Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Księża i książęta

Bunt księży w płockim Kościele

O tym, jak kształtują się relacje między biskupem a kapłanami, w dużym stopniu decyduje, na ile panująca w danym kraju kultura demokratyczna przenika do instytucji kościelnych. O tym, jak kształtują się relacje między biskupem a kapłanami, w dużym stopniu decyduje, na ile panująca w danym kraju kultura demokratyczna przenika do instytucji kościelnych. Vadim Vasenin / PantherMedia
W diecezji płockiej buntują się księża. Mają dość feudalnych stosunków. Z biskupem komunikują się za pomocą listów. POLITYCE udało się do nich dotrzeć.
„Jedyne kryterium przydatności i użyteczności w pracy duszpasterskiej to bezwolne posłuszeństwo, będące czasem solidarnością w złu. Niestety, wiele środowisk kościelnych gnije przez to od środka”.Marta Frej „Jedyne kryterium przydatności i użyteczności w pracy duszpasterskiej to bezwolne posłuszeństwo, będące czasem solidarnością w złu. Niestety, wiele środowisk kościelnych gnije przez to od środka”.

W Kościele katolickim obowiązuje struktura hierarchiczna, wręcz feudalna. Biskup w diecezji ma władzę absolutną: sądowniczą, wykonawczą, ustawodawczą, a do tego sakralną. W momencie święceń księża ślubują mu cześć i posłuszeństwo. Od jego decyzji nie ma w zasadzie odwołania, bo podlega on tylko papieżowi; a ten nie jest w stanie kontrolować na bieżąco postępowania wszystkich hierarchów. Ten system obowiązuje w całym światowym Kościele.

Dlatego krytyczne listy, które księża ślą do biskupa, są wydarzeniem precedensowym. Rzadko kiedy duchowni – nawet anonimowo – odważają się na taki krok.

Kapłani to nie motłoch

Z listów, które posiadamy, wynika, że konflikt w diecezji płockiej trwa od dawna.

„Bóg jest Miłością. Tak czytamy na pieczęciach bp. Piotra Libery. Tę prawdę chrześcijańską znamy od dziecka. I tę świadomość nosimy głęboko w sercu. Patrzymy więc z uwagą na postawę i działania bp. Libery, mając prawo oczekiwać, że będą one wynikały z obranej dewizy. Coraz bardziej odnosimy wrażenie, że wybrane motto w ustach biskupa jest sloganem, a czasem nawet szyderstwem” – to fragment pierwszego oświadczenia, które diecezjalni księża posłali do biskupa. Nosi ono datę 2009 r.

Księża piszą, że oczekiwali konsolidacji środowiska kapłańskiego, a spotkali się z lekceważeniem, niechęcią, donosicielstwem i wspieraniem karierowiczów. Narzekają na drastyczne podwyżki podatków i niejasne zasady obciążania nimi poszczególnych parafii. Słyszą, że trzeba zaciskać pasa, a z drugiej strony widzą rozrastające się urzędy kurialne i bogato wyposażone apartamenty.

„Kapłani to nie czarny motłoch, godny pogardy. Księża nie zatracili swej godności. (…) Duchowieństwo w części zastraszone i wasalne, ujarzmione sposobem finansowania Kościoła polskiego staje się mało efektywne i o zgaszonym duchu. Jesteśmy reliktem w całym Kościele powszechnym, gdzie szanuje się godność kapłana, a nie tylko poucza innych o godności człowieka” – podsumowują.

Apel przeszedł bez echa – co dolało oliwy do ognia. Tym bardziej że już wtedy sytuacja w diecezji płockiej była – delikatnie mówiąc – skomplikowana.

Przypomnijmy, że gdy poprzednik bp. Libery bp Stanisław Wielgus opuszczał Płock 12 lat temu, w diecezji było coraz głośniej o skandalach ekonomicznych i obyczajowych. Media pisały o aferze tamtejszego Caritasu, oskarżanego o wielomilionowe nadużycia. Mówiono o przypadkach molestowania kleryków i ministrantów przez homoseksualnych księży. Jedno z doniesień dotyczyło kapłana, którego bp Wielgus mianował diecezjalnym duszpasterzem ministrantów, inne – duszpasterza harcerzy. Gdy po odejściu bp. Wielgusa zapanowało półroczne „bezkrólewie”, pękła bariera strachu. Niektóre ofiary złożyły pisemne relacje. O sprawie napisały m.in. „Rzeczpospolita” i „Wprost”, a wówczas przedstawiciele kurii i seminarium oficjalnie poinformowali prokuraturę o przypadkach molestowania. Oczekiwano, że nowy biskup zrobi w diecezji porządek. I jeśli chodzi o sprawę pedofilii, bp. Liberze faktycznie się udało. Jako pierwszy polski biskup wysłał dokumentację do Watykanu (inna rzecz, że od 2001 r. każdy biskup ma taki obowiązek), powołał zespół badający nadużycia moralne osób duchownych, przesłuchano oskarżonych, ofiary i świadków. Trzech księży zostało suspendowanych.

Jednak atmosfera w diecezji się nie zmieniła. Księża – mimo zmiany biskupa – nadal skarżyli się na arogancję władzy, brak dialogu, publiczne poniżanie. Podkreślali w rozmowach nieoficjalnych, że w seminarium „lobby gejowskie” zostało zastąpione przez „lobby charyzmatyków i egzorcystów”.

List księdza Pawła

Diecezjalnych problemów nie dawało się dłużej zamiatać pod dywan. W 2014 r. zrobiło się o nich głośno za sprawą listu otwartego, który do bp. Libery wystosował młody ks. Paweł Brzeziński, tłumacząc powody porzucenia kapłaństwa. Pisał, że w płockim seminarium wmówiono mu syndrom DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) i poddano dziwnej terapii. „Zaczęła się powolna destrukcja mojej osobowości. Byłem poddawany różnym eksperymentom religijno-psychologicznym. Jestem ich ofiarą. Jedną z wielu” – informuje biskupa.

Ks. Pawła poddano m.in. tzw. ustawieniom rodzinnym Hellingera, metodzie zakazanej m.in. w Niemczech jako niebezpiecznej i szkodliwej. „Nasze spotkania grupowe wprowadzały mnie w stan panicznego lęku. Zacząłem bać się ciemności, czułem, że ciągle mnie ktoś obserwuje. Wydawało mi się, że widzę duchy i cienie zmarłych osób” – opisuje. Mimo stanów lękowych i zaników pamięci nadal miał zaufanie do przełożonych. „Ostatnie lata seminaryjne to bezkrytyczny zachwyt duchowością charyzmatyczną i zielonoświątkową, wywożenie nas kleryków do sióstr w Rybnie [mały klasztor na terenie diecezji łowickiej, ważny punkt odniesienia dla charyzmatyków i egzorcystów – J.P.], wprowadzanie w stan rozbicia emocjonalnego, promowanie furtek złego ducha, spowiedź furtkowa [w 2015 r. zakazana przez Konferencję Episkopatu Polski – J.P.], przesadna koncentracja na egzorcyzmach i działaniu diabła. (…) Ja to wszystko przeszedłem. W konsekwencji przymuszania nas w seminarium do religijności charyzmatycznej pojawiło się we mnie ogromne poczucie winy, że nie umiem »otworzyć się« na Bożą łaskę. Inni padali na ziemię i przeżywali tzw. Zaśnięcia w Duchu Świętym, krzyczeli, wpadali w trans, śpiewali, byli w euforii. A ja chodziłem przekonany, że marnuję Bożą łaskę”.

Po kolejnych eksperymentach z „upadkami” i hipnozą ks. Paweł sam już „powalał na ziemię” dzieci na rekolekcjach oazowych, choć kompletnie nie rozumiał, co się z nim dzieje. Po ukończeniu seminarium został wysłany na studia doktoranckie do Krakowa, a potem do Rzymu, ale był w tak dramatycznym stanie, że bał się nawet wychodzić z pokoju. Ostatkiem sił wrócił do Polski. Potem przerzucano go z parafii na parafię, mimo że w osobistej rozmowie z biskupem alarmował o swojej kondycji psychicznej. Po decyzji o kolejnej przeprowadzce coś w nim pękło. „Niestety, nie podejmę tego wyzwania. Nie mam już sił – pisze i deklaruje, że kierują nim wyłącznie powody moralne. – Jedyne kryterium przydatności i użyteczności w pracy duszpasterskiej to bezwolne posłuszeństwo, będące czasem solidarnością w złu. Niestety, wiele środowisk kościelnych gnije przez to od środka. Świat zewnętrzny pewnie nie jest lepszy, ale tam przynajmniej nikt nie udaje, że jest inaczej i nie uzasadnia podłości i zła Ewangelią Chrystusa, posłuszeństwem i dobrem Kościoła”. Z ks. Brzezińskiego próbowano oczywiście zrobić wariata (ze świetnymi wynikami kończy właśnie prawo na UW), straszono sądem.

O tym, że sprawa nie była jednostkowa, świadczy list do bp. Libery z jesieni 2014 r. podpisany przez „Grupę młodych duchownych Diecezji Płockiej”, w którym piszą, że padli ofiarą takich samych seminaryjnych eksperymentów. Opisują jednego z wykładowców, który w prywatnych rozmowach tłumaczył im fenomen odblokowywania czakramów mocy. Inny miał wykorzystywać wiedzę zdobytą podczas eksperymentów „psychologicznych” przeciwko klerykom. Kilku kolejnych młodych księży, tak jak Paweł Brzeziński, zdecydowało się porzucić sutannę. O kryzysie w płockim Kościele zrobiło się głośno.

Teraz biskup

Kryzys narastał. Próbą odpowiedzi był list „Do moich braci kapłanów”, który w Wielkim Poście tego roku ogłosił bp Libera. Powołuje się w nim na krew męczenników płockich – dwóch biskupów, którzy zginęli w obozie koncentracyjnym w Działdowie. „Ta krew na sutannach błogosławionych Biskupów powinna być dla nas wszystkich wyrzutem, gdy nasi bracia w kapłaństwie swój strój duchowny oszpecili czynami wołającymi o pomstę do nieba: pedofilią, nadużyciami wobec osób dorosłych, sióstr zakonnych czy innych braci kapłanów. Męczeńska krew kapłanów jest dla nas wszystkich, Drodzy Bracia, wezwaniem do rachunku sumienia z uczciwości i wierności w zarządzaniu cudzym dobrem, które nam zostało powierzone w parafii i w diecezji, bo to ostatecznie każdy z nas ponosi odpowiedzialność za swoją formację kapłańską”.

Biskup deklaruje, że nie chce spłycać powodów „bezwiednego rezygnowania z kapłaństwa” do młodości czy niedojrzałości. Zastanawia się, czy przyczyną kryzysu nie jest zbyt powierzchowna, formalna, hierarchiczna i nastawiona na uspokojenie wyrzutów sumienia formacja. „Lata posługi duszpasterskiej mogą odsłonić nowe wyzwania: doświadczenie własnej słabości, ryzyko poczucia się funkcjonariuszem religijnym, pokusę władzy i bogactwa, trudności w przeżywaniu celibatu. Zmęczenie, a nawet znużenie pracą kapłańską, które wierni widzą na naszych twarzach, toksyczne relacje kapłańskie, obojętność, marnotrawienie czasu, zazdrość i egoizm nie omijają naszych szeregów. Lustrem naszej próżności stał się ekran komputera i tabletu” – pisze biskup do księży, zarzucając im, że chętniej niż aplikacje z brewiarzem śledzą trendy dotyczące mody i podróży; że nie rażą ich brudne mszały, zaniedbane ornaty i zakurzone biblioteki osobiste, w których miejsce książek teologicznych coraz częściej zastępują filmy i seriale.

„Do gamy różnych uzależnień, które dziesiątkowały naszych braci, doszło dziś uzależnienie od internetu oraz chęć bycia obecnym i podziwianym w mediach, zwłaszcza społecznościowych” – alarmuje biskup i oskarża środowisko duchownych o to, że zatraciło poczucie smaku, a niektórzy porzucili ideę zgłębiania prawdy i piękna świata na rzecz tandetnej rozrywki i powierzchownych przyjaźni.

Winnica i ogród

I wtedy dopiero płoccy księża poczuli się naprawdę dotknięci. Zaproszenie do owocnej, zdrowej i konstruktywnej dyskusji o kondycji stanu kapłańskiego potraktowali jako figurę czysto retoryczną, bo – jak twierdzą – wszelkie spotkania kapłańskie z biskupem kończą się bez żadnej dyskusji. Odpowiedzieli – jakże by inaczej – listem otwartym, podpisanym „Twoi Bracia Kapłani”.

List składa się z pytań: „Przywołujesz męczenników i mówisz, że oszpeciliśmy nasze sutanny. Czy piszesz tam także o swojej sutannie?” – to pierwsze z nich. A każde kolejne to zarzut: Kiedy ostatnio rozmawiałeś, Księże Biskupie, z księdzem na wizytacji o problemach duszpasterskich? Ile można w czasie wizytacji mówić o sporcie i psach? Czy jest uczciwe zarządzanie diecezją przez internet, za pomocą Twittera czy biuletynu?

Szczególnie musiały dotknąć księży słowa z listu biskupa o rachunku sumienia z uczciwości i wierności w zarządzaniu cudzym dobrem. Są diecezje bogatsze i biedniejsze. Te bogate, posiadające dużo cennych nieruchomości, mogą czerpać dochody np. z wynajmu, podejmować dochodowe inwestycje. Te biedniejsze muszą finansować większość wydatków diecezjalnych, takich jak np. remonty budynków kurii, pensje jej urzędników, utrzymanie pałaców biskupich, seminariów czy domów księży emerytów z podatków, które biskup nakłada na parafie. To przypadek diecezji płockiej, gdzie księża czują się coraz bardziej eksploatowani finansowo.

„Dlaczego w innych diecezjach wystarcza podatków od księży? Dlaczego mamy najwyższe podatki w Polsce i ciągle mało jest tych pieniędzy? Czy nie wstyd nam wszystkim, kiedy mamy ogłaszać kolejną zbiórkę, puszkę, podatek? Co zrobili Twoi współpracownicy, by szukać innych dochodów?” – piszą w liście do bp. Libery. Są rozgoryczeni, bo ciągle nakładane są na nich nowe daniny. Oni muszą pisać sprawozdania, ale im żadnych sprawozdań finansowych nikt nie przedkłada. Nie wiedzą, jaki dokładnie jest stan finansów diecezji. Na co idą zebrane od nich pieniądze.

To znaczy to ostatnie akurat czasem widzą. Na sobie kuria specjalnie nie oszczędza. Dlatego w liście do bp. Libery przywołują słowa papieża Franciszka wypowiedziane do biskupów o tym, że kto wierzy, nie może żyć jak faraon: „To jest antyświadectwo, gdy mówi się o ubóstwie i prowadzi luksusowe życie; jest rzeczą skandaliczną, gdy wydaje się pieniądze bez przejrzystości lub używa się dóbr kościelnych jakby były osobistymi. Mamy obowiązek korzystać z nich w przykładny sposób, w oparciu o jasne i wspólne reguły, bo pewnego dnia zdamy z tego sprawę właścicielowi winnicy”.

Po papieskich słowach w liście księży padają kolejne pytania. Ile wynosi pensja biskupa? Ile osób obsługuje jego pałac i jakie są koszty utrzymania? Ile kosztował remont jego kaplicy? I czy nie mają prawa do tej wiedzy, skoro to za zebrane przez nich pieniądze utrzymywana jest diecezja? „Czy godziwe jest, by pobierać tak wysokie podatki, mieć diecezję z długami, co wiele razy było mówione na spotkaniach dziekanów, a jednocześnie wycinać drzewa, powiększać teren i robić sobie nowy ogród? Czy to nie jest myślenie faraona, który z nikim i niczym się nie liczy? Ile kosztuje Twój nowy ogród, Księże Biskupie? Czy mamy ogłosić w parafiach zbiórkę na Twój nowy ogród? (…) A może trzeba, żeby nie tylko życie kapłanów, ale i biskupów było skromniejsze?” – pytają płoccy księża.

O tym, jak kształtują się relacje między biskupem a kapłanami, w dużym stopniu decyduje, na ile panująca w danym kraju kultura demokratyczna przenika do instytucji kościelnych. W dojrzałych demokracjach, gdzie długa jest tradycja podmiotowego traktowania obywateli, władza biskupów siłą rzeczy ulega zmiękczeniu. U nas biskupi to nadal w sensie dosłownym książęta Kościoła, żyjący w pałacach, otoczeni służbą, nieznoszący sprzeciwu i nieskłonni do dialogu.

Na to nakłada się specyficzny sposób finansowania, który można nazwać systemem kopertowym. Kościół utrzymuje się z ofiar, a to siłą rzeczy nie może być system transparentny ani możliwy do skontrolowania. Ryzyko nadużyć jest duże i tak naprawdę wszystko zależy od uczciwości duchownych. Rodzi to także specyficzne relacje między biskupami a księżmi. Dochody w polskich parafiach są bardzo rozwarstwione (zależnie od wielkości parafii i zamożności mieszkańców różnice mogą być nawet kilkunastokrotne). O tym, jaką parafię ksiądz otrzyma, arbitralnie decyduje biskup. Problem w tym, jak pozyskać jego przychylność.

Wśród księży krąży powiedzenie, że podczas wizytacji koperta z pieniędzmi przekazywana biskupowi powinna być stojąca. O tym także piszą w swoim liście płoccy księża: „Kto jest nagradzany w diecezji? Czy są to zawsze ludzie uczciwi i prawi, a może ci, którzy okazali się »życzliwi« biskupom w czasie wizytacji czy bierzmowania? Jak to jest, że po takich wizytacjach Księdza Biskupa w niektórych parafiach nagle tacy proboszczowie otrzymują lepiej uposażone parafie?” – pytają. I zapowiadają, że będą napływać kolejne listy: od księży, sióstr zakonnych, od świeckich zaniepokojonych problemami diecezji. I faktycznie – już kilka dni później ukazał się kolejny list otwarty od grupy kapłanów, którzy podpisują się pod postawionymi biskupowi pytaniami, wzywają go do rachunku sumienia i zapowiadają, że nie ustaną w walce o sprawiedliwość i dobro diecezji płockiej.

Pustelnia

Mniej więcej miesiąc po tych listach, 18 maja, bp Piotr Libera ogłosił, że udaje się na pół roku do pustelni kamedułów, by spędzić czas na modlitwie za Kościół. W wielu środowiskach zaczęto spekulować. Ucieczka od diecezjalnych problemów? Kara od papieża Franciszka? A może reakcja na kapłańskie listy? Raczej nie to ostatnie, bo listy zostały wysłane w kwietniu, a bp Libera prosił Franciszka o zgodę na przerwę w posłudze już w styczniu. I deklarował, że pobyt w eremie kamedułów był od lat jego marzeniem.

Ostatnio na stronach KAI ukazała się lakoniczna informacja, że na czas pobytu bp. Libery u kamedułów papież Franciszek mianował administratorem apostolskim diecezji płockiej kard. Kazimierza Nycza. Dla laika komunikat, jak komunikat. Ale według znawców kościelnych procedur rzecz bez precedensu. Zewnętrzny administrator zostaje powołany tylko w sytuacji, gdy diecezja nie ma biskupa pomocniczego. A diecezja płocka ma. Co więcej, w liście do papieża bp Libera wskazał wprost, kto ma go zastępować: „Mój biskup pomocniczy, bp Mirosław Milewski, który posiada dobre doświadczenie w administrowaniu oraz bardzo dobre relacje ze mną, jak również z duchowieństwem, razem z ks. Kanclerzem i sprawnie działającą kurią diecezjalną, gwarantują zachowanie niezbędnej troski o wszystkie potrzeby naszego Kościoła lokalnego”.

A jednak Franciszek podjął inną decyzję, którą można odczytać jako wotum nieufności. I znów pojawiły się spekulacje. Czy listy płockich kapłanów dotarły do Watykanu? Czy chodzi o dawne bliskie kontakty biskupa Libery z Markiem Piotrowskim, byłym funkcjonariuszem SB, który przez wiele lat działał przy obrocie odzyskiwanymi przez Kościół nieruchomościami i gruntami? A może o to, że gdy bp Libera był sekretarzem generalnym episkopatu, bardzo blisko związanym z nuncjuszem papieskim abp. Józefem Kowalczykiem, tuszowano sprawę nadużyć seksualnych apb. Juliusza Paetza? A może po prostu papież Franciszek zaczął uważniej przyglądać się polskiemu episkopatowi.

PS Na wysłane do rzeczniczki prasowej diecezji płockiej pytania rzeczową odpowiedź dostaliśmy jedynie w kwestii długów płockiego Caritasu, a mianowicie, że wszystkie jego zobowiązania regulowane są na bieżąco. Caritas Diecezji Płockiej – od ponad 10 lat – pozostaje w sporze sądowym z PFRON. Do czasu zakończenia procesu trudno jest mówić o jakichkolwiek długach Caritasu – co najwyżej o kwotach spornych, których wysokość nigdy nie była ukrywana. Pozostałych zagadnień, „z uwagi na ich oszczerczy charakter oraz anonimowość autorów”, kuria diecezjalna płocka nie chce komentować.

Polityka 25.2019 (3215) z dnia 17.06.2019; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Księża i książęta"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną