Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Mała dotacja na KUL – dużo wątpliwości

Inauguracja Roku Akademickiego KUL Inauguracja Roku Akademickiego KUL Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Polskie państwo postanowiło zafundować monitoring na KUL. Interesujące jest głównie wytłumaczenie tej ekscentrycznej decyzji.

Gdy niemal w przeddzień pierwszych wolnych (częściowo) wyborów do parlamentu, 17 maja 1989 r., przerażona wizją utraty władzy Polska Zjednoczona Partia Robotnicza nakazała Sejmowi przyjąć ustawę o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, obdarowującą potężny wówczas polski Kościół niesłychanymi i nieznanymi na całym obszarze między Łabą a Sachalinem przywilejami, nikt nie mógł przypuszczać, że uruchomiono proces drenowania państwa przez Kościół – z pomocą kolejnych rządów, oczekujących w zamian już to poparcia, już to zaledwie nieprzeszkadzania. Któż mógłby przypuszczać, że skończy się na groteskowych haraczach wypłacanych jakiemuś księdzu Rydzykowi, poszukującemu rzekomych złóż geotermalnych, albo fundowaniem przez państwo polskie monitoringu na uczelniach kościelnych.

Resort nauki kuriozalnie uzasadnia dotację dla KUL

Dzieje „wyciągania” przez Kościół polskiej ziemi i publicznej gotówki są zaiste spektakularne i nie wolno na długiej liście ekscentrycznych darowizn i pseudodotacji zbyt poważnie traktować malutkiej, ledwie dwumilionowej (przy wkładzie własnym 500 tys. zł) dotacyjki Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II, z przeznaczeniem za zakup i montaż kamer na terenach uczelni oraz stworzenie centrum monitoringu.

Interesujące jest w tym przypadku nawet nie tyle ekscentryczne przeznaczenie państwowej dotacji dla uczelni podległej de facto innemu państwu (Stolicy Apostolskiej), ile jej wytłumaczenie. Stanowi ono dobrą sposobność do skomentowania konkordatowego obowiązku finansowania KUL oraz Papieskiej Akademii Teologicznej przez państwo polskie.

W jaki sposób MNiSW uzasadnia dotację? Kuriozalnie. Otóż wiceminister nauki dr hab. Andrzej Stanisławek, profesor Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, był łaskaw stwierdzić, że „uczelnia katolicka musi mieć na uwadze możliwość potencjalnych zagrożeń. Trzeba reagować wcześniej i przewidzieć sytuacje, których nie chcielibyśmy, żeby były. Sytuacja na świecie jest niepokojąca. Proszę mi powiedzieć, wyznawców których religii najwięcej ginie na świecie? No, chrześcijan”.

Okazuje się, że państwo musi w szczególny sposób zadbać o fizyczne bezpieczeństwo akurat studentów i pracowników KUL, którzy jako chrześcijanie narażeni są bardziej niż inni na niebezpieczeństwo ataku ze strony sił antychrześcijańskich. Ciekawe.

Nie pomylę się chyba ze swoim domysłem, że chodzi w tym przypadku o wyznawców radykalnego islamu. A może jednak nie? Może raczej idzie o niebezpieczeństwo ze strony tych, którzy ośmielają się krytykować Kościół z powodu masowej pedofilii, negowania jej charakteru oraz ukrywania księży pedofilów przed sprawiedliwością świecką? Nie mam na to żadnych dowodów, lecz jakoś dziwnie wpisuje się wypowiedź ministra Stanisławka w bardzo ożywioną dziś kampanię zniesławień, sugerujących, że problem pedofilii w Kościele ma swe źródło poza Kościołem, a mianowicie w „ideologii LGBT” oraz w „pederastii”. Trudno nie zauważyć związku między retoryką oblężonej twierdzy, którą wraz z Kościołem uprawia dziś rząd PiS, sugerując, że za pedofilią stoi swoisty atak pederastów przenikających do struktur kościelnych, co czyni z Kościoła raczej nie sprawcę, lecz bardziej ofiarę całej sprawy, a nagłym przypływem troski o bezpieczeństwo studentów KUL.

Czy katolicy są w Polsce zagrożeni?

Argument mówiący o zagrożeniu pracowników i studentów KUL jest zaiste absurdalny. Wyznawców katolicyzmu jest w Polsce wiele milionów i gromadzą się oni w tysiącach miejsc. Nie ma żadnego powodu, aby bardziej chronić budynki KUL niż kościoły. Gdyby zwolennicy „ideologii gender” do spółki z pederastami i dżihadystami chcieli wysadzić w powietrze pewną liczbę katolików, nie wybraliby zapewne KUL, lecz jakieś bardziej (z całym szacunkiem) uświęcone miejsce, jakich w Polsce nie brakuje.

Dotacja na monitoring jest małym, lecz dość groteskowym przykładem patologicznego serwilizmu państwa polskiego względem Watykanu i jego instytucji działających w Polsce pod zbiorczą i umowną (bardzo też nieortodoksyjną w świetle jedności światowego Kościoła) nazwą „polski Kościół”, mającą sugerować, że jest to jakaś instytucja krajowa czy wręcz narodowa.

Państwo dotuje niepubliczne uczelnie – ale tylko katolickie

Obowiązek dotowania przez rząd uczelni kościelnej tak dalece narusza elementarne poczucie sprawiedliwości i godność Polski jako niepodległego państwa, że trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek próbę jego obrony – czy to moralnej, czy choćby politycznej. Już sam fakt, że podległej Stolicy Apostolskiej uczelni owo zamożne państwo nie finansuje w żadnej mierze, przez co dotacje ze strony polskiego rządu nie są tu nawet jakimś „współfinansowaniem”, jest czymś niesłychanym. To Kościołowi tak zależy na swoim uniwersytecie, że nie płaci na niego z kiesy swego państwa ani grosza? Wobec tego niby dlaczego miałoby na nim bardziej zależeć Rzeczypospolitej Polskiej?

Watykan zawsze oczekuje od zwasalizowanych krajów, aby płaciły za wszystko w całości. Nie będziemy udawać, że się dziwimy. Bardziej zadziwia brak jakiejś atrapy sprawiedliwości, polegającej na wyróżnieniu – ot tak, dla równowagi i zamknięcia ust liberałów i innych bezbożników – kilku uczelni niepublicznych o charakterze świeckim i obdarzeniu ich dotacją, tak jak otrzymują je uczelnie kościelne. Tymczasem spośród wszystkich uczelni niepublicznych strukturalną pomoc państwa otrzymują wyłącznie te katolickie. Jeśli nie jest to dowód na wyznaniowy charakter państwa, to co mogłoby nim być?

Neutralność światopoglądowa nie jest traktowana poważnie

Dotacje dla KUL wymusza na Polsce konkordat, który z tego i wielu innych powodów jest traktatem skrajnie asymetrycznym i upokarzającym. Cała ta umowa, jej zasadnicza idea, wydźwięk i wiele konkretnych zapisów stoją w jawnej sprzeczności z konstytucją i jej liberalno-demokratyczną aksjologią. Ta sama konstytucja, która głosi neutralność religijną i światopoglądową, nakazuje zawarcie umowy międzynarodowej ze Stolicą Apostolską, umowy, której wyznaniowy charakter jest przecież nie do uniknięcia. Ta obłuda wpisana w ustawę zasadniczą pokazuje skalę atawistycznej podległości polskiego państwa średniowiecznej strukturze kościelnej, łącznie z jej władzą najwyższą.

Gdyby neutralność światopoglądowa była traktowana poważnie, żadne dotacje dla uczelni wyznaniowych nie byłyby możliwe. Oznaczają bowiem faworyzowanie. Z punktu widzenia aksjologii oraz z racji aspiracji do niepodległości i honoru wszelkie dotacje dla uczelni katolickich są niewytłumaczalne i nielegalne. Można było je zrozumieć na początku, na przełomie lat 80. i 90., gdy KUL zasługiwał jeszcze na mino uniwersytetu. Sam byłem w latach 1985–90 studentem tej uczelni i żywym dowodem na pewne minimum pluralizmu, niezbędne do tego, aby uczelnia miała prawo mienić się właśnie uniwersytetem.

Byłem jawnie niekatolickim studentem, już wtedy zresztą wobec Kościoła dość krytycznym. Wkrótce potem byłoby to już jednakże niemożliwe. KUL stał się w latach 90. zwykłą szkołą „formacyjną”, mającą służyć propagowaniu doktryn kościelnych. Od dawna nie jest już żadnym uniwersytetem – bo choć słowo „uniwersytet” pochodzi z czasów średniowiecza, kiedy wszystkie europejskie szkoły rzecz jasna musiały być katolickie, to już od XVIII w. pojęcie to zostało sprzęgnięte z ideą wolności intelektualnej i antydogmatyzmu.

Czytaj także: Katolicki Uniwersytet Lubelski – nowy bastion radykałów

Jeśli więc obecność studenta Hartmana jakoś jeszcze pozwalała uzasadnić pewne dotacje państwowe dla KUL – tym bardziej że innych uczelni niepaństwowych wówczas nie było – to dziś takiego uzasadnienia bodajże brak. A może jestem w błędzie? Może są na KUL jacyś niekatolicy, korzystający z pełni praw i wolności wypowiedzi? Nie sadzę, lecz proszę mnie poprawić, jeśli się mylę.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną