Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Ropa - wszystkich nas ostrzegano

Cztery powody, dla których powinniśmy ograniczyć wykorzystanie ropy

Captain Nandu Chitnis / Flickr CC by SA
To, że niepohamowany apetyt na ropę zagraża przyszłości naszej cywilizacji, powoli dociera do powszechnej świadomości. Ale przepaść między poczuciem zagrożenia i działaniami, aby mu zapobiec, pozostaje wciąż ogromna. Ostatnio odrobinę się skurczyła, bo ropa blisko dwukrotnie podrożała (z 35 dol. za baryłkę latem 2004 r. do 70 dol.), a jej główni dostawcy wydają się bardziej niż kiedyś nieobliczalni. Są zaś cztery poważne powody, by kategorycznie ograniczyć zużycie tego surowca.

Wrzesień 2009 r. Steve, huragan kategorii 5, uderza w Houston. Ofiary w ludziach niewielkie, ale ogromne spustoszenie w infrastrukturze. Zniszczone rafinerie, zbiorniki paliw i platformy wiertnicze u wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. W najlepszym wypadku miną miesiące, zanim Houston, gdzie przetwarza się jedną czwartą amerykańskiej ropy, stanie na nogi. Ceny benzyny idą ostro w górę. W wielu miastach ustawiają się kolejki przed stacjami benzynowymi. Zaczyna jej brakować. Stacje telewizyjne na całym świecie pokazują obrazki z Teksasu. Od ekranów nie mogą oderwać oczu terroryści z Al-Kaidy. Czekali cierpliwie na ten moment od września 2005 r., od huraganu Katrina.

26 września 2009 r. W Arabii Saudyjskiej życie toczy się normalnie. Największy na świecie producent ropy naftowej pompuje dziennie 10 mln baryłek. Większość ropy Królestwa wędruje z Abqaiq do rafinerii w Ras Tanura. Abqaiq to małe miasto na pustyni, gdzie odbywa się wstępna obróbka ropy, aby uczynić ją bezpieczniejszą do transportu tankowcami. To Abqaiq był celem nieudanego ataku Al-Kaidy 24 lutego 2006 r.

Godz. 12.45. Kontrolerzy ruchu lotniczego przechwytują rozpaczliwy sygnał od pasażera samolotu lecącego z Teheranu do Rijadu. Zanim zdołali odpowiedzieć, połączenie jest przerwane. Samolot znika z ekranu radaru.

O 13.04 arabski kanał telewizyjny informuje o masowej eksplozji w Abqaiq. W odstępie kilku minut pojawiają się wiadomości o ataku na dwa największe terminale eksportu ropy z Arabii Saudyjskiej w Ras Tanura i Yanbu u wybrzeża Morza Czerwonego.

Wygląda to na robotę Al-Kaidy, powtórkę 11 września. Eksperci spekulują, że ok. 7 mln baryłek ropy dziennie, czyli 8 proc. światowego zużycia, będzie wyeliminowane na co najmniej sześć miesięcy. Ale nikt nie wie na pewno.

Rynki naftowe ogarnia chaos. Cena baryłki sięga 150 dol. Fachowcy szacują, że cena benzyny podskoczy do 7 dol. za galon w USA i do 10 w Europie. Przywódcy polityczni i gospodarczy na całym świecie obawiają się najgorszego.

To scenariusz, wokół którego CNN zbudowała program pt. „Ostrzegano nas”, emitowany w Stanach 18 marca 2006 r. Powstał z udziałem byłego szefa CIA, prezesa British Petroleum, wiceprezesa General Motors i masy ekspertów. Mathew Simmons, analityk naftowy i autor świeżo wydanej książki „Twilight in the Dessert” (Zmierzch na Pustyni – o zasobach Arabii Saudyjskiej i jej przesadnie różowych prognozach wydobycia), twierdzi, że rzeczywistość może być znacznie bardziej ponura. Jak ponura? Simmons ociąga się z odpowiedzią. Seria wojen o dostęp do ropy między sąsiadującymi ze sobą miastami, a w końcu między państwami. Krótko mówiąc – totalny chaos.

 
Niewygodne prawdy

Jak na dłoni widać cztery główne powody, aby ograniczyć zużycie ropy: • klimat, czyli groźba katastrofy ekologicznej; • zmiana relacji między popytem i podażą; • geopolityka – droga ropa to cios w demokrację i wsparcie dla autorytarnych reżimów i terroru; • obawy o los miliardów ludzkiej biedoty.

Klimat. „Nazywam się Al Gore i byłem kiedyś następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki” – to jedyny zabawny moment w dokumentalnym filmie „Niewygodna Prawda”, jaki wszedł w końcu maja 2006 r. na ekrany kin w Ameryce.

Topnieją lody Arktyki. Coraz większe połacie Afryki dewastuje susza. Poziom wody podnosi się, zatapiając wsie południowych Indii. Huragany i sztormy pustoszą Australię i Nowy Orlean. Sceptycyzm co do skali i tempa zmian klimatycznych coraz częściej ustępuje zrozumieniu, że to nie żarty. Burmistrzowie ponad dwustu amerykańskich miast zobowiązują się dobrowolnie sprostać wymaganiom układu z Kioto – obniżyć emisję gazów cieplarnianych w swoich miastach w 2012 r. do poziomu z 1990 r.

Gdy George W. Bush odrzucił Kioto, był to pierwszy i dobrze zapamiętany akt arogancji i ignorancji. Dla Europy oznaczał zlekceważenie jej obaw o stan środowiska naturalnego i klimatu. Sam prezydent oświadczył, że brak mu przekonywającego dowodu, że dwutlenek węgla i niekorzystne zmiany klimatu mają ze sobą cokolwiek wspólnego. Dla jednych, odrzucając Kioto, Bush spłacał długi zaciągnięte wobec wielkiego przemysłu, który szczodrze finansował jego kampanię. Inni powiadają, że dotrzymanie przez Amerykę umowy z Kioto jest niewykonalne, a więc decyzja była wyłącznie przejawem realizmu.

Wrażliwa podaż, rosnący popyt. Dziennie świat zużywa dziś 84 mln baryłek ropy. 34 mln, a więc 40 proc., pochodzi z krajów OPEC, 12 mln z terenów byłego ZSRR (Rosja, Azerbejdżan, Kazachstan), 8 mln z USA, 13,5 mln z krajów OECD (Kanada, Norwegia, Wielka Brytania), a pozostałe 16,5 mln z reszty świata (głównie z Meksyku i Chin). Najwięksi eksporterzy netto to Arabia Saudyjska, Rosja, Norwegia, Iran i Wenezuela. Za 20 lat, według szacunków OPEC, zużycie wzrośnie do 113 mln baryłek dziennie: niemal się podwoi w krajach rozwijających się – z 29 do 53 mln. Dwie trzecie tego przyrostu zużycia przypadnie na Azję (Chiny, Indie).

W najbliższych latach przyrost wydobycia pochodzić będzie głównie z Rosji i rejonu Morza Kaspijskiego. Ale w 2015 r. wydobycie poza OPEC osiągnie swój pułap 58–59 mln baryłek. Od tego momentu świat może liczyć niemal wyłącznie na OPEC. Tak przynajmniej widzi przyszłość sam OPEC, który zakłada, że niewiele się zmieni w sposobie, w jakim ludzkość używa energii.

Podaż jest bardzo wrażliwa. Katrina dała przedsmak tego, co się może zdarzyć. Al-Kaida otwarcie deklaruje swe intencje sabotażu dostaw. Ropa podrożała nie tylko dlatego, że gwałtownie wzrosły zakupy Chin i Indii, ale i dlatego, że zawierucha na Bliskim Wschodzie podniosła premię za ryzyko, co jest swego rodzaju podatkiem od niepewności. Kto wie, co jutro wymyśli rząd w Teheranie albo Hugo Chavez? Kto wie, czy nie wyleci w powietrze duży rurociąg czy rafineria?

Te zagrożenia nie są niczym nowym. Ale dziś brakuje rezerw, którymi można by się było podoprzeć. Jeszcze kilka lat temu możliwości produkcyjne przekraczały o blisko 10 proc. światowe zużycie. Ale to wzrosło szybko, a rezerwowe moce skurczyły się. Dlatego awaria, poważny huragan, atak na dużą rafinerię, nieznaczne nawet zachwianie podaży powodują wzrost cen.

Popyt rośnie szybciej niż podaż. To prowadzi do ostrej rywalizacji o dostęp do surowca. Nieprzypadkowo Chiny szukają długoletnich kontraktów. Ropa i gaz jako instrumenty nacisku politycznego to nie fantazja. Iran wielekroć groził obcięciem wydobycia i eksportu, zwłaszcza w odpowiedzi na ewentualne sankcje. Hugo Chavez nie przestaje o tym mówić. Rosja jest wstrzemięźliwa w słowach, ale mniej w czynach. Przekonała się o tym na swej skórze zimą Ukraina. Obcięcie dostaw, zwłaszcza zimą, może spowodować, że liczba ofiar w ludziach będzie porównywalna z liczbą ofiar akcji militarnej.

Petropolityka. Na Stany Zjednoczone przypada 4 proc. ludności i 25 proc. światowego zużycia ropy. Rosnąca zależność Ameryki od importu ropy ogranicza jej pole manewru na Bliskim Wschodzie, skłania do moralnie wątpliwych sojuszy i sieje przyszły terror. W 1973 r., kiedy cena ropy skoczyła z niespełna 2 do 10 dol., jedna trzecia amerykańskiego zużycia pochodziła z importu. Dziś USA importują 60 proc. zużywanej ropy. Wielcy eksporterzy w tzw. Trzecim Świecie: Arabia Saudyjska, Wenezuela, Nigeria, Sudan – to systemy autorytarne. Większość tych petroreżimów miałaby mizerne szanse na przetrwanie, gdyby nie dochody ze sprzedaży drogiej ropy.

Im droższa ropa, tym mniejsze w krajach naftowych szanse na wolne media i wybory, niezależne sądy i partie polityczne. Reformy rzadko podejmuje się z przekonania w ich dobroczynny sens. Zwykle wymuszają je okoliczności. Wysokie ceny energii dają luksus ignorowania tego, co mówi demokratyczna opozycja (jeśli taka istnieje) i zagranica. Mohammad Khatami próbował reform w Iranie, gdy ropa była tania. Jego następcy nie muszą. To nie przypadek, że Liban, pierwsza demokracja w świecie arabskim, nie ma ani kropli ropy. To nie przypadek, że pierwszym krajem Zatoki Perskiej, w którym miały miejsce wolne wybory, gdzie kobiety mają nie tylko prawo głosu, ale mogą ubiegać się o wybieralny urząd, który zreformował prawo pracy, to Bahrajn. Jednocześnie to pierwszy kraj regionu, któremu kończy się ropa.

Przez prawie dwadzieścia lat wysokie ceny energii służyły za kamizelkę ratunkową niewydolnemu sowieckiemu mocarstwu. Gdy ropa była droga, Breżniew wyprawił się do Afganistanu. Gdy mocno potaniała, Gorbaczowowi zabrakło pieniędzy, aby wytrzymać wyścig zbrojeń i jednocześnie kupić spokój w dogorywającym imperium. Kiedy Związek Radziecki oficjalnie dokonaŁ swego żywota, w Boże Narodzenie 1991 r. ropa kosztowała 17 dol. za baryłkę.

Potem szczęście uśmiechnęło się do Władimira Putina. Gigantyczne dochody ze sprzedaży energii napełniły kiesę Kremla. Kontrola kurka zastąpiła rakiety, czołgi i rozsiane po świecie bazy wojskowe. Gdy Bush po raz pierwszy spotkał Putina latem 2001 r., „zajrzał mu głęboko w oczy i dostrzegł duszę demokraty”. Ropa kosztowała wtedy 25 dol. Dzisiaj dostrzegłby czarne morze ropy po 70 dol. za baryłkę. Rosja była przeciwko inwazji na Irak, bo targały nią obawy, że nie odzyska długów, jakie Saddam zaciągnął w Moskwie, że straci wielkiego odbiorcę broni, ale jeszcze bardziej bała się, że gdy Bush dobierze się do irackiej ropy, zdeprecjonuje to pozycję Rosji jako strategicznego partnera. Niepokoiła się i o to, że rosyjskie firmy stracą uprzywilejowaną pozycję w dostępie do irackich pól naftowych.

