Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Wszyscy niewinni

Zbrodnia w Miłoszycach wciąż czeka na wyjaśnienie

Ari Spada / Unsplash
22 lata po makabrycznej zbrodni w Miłoszycach wciąż nie wiadomo, kto zabił. Najpierw skazano Tomasza Komendę. Potem go uniewinniono. Teraz ruszył proces dwóch innych oskarżonych.
Po latach wyszło na jaw, że Tomasz Komenda był bity i zmuszany do zeznań.Mirosław Gryń/Polityka Po latach wyszło na jaw, że Tomasz Komenda był bity i zmuszany do zeznań.
Wersję Tomasza Komendy potwierdzali liczni świadkowie, którzy spędzili z nim noc sylwestrową, ale sąd nie dał im wiary. Klamka zapadła.Mirosław Gryń/Polityka Wersję Tomasza Komendy potwierdzali liczni świadkowie, którzy spędzili z nim noc sylwestrową, ale sąd nie dał im wiary. Klamka zapadła.

Dowodów nie przybyło. Kody DNA pobrane z włosów i krwi, odciski palców na butelkach, ślady butów, ugryzienia na ciele ofiary, na podstawie których zrobiono odcisk zębów domniemanego sprawcy, ekspertyza osmologiczna, no i zeznania świadków. To właśnie te dowody pogrążyły w oczach sądu Tomasza Komendę. Dopasowano do niego DNA z jednego z włosów, badanie zapachowe i ślady zębów. Na jego udział w zabójstwie wskazała też jedna z mieszkanek Wrocławia, sąsiadka babci podejrzanego, i 16-latek z Miłoszyc. Po 18 latach, które skazany spędził za kratami, bańka pękła, niezbite dowody zostały skutecznie podważone. Materiał DNA niewłaściwie zbadano, a zapach i zęby mogły należeć zarówno do Komendy, jak i do innych osób. No i ci, którzy obciążyli go zeznaniami, nie przeszli badania wariograficznego – kłamali. Tomasz Komenda wyszedł na wolność.

Teraz te same kody genetyczne, ślady po ugryzieniu, zabezpieczone zapachy, no i zeznania świadków będą dopasowywane do Norberta Basiury (wyraził zgodę na podawanie danych) i Ireneusza M. Obaj nie przyznają się do winy. Prokurator, który ich oskarża, ujawnia jednocześnie, że ława oskarżonych jest niepełna, brakuje na niej przynajmniej jeszcze jednego podejrzanego. Kogo – nie wiadomo.

Dziwna to sprawa, kiedy jeden proces skończył się prawomocnym skazaniem, a potem nadzwyczajnym uniewinnieniem, a po wielu latach ruszył nowy proces z nowymi oskarżonymi, chociaż śledztwo nadal trwa i ława oskarżonych wciąż czeka na zapełnienie. W kręgu podejrzanych pozostaje pół wsi Miłoszyce i mieszkańcy okolicznych miejscowości. Tak było zresztą od samego początku, kiedy w pośpiechu do zbrodni dopasowywano potencjalnych sprawców.

Gówniarz wciąż zmieniał wersje

31 grudnia 1996 r. 15-letnia Małgosia ubłagała rodziców, aby pozwolili jej pójść z koleżanką na imprezę sylwestrową do dyskoteki Alcatraz w Miłoszycach. To zaledwie kilka kilometrów od ich domu w Jelczu-Laskowicach. Już nigdy nie wróciła. Następnego dnia, 1 stycznia 1997 r., znaleziono jej obnażone zwłoki za stodołą w obejściu rodziny R. Padła ofiarą brutalnego gwałtu i pobicia. Stwierdzono, że zmarła na skutek wykrwawienia i wychłodzenia organizmu. Tamtej nocy mróz sięgał 16 stopni poniżej zera.

Na pierwszego podejrzanego wytypowano 16-letniego Krzysztofa K. Świadkowie widzieli, jak całował się z Małgosią, a potem opiekował się dziewczyną, kiedy wyszła z budynku dyskoteki. Prawdopodobnie była pijana, zataczała się i wymiotowała. Chłopak cały czas jej towarzyszył.

Krzysztofa K. pierwszy raz przesłuchano pięć dni po zbrodni. Przyznał się do gwałtu. Miał zaprowadzić dziewczynę na posesję rodziny R. i tam, za stodołą, odbyć z nią stosunek wbrew jej woli. Wykonał rysunek, na którym zaznaczył miejsce gwałtu, ułożenie ciała i inne szczegóły. Rysunek był zgodny ze szkicem sytuacyjnym wykonanym przez techników policyjnych. Ale potem Krzysztof zmienił zeznanie – nie zgwałcił, ale przekazał Małgosię mężczyźnie, który przedstawił się imieniem Irek i oświadczył, że jest jej bratem. Po przesłuchaniu Krzysztofa K. przewieziono do szpitala, gdzie stwierdzono u niego obrzęk mózgu. Jak wykazało postępowanie, przesłuchujący policjant uderzył go w tył głowy. Funkcjonariusz nawet się nie wypierał. Uderzył, bo gówniarz wciąż zmieniał swoje wersje, trudno było spokojnie to wytrzymać. Policjanta za ewidentne, delikatnie mówiąc, przekroczenie uprawnień nie ukarano.

Badanie wariografem wykazało, że Krzysztof K. kłamał jak najęty. Mogło to być okolicznością obciążającą, ale stało się odwrotnie – nie postawiono mu zarzutów. To on później obciążył Tomasza Komendę, twierdząc, że rozpoznaje w nim mężczyznę, który feralnej nocy obejmował Małgosię.

Komenda trafił się śledczym trochę przypadkowo. Kiedy w mediach pojawiły się portrety pamięciowe domniemanych sprawców zbrodni w Miłoszycach, Dorota P., dawna sąsiadka babci Tomasza Komendy, zgłosiła się i oznajmiła, że na tych portretach rozpoznaje Tomka i jego przyrodniego brata. Dzięki jej zeznaniom do zbrodni dopasowano Tomasza, pominięto natomiast jego brata. Dlaczego? Być może z powodu łatwości, z jaką udało się zmusić Tomka do przyznania się do winy. Po latach wyszło na jaw, że podobnie jak Krzysztof K. był bity i zmuszany do zeznań.

Jego proces toczył się w 2003 r. W sądzie upierał się, że jest w tę sprawę wrobiony, ma przecież niezbite alibi, sylwestra spędzał w domu rodzinnym we Wrocławiu, nigdzie stamtąd nie wychodził. Potwierdzali to liczni świadkowie, którzy spędzili z nim noc sylwestrową, ale sąd nie dał im wiary. Klamka zapadła.

Dopiero po latach wszystko się odwróciło i Tomasz Komenda został uniewinniony przez Sąd Najwyższy, teraz walczy o odszkodowanie i zadośćuczynienie.

Jego miejsce jako sprawcy gwałtu ze szczególnym okrucieństwem błyskawicznie zajęli dwaj nowi podejrzani. Niemalże z biegu zostali oskarżeni, a sprawa trafiła do sądu. Tak jakby prokuratura chciała przykryć błędy tamtego śledztwa szybkim sukcesem.

Nieznajomi wspólnie i w porozumieniu

Norbert Basiura feralnej nocy z 31 grudnia 1996 r. na 1 stycznia 1997 r. pracował w dyskotece Alcatraz w Miłoszycach jako ochroniarz. Miał ok. 19 lat. Później ożenił się i dzisiaj jest przykładnym ojcem, pracuje jako strażak. Twierdzi, że współoskarżonego Ireneusza M. wtedy nie znał.

Z kilku źródeł wiadomo, że Basiura podejrzewał o udział w zbrodni Marcina Ł., syna lokalnego biznesmena. Mówił o nim kilku osobom. Zaraz potem zaczepili go, kiedy na przystanku czekał na autobus, dwaj mężczyźni. Grozili mu i próbowali siłą wciągnąć do samochodu.

Wezwał policję i zaraz nadjechał radiowóz. Napastnicy, o dziwo, nie uciekli. Wdali się w rozmowę z policjantami, po czym odeszli. Później okazało się, że byli to też policjanci, ale po cywilnemu. Basiura złożył doniesienie w prokuraturze, a ta stwierdziła, że rzekomi napastnicy to funkcjonariusze prowadzący działania prewencyjne. Być może grozili mu śmiercią, ale „nie było uzasadnionej obawy, że ta groźba zostanie spełniona”.

Norbert Basiura został aresztowany pod koniec 2018 r. Po analizie materiałów śledczych porównano jego DNA z materiałem zabezpieczonym w 1997 r. i stwierdzono zgodność (podobnie jak wcześniej w przypadku Tomasza Komendy i wspomnianego 16-letniego Krzysztofa K.). Po kilku miesiącach sąd zmienił mu środek zapobiegawczy na wolnościowy, gdyż uznał, że nie ma obawy matactwa. Za kratami przebywa natomiast drugi oskarżony Ireneusz M. Odbywa wyrok za dokonanie kilku gwałtów.

Na dyskotekę w Miłoszycach dotarł rowerem. Wcześniej pokłócił się z żoną i postanowił, że sylwestra spędzi bez niej. Po drodze kupił trzy flaszki wódki. Po dotarciu na miejsce schował alkohol w śniegu przy posesji rodziny R. – tam następnego dnia znaleziono zwłoki Małgosi.

Ireneusz M. bawił się w lokalu, często wychodził z przygodnie poznanymi mężczyznami, aby napić się wódki pod płotem rodziny R., i wracał do dyskoteki. Nic nie wskazuje na to, że tamtej nocy nawiązał jakiś kontakt z ochroniarzem Norbertem Basiurą – nie pili razem wódki, nie rozmawiali, być może się nawet nie widzieli. Nic dziwnego, zważywszy, że na imprezie bawiło się kilkaset osób, a oni wcześniej nigdy się nie poznali. Tylko jak wytłumaczyć fakt, że ci dwaj nieznajomi później „wspólnie i w porozumieniu wraz z przynajmniej jeszcze jednym nieustalonym mężczyzną” podali dziewczynie substancję, po której straciła świadomość, następnie dokonali gwałtu ze szczególnym okrucieństwem i pozostawili ofiarę, aby się wykrwawiła i zamarzła?

W pierwszym etapie śledztwa, po znalezieniu zwłok Małgosi, Ireneusz M. był przesłuchiwany, jak wielu innych gości dyskoteki. Zeznał, że nie znał ofiary, natomiast szczegółowo opisał wygląd jednej z dziewczyn z dyskoteki. Zwróciła jego uwagę, bo namiętnie całowała się z jakimś chłopakiem. Leżeli przy scenie i nie krępowali się obecnością innych. Dla śledczych było jasne, że Ireneusz M. opisywał wygląd i zachowanie Małgosi. Wtedy nikogo nie zastanowiło, dlaczego akurat ją zapamiętał i z detalami relacjonował, jak wyglądała i się zachowywała.

Dopiero po 20 latach wrocławski policjant analizujący akta śledcze zwrócił uwagę, że w swoich zeznaniach Ireneusz M., opisując detale dotyczące garderoby dziewczyny, oświadczył, że na stopach miała skarpetki w charakterystyczne wzory. Policjant doszedł do wniosku, że mężczyzna nie mógł widzieć tych skarpetek, kiedy przyglądał się parze obściskującej się przy scenie. Małgosia miała takie skarpetki, ale ukryte pod rajstopami. Zostały odsłonięte już za stodołą, gdzie ją zgwałcono, a sprawcy zdarli z niej rajstopy. Teraz to zeznanie sprzed lat jest dowodem przeciwko Ireneuszowi M. Drugim jest jego czapka, którą znaleziono na miejscu zbrodni (on twierdzi, że zabrano ją po latach z jego domu podczas przeszukania).

Pierwszą rozprawę przełożono, bo okazało się, że obrońca jednego z oskarżonych reprezentuje w innej sprawie ławniczkę wyznaczoną do składu. Podczas kolejnego posiedzenia prokurator odczytał akt oskarżenia i złożył wnioski dowodowe m.in. o przesłuchanie 133 świadków i odczytanie zeznań kilkuset innych. To zapowiada, że proces nie zakończy się szybko.

Podczas tej rozprawy zaczął składać wyjaśnienia Ireneusz M. Podobnie jak współoskarżony zaprzeczył swojej winie i jakiemukolwiek udziałowi w zbrodni. Podkreślił, że podczas śledztwa kilkakrotnie pobierano od niego materiał do badań DNA oraz odcisk szczęki i nie znaleziono nic, co wskazywałoby na udział w gwałcie. Wtedy wykluczono go z grona podejrzanych i nie rozumie, dlaczego teraz siedzi na ławie oskarżonych. To niemożliwe, aby postawiono mu zarzuty wyłącznie z powodu jakichś skarpetek.

Chcę wam spojrzeć w oczy

Prokuratura upiera się, że ma w garści mocne dowody, ale w gruncie rzeczy nie wiadomo, jak oceni je skład sędziowski. Po wpadce z Tomaszem Komendą każdy sąd zajmujący się nową odsłoną procesu o zbrodnię sprzed 22 lat będzie dmuchał na zimne. Obrona bez wątpienia postawi pytania o innych podejrzanych – dlaczego ich nie objęto zarzutami. To cały szeroki krąg osób, które tamtej nocy były blisko 15-letniej Małgosi, rozmawiały z nią, kręciły się przy niej, zachowywały się podejrzanie, a potem coś próbowały ukryć.

Na sali sądowej siedzieli rodzice dziewczynki. Kiedy sądzono i skazywano Tomasza Komendę, matka i ojciec Małgosi uwierzyli, że to on śmiertelnie skrzywdził ich dziecko. Kiedy go uniewinniono, nie chcieli uwierzyć, że tak łatwo sprawca może stać się ofiarą. Teraz patrzą na tych, których wytypowano w drugiej kolejności, i słyszą skierowane do nich słowa Ireneusza M.: „Jestem niewinny i chcę wam spojrzeć w oczy. Rozumiem wasz ból”. Ojciec ofiary mówi: „Jest mi przykro, że musimy tego wysłuchiwać. Niby wszyscy są niewinni”.

***

PS Korzystałem m.in. z książek Ivo Vuco „Ofiary systemu” i Grzegorza Głuszaka „25 lat niewinności” – obie o zbrodni w Miłoszycach.

Polityka 23.2019 (3213) z dnia 04.06.2019; Społeczeństwo; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Wszyscy niewinni"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną