Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Uproszczony egzamin zamiast nostryfikacji dla lekarzy z Ukrainy? Jeszcze nie

Samorząd lekarski stanowczo protestuje przeciwko uproszczeniu procedur weryfikacji umiejętności lekarzy spoza Unii Europejskiej. Samorząd lekarski stanowczo protestuje przeciwko uproszczeniu procedur weryfikacji umiejętności lekarzy spoza Unii Europejskiej. WavebreakmediaPremium / PantherMedia
Ułatwienia w uznawaniu kwalifikacji lekarzy spoza Unii nie wejdą w życie tak szybko, jak chciałby minister zdrowia. Proponująca rozwiązania „potencjalnie niebezpieczne dla pacjentów” i źle oceniona przez samorząd lekarski nowelizacja ustawy o zawodzie lekarza wróciła do dalszych prac w podkomisji.

Sporym zaskoczeniem zakończyły się w poniedziałek obrady sejmowej komisji zdrowia poświęcone omówieniu przygotowanego przez rząd projektu ustawy modyfikującej zasady organizacji kształcenia lekarzy i przyznawania im zawodowych kwalifikacji. Wbrew intencjom Ministerstwa Zdrowia posłowie odesłali projekt po pierwszym czytaniu do dalszych prac w podkomisji, zamiast szybko przegłosować i skierować go na posiedzenie plenarne Sejmu, by można go było przyjąć jeszcze w lutym.

Czytaj także: Bez kolejek do specjalistów? Kolejna ściema PiS

Przyjęte rozwiązanie jest po myśli lekarzy, ale nikt nie ma wątpliwości, że decyzja w tej sprawie musiała zostać w ostatniej chwili uzgodniona między zdominowanym przez PiS prezydium komisji a resortem zdrowia. Władzom ministerstwa zależało bowiem na tym, by ustawę przyjąć już na najbliższym posiedzeniu Sejmu. Teraz zakończenie prac w podkomisji zaplanowano za miesiąc. Samorząd lekarski ma nadzieję, że uda się w tym czasie przekonać posłów do własnych pomysłów zmieniających kształt szkolenia, a przede wszystkim weryfikowania uprawnień lekarzy z zagranicy. Resort je wcześniej odrzucił i przyjął własne, mocno przez polskich lekarzy skrytykowane.

Lekarze o swojej ustawie: oczekiwana, ale…

Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty określa zasady i warunki wykonywania tych zawodów w Polsce – w szczególności reguluje przyznawanie prawa wykonywania zawodu, organizację kształcenia, warunki uznawania kwalifikacji, zakres uprawnień i obowiązków lekarzy. Medycy, którzy dali się zapamiętać ze strajków okupacyjnych kilka lat temu, już wtedy postulowali (obok kwestii podniesienia nakładów na ochronę zdrowia) potrzebę zmian w szkoleniu przed- i podyplomowym.

Ministerstwo Zdrowia nie tylko nie odrzuciło tej inicjatywy, ale ją wręcz podchwyciło i zaprosiło młodych lekarzy do współpracy nad nowym trybem kształcenia. Tylko potem okazało się, że przedstawione propozycje trafiły do kosza, a resort przedstawił własny projekt, który ostatecznie został zaakceptowany przez rząd i w tym kształcie trafił do Sejmu. Wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko nawet nie udawała na posiedzeniu komisji, że było inaczej. Otwarcie przyznała, że przyjęta przez rząd wersja różni się od pierwotnej, przygotowanej przez ministerialny zespół, w którym pracowali m.in. lekarze rezydenci – a uzasadniła to koniecznością wzięcia pod uwagę możliwości budżetu.

To, co najbardziej rozpala emocje, niekoniecznie z budżetem ma związek. Samorząd lekarski stanowczo bowiem zaprotestował przeciwko pomysłom ministerstwa na ściągnięcie do Polski lekarzy spoza Unii Europejskiej, którzy wypełniliby luki etatowe. Zdaniem prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej uproszczona procedura uznawania kwalifikacji to „rozwiązanie potencjalnie niebezpieczne dla pacjentów”. – Dyplomy i zaświadczenia za wschodnią granicą Polski można łatwo kupić. Specjalizację na Ukrainie robi się w rok, gdy w Polsce zajmuje to pięć, sześć lat. Zapisy dotyczące ułatwień w zatrudnianiu cudzoziemców w ogóle nie były konsultowane ze środowiskiem lekarskim – oświadczył dr Andrzej Matyja.

Czytaj także: Brakuje lekarzy. Przyjadą specjaliści spoza Unii?

Uproszczony egzamin zamiast nostryfikacji?

Nie ma co się dziwić, że resort bardzo się spieszy. Bo jakoś nie widać, by lekarze, którzy wyjechali z Polski, tłumnie zaczęli do niej wracać (choć premier i minister zdrowia obiecywali, że tak się stanie). A braki kadrowe to dziś najpoważniejszy problem naszej ochrony zdrowia. Brakuje przede wszystkim specjalistów pediatrów i chorób wewnętrznych, anestezjologów, chirurgów, neonatologów, urologów, ginekologów i neurologów. Mimo zwiększenia liczby miejsc na studiach dziennych i bardzo dużego zainteresowania rozmaitych szkół prywatnych otwieraniem kierunków lekarskich resort zdrowia nie radzi sobie z deficytem lekarzy. Na pomoc chętnie ściągnąłby więc medyków zza wschodniej granicy, powołując się na badania sondażowe, w których polscy lekarze dość entuzjastycznie opowiedzieli się za takim rozwiązaniem.

Pytanie tylko, czy taka otwartość z ich strony nie była uwarunkowana potrzebą wprowadzenia dla lekarzy z zagranicy przynajmniej takich samych obostrzeń przy uznawaniu kwalifikacji, jakie mają polscy doktorzy.

Czytaj także: Polska ostatnia w Europie pod względem liczby lekarzy

Już teraz w wielu szpitalach i przychodniach można spotkać specjalistów spoza Unii. W 2017 r. do uczelni kształcących na kierunku lekarskim i lekarsko-dentystycznym wpłynęły 634 wnioski o nostryfikację dyplomu uzyskanego poza Unią. Ale uwaga: tylko 150 dyplomów ostatecznie uznano! Ministerstwo wpisało więc do projektu ustawy wymogi otrzymania prawa wykonywania zawodu w Polsce, które dla kandydatów np. z Ukrainy byłyby łatwiejsze do spełnienia niż dotychczasowa procedura nostryfikująca dyplomy.

Takim uproszczeniem byłoby np. wprowadzenie Lekarskiego Egzaminu Weryfikacyjnego dla medyków legitymujących się dyplomem ukończenia studiów medycznych w krajach spoza UE, dzięki którym możliwa będzie ocena kwalifikacji zawodowych tych lekarzy w odniesieniu do poziomu minimalnych wymogów kształcenia określonych w przepisach unijnych. Dlaczego tworzyć jednak inny egzamin, zamiast pozwolić lekarzom spoza Unii zdawać ten sam, do którego muszą po stażu przystąpić nasi medycy? Czy specjalne egzaminy mają być łatwiejsze czy trudniejsze od zdawanych przez polskich lekarzy? Tego posłowie od wiceminister Szczurek-Żelazko niestety się nie dowiedzieli.

Czytaj także: To ona ma ugasić strajk rezydentów. Kim jest Józefa Szczurek-Żelazko?

Nie można pisać prawa na kolanie

Czy ułatwienia w zatrudnianiu cudzoziemców pozwalają na rzetelną weryfikację ich wiedzy i umiejętności? Naczelna Rada Lekarska nie ma wątpliwości, że jeśli lekarz z zagranicy ma zacząć leczyć chorych w Polsce, powinien legitymować się taką samą wiedzą jak polscy specjaliści. A gwarantem tego – w ocenie samorządu przyznającego w naszym kraju prawa wykonywania zawodu – są egzaminy i zbliżony system kształcenia. Tego na razie o wielu krajach zza wschodniej granicy powiedzieć nie można.

Na pewno wielu dentystów i lekarzy chcących otworzyć u nas praktyki ma doświadczenie i wiedzę taką jak polscy specjaliści. Wszędzie na świecie są lekarze gorsi i lepsi, którym chce się dokształcać poza obowiązującym systemem szkolenia. Wielu lekarzy na Ukrainie skorzystało też w ostatnich latach z kursów organizowanych przez polskich medyków, a nawet całe szpitale, które albo na takie szkolenia zapraszały ukraińskich lekarzy do siebie, albo wysyłały własne zespoły do Lwowa lub Kijowa.

Czytaj także: Szpitale bez lekarzy

Taka wymiana na pewno przysłużyła się podniesieniu praktycznych umiejętności, ale nie jest gwarantem, by wszystkich medyków spoza Unii Europejskiej uznać za pełnoprawnych specjalistów bez nostryfikacji ich dyplomów. Dobrze więc, że podczas prac w podkomisji jeszcze raz wybrzmią argumenty za i przeciw, bo najgorszą rzeczą – do której niestety obecny rząd wszystkich przyzwyczaił – jest pośpiech i tworzenie prawa na kolanie w nocy. Co z tego, że obecny projekt ustawy o zawodzie lekarza przygotowywany był w resorcie przez ponad rok, skoro i tak odrzucono większość zgłaszanych uwag. A było ich prawie tysiąc!

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną