JOANNA PODGÓRSKA: – Nie jest tak źle, jak się państwu zdaje? Z badań, których współautorem jest Instytut Spraw Publicznych wynika, że w Europie pod populistyczną wrzawą kryje się szerokie poparcie dla wartości liberalnych.
FILIP PAZDERSKI: – Badanie przeprowadzono w sześciu krajach: Francji, Niemczech, Grecji, Polsce, we Włoszech i na Węgrzech. Generalny wniosek jest taki, że Europejczycy nie są tak dużymi zwolennikami społeczeństwa zamkniętego, jak często się to prezentuje w debacie publicznej. Wyraźnie dominuje grupa, która za niezbędne uznaje cechy społeczeństwa otwartego. A pytaliśmy o wartości, na których opiera się Unia Europejska, wpisane w art. 2 traktatu unijnego, czyli wolność słowa, wolność religijną, ochronę praw mniejszości, uznanie dla różnorodności kulturowej. Poparcie dla takich wartości, jak wolność słowa i wolność mediów, oscyluje w tych krajach wokół 90 proc. Ale sytuacja nie jest tak jednoznaczna. Lubimy proste podziały: czarny – biały, zamknięci – otwarci, autorytarni – demokratyczni. Kiedy jednak przeanalizowaliśmy dokładnie odpowiedzi respondentów, okazało się, że ci sami ludzie raz wybierają wartości związane ze społeczeństwem otwartym, a raz zamkniętym.
Czyli to nie są dwa europejskie plemiona?
Nie. Grupa, która zdecydowanie popiera wartości związane ze społeczeństwem zamkniętym, nie uznaje równości nowo przybyłych, nie widzi potrzeby ochrony mniejszości, daje rządowi prawo do kontrolowania mediów itd., stanowi kilkuprocentowy margines. Sporo liczniejsza, ale też mniejszościowa jest grupa, która wybierała głównie wartości związane ze społeczeństwem otwartym. Dla przykładu, na Węgrzech to 18 proc., podczas gdy wartości społeczeństwa zamkniętego poparło tylko 6 proc.