Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Koronawirus w Polsce. Czy grozi nam kwarantannowy bunt?

Plac zabaw zamknięty na czas kwarantanny Plac zabaw zamknięty na czas kwarantanny Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Człowiek ma potrzebę autonomii, chce o sobie decydować. Kiedy ktoś wywiera na nim presję, naturalną reakcją jest opór – mówi psycholog zdrowia Mateusz Banaszkiewicz. Ale dodaje, że taki bunt można ograniczać.

KATARZYNA CZARNECKA: – Niektórzy psychologowie ostrzegają, że im dłużej będzie trwała przymusowa izolacja, tym więcej osób będzie się pogrążało w apatii. Zgadza się pan z taką diagnozą?
MATEUSZ BANASZKIEWICZ: – Niestety tak. Już w lutym naukowe pismo „Lancet” opublikowało metaanalizę 24 badań poświęconych psychologicznym efektom kwarantanny. Wynika z niej, że u niektórych osób można się spodziewać nawet tak dramatycznych skutków jak wystąpienie objawów PTSD, czyli zespołu stresu pourazowego (Posttraumatic Stress Disorder).

On dotyka ludzi, którzy uczestniczyli w katastrofach czy atakach terrorystycznych albo padli ofiarą gwałtu lub przemocy psychicznej.
Oczywiście. A pandemia w oczach niektórych ludzi jest katastrofą, poza tym sytuacja izolacji sprzyja pogorszeniu się stanu psychicznego. Na objawy PTSD narażone są głównie osoby cierpiące już na jakieś problemy ze zdrowiem psychicznym. Nie pomaga fakt, że ludzie do tej pory korzystający z pomocy mogą mieć ograniczony dostęp do psychoterapii.

Czytaj też: Dzieci pytają. Dlaczego zostajemy w domu? Na czym polega wirus?

Specjaliści oferują pomoc online czy telefoniczną – nie tylko interwencyjną, lecz także stałą.
Owszem, ale pojawił się nowy problem: niektórzy stracili źródło dochodów, a inni w obawie o przyszłość zaczęli poważnie ograniczać wydatki. Rezygnują więc z sesji.

Jakie dokładnie są objawy PTSD?
To właśnie przede wszystkim odrętwienie fizyczne lub emocjonalne, a także brak zdolności odczuwania przyjemności, wzrost poziomu depresyjności, skutkującej nawet myślami samobójczymi. A także uczucie lęku, przygnębienia, złości. I to już dotyka większą liczbę ludzi.

Złość – czy może doprowadzić do tego, na co zwracają uwagę inni psychologowie, czyli do tzw. buntu kwarantannowego?
Może się tak stać. Człowiek ma potrzebę autonomii: chce decydować o sobie i wpływać na środowisko, w którym żyje. Kiedy ktoś wywiera na nim presję, naturalną reakcją jest mechanizm reaktancji, czyli opór. To w normalnej sytuacji widać choćby w relacjach wychowawczych: im bardziej rodzice czegoś dzieciom zakazują, tym bardziej się przeciw temu buntują. W wymiarze społecznym przykładem jest choćby prohibicja wprowadzona w USA na początku XX w. Jej efektem był rozwój nielegalnej produkcji i obrotu alkoholem. My stoimy w obliczu doświadczenia bezprecedensowego – podejrzewamy, że zmianie ulega właściwie wszystko, co określało nasz styl życia. Ale z tym będziemy się zmagać później. Bezpośrednio odczuwamy to dziś na najbardziej podstawowym poziomie – jeszcze niedawno podejmowaliśmy wiele działań poza domem, a teraz nie możemy.

Czytaj też: Pandemia to nietypowa katastrofa. Różnie reagujemy

Na czym taki bunt może polegać?
U jednych pojawią się problemy z koncentracją czy niemożność podejmowania dostępnych czy koniecznych aktywności, a więc także apatia. Inni zaczną kompulsywnie oglądać seriale, objadać się, sięgać po alkohol czy narkotyki. I to już będzie niebezpieczne dla ich zdrowia. Najgroźniejsza zaś będzie sytuacja, kiedy ludzie przestaną przestrzegać zasad, które zostały im narzucone. Czyli zaczną spotykać się z innymi.

Część zrobi to z braku rozsądku i dlatego, że jak na razie nie widać na ulicach wzmożonych kontroli. Mogą się z takich działań wycofać, kiedy spotka ich kara. Gorzej z tymi, którzy na szczęście pozostaną w mniejszości, ale zaczną podejmować groźne zachowania, bo przeżywane przez nich napięcie będzie tak wysokie, że nie będą zważać na ryzyko.

Zagrożenie życia – czego przykładem są epidemie, ale też np. izolacja – powoduje, że ludzie wchodzą w relacje intymne z nieznajomymi, chcą korzystać z życia, dopóki jest.
Tak. O tym także mówię. W dzisiejszej sytuacji niemożność zaspokojenia potrzeb seksualnych jest kolejnym poważnym stresorem. I osoby żyjące w pojedynkę może doprowadzić do tego typu kontaktów.

Ale ważniejsze i zdecydowanie powszechniejsze może być zachowanie wynikające z tego, że jesteśmy gatunkiem społecznym i w krytycznych sytuacjach kontakty z innymi zwiększają nasze poczucie bezpieczeństwa. Wzajemna obecność, dotyk – tego szczególnie teraz potrzebujemy, a to lekarstwo jest niedostępne. Jak najwięcej korzystajmy więc z substytutów, czyli kontaktów wideo. To moment krytyczny, w którym się przekonujemy, jaką mamy tzw. sieć społeczną. Jeśli jedyne interakcje, w jakie wchodziliśmy do tej pory, były w pracy, to poprośmy pracodawcę – niektórzy zresztą sami to proponują – o chwilę na kawę online z kolegami i koleżankami. To złagodzi poczucie samotności. Poza tym wiele osób nie ma zbyt dużej rodziny, wielu przyjaciół i znajomych. Dobrze, żeby się wzajemnie poszukały, choćby w mediach społecznościowych. Albo wymieniły telefonami z sąsiadami. To może być również dobry moment, aby pogłębić relacje, które się rozluźniły.

Czytaj też: Jak się nie zarazić? Co zrobić, gdy mam objawy infekcji?

Jest jeden argument, który powinien przekonać każdego: nie wychodzimy z domu dla bezpieczeństwa swojego i innych. To za słaba motywacja?
Bardzo silna. Tyle że tu pojawia się kolejny poważny kłopot. Jeśli narzucone ograniczenia będą racjonalnie uzasadniane przez władzę, a informacje, które do nas docierają, będą wiarygodne, znakomita większość pogodzi się z nietypową sytuacją nawet długoterminowo. Bo powiążemy je ze wspólnym systemem wartości, tożsamością grupową. Zrozumiemy, że nie tylko my jesteśmy uciemiężeni, nie tylko my straciliśmy swobodę czy możliwość pracy, doświadczamy ograniczeń, a wiele osób dla nas naraża się na niebezpieczeństwo – będzie nam łatwiej nie doświadczać frustracji i złości, tylko np. współczucie. A ono reguluje emocje i obniża poziom lęku.

Jeśli jednak odczujemy, że decyzje państwa w jakiś sposób godzą w wolność jednostki, nabierzemy podejrzeń, że jesteśmy okłamywani czy manipulowani, będzie to budziło sprzeciw.

Tylko jak z zalewu informacji wybrać te fachowe?
Po pierwsze, radykalnie je dawkować. Po drugie, korzystać z wiarygodnych źródeł. Strony Głównego Inspektoratu Sanitarnego, pism naukowych, mediów opiniotwórczych, osób związanych z nauką, a jednocześnie obecnych w mediach społecznościowych. Nie tych serwisów, które przekazują komunikaty o niewielkiej wartości merytorycznej i jedynie w sposób budzący negatywne emocje, czyli straszą.

Czytaj też: Pozamykane urzędy, banki, sądy. Jak załatwiać swoje sprawy

Przed mediami zresztą poważne zadanie na teraz i – co być może jeszcze istotniejsze – na czas po pandemii. Muszą nagłaśniać pozytywne historie – przykłady sprawnego działania służb, pomocy, jakiej ludzie sobie udzielają. Zwiększa to poczucie społecznej bliskości, podnosi też poziom optymizmu. W jednym ze szpitali onkologicznych dla dzieci w Stanach widziałem ścianę ze zdjęciami dawnych, już dorosłych pacjentów, którzy z walki z nowotworem wyszli zwycięsko. Dla chorujących było to ogromne psychologiczne wsparcie. Zalew jedynie negatywnych informacji ma na organizm wpływ immunosupresyjny, obniża odporność.

A jak poczuć się częścią wspólnoty, która już przed pandemią była podzielona?
Podział, niestety, obowiązuje. Kłócimy się nadal o politykę, ale też jaskrawszy stał się konflikt między tymi, którzy rozgryzają problem koronawirusa naukowo, i tymi, którzy snują teorie spiskowe. W obu przypadkach wiele osób nie umie wyrażać opinii bez agresji i atakowania siebie nawzajem.

Ale też mamy do czynienia z niezwykłymi gestami solidarności. I mam nadzieję, że będzie ich więcej, bo poprawiają nasze samopoczucie. Zrobienie czegoś dobrego dla kogoś zwiększa w organizmie poziom oksytocyny, a ten neurohormon stymuluje do troski, ufności, szczodrości i współpracy. To pozytywny, samonapędzający się mechanizm. Korzystajmy z niego, a wtedy także niebezpieczeństwo zagrażającego nam i innym buntu radykalnie się zmniejszy.

Czytaj też: Nie daj się koronawirusowi, dezynfekuj swój smartfon

Mateusz Banaszkiewicz jest psychologiem zdrowia, absolwentem Uniwersytetu Humanistyczno-Społecznego SWPS, Szkoły Trenerów Biznesu w Ośrodku Pomocy i Edukacji Psychologicznej – INTRA oraz Studium Dialogu Motywującego przy Polskim Towarzystwie Terapii Motywującej. Zajmuje się m.in. realizacją programów zwiększania dobrostanu w firmach, popularyzacją wiedzy na temat sposobów radzenia sobie ze stresem, zwiększania poziomu zadowolenia z życia czy poprawy stanu zdrowia.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Jednorazowe e-papierosy: plaga wśród dzieci, cukierkowa używka. Skala problemu przeraża

Jednorazowe e-papierosy to plaga wśród dzieci i młodzieży. Czy planowany zakaz sprzedaży coś da, skoro istniejące od dziewięciu lat regulacje, zabraniające sprzedaży tzw. endsów z tytoniem małoletnim oraz przez internet, są nagminnie i bezkarnie łamane?

Agnieszka Sowa
11.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną