schneidman, twórca amerykańskiej nauki o samobójstwie – suicydologii – pisze, że człowiek, który chce umrzeć, staje się mniej wrażliwy na fizyczny ból.

2.

Lena nosi zwykle spodnie koloru khaki, czarne dżinsy albo mundur, bo chodzi do klasy wojskowej. Krótko przed śmiercią ścina włosy i maluje je na czarno. Pobrzydza się. Nie lubi swego ciała. Matka powiedziała, że Lena urodziła się z gwałtu. Mama czasem mówi Lenie, że jej nie kocha. A ona, że nienawidzi. Nie byłyśmy sobie bliskie, przyznaje matka. Lena przenosi się w końcu do dziadków – rodziców matki. Najbliżsi ludzie. Mówią o niej Lenka, dziecko; babcia przez rok po jej śmierci musi brać proszki.

W szkole Lena siedzi w ławce sama. Nie znosi dotyku. Gdy ją ktoś dotknie przypadkowo albo serdecznie, sztywnieje, cofa się. Klasa o tym wie. Uważają. Schneidman pisze, że zagrożeni samobójstwem często tak mają: nie dotykaj mego ciała, jest obce. Nie dość kochane, przytulane, głaskane, całowane w pierwszych miesiącach i latach, gdy w mózg wdrukowują się pieczątki na całe późniejsze życie. Wychowawczyni klasy słyszy, jak Lena rozmawia przy niej z matką przez telefon. Oschle, z niechęcią. Wychowawczyni mówi, że matka o nią dba. Przychodzi do szkoły na wezwania. Lena wolałaby, żeby przychodzili dziadkowe, ale wychowawczyni wyjaśniła im, że nie są opiekunami prawnymi, więc nie może z nimi o Lenie rozmawiać. Tylko z matką. Takie są przepisy.

Prócz dziadków najbliższy Lenie jest rower. Na rowerze znika obcość ciała. Znajduje sprzymierzeńca. Symbiotyczną więź z metalową osobą. Jeździ rowerem nałogowo po szlakach rowerowych i jak się da, na przełaj. Wszyscy w szkole wiedzą, że Lena kocha rower. Nie lubi, tylko kocha.

Krótko przed śmiercią Lena robi przedstawienie dla chorych dzieci. Udziela się w hospicjum. Nie pomaga chorym bezpośrednio, musieliby ją dotykać. Organizuje akcje i urządza pomocowe zbiórki. Przedstawienie szykuje z koleżanką. Lubi pomagać. W piątek, w przeddzień śmierci, oddaje w szkole nakrętki od butelek na rzecz niepełnosprawnego dziecka. Z nakrętek otrzymuje się cenne tworzywo.

Na przedstawieniu, może w przerwie albo gdy się skończyło, Lena pyta nagle koleżankę – nie jakąś bliską – co by zrobiła, gdyby ją, Lenę, ktoś zabił. Czy przyniosłaby jej czarne róże i koła rowerowe na grób. Lena pyta poważnie, ale koleżanka myśli, że to żart.

Na obozie szkoleniowym – klasa czasem na nie jeździ – rozmowa między dziewczynami schodzi na to, jak skutecznie się zabić. Któraś mówi, że można otruć się tabletkami. A Lena, że to może się nie udać. Najlepiej zabić się ciosem noża w brzuch, celując w wątrobę. Następuje szybki krwotok wewnętrzny. Zawsze miała ze sobą nóż, w domu – kilka. Uczyła się w wojskowej klasie. Stąd noszenie noża nie było niczym dziwnym. Inni też mieli noże i czasem nosili. Koleżanki uznają, że Lena tak tylko sobie mówi z tą wątrobą. Zaczynają się śmiać i mówić o czymś innym. Ci, którzy chcą się zabić, prawie zawsze o tym mówią innym. Robią próby.

W pierwszej klasie liceum Lena na przerwie zaczęła się słaniać na nogach, zbladła i nie mogła mówić. Uznano, że jest naćpana. Nie była narkomanką. Jeśli już, mogła czegoś się nałykać poza szkołą. To była próba, sądzi biegły. Naiwna i rozpaczliwa. Ginę, zróbcie coś, żebym nie ginęła. Często nie potrafiąc powiedzieć wprost, dają znaki. Rozdają swoje rzeczy, zwracają pożyczone książki. Samobójstwo można przewidzieć – twierdzi Schneidman – to nasz wielki atut. Jeśli się ma uszy do słuchania i wiedzę, można.

3.

Wiesz, co między nami jest najlepsze? – pyta Lena Judytę. Że jesteśmy wobec siebie zajebiście szczere. Lena nie musi niczego przed Judytą udawać. I odwrotnie. Na przykład, że Lena nie lubi gejów i lesbijek. A Judyta jest lesbijką. Ma dziewczynę w młodszej klasie. Nikt im nie dokucza. Jedni mają chłopców, inni dziewczyny. OK. Ale Judyta nie stroni też od chłopaków. Mówi się, że jest biseksualna.

Judyta i Lena przylgnęły do siebie już w pierwszej klasie. Żaden seks. Nic takiego. Jedna schiza podzielona na dwie jest łatwiejsza do zniesienia, mówi Judycie Lena. Na każdej przerwie są razem. W pustej szkole godzinę przed lekcjami też. Pogadać. Jedyne okupantki, żartują. Kiedy lekcje się kończą, Lena zostaje w szkole, ile się da. To tu, to tam. Najlepiej w bibliotece. Czasem nawet w czasie lekcji.

Pytała, czy może paniom bibliotekarkom w czymś pomóc. Na przykład zdjąć wystawę o żołnierzach wyklętych. Siedziała skulona w kucki. Trochę z nią pogadały. Coś o niej wiedziały, ale nie za wiele. Terapeuta kazał ci się otwierać na ludzi, więc będę twoim królikiem doświadczalnym, żartowała bibliotekarka.

Jakie miałaś życie? – pyta Judyta. Do siódmego roku było gówniane, odpowiada Lena. Potem super – ustawki, treningi, zaczepianie policji. Od trzech lat znów jest gówniane, bo matka wróciła. A Judyta: moje pojebane było zawsze.

Choć nie dokuczał jej ani głód, ani chłód. Matka wyszła za mąż. Ojczym dał Judycie nazwisko. Urodził się brat. Matka się rozwiodła. Miała różne związki. Ostatni wygląda na trwały. Ale nadużywa. Judytę to gniewa, ale sama czasem popija. Przy okazjach.

Matka mojej dziewczyny, żali się Judyta, zauważyła, że niczego nie jem, a moja – wcale. Potrafi nie jeść przez tydzień, tylko płyny. Czasem mdleje. Do niedawna otyła, schudła 30 kilo. – Wyglądasz jak wiór, martwi się Lena, tracisz mięśnie. Judyta: jedzenie nie jest mi do niczego potrzebne.

Na lekcji rozdziobuje cyrklem ranę na ręce. Wzywają matkę. Szkoła jest w błędzie. Córka nie okalecza się. Jest pod kontrolą. I nie ma anoreksji – wyjaśnia matka. Szkoła każe Judycie iść do psychologa. Nie chce. Lena ją namawia: nie musisz się odzywać. Ona będzie ględzić, a ty wystarczy, że posiedzisz. I szkoła się odczepi. Judyta wyobraża sobie pytania. Jaki jest twój problem? Nie mam, tylko chwilowe niedostatki. Jak chcesz je rozwiązać? Nie czuję potrzeby, żeby je rozwiązywać. Nie lubię, jak ktoś chce mnie zmieniać. Szkoła mnie zmusiła do spotkania z panią, to korzystam, bo nie muszę być na kartkówce z matmy.

Cztery dni przed śmiercią Leny pedagog podchodzi do niej i do Judyty. Są w dość dobrym nastroju. Trzy dni przed też na przerwie: co nowego, czy wszystko OK? Mówią, że OK. Dwa dni przed: czy zdrowe? Zdrowe. Dzień przed: Judyta nie przyjmuje żadnej pomocy. Pedagog wciska jej kartkę z namiarami na punkty pomocy i instytucjami kryzysowymi. Bierze.

Szkoła robi, co może i umie. Wysyłają Lenę do poradni psychologicznej w mieście. Sesje będą raz w tygodniu. Pierwszy etap terapii ma zapobiec wybuchom gniewu i zamykaniu się Leny w sobie. Drugi – jak lepiej wypadać na forum klasy. Terapeuta nie wie, czy Lena miała skłonności samobójcze. Gdyby wiedział, wezwałby pogotowie. Nie dostrzegł depresji. Nie wie, czy była szczera. Dopuściła go do rozmów o sensie życia, ale czy to było głębokie – nie wie. Trzy miesiące przed śmiercią Lena zrezygnowała z terapii. Gdyby terapeuta uznał, że dalsza by jej pomogła, zaleciłby przedłużenie.

4.

W dzień śmierci, 21 lutego, Lena umawia się z koleżanką z klasy Kamilą na wykład z chemii na uniwersytecie, otwarty dla chętnych słuchaczy. Wsiada z rowerem do pociągu. Jedzie już nim Kamila. Rower przypina przed wejściem do uczelni. Rejestruje ją kamera. Nie musi się jeszcze przed nią ukrywać. W szkole wiedzą, że chemia jest drugą po rowerze pasją Leny. Czyta książki, robi w domu doświadczenia, raz coś jej wybuchło, uszkodziła sobie oko. Jeśli nie wyższe studia wojskowe, to po maturze ma iść na chemię albo medycynę wojskową. Nie ma żadnych problemów z nauką.

Siedzi na wykładzie z Kamilą i z nauczycielką chemii w szkole. Notuje wykład na kartkach. Zabierze je na miejsce śmierci. Znajdą je śledczy. Jest spokojna. Nauczycielce nic szczególnego nie rzuca się w oczy. W szkole też nie. Bardzo zdolna dziewczyna, inteligentna, z dużą wiedzą z chemii. Nie rozmawia z uczniami na tematy prywatne. Niczego o Lenie nie wie. Niczego niepokojącego. Wychowawczynię Leny najbardziej niepokoiło, że uczennica jeździ cały rok na rowerze.

Po wykładzie Lena odprowadza Kamilę do pociągu. Chce jeszcze pojeździć. Oddaje koleżance odżywki i białka. Nie będą jej potrzebne. Kamila wie, że lekarz – to było parę dni przed – zabronił Lenie jeżdżenia na rowerze. I żadnych ciężkich ćwiczeń, boksów, sportów. Zwyrodnienia w kręgosłupie. Lena płacze. Moje życie jest skończone, mówi babci.

W przeddzień śmierci Lena wyrzuca ze swego pokoju w mieszkaniu matki niepotrzebne papiery i rzeczy, sprząta piwnicę. Matka kłóci się z Leną. Może dlatego, że córka woli mieszkać z dziadkami niż z nią, może o coś innego. Nie jest bez serca. Śmierć Leny przypłaciła ciężką depresją i leczeniem w psychiatryku.

Lena wraca na uczelnię, odpina rower. Wchodzi do sklepu, niczego nie kupuje. Wciąż prowadzą ją miejskie monitoringi: czarna postać na jasnym rowerze. Dzwoni do dziadków. Jeździ rowerem, wróci późnym wieczorem. Kiedyś powiedziała wychowawczyni, że póki żyją dziadkowie, jej się nic nie stanie. Czy coś w tym sensie. Nauczycielka zatelefonowała z tym zdaniem do terapeuty. Pewnie o tym z Leną rozmawiał. Teraz dziadkowie znikają z myśli. Lena wchodzi w samobójcze odrętwienie. Bliscy przestają się liczyć. Wszystko przestaje. Jeszcze robi się to, co zwykle, jak z automatu. Ktoś przed wykopaniem stołka spod nóg wyciera kurze w pokoju. Wyprowadza psa. Wypełnia głupią ankietę. Pilnie notuje wykład z chemii, choć ta chemia już psu na budę. Zwęża się pole umysłu. Odrętwienie, stępienie, nierealność, tym większe, że wypiła mieszaninę środków przeciwbólowych.

Idzie na spotkanie z Judytą i dziewczyną spoza szkoły, Bogną, której prawie nie zna. Obie czekają na nią na ławce. Judyta powiedziała Bognie, że Lena chce się zabić. Każdy ma do tego prawo. Judyta, przyjaciółka, chce jej w tym pomoc. Bogna też powinna. Niech siedzi na ławce i telefonuje z jej komórki do znajomych. Da Judycie alibi.

Judyta mówi Bognie, że Lena nie chce, żeby dziadkowie dowiedzieli się, że zadała sobie śmierć. Dlatego to ma wyglądać na morderstwo. Choć i tak długo nie pożyją, są beznadziejnie chorzy. Bogna nie wie, że Judyta kłamie. Dziadkom nic nie jest. Lena połknęła specyfiki, żeby się do reszty ogłuszyć i żeby nie bolało. Wie, że śledczy je w niej znajdą.

Bogna zgadza się. Uważa Judytę za przyjaciółkę, zrobi to dla niej. Judyta wkłada bluzę, spodnie i buty od Leny. Żadnych mikrośladów. Wkłada rękawiczki. Żadnych linii papilarnych, żadnego DNA.

Judyta jedzie na miejsce rowerem Leny. Bogna ma czekać na ławce z komórką. Po godzinie wraca. Bogna widzi, że jest pobudzona, ma rozszerzone źrenice, szybko mówi. Jakby w euforii. Cienia żalu, grama łez. Lena dała jej nóż – ząbkowany, z ozdobami na rękojeści. Nasunęła sobie czapkę do linii ust i włożyła do buzi rękawiczki. Mogła też to zrobić Judyta. Była panią jej ostatnich chwil – odrętwiałej, półprzytomnej. Miała nad nią władzę. W poniedziałek Lena była umówiona na rozmowę z dyrektorem szkoły. Obiecała komuś pożyczyć notatki, komuś pomóc w chemii. Zamówić miejsca w schronisku w górach, miały tam jechać z Kamilą, cieszyły się z wyjazdu, wciąż o tym mówiły. Może w ostatniej chwili próbowała zrobić unik, cofnęła się.

W najtajniejszej głębi serca samobójca ma promień nadziei, że ktoś go uratuje. Nie chce umrzeć. Chce się tylko uwolnić od psychicznego bólu nie do wytrzymania. Jeśli on jest do wytrzymania, żyje się dalej. Tyle że nieszczęśliwie, pisze Schneidman.

Judyta powiedziała Bognie, że Lena nie dała rady porządnie wbić sobie noża w wątrobę. Stojąc za jej plecami musiała go dopchnąć. Lena jęknęła i poleciała w tył. Dostała dreszczy. Judyta poczekała, aż umrze. Wyjęła nóż z ciała. Rozrzuciła rzeczy Leny z torby, żeby wyglądało na plądrowanie. Wróciła rowerem do ławki. Przebrała się w swoje rzeczy zostawione przy Bognie. Rzeczy Leny spaliły. Rower zostawiły przy śmietniku. Buty i nóż rzuciły na dach garażu. Policja ich nie znalazła. Bogna pokazała w śledztwie, gdzie są.

5.

W szpitalu psychiatrycznym, do którego na obserwację trafiła Judyta, pod wieczór, na ławce siedzą ona i Ada, uczennice liceum, pacjentki. Ada pyta koleżankę o listę przeznaczonych do zabicia. Mówi się, że ułożył ją Daniel i Judyta. Na liście są osoby z personelu i pacjenci.

Daniela, prawie 17-latka, wychowuje babcia. Babcie są najwierniejsze. Jeśli rodzice nie mogą, nie chcą, dziadkowie, a najczęściej babcia, borykają się z zaburzonym wnukiem, wnuczką. Babcia robi, co może i umie. Albo wnuk ląduje w domu dziecka.

Daniel miał próbę samobójczą, Ada też. Ada pyta Judytę, kiedy sobie siedzą na ławce o zmierzchu, dlaczego Daniel chce zabić wybrane osoby w psychiatryku. Ma żądzę mordu – mówi Judyta. Ada nie rozumie, co znaczy mieć taką żądzę. I wtedy Judyta mówi, co się stało w parku blisko morza.

Policja jest bezsilna, mówi Adzie Judyta. Nikt nigdy się nie dowie, że to ona, Judyta, zabiła Lenę, przyjaciółkę. Prosi Adę o dyskrecję. Judyta ma w sobie coś takiego, że ludzie jej nie cierpią. Albo się fascynują i trudno im się z tego wyplątać. Ada jest w Judycie zakochana. Nie jest lesbijką. Strasznie chce być kochana. Mama pije i jest bezdomna, ojciec nie żyje. Ada ma za sobą cały repertuar – molestowanie, wódkę, przemoc. Po raz czwarty poszła do psychiatryka. Próba samobójcza. Trafiła do rodziny zastępczej, dobrych ludzi, ale gdy skończy 18 lat, już nie będą jej u siebie trzymać. Ada o tym wie.

Boi się. Mieszka z Judytą w jednym pokoju. Wciąż istnieje lista do zabicia. Mówi swemu lekarzowi, że to Judyta zabiła dziewczynę w parku. I Judycie, że wydała tajemnicę lekarzowi. I co on na to? – pyta Judyta. Nic, chyba go za bardzo nie obeszło. To spoko, mówi Judyta. Nikt nigdy się nie dowie.

Prasa pisze, że policjanci szukają roweru Leny i noża, którym ją uderzono. Ręce już sobie urobili i nie mogą znaleźć. Co zrobiłaś z nożem i rowerem? O tym ci, Ada, nie powiem, mówi Judyta, bo wypaplesz. Nigdy ich nie znajdą.

Ada zostaje głęboko zraniona. Judyta ją odtrąciła i związała się z Beatką, 16 lat. Wychowuje ją, a jakże, babcia. Mama nie chce Beatki. Pisze do niej esemesy, że nie są rodziną. Beatka uciekła do niej raz od babci, bo mama to jednak mama. Nie wpuściła córki do mieszkania. Beatka ma brata, który mieszka z matką. Nie może się z nim kontaktować. Mama nie pozwala. Beatka pożegnała się z klasą w swojej szkole. Powiedziała, że nie chce dłużej żyć. Tak znalazła się w psychiatryku.

Tnie się. Kiedy ból psychiczny i napięcie rozsadza wszystko w środku, co dla zdrowych jest nie do zrozumienia, cięcie po rękach i nogach przynosi ulgę. Ból fizyczny przykrywa ten drugi, straszniejszy. Równoważą się. Z czasem robią to nawykowo. Beatka też. Widziała, jak to robi Judyta. Nie umie się tak głęboko ciąć. Przeważnie płytko, tylko po skórze.

Przyszła do Beatki mama. A jednak. Przyniosła szklankę, zbiły ją i jest czym. W jadalni dają noże plastikowe i pilnie patrzą, żeby oddać z powrotem. Beatka pyta, czy Judyta mogłaby ją pociąć. Może. Tnie porządnie, jak siebie. Beatka jest wdzięczna. Też wie, jak zginęła Lena.

Michalina też wie. Obiecała Judycie, że niczego nikomu nie powie, ale za to Judyta ją w nocy udusi.

Na oddziale wszyscy, lekarze też, już wiedzą. W śledztwie po trzech miesiącach jest przełom. To było nieuchronne. Już nie małolaty, jeszcze nie dorośli, nie potrafią unieść tego, co zrobili. Chlapną coś, powiedzą prawdę, półprawdę. Prawie zawsze kolegom. Zrobili coś niezwykłego. Jak z kina akcji. Są kimś. Mają moc.

Judytę przesłuchują śledczy. Specjaliści rysują jej psychiczny portret. Odpowiada na pytania chłodno i z namysłem. Lena zabiła się sama. Ona była przy jej śmierci, żeby upozorować zabójstwo. Bo dziadek, były wojskowy, przeżyłby taką śmierć jak porażkę: taka słaba? Po Judycie nie widać żalu ani skruchy. Waży słowa, kontroluje wypowiedzi. Jakby główna rola w śledztwie i na rozprawie dowodziła, że jest silna, wyjątkowa, niezwykła – sądzą specjaliści. Piszą o niej gazety, mówi telewizja. Kwitnie.

6.

Szkoła omawia sytuację opiekuńczo-wychowawczą, stan w sytuacji kryzysowej. Odbywają się spotkania, konsultacje. Ustala się terminy zespołów kryzysowych. Zespół kryzysowy zamierza zaprosić mamę Judyty, żeby omówić ważne wnioski z zachowania córki na lekcjach, np. z rozdrapywania rany na ręce. Ma się odbyć odczyt na temat „Dziewczynki mogą być ważne”. Oferuje się uczniom pomoc pedagoga i psychologa z miejskiej poradni. Nikt się nie zgłasza.

Rodzice starający się o miejsce w szkole będą odtąd składali oświadczenia, że dziecko nie ma zaburzeń psychicznych ani choroby przewlekłej.

Gdy nadchodzi wiadomość, że Judyta została aresztowana wprost ze szpitala psychiatrycznego i podejrzewa się ją o zabójstwo Leny, szkoła przeżywa kolejny szok. Wszystkie działania kryzysowe trzeba było zaczynać od początku.

Judyta dostaje 11 lat za zabójstwo i trzy miesiące za pocięcie Beatki. Sąd skazuje Bognę na rok więzienia z zawieszeniem na cztery lata. W połowie kwietnia sąd apelacyjny utrzymał wyrok w mocy.

***

Imiona zostały zmienione. Korzystałam z książki „Samobójstwo – perspektywa psychologiczna” Anny Suchańskiej i Karoliny Krysińskiej.

Polityka 30.2018 (3170) z dnia 24.07.2018; Społeczeństwo; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Nikt nigdy się nie dowie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną