Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Prolajferzy go nie chcą. A kobiety pytają: dlaczego tylko jeden?

W miejskim gabinecie ginekologicznym wypisywane są recepty na tabletki „dzień po”, ale nie tylko. W miejskim gabinecie ginekologicznym wypisywane są recepty na tabletki „dzień po”, ale nie tylko. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Pierwszy miejski gabinet ginekologiczny bez klauzuli sumienia działa w Poznaniu. Przez niewiele ponad dwa miesiące odwiedziło go blisko tysiąc pacjentek.

Gdy prezydent Poznania zapowiadał utworzenie całodobowego gabinetu ginekologicznego finansowanego z miejskiej kasy, ściągnął na siebie gromy z jednego powodu. „Poznaniankom, które z niego skorzystają, nikt nie będzie prawił kazań, tylko udzieli koniecznej pomocy” – mówił. Środowiska prawicowe zarzuciły Jackowi Jaśkowiakowi, że chce ułatwić dostęp do tabletek „dzień po”, bo antykoncepcja awaryjna od ubiegłego roku dostępna jest wyłącznie na receptę. A wielu ginekologów odmawia ich wypisywania, zasłaniając się klauzulą sumienia. Jaśkowiakowi zarzucano także, że chce sięgnąć po głosy lewicowych wyborców, a po wyborach swoich obietnic nie spełni. Zarówno jedni, jak i drudzy się pomylili.

Czytaj także: Diagności z klauzulą sumienia? Pomysł senatorów PiS budzi wątpliwości

Gabinet ruszył z początkiem października. I owszem, wypisywane są tutaj recepty na wspomniane tabletki, ale nie tylko. Przynajmniej kilka pacjentek może teraz rozpocząć leczenie nowotworu, którego objawy wykryto właśnie w gabinecie. Gdyby nie ta darmowa pomoc ginekologiczna, stałoby się to dużo później albo wtedy, kiedy jest już za późno.

Wizyta za dwie godziny

Wszystkie pacjentki, z którymi rozmawiam przed gabinetem, mówią o czasie. – Zadzwoniłam dzisiaj, zaledwie dwie godziny temu, i właśnie skończyła się moja wizyta. Do mojego ginekologa terminy były na styczeń i luty przyszłego roku. A na prywatną wizytę przed świętami nie miałam pieniędzy – mówi 26-letnia Monika. I chociaż do lekarza przyszła z infekcją, to zaznacza, że ten czas jest ważny także w przypadku antykoncepcji awaryjnej. – W zeszłym roku byłam w takiej sytuacji. Następnego dnia wyjeżdżałam, szukałam ginekologa, ale żaden nie chciał mi przepisać recepty. A czas jest kluczowy – dodaje.

Monika zapewnia, że skorzysta z gabinetu, jeśli kolejny raz znajdzie się w sytuacji wymagającej natychmiastowej interwencji. – Dobrze, że ktoś robi coś takiego dla kobiet, które, jak wiemy, nie są w uprzywilejowanej sytuacji, bo zarabiają mniej i nie każdą stać na wizytę prywatną – podkreśla.

W poczekalni przed gabinetem jestem kilka razy, o różnych porach dnia. Nigdy nie widzę kolejki, ale nigdy też nie zdarzyło się, by było pusto. Gdy wchodzę, jedna młoda kobieta podchodzi do recepcji, a po chwili idzie prosto do gabinetu. Była umówiona na 18 i dokładnie o tej godzinie zaczyna wizytę.

Darmowy nie oznacza gorszy

Pytam o jakość pomocy, jaką kobiety otrzymują. Jak wiadomo, do rzeczy darmowych mamy podejście ostrożne, a zaufanie do publicznej służby zdrowia jest niewielkie. – Lekarka była bardzo miła, wszystko dokładnie wytłumaczyła. Nie poczułam się traktowana gorzej ze względu na to, że to darmowy gabinet – mówi 20-letnia Agata. – Lekarz udzielił mi odpowiedzi na wszystkie pytania. Czułam się komfortowo, a doświadczenia z ginekologami mam różne. Nie zawsze jest miło – opowiada kolejna 28-letnia Monika.

Od następnej rozmówczyni, również przed trzydziestką, słyszę odpowiedź na kolejne pytanie, które rodzi się, gdy obserwuję pacjentki w poczekalni. – Młodsze kobiety się przełamują, starszym może to iść wolniej. Pokutuje wpajane nam od zawsze powiedzenie: ginekolog to nie dentysta, nie trzeba chodzić często.

Na pewno nie pomaga podejście Kościoła. 25-letnia Dorota do gabinetu przyszła, bo skończyły jej się tabletki antykoncepcyjne. Na wizytę nie mogła czekać. – Dzisiaj zadzwoniłam i dzisiaj mnie przyjęli. Aż dziw, że taki gabinet jest tylko w Poznaniu. To powinno się zmienić – przekonuje.

Lublin, Katowice, Łódź – też chcą gabinetu

Miejski gabinet – jedyny taki w Polsce – prowadzi Fundacja Fanari. Jej prezes pytam o to, z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się kobiety. Wymienia infekcje, antykoncepcję i tabletki „dzień po”. – Zdarza się także, że przychodzą panowie. Mieliśmy pary, które razem przyszły na konsultację – mówi Magdalena Lewicka-Fanarakis. Prezes zwraca uwagę na przypadki wykrycia zmian nowotworowych u pacjentek. – W tak krótkim czasie wykrycie kilku zmian to duży sukces. Jedna pacjentka przyszła na zwykłą kontrolę, nie miała żadnych niepokojących objawów. Od razu wysłaliśmy ją na badania i skierowaliśmy do specjalistów – mówi. Zainteresowanie gabinetem ocenia jako duże. Pomysłem zainteresowały się także inne miasta. Do fundacji dzwoniono już z Lublina, Katowic i Łodzi.

O miejskim gabinecie mówił przed wyborami także Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy. Myślano o nim też w Gdyni, ale ostatecznie władze samorządowe nie podjęły inicjatywy. – Każdy taki pomysł ma zwolenników i przeciwników. Ale ten projekt jest sukcesem. Dużo pań do nas przychodzi, dziękują. Nie mieliśmy takiej sytuacji, że ktoś przyszedł się poskarżyć. Skończyło się na wpisach w internecie, które pojawiały się, kiedy gabinet jeszcze nie funkcjonował – mówi Lewicka-Fanarakis.

Czytaj także: Ordo Iuris chce tylnymi drzwiami wprowadzić zakaz aborcji i klauzulę dla farmaceutów

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama