Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

„Radźcie sobie w szkołach sami”. MEN gra na czas

Pojawiają się głosy, że należałoby odpuścić egzaminy ósmoklasistom, a maturzystów sklasyfikować do końca kwietnia. Pojawiają się głosy, że należałoby odpuścić egzaminy ósmoklasistom, a maturzystów sklasyfikować do końca kwietnia. Grażyna Marks / Agencja Gazeta
Pojawiają się głosy, że należałoby odpuścić egzaminy ósmoklasistom, a maturzystów sklasyfikować do końca kwietnia. Ale MEN na razie umywa ręce.

„Dyrektorzy, bawcie się dobrze” – tak można streścić przesłanie wyczekiwanego rozporządzenia w sprawie kształcenia na odległość, które ministerstwo edukacji wywiesiło na stronie internetowej w piątkowy wieczór. Dwie godziny wcześniej szef resortu w trakcie konferencji z premierem zapowiedział przedłużenie zawieszenia pracy szkół i przedszkoli do 14 kwietnia. W poprzedzających dniach obiecywał, że w nowym rozporządzeniu doprecyzowane zostaną sporne i kłopotliwe kwestie dotyczące kształcenia na odległość. Eksperci od początku jednak wykazywali, że w obecnej sytuacji ministerstwo nie ma szans sensownie wywiązać się z systemowej organizacji zdalnego nauczania.

Nie każde dziecko ma w domu komputer

Skoro władze mają konstytucyjny obowiązek zapewnienia obywatelom równego dostępu do nauki, to nie mogą usankcjonować realizowania podstaw programowych i wystawiania ocen zdalnie, wiedząc, że nie każde dziecko ma w domu komputer. Bo nie ma – zróżnicowana dostępność sprzętu dla nauczycieli w szkołach to tylko jeden kawałek obrazka.

A nawet jeśli komputer lub telefon z dostępem do internetu w zdecydowanej większości domów się znajdzie, problem wciąż jest: jak podzielić dostęp do sprzętu między dwójkę–trójkę dzieci w różnym wieku plus parę zdalnie pracujących rodziców? Chodzi nie tylko o rodziny najuboższe czy wykluczone cyfrowo – chodzi o sudoku, które w ostatnich dniach codziennie próbują układać matki i ojcowie z tzw. klasy średniej. Zbyt słaba do realizacji zdalnego nauczania jest wreszcie przepustowość tego internetu. Już w mijającym tygodniu, przy rozbudzeniu e-learningowej, spontanicznej jeszcze aktywności grup nauczycieli, przy wysypie oddolnych inicjatyw – za które należy się wielkie uznanie – część najpopularniejszych platform edukacyjnych po prostu padała z powodu zbyt dużego obciążenia.

„Radźcie sobie w szkołach sami”

Systemowo rozstrzygnąć tych problemów w tydzień nie sposób, więc jak wybrnął z galimatiasu MEN? Zgodnie z dobrze przetrenowaną taktyką, która brzmi: „radźcie sobie w szkołach sami”. „Za organizację kształcenia na odległość odpowiada dyrektor szkoły”. „W sytuacji, gdy wystąpią trudności w organizacji zajęć, dyrektor szkoły w uzgodnieniu z organem prowadzącym powinien określić inny sposób ich realizowania. O wybranym sposobie musi także poinformować kuratora oświaty” – czytamy na stronie MEN.

Dyrektor musi również ustalić z nauczycielami tygodniowy zakres materiału dla poszczególnych klas, uwzględniając m.in. równomierne obciążenie ucznia zajęciami w danym dniu, zróżnicowanie tych zajęć czy możliwości psychofizyczne ucznia, ma także obowiązek ustalić w uzgodnieniu z nauczycielami, w jaki sposób będzie monitorowana i sprawdzana wiedza i postępy w nauce. Innymi słowy, w gabinetach dyrektorów rozstrzygać ma się wszystko, co dotychczas budziło kontrowersje. MEN umywa ręce. Zaiste zdumiewający jest szacunek dla autonomii szkół i organów prowadzących, który niezawodnie budzi się w resorcie w sytuacjach kryzysowych...

Już wcześniej, w czwartek, w tym samym duchu Dariusz Piontkowski zapowiadał w RMF FM, że dodatkowe komputery do szkół, by praca na odległość była możliwa, powinny kupić samorządy. Kiedy? Według jakich procedur, jeśli sprzęt miałby być używany w najbliższych dniach?

Czytaj też: Wypowiedź ministra zdumiała nauczycieli

Co z egzaminami? Co z maturami?

Związek Nauczycielstwa Polskiego zaapelował do firm, koncernów i ludzi dobrej woli o przekazanie szkołom sprzętu komputerowego, urządzeń mobilnych czy ruterów, by mogli z nich korzystać najbardziej potrzebujący uczniowie lub w razie konieczności nauczyciele. Na dobroczynności nie da się jednak zbudować systemu, tym bardziej nie w kilka dni.

Na piątkowej konferencji minister Piontkowski zapowiedział też, że na razie nie widzi potrzeby zmiany organizacji roku szkolnego, w szczególności przesuwania terminu egzaminów ósmoklasistów (mają się odbyć tuż po Wielkanocy, 21–23 kwietnia). Tymczasem wśród pomysłów, jak z całej tej sytuacji wybrnąć, przewijają się głosy, że właśnie ten ruch należałoby wykonać i to stanowczo: odpuścić egzaminy ósmoklasistom, zrekrutować ich do szkół średnich na podstawie świadectw. Sklasyfikować maturzystów do końca kwietnia, a matury zorganizować im w lipcu. Kto liczy dziś, że za trzy tygodnie sytuacja w kraju wróci do normy? Raczej nie szef Piontkowskiego Mateusz Morawiecki, który w wywiadzie dla CNN dopiero co mówił, że przed nami szczyt pandemii i kilkanaście tysięcy nowych zachorowań.

Jak ustabilizować sytuację w szkołach

Więc może nawet: zakończyć teraz rok szkolny dla wszystkich, początek kolejnego zaplanować na sierpień, a przez ten czas przepracować i okroić rozdęte podstawy programowe? Takie postulaty pojawiają się wśród nauczycieli. Mają liczne wady i pewnie nikt nie byłby ich bezkrytycznym zwolennikiem. Dlatego też są politycznie ryzykowne. Ale z perspektywy uczniów, zwłaszcza tych, przed którymi do pokonania takie czy inne egzaminacyjne wyzwania, mają tę zaletę, że stabilizują sytuację.

Tyle o pomysłach. A czego można się spodziewać? Że MEN będzie grał na czas, wykonywał pozorowane ruchy, wydawał niczego nierozwiązujące rozporządzenia, takie jak to najnowsze. Sygnałem tego kierunku była już czwartkowa „obietnica” Piontkowskiego w RMF FM, że ósmoklasiści poznają datę i formę egzaminu co najmniej tydzień przed jego terminem. Brzmi jak żart, ale właśnie takiego zarządzania oświatą w najbliższych tygodniach możemy się spodziewać.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną