Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Czy PiS zniszczy rosnącą akceptację dla osób LGBT+?

Roman Bosiacki / Agencja Gazeta
Fala aktów nienawiści i przemocy – taka będzie groźna konsekwencja przekonania wyborców, że osoby homoseksualne stanowią dla nich zagrożenie.

„Ręce precz od naszych dzieci” – dramatycznie wzywał na konwencji partii prezes Jarosław Kaczyński. Z walki z „seksualizacją dzieci” i rzekomego zagrożenia dla polskiej rodziny ze strony osób nieheteroseksualnych PiS uczynił „drugą nogę” swojej kampanii (pierwszą są obietnice socjalne).

5 proc. społeczeństwa

Zagrożenie mobilizuje elektorat, szczególnie elektorat PiS, który jest skłonny widzieć wszędzie niebezpieczeństwa. Strategia straszenia uchodźcami dobrze sprawdziła się w poprzedniej kampanii. Teraz uchodźców zastąpiły osoby LGBT, a pretekst dała warszawska Deklaracja podpisana przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego z PO. W szczególności zapowiedź wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół, i to według standardów WHO.

Czytaj także: Po co Warszawie Deklaracja LGBT+?

Czy PiS uda się przekonać wyborców, że osoby nieheteroseksualne stanowią dla nich zagrożenie? Jeśli tak się stanie, to konsekwencją może być podobna fala aktów nienawiści i przemocy, jaką się skończyło straszenie uchodźcami. A tu sytuacja jest o wiele groźniejsza, bo osoby LGBT+ to około 5 proc. społeczeństwa. 2 mln osób znalazłoby się w sytuacji zagrożenia, także fizycznego. A osoby nieheteroseksualne i tak są najbardziej pogardzaną i najczęściej atakowaną grupą ze wszystkich mniejszości w Polsce.

Badania pokazują, że ok. 70 proc. osób LGBT, do których udało się dotrzeć, doświadczyło różnych form przemocy z powodu swojej odmienności. Tyle samo procent nieheteroseksualnych dzieci i nastolatków ma myśli samobójcze. A tylko 26 proc. czuje się akceptowanych przez najbliższą rodzinę. Widać więc, że to nie osoby LGBT+ zagrażają – jak twierdzi PiS – polskiej rodzinie, ale antyhomoseksualna propaganda, która może pogłębić problem odrzucania dzieci przez rodziców z powodu ich orientacji.

Coraz więcej Polaków za związkami partnerskimi

Do tej pory akceptacja dla nieheteroseksualnej orientacji seksualnej i osób transpłciowych stale rosła. Podobnie rosła akceptacja dla ich postulatu uregulowania sytuacji prawnej związków jednopłciowych. Badanie CBOS z 2017 r. pokazało, że 16 proc. badanych uważa homoseksualizm za coś normalnego (dwukrotnie więcej niż w latach 2008–10). 24 proc. stwierdziło, że nie powinno się go tolerować.

Za tym, żeby pary jednopłciowe mogły publicznie pokazywać swój sposób życia, było 32 proc., przeciw – 62. 36 proc. opowiedziało się za legalizacją jednopłciowych związków partnerskich, 56 było przeciw (od 2011 r. spadek o 4 punkty). 30 proc. było za małżeństwami jednopłciowymi, 64 – przeciw. Za adopcją dzieci – 11 proc., przeciw – 84.

Natomiast tydzień temu w sondażu IPSOS dla OKO.press za związkami partnerskimi było 56 proc. ankietowanych, a przeciw – 38. 41 proc. zgodziłoby się na małżeństwa jednopłciowe, 54 proc. jest przeciw. Na adopcję dzieci godzi się 18 proc., nie godzi – 77.

Nawet jeśli sondaż wypadł zbyt optymistycznie dla osób LGBT+, to i tak od lat widać postępującą dla nich akceptację. To zapewne wpływ kultury masowej, w której takie osoby często się pojawiają, doświadczeń Polaków jeżdżących za granicę, informacji o licznych politykach z krajów europejskich, którzy są wyoutowanymi lesbijkami czy gejami, i zmian prawnych na świecie, gdzie nawet w krajach tak katolickich jak Hiszpania legalizuje się małżeństwa i związki jednopłciowe. Także wybór do parlamentu w 2011 r. Anny Grodzkiej czy Roberta Biedronia oswoił Polaków z myślą, że osoby LGBT+ są takimi samymi ludźmi w wymiarze społecznym, politycznym, moralnym czy po prostu ludzkim jak każdy.

Wreszcie pojawiające się badania nad „tęczowymi rodzinami” uświadomiły społeczeństwu, że wychowywanie dzieci przez osoby tej samej płci jest faktem. Szacuje się, że w takich rodzinach żyje ok. 50 tys. dzieci – najczęściej są to dzieci jednego z partnerów/partnerek. Ale też dzieci zaadoptowane przez takie pary za granicą.

PiS rozsiewa dezinformację

Czy antyhomoseksualna propaganda PiS odwróci ten trend akceptacji? Wątpliwe, bo jego elektorat i tak zawsze wyrażał niskie poparcie dla postulatów osób LGBT+ i niską tolerancję. Natomiast PiS może osiągnąć efekt wyborczy w postaci mobilizacji wyborców nastawionych sceptycznie lub nienawistnie do osób nieheteroseksualnych, którzy bez takiej sytuacji „zagrożenia” mogliby nie pójść do wyborów, uważając, że i tak sprawy idą w dobrym kierunku. I o to zresztą PiS chodzi.

Żeby ich przekonać, PiS manipuluje informacją. Straszy Koalicją Europejską, która – za pomocą warszawskiej Deklaracji LGBT+ – zamierza rzekomo „seksualizować dzieci”, i to w dodatku bez porozumienia z rodzicami, co narusza ich konstytucyjne prawo do wychowania dzieci. Manipuluje cytatem ze „Standardów Edukacji Seksualnej” WHO, że edukacja w wieku lat 0 do 4 powinna obejmować „radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbację w okresie wczesnego dzieciństwa”.

Cytat jest prawdziwy, ale nie chodzi, jak twierdzi PiS, o „naukę masturbacji”, ale o rozmawianie z dzieckiem o tym, co samo robi w tym wieku, naturalnie poznając swoje ciało. Kolejna manipulacja: że edukacja seksualna w szkołach, wprowadzona zgodnie z Deklaracją LGBT+, miałaby być obowiązkowa. Tymczasem żadne zajęcia dodatkowe nieobjęte zatwierdzonym przez MEN programem nie mogą być obowiązkowe. A samorząd terytorialny nie ma prawa wprowadzić do szkół zajęć innych niż dodatkowe.

Manipulacja informacją powoduje, że ludzie odrzucają Deklarację LGBT+. „Super Express” opublikował badanie, z którego wynika, że odrzuciło ją 54,6 proc., a 28,4 było za. Wcześniej jednak zadano im pytania, czy uważają, że naukę o seksie powinni przekazywać dzieciom przede wszystkim rodzice, i czy rodzice powinni wyrażać zgodę na nauczanie w szkole o seksie, czym zasugerowali, że deklaracja zakłada nauczanie wbrew woli rodziców.

Te manipulacje są teraz powoli rozplątywane, co zapewne sprawi, że część osób niechętnych Deklaracji się uspokoi. Wiele natomiast zależy do tego, jak intensywnie i agresywnie PiS będzie prowadził antyhomoseksualną propagandę. Jeśli będzie to robił tak jak w stosunku do uchodźców, to mogą się pojawić akty fizycznej agresji na osoby i na siedziby organizacji LGBT+. Wtedy PiS ryzykuje spadek poparcia, bo osoby o konserwatywnych, ale nie skrajnych, poglądach ataków fizycznych nie zaakceptują.

Inicjatywa po stronie Koalicji Europejskiej

W mediach pojawił się też list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego rodziców osób nieheteroseksualnych z organizacji My Rodzice. List pokazuje, że takie szczucie także zagraża dzieciom: nieheteroseksualnym, które też są „nasze”. I godzi w prawa rodziców do wychowania w duchu tolerancji i akceptacji odmienności:

„Nasze dzieci są, tak samo jak my, obywatelami Polski, są mniejszością w społeczeństwie. Są sensem i największą wartością naszego życia. (...) Przypisuje się im cechy wrogie dla społeczności i traktuje jak zagrożenie. Ale to nie nasze dzieci są zagrożeniem, tylko narracja, której Pan również ulega. (...) Pozbawia nas ona wpływu na wychowanie naszych dzieci zgodnie z naszą wolą i przekonaniami. (...) Od najmłodszych lat uczymy je empatii, szacunku dla innych, współpracy na rzecz społeczności. (...) Prawa obywatelskie naszych dzieci nie są »zachodnim nowinkarstwem«, przemijającą modą. To są żywi ludzie, którzy mają, jak każdy, jedną szansę na życie. A to życie można zniszczyć pomówieniem i złym słowem”.

Ten list ma siłę rażenia, bo odwraca argumenty PiS i odwołuje się do emocji solidarności z rodzicami krzywdzonych dzieci.

Za poprzednich rządów PiS zakazywał Marszów Równości w wielu miastach. W odpowiedzi w całym kraju ludzie wszelkich orientacji organizowali demonstracje przeciwko tym zakazom, a poparcie i akceptacja dla obecności osób LGBT+ i ich postulatów w przestrzeni publicznej znacząco wzrosła. Podobny efekt – wzrostu akceptacji dla zapłodnienia in vitro – osiągnięto po kampanii PiS i Kościoła katolickiego, w której o dzieciach z in vitro mówiono jako o „produktach z supermarketu”, które poznaje się po „bruździe na czole”.

Niewykluczone, że tak się stanie i tym razem, jeśli Koalicja Europejska nie wycofa się z poparcia dla warszawskiej Deklaracji LGBT+ i będzie konsekwentnie prostować manipulacje PiS.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną