Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Dlaczego skutki pandemii mocniej uderzają w kobiety

Kobiety są na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. Kobiety są na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. Gleb Garanich / Reuters / Forum
Wirus zakaża obie płci, choć śmiertelność jest wyższa wśród mężczyzn. Pandemia ma jednak szerszy społeczno-ekonomiczny wymiar, bardziej krzywdzący dla kobiet.

Kobiety są na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem. To ok. 80 proc. pracowników sektora ochrony zdrowia i pomocy społecznej w Polsce. Samo pielęgniarstwo jest jednym z najbardziej sfeminizowanych zawodów (mężczyźni stanowią 2 proc.). „Pielęgniarki i położne pracować teraz będą w trudnym czasie, będzie to praca ponad siły i w ciągłym stresie, związana z ewentualną koniecznością odizolowania po kontakcie z osobą zakażoną” – napisały 19 marca do premiera członkinie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, apelując o czasowy wzrost wynagrodzeń. Bo to jedna z najgorzej opłacanych grup w kraju. Nadreprezentacja kobiet na niedocenianych stanowiskach to tylko jedna ze sfer, w których nierówności na tle płci boleśnie się teraz uwypukliły.

Czytaj też: Zawód pielęgniarki jest ryzykowny i niebezpieczny

Zamknięte szkoły – ciężki test dla partnerstwa

Ponad 40 proc. Polek i Polaków sprawujących opiekę nad dziećmi do 15. roku życia korzysta z usług opiekuńczych – w miastach to ok. 50 proc. W związku z zamknięciem szkół, przedszkoli i żłobków rodzice muszą godzić obowiązki, a często także zdalnie pracować. Nie skorzystają też z pomocy babć i dziadków ze względu na ryzyko ciężkiego przebiegu infekcji u osób starszych.

Jeśli spojrzeć na statystyki dotyczące podziału ról, nie ulega wątpliwości, na kogo w czasie pandemii spada więcej zadań. 90 proc. kobiet i mniej niż dwie trzecie mężczyzn poświęca opiece nad dziećmi i ich edukacji co najmniej godzinę dziennie. 82 proc. kobiet i tylko 34 proc. mężczyzn gotuje i wykonuje prace domowe (dane Europejskiego Instytutu ds. Równości Kobiet i Mężczyzn). Tylko w 4 proc. domów to mężczyźni częściej sprawują opiekę nad dziećmi. W ponad 80 proc. – wyłącznie kobieta odpowiada za pranie i prasowanie, a w prawie dwóch trzecich tylko ona przygotowuje posiłki i sprząta (CBOS, 2018). W odrabianie lekcji włącza się 43 proc. pań i 6 proc. panów. Nietrudno więc zgadnąć, na kogo w większym stopniu spadł teraz ciężar organizacji zdalnej nauki. W szczególnie trudnej sytuacji są samotne matki – im trudniej obejść się bez wsparcia babć, dziadków czy opiekunek.

Czytaj też: Czy e-nauka zda egzamin?

Czy pandemia jeszcze pogłębi te nierówności? – W sytuacji zagrożenia ludzie cofają się do tego, co znają – do stereotypowych ról, tradycyjnego podziału obowiązków. To kobiety są w większym stopniu obciążone opieką nad dziećmi oraz ich edukacją (zdalne nauczanie to w wielu przypadkach żadna pomoc, bo nie działa). Pracują z domu pod presją i w ogromnym stresie, bardzo często wspierają też mężów i nie mogą liczyć na to samo – mówi Karolina Andrian, prezeska Fundacji Share The Care, promującej wykorzystywanie urlopu rodzicielskiego przez ojców i równy podział obowiązków. – Epidemia brutalnie weryfikuje styl partnerstwa. Tylko tam, gdzie jest ono prawdziwe, można stawić czoła tej trudnej i niepewnej sytuacji. To bardzo trudny egzamin. Zdadzą go te pary, które już wcześniej wypracowały partnerski układ – podsumowuje.

Czytaj też: Dlaczego nie cieszy mnie niska luka płacowa w Polsce?

Kobietom grozi bezrobocie i ubóstwo

Międzynarodowa Organizacja Pracy szacuje, że w wyniku światowego kryzysu gospodarczego towarzyszącego pandemii pracę może stracić 25 mln ludzi. Przybędzie nawet 35 mln ubogich pracujących – czyli osób zatrudnionych, którym nie wystarcza na podstawowe potrzeby. Liczby te są najpewniej niedoszacowane.

Jak wskazuje w artykule „The Impact of Covid-19 on Gender Equality” zespół badaczy z amerykańskich uniwersytetów Northwestern i California San Diego i z niemieckiego uniwersytetu w Mannheimie, zwłaszcza kobietom grozi teraz utrata pracy. Zwykle przy okazji kryzysów gospodarczych jest na odwrót: tracą mężczyźni, bo cierpią takie sektory jak budownictwo, przetwórstwo przemysłowe itd. Ale pandemia uderza w branże zdominowane przez kobiety, stanowiące prawie 70 proc. pracowników w gastronomii i hotelarstwie, zatrudnione w usługach związanych z kulturą, rozrywką, rekreacją i turystyką.

Czytaj też: Dzisiejsza bieda jest inna. Pieniądze jej nie przegonią

Badacze mówią wręcz o „feminizacji ubóstwa”. Kobiety muszą biedę „oporządzać”, prowadząc dom, zajmując się dziećmi, obsługując formalności związane ze świadczeniami i szukając oszczędności. Noszą na barkach ogromne psychiczne i fizyczne obciążenia. Są poza tym bardziej skłonne do poświęceń – odmówią sobie jedzenia, byle dzieci miały go więcej. Ubóstwo szczególnie zagraża samotnym matkom i kobietom samodzielnie utrzymującym dom.

Przemoc domowa nasila się w czasach izolacji

„Gdy coraz więcej krajów na świecie podejmuje decyzje o obowiązkowej kwarantannie, by ograniczyć rozprzestrzenianie się Covid-19, nasze myśli płyną ku kobietom i dzieciom, dla których dom oznacza strach, a nie bezpieczeństwo” – oświadczyła Marceline Naudi, przewodnicząca grupy eksperckiej ds. przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (GREVIO) przy Radzie Europy. Jak zauważa, izolacja daje sprawcom więcej siły i kontroli. Odcinanie pokrzywdzonej od osób, które mogłyby udzielić jej wsparcia, to jedna ze strategii sprawców przemocy.

W dodatku kobiety będące ofiarami przemocy mogą nie zgłaszać się teraz po pomoc medyczną z obawy przed zakażeniem. Schroniska i instytucje też ograniczają działalność. Działa oczywiście wsparcie online lub telefoniczne, ale trudniej z tego korzystać, gdy prześladowca jest tuż obok. Agresję wzmaga do tego stres, obawa przed utratą pracy, alkohol. W zamkniętych chińskich miastach podwoiła się liczba zgłaszanych przypadków przemocy domowej.

Sytuację w Polsce mogą jeszcze skomplikować zapisy nowelizacji specustawy o Covid-19. Jak tłumaczy Filip Rak z Kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy, „podpisana 1 kwietnia przez prezydenta nowelizacja tzw. specustawy o Covid-19 uniemożliwia osobom doświadczającym przemocy domowej uzyskanie skutecznego i wykonalnego sądowego nakazu eksmisji sprawcy przemocy ze wspólnie zajmowanego lokalu. Pokrzywdzonym pozostaje liczyć na skuteczne interwencje policji lub prokuratury, a te nie zawsze kończą się usunięciem sprawcy z lokalu nawet w przypadku zagrożenia zdrowia ofiary”.

Specustawa wstrzymuje wszelkie eksmisje niezależnie od przyczyny. Jedyna szansa to postanowienie prokuratora albo sądu, co wymaga postawienia zarzutów. Znacznie ograniczona jest więc możliwość odseparowania sprawcy przemocy od ofiary. W oparciu o analizę Filipa Raka klub Koalicji Obywatelskiej zgłosił poprawkę do procedowanej tzw. tarczy antykryzysowej 2.0. Zmiana zakłada wprowadzenie wyjątku od zasady wstrzymania eksmisji w przypadku sprawcy, a także umożliwienie sądowi wydanie orzeczenia eksmisji w czasie epidemii (przez wprowadzenie spraw związanych z przemocą w rodzinie do katalogu „pilnych”).

Czytaj też: Przemoc w rodzinach jest wciąż obecna. I zostaje z dziećmi na zawsze

Dostęp do świadczeń zdrowia reprodukcyjnego

Dostęp do świadczeń zdrowia reprodukcyjnego, a więc m.in. do antykoncepcji, badań prenatalnych, zabiegów przerywania ciąży i opieki okołoporodowej, był problematyczny w Polsce przedpandemicznej. Teraz jest jeszcze trudniej.

Nie wiadomo np., czy i jak wirus wpływa na ciąże, co budzi niepokój, a często skłania do całkowitej izolacji. Zupełnie inny niż zaplanowany może być poród i połóg. Zgodnie z zaleceniami krajowych konsultantów w dziedzinie perinatologii oraz położnictwa i ginekologii „zawieszeniu podlegają odwiedziny w oddziałach położniczo-ginekologicznych, w tym obecność osób towarzyszących przy porodach. Należy umożliwić pacjentkom możliwość kontaktu z najbliższymi przy pomocy ich własnych urządzeń elektronicznych”.

Gdy publiczny system opieki zdrowotnej jest skoncentrowany na walce z pandemią, standardowe wizyty ginekologiczne często się odwołuje. – Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że diagnostyka prenatalna powinna odbywać się normalnie, tylko z zachowaniem reguł ostrożności. Co mają jednak zrobić kobiety pilnie potrzebujące recepty na antykoncepcję lub konsultacji w związku ze schorzeniem? Doradzamy im korzystanie z telemedycyny i e-recept, ale to wciąż nieprzetestowana ścieżka, najeżona barierami – mówi prawniczka Kamila Ferenc z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Wirtualne wizyty w celu zdobycia e-recepty na tabletki antykoncepcyjne czy antykoncepcję awaryjną to koszt rzędu minimum 100 zł.

Czytaj też: Kiedy do ginekologa jest 50 km, zostaje dr Google

W trudnej sytuacji są także kobiety, które decydują się przerwać ciążę. – Nasze dotychczasowe doświadczenie pokazuje, że wciąż są szpitale, gdzie przy naszym wsparciu prawnym udaje się je wyegzekwować. Pamiętajmy jednak, że dzieje się to w maksymalnie ograniczonym zakresie – publiczne statystyki pokazują tylko nieco ponad tysiąc aborcji rocznie (wyłącznie tych z ustawowych przesłanek). Szacuje się, że 80–150 tys. aborcji odbywa się za granicą lub z użyciem pigułek poronnych zamawianych przez internet, a więc poza oficjalnym systemem. I o ile przesyłki z zagranicy dochodzą nawet szybciej niż przed epidemią, to można sobie wyobrazić, że zamknięcie granic utrudnia wyjazd do kliniki. Niemniej wyjazdy te wciąż są możliwe i się odbywają – mówi Ferenc.

Jak informuje na stronie Aborcyjny Dream Team, w trzy dni dni od momentu wstrzymania międzynarodowych połączeń na numer Aborcji Bez Granic – inicjatywy dla osób potrzebujących bezpiecznej aborcji – zadzwoniło 114 osób z pytaniami o tabletki i wyjazd za granicę.

Czytaj też: Mówiła o realiach pracy w czasie pandemii. Została zwolniona

Czy koronawirus to katastrofa dla feminizmu?

„Jednym z najbardziej uderzających skutków wirusa będzie odesłanie wielu par z powrotem do lat 50. Na całym świecie niezależność kobiet padnie cichą ofiarą pandemii” – alarmowała Helen Lewis na łamach „The Atlantic” w głośno komentowanym tekście „The Coronavirus Is a Disaster for Feminism” (Koronawirus to katastrofa dla feminizmu).

Pandemia to trudny test dla równouprawnienia i emancypacji, a towarzyszący jej kryzys stawia wiele kobiet w dramatycznej sytuacji. Ale może on też przynieść nieoczekiwane korzystne zmiany. Po pierwsze, pracodawcy zezwalają teraz na większą elastyczność w pracy. Dynamicznie rozwijają się systemy komunikacji. Przynajmniej część z tych rozwiązań będzie dostępna po ustaniu pandemii.

Czytaj też: Zdalne recepty – owoc romansu hipokryzji z biznesem

Po drugie, wielu ojców spędza z dziećmi więcej czasu niż dotąd. Badania wskazują, że ci, którzy skorzystali nawet w małym wymiarze z urlopu ojcowskiego, często bardziej angażują się w wychowanie potomstwa też po powrocie do pracy. Można się teraz spodziewać analogicznego efektu.

Pozytywów szuka Karolina Andrian: – Początkowo sądziliśmy, że pandemia przyniesie kres wszystkim osiągnięciom emancypacyjnym. Ale po kilku dniach dostrzegliśmy szansę na przyspieszenie zmian w obszarze równości płci. Jest też przestrzeń dla pracodawców do wspierania partnerstwa, chociażby poprzez dostarczanie narzędzi pracującym rodzicom.

Pozostaje nadzieja, że zarówno pracodawcy, jak i rząd staną na wysokości zadania i docenią wreszcie ciężką pracę kobiet, godzących pracę zawodową z obowiązkami rodzinnymi. A teraz stojących na pierwszej linii frontu walki z pandemią.

Czytaj też: Po pandemii – kryzys. Jak już teraz z nim walczyć?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną