Powstanie Konfederacji KORWiN Braun Leroy Narodowcy zdrowo przestraszyło prodemokratyczną część społeczeństwa. Z sondażu Kantaru tuż przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego wynikało, że jej głównym elektoratem są mężczyźni w wieku 18–30 lat – głosowanie na Konfederację deklarowało niemal 30 proc. spośród nich. W końcu 70 proc. młodych wyborców w ogóle nie poszło do urn, ale ten zaledwie kilkumiesięczny zlepek rozmaitych ugrupowań narodowych, nacjonalistycznych i konserwatywnych otarł się o próg wyborczy i omal nie wysłał do Brukseli swej reprezentacji, by „rozwalać od środka ten zdegenerowany twór oparty na antywartościach”.
Dodajmy: konglomerat poglądów i postulatów – od przywrócenia kary śmierci, poprzez prawo do powszechnego posiadania broni, po sprzeciw wobec amerykańskiej ustawy JUST o przekazywaniu organizacjom żydowskim rekompensat za majątki pozostawione bezspadkowo w krajach będących pod okupacją hitlerowską. No i jeszcze „polepszenie stosunków z Rosją”. Konfederacja to także oryginalny melanż przywódców, którzy do tej pory uchodzili za politycznych ekscentryków: artysta estradowy, wiecznie wściekły dokumentalista filmowy, emblematyczny wszechpolak plus, oczywiście odwieczny ulubieniec młodzieży Janusz Korwin-Mikke, ultraliberał gospodarczy i ultrakonserwatysta obyczajowy, człowiek o emploi bajkowego pana Kleksa, a jednocześnie jakiś szlachecki hibernatus. (Zresztą nazwa ugrupowania też nasuwa skojarzenia ze szlachecką mitologią).
Wśród kobiet w tym samym wieku Konfederacja zyskała 6 proc. sondażowych sympatii, zaś na pierwszym miejscu uplasowała się Wiosna – 27 proc. (co potwierdza tezę, że „kobiety idą w lewo, a mężczyźni w prawo”). Co młodych mężczyzn skłania do entuzjazmu wobec tej mikstury?