Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Trzymajcie skalpel z daleka

Jak żyją osoby interpłciowe w Polsce

„Chcemy być postrzegani jak normalni ludzie. Żeby rodzice, którym rodzi się interpłciowe dziecko, wiedzieli, że to nie jest żadna katastrofa”. „Chcemy być postrzegani jak normalni ludzie. Żeby rodzice, którym rodzi się interpłciowe dziecko, wiedzieli, że to nie jest żadna katastrofa”. juanjegarrido / PantherMedia
Dziewczynka czy chłopiec? A co jeśli odpowiedź jest bardziej złożona? Rozmowa z Magdą Rakitą o interpłciowości.
Magda RakitaLeszek Zych/Polityka Magda Rakita

JOANNA PODGÓRSKA: – Jak się pani dowiedziała, że jest osobą interpłciową?
MAGDA RAKITA: – Nic się ze mną nie działo. Czułam się zupełnie zwyczajną dziewczynką. Ludzie często myślą, że interpłciowość widać po narządach płciowych już po narodzinach. Tak się dzieje jedynie w niewielkim procencie przypadków. Ja miałam 15 lat, gdy mama, położna, zabrała mnie do lekarza, bo zaczęła się zastanawiać, dlaczego jeszcze nie miesiączkuję. Pani doktor mnie zbadała i powiedziała, że to prawdopodobnie częściowa niewrażliwość na androgeny. Poszłam się ubrać, a jak wróciłam do gabinetu, mama siedziała blada jak ściana, a pani doktor mówiła, że trzeba ustalić termin operacji. Pomyślałam: halo, jakiej operacji?! W drodze do domu mama mi wszystko wytłumaczyła: jesteś dziewczynką, wyglądasz, jak dziewczynka, tylko masz chromosomy XY i wewnętrzne jądra zamiast jajników. I że nie będę mogła mieć dzieci. Przyjęłam to do wiadomości. W wieku 15 lat nie przejęłam się specjalnie informacją, że nie będę miała dzieci.

W ogóle się pani nie przejęła diagnozą?
Oczywiście, że to było dla mnie zaskoczenie, ale nie miałam z nią problemu. Coś takiego istnieje, nazywa się tak i tak, a ja to mam. Dopiero gdy zostałam skierowana do szpitala, by potwierdzić diagnozę, poczułam się dziwnie. Przychodzę na przykład na USG, wszyscy normalnie rozmawiają, a potem patrzą w moją kartę i zaczynają szeptać. Oglądają obraz na monitorze i „szu, szu, szu”. W końcu mówię: ja wiem, że mam tam jądra, możemy już skończyć. Podczas obchodu znudzeni lekarze mijają kolejne łóżka i nagle przy moim się ożywiają – ciekawy okaz. Albo badania grupowe: ja na fotelu ginekologicznym, a kilkunastu studentów, niewiele starszych ode mnie, sobie ogląda i komentuje, a pani doktor tłumaczy im, że to nie występuje u normalnych dziewczynek.

Polityka 39.2019 (3229) z dnia 24.09.2019; Społeczeństwo; s. 31
Oryginalny tytuł tekstu: "Trzymajcie skalpel z daleka"
Reklama