Rosja eksportuje dziennie ok. 8 mln baryłek. Różnica między ropą za 25 dol. a dzisiejszą ceną 70 dol. to, jak nietrudno policzyć, 360 mln dol. dziennie ekstra. Kreml ma dziś tyle pieniędzy, że do reform mu nie spieszno. W kwietniu 2006 r. Rosja siedziała na 225 mld dol. rezerw walutowych! W ocenie PFC Energy, lidera w dziedzinie konsultingu energetycznego, ponad 75 proc. światowych rezerw ropy znajduje się pod kontrolą rządów. To one decydują o inwestycjach i produkcji, co daje im możliwość użycia kurka w celach politycznych.

Biednemu ropa w oczy. Droga energia najsilniej bije w biednych. Kraje rozwijające się zależą od ropy bardziej niż kraje wysoko uprzemysłowione. Ich gospodarki są bardziej energochłonne, zużycie energii mniej efektywne. Gdy energia drożeje, pod znakiem zapytania stają plany rozwoju ze wszystkimi tego następstwami. UNCTAD szacuje, że kraje rozwijające się, które nie są członkami OPEC, wydają na import ropy ok. 3,5 proc. swego PKB – z grubsza dwa razy tyle co główne kraje OECD. W opinii Banku Światowego wzrost ceny ropy o 10 dol. za baryłkę zmniejsza o 1,5 punkta procentowego tempo wzrostu PKB w krajach o dochodach poniżej 300 dol. na głowę. Dla wielu z nich droższa ropa oznacza pogrążanie się w nędzy.


Im droższa ropa, tym atrakcyjniejsze alternatywy

Po naszej planecie porusza się 520 mln samochodów. 200 mln przypada na Amerykę. Amerykański transport w 99 proc. zależy od ropy. Henry Ford zbudował swój pierwszy samochód w 1896 r. na czysty etanol. Model T, którego produkcja ruszyła w 1908 r., mógł używać etanolu, benzyny lub mieszanki. W 1997 r. amerykańskie firmy samochodowe zaczęły masową produkcję pojazdów przystosowanych do E85 (85 proc. etanolu i 15 proc. benzyny), ale oferuje ją zaledwie 600 spośród 170 tys. stacji paliwowych. Dziś prezesi Forda, General Motors i DaimlerChryslera deklarują poparcie dla alternatywnych paliw. W zamian chcą, aby rząd pomógł sfinansować badania i produkcję pomp dla nowego paliwa i stworzył zachęty dla konserwatywnie nastawionych użytkowników aut.

Dwie drogi mogą doprowadzić do tego, aby amerykańskie samochody żarły mniej benzyny. Pierwsza, to narzucić producentom samochodów ostre standardy zużycia paliwa. Tę ścieżkę wybrano po kryzysie 1973 r. Ma ona mankamenty. Po pierwsze, jeśli nabywca chce samochód bardziej ekonomiczny, to może go sobie dziś kupić, bo ma wybór. Po drugie, przestawienie na nowe modele zabiera sporo czasu. Po trzecie, co zrobić, jeśli po dziesięciu latach Detroit powie, że potrzebuje więcej czasu? Drugi sposób, praktykowany od lat w Europie i w Japonii, to wysoki podatek na benzynę. Zmienia preferencje nabywcy, a to motywuje producentów, aby wytwarzać to, co się lepiej sprzedaje. Ale na razie mało komu w Kongresie przechodzi przez gardło postulat podwyżki podatku. Import ropy z krajów OPEC nie podlega cłu, ale importer etanolu z Brazylii płaci 54 centy cła za galon.

Przy jakiej cenie benzyny Amerykanie przestaną jeździć do pobliskiego sklepu pojazdem z napędem na cztery koła? Jaki podatek zmieni apetyt na samochody terenowe? Pojawiają się pierwsze sygnały rynkowe. W rejonie Nowego Jorku używana Toyota Prius po 30 tys. km przebiegu kosztuje więcej niż nowa, bo nowych brakuje. U Avisa w San Francisco, w końcu maja 2006 r., wypożyczenie najmniejszego samochodu, tzw. subcompactu, kosztuje więcej (218 dol. za tydzień) niż wynajęcie SUV (206 dol). Przy tak drogiej benzynie można się trochę ścisnąć.

Amerykańscy producenci samochodów zostali daleko za Hondą i Toyotą, które oferują już hybrydy napędzane elektrycznością i benzyną. W Kongresie szefowie GM, Forda i Chryslera powiedzieli, że aby etanol mógł poważnie zmniejszyć zależność Ameryki od importu ropy, musi być dostępny w 20–30 proc. wszystkich stacji.


Venture Capital węszy duże pieniądze

Przy dzisiejszej cenie benzyny i niepewnych źródłach zaopatrzenia alternatywom zaczynają się przyglądać nie tylko ekolodzy, ale nawet giganty naftowe, które zbiły fortunę na zwyżkach cen. Na serio zainteresowali się inwestorzy podwyższonego ryzyka.

W tym samym czasie, gdy liderzy z Detroit targowali się z przywódcami Kongresu, w San Francisco John Doerr zebrał niewielką grupkę ludzi, którzy albo pracują nad nowymi rozwiązaniami w zakresie energetyki, albo są gotowi zainwestować w alternatywne źródła energii. Doerr to niekwestionowany król venture capital, generalny partner największej na świecie firmy od ryzykownych inwestycji – Kleiner Perkins Caufield and Byers (KPCB), człowiek, który finansował Google, Amazon, Nets-cape, Intuit, AOL, SunMicrosystem, a dużo wcześniej Lotus i Genentech. Wartość rynkowa firm zbudowanych przy jego udziale (finansował je i do dziś jest członkiem rad nadzorczych wielu z nich) przekracza pół biliona dolarów.

Doerr zainwestował już m.in. w Miasole, młodą firmę z sektora energii słonecznej (mia sole to po włosku moje słońce). Jest wśród energetycznych inwestorów inny miliarder – Vinod Koshla, pierwszy szef Sun Microsystems, do niedawna partner w KPCB. Koshla stawia duże pieniądze na etanol, dlatego w jego grupie nie mogło zabraknąć Brazylijczyka i Szweda.

Brazylijczyk prof. Jose Goldenberg, sekretarz stanu w ministerstwie środowiska stanu S?o Paulo (ludność ponad 40 mln), to weteran doświadczeń z etanolem. A etanol z trzciny cukrowej niemal całkowicie uniezależnił Brazylię od importu ropy. W 1975 r. wojskowy rząd nakazał mieszanie benzyny z etanolem. Odpowiedzią na kolejny szok naftowy wywołany w 1979 r. rewolucją w Iranie było przyśpieszenie produkcji cukru i przechodzenia na etanol. Fiat pierwszy zaoferował tamtejszemu rynkowi samochód napędzany wyłącznie etanolem. Niespełna rok później jego śladem poszli wszyscy producenci obecni na brazylijskim rynku.

Z kolei Per Carstedt stworzył na północy Szwecji region biopaliw, za co dostał specjalną nagrodę króla. Dziesięć lat temu kupił od Forda 400 Taurusów na mieszankę paliwową (tzw. flexi-fuel) i zbudował 40 stacji dystrybucji etanolu. Udowodnił, że są chętni i że taki samochód daje sobie radę w zimnym klimacie. Później, w porozumieniu z władzami Sztokholmu i Göteborga, złożył wielkim producentom samochodów w Europie ofertę zakupu w ciągu dwóch lat 3 tys. samochodów wielkości Golfa na mieszankę etanolu z benzyną. Tak powstał Ford Focus flexi-fuel. W Szwecji sprzedano ich w trzy lata 15 tys. Do rywalizacji przystąpił Saab i tak powstał Saab 9-5 Bio-Power z silnikiem, który łączy zalety etanolu z zaletami turbo (duże przyśpieszenie). Przekonać się dała także Scania, producent autobusów, i dziś cała komunikacja autobusowa Sztokholmu wykorzystuje etanol. Silnik Diesla przerobiono na czysty etanol i sypią się zamówienia z Chin, S?o Paulo, a także ze Słupska.

Dziś w Szwecji co dziesiąta stacja paliw oferuje wyłącznie E85, a ich liczba podwaja się co roku. Parlament uchwalił niedawno, że do 2009 r. 60 proc. wszystkich stacji ma oferować paliwa z surowców odnawialnych, co oznacza w praktyce przede wszytkim etanol. Szwecja opodatkowała nie tylko benzynę, ale też emisję dwutlenku węgla, aby skłonić do przesiadki do aut hybrydowych. 13 proc. samochodów sprzedanych w pierwszym kwartale 2006 r. może jeździć na biopaliwach.

Ponad połowa wartości sprzedaży SEKAB, największego szwedzkiego dystrybutora, to import z Brazylii; 30 proc. to przetworzone na paliwo nadwyżki taniego francuskiego i włoskiego wina, a tylko 10 proc. to produkcja z miejscowego surowca. Ale laboratorium SEKAB pracuje nad produkcją etanolu z traw, ściółki leśnej, odpadków tartacznych, a nawet komunalnych śmieci. Szwedzi są bowiem przekonani, że wprawdzie najłatwiej produkować etanol z trzciny cukrowej lub ze zbóż, ale ponieważ prędzej czy później pojawią się bariery podażowe, więc technologie oparte na surowcach, które nie konkurują z popytem na żywność, rokują lepsze nadzieje.

Ameryce pod tym względem daleko do Szwecji, ale tu też wiele się zmienia. Wal-Mart zaczyna instalować napędzane wiatrem turbiny, aby generować prąd, i przymierza się do użycia baterii słonecznych, aby oświetlić parkingi przed tysiącami swych sklepów. Najczystsza bowiem energia to wiatr i słońce.

Przez długi czas Ameryka nie chciała słyszeć o energetyce atomowej. Lecz czasy się zmieniają i nawet ruch Zielonych zerka na nią odrobinę łaskawszym okiem. Orędownicy budowy nowych reaktorów nuklearnych do grona swych sojuszników pozyskali Patricka Moore’a, współtwórcę Greenpeace. Nadal jednak brakuje przekonywającej odpowiedzi na pytanie: co robić z odpadami z elektrowni atomowych. Doświadczenia po huraganie Katrina nie budzą zaufania co do umiejętności federalnych i lokalnych agencji nadzoru i szybkiego reagowania na katastrofy.

Biopaliwa są zaś pod ręką, są bezpieczne. I nie wymagają kolosalnych inwestycji. Etanol można wyprodukować z każdego biologicznego surowca, który zawiera liczącą się zawartość cukru (burak albo trzcina), albo z materiałów, które można przetworzyć na cukier, takie jak skrobia (zboża) czy celuloza (drzewo, trawy, ściółka leśna, większość miejskich śmieci). Do produkcji biodiesla świetnie się nadają rośliny oleiste, takie jak soja (Ameryka), rzepak i słonecznik (Europa). Na razie koszt produkcji biopaliw z trzciny cukrowej jest niższy niż ze zbóż i roślin oleistych, stąd przewaga Brazylii i szansa dla Afryki i Indii, ale postęp w konwersji celulozy na etanol może ten rachunek zmienić.

Koszty produkcji biopaliw łatwo mierzyć; trudniej policzyć korzyści. Bo ile jest warte bezpieczeństwo energetyczne, zmniejszona emisja gazów cieplarnianych, poprawa wydajności silnika, dodatkowe szanse dla regionów rolniczych i przy właściwej polityce ochrona gleby i ekosystemu? Samolot F-16 spala 100 l paliwa na minutę. Pentagon wydał w zeszłym roku na paliwo prawie 5 mld dol. Coraz bardziej interesuje się więc konwersją węgla na paliwo ciekłe metodą Fischera-Tropscha. W czasie II wojny światowej używały jej hitlerowskie Niemcy i Japonia. Potem, aby poradzić sobie z międzynarodowym embargo, także Afryka Południowa. Dziś w wielu krajach próbuje się tę metodę udoskonalić.


Szansa Busha

Z chwilą, gdy alternatywne źródła energii staną się realnym zagrożeniem dla ropy, w interesie jej producentów będzie zniszczyć konkurentów, nawet kosztem czasowego zwiększenia podaży i zmniejszenia marży zysku. Zarówno główni producenci jak i koncerny naftowe siedzą na kupie gotówki. Np. Exxon ma jej 27 mld dol.

Inwestorzy wiedzą, że rynek jest kapryśny i nieprzewidywalny. Pamiętają, że cena ropy spadła z 40 dol. w 1981 r., gdy rozpoczęła się wojna między Irakiem i Iranem, do 10 dol. w 1986 r. Są więc ostrożni, szukają gwarancji. Richard Lugar, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Senatu USA, który nazwał energię „albatrosem bezpieczeństwa narodowego Ameryki”, uważa, że rząd powinien ustanowić próg, poniżej którego cena ropy nie spadnie. Proponuje 38 dol. za baryłkę, przekonany, że przy takiej cenie rozmaite alternatywy – etanol, biodiesel, metoda Fischera-Tropscha, piaski kanadyjskie – stają się konkurencyjne.

Przez dziesięciolecia lobby naftowe w Ameryce rozpychało się łokciami. Żyło w świetnej komitywie z lobby samochodowym – jechali na jednym wygodnym wózku. Dziś są szanse na zmianę aliansów. Droga ropa i geopolityka otwierają nowe możliwości przed lobby rolniczym. Detroit nie ma kłopotów z etanolem. Może na nim nawet wygrać. Ma szanse nadrobić dystans stracony w stosunku do Japonii.

Ameryka wyda w tym roku na import ropy ponad 350 mld dol. Na paliwa przypada ponad 1/3 deficytu handlowego USA. W którymś momencie logika i siły rynku wezmą górę i Ameryka zmniejszy swą zależność od importu ropy. Pytanie: Kiedy, na jakich warunkach i za jaką cenę? Prezydent Bush apeluje, aby w ciągu najbliższych sześciu lat USA zmniejszyły o 75 proc. import ropy z Bliskiego Wschodu. Brzmi to dobrze, lecz na liście pięciu najważniejszych dostawców ropy do USA tylko jeden, Arabia Saudyjska, to kraj Zatoki Perskiej. Niemal 60 proc. importu przypada na Meksyk, Kanadę, Wenezuelę i Nigerię. Cały import z Zatoki Perskiej to mniej niż 20 proc. (Irak jest siódmy, za Angolą). Argument, że najwięksi dostawcy to kraje zaprzyjaźnione: Meksyk i Kanada (35 proc. całego importu) to nieporozumienie. Ropa to nie świeże truskawki, gdzie cena zależy od bliskości geograficznej sprzedawcy. Cenę wyznacza rynek światowy. Jeśli amerykańskie dolary nie trafiają do Teheranu lub Moskwy, to Iran i Rosja i tak korzystają z apetytu amerykańskiego społeczeństwa na benzynę.

Tak jak Richardowi Nixonowi ze względu na nieskazitelnie antykomunistyczną kartę łatwiej było niż jego demokratycznym poprzednikom zacząć dialog z Chinami, a Lyndonowi Johnsonowi (zważywszy na jego korzenie w rasistowskim Południu) utorować drogę prawom obywatelskim dla Murzynów, tak George W. Bush tkwiący po uszy w nafcie miałby lepszą niż inni szansę, gdyby starczyło mu wyobraźni, woli i odwagi rozpocząć krucjatę na rzecz alternatywnych zródeł energii.

Potęga Wielkiej Brytanii przez blisko 150 lat wiązała się nieodłącznie z obfitością węgla. Tym, czym dla Anglii był węgiel, dla Ameryki stała się ropa. Obfitość taniej ropy i umiejętność jej wykorzystania umożliwiła USA dominację energetyczną. Z czasem ta dominacja uległa erozji. Dziś kończy się era taniej ropy i Ameryka potrzebuje transformacji. Od tego, czy i jak sobie z nią poradzi, czy zdoła ograniczyć zależność od importu energii, zależy nie tylko jej przyszłość, ale i przyszłość świata.


Andrzej Lubowski jest ekonomistą i publicystą mieszkającym w Kalifornii, doradcą SEKAB. Wiosną 2007 r. nakładem wydawnictwa Bertelsmann ukaże się jego książka „Kontuzjowane Mocarstwo”.

 

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną