Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

„Nic się nie stało”. Latkowski znów w użytecznej roli

Sylwester Latkowski podczas posiedzenia komisji śledczej ds. Amber Gold Sylwester Latkowski podczas posiedzenia komisji śledczej ds. Amber Gold Krystian Maj / Forum
Po raz drugi w ostatnich latach Sylwester Latkowski wszedł w schemat: rzucić ciężkim oskarżeniem i rozpętać burzę, podpierając się znanymi nazwiskami. Niczego nie wyjaśnić, za to usatysfakcjonować stojących w cieniu interesariuszy.

Ten film nie zasługuje na to, by poświęcać mu tyle uwagi. Nie tylko dlatego, że został nakręcony na zlecenie TVP, prymitywnej tuby propagandowej, która chciała zneutralizować film Sekielskich o pedofilii w Kościele katolickim. W tym samym, z którym idzie od lat pod rękę, kupując przychylność dla rządzącego PiS. „Nic się nie stało” to film słaby i skażony tym pierworodnym grzechem. I jak w Biblii – jest to grzech śmiertelny.

Czytaj też: Sekielscy o „Zabawie w chowanego”

Najmocniej bije w prokuraturę

Jedyne, co warto w jakiś sposób docenić, to fakt, że Latkowski – choć znów nie jako pierwszy – zwrócił uwagę nie tyle na pedofilski proceder w sopockim klubie Zatoka Sztuki (ech, te orwellowskie nazwy, jesteśmy w nich coraz lepsi), ile na zdumiewającą indolencję tzw. organów ścigania. Gdyby nie ta zadziwiająca postawa w stosunku do sprawców tych ohydnych przestępstw, pewnie nie byłoby tylu ludzkich tragedii, ale również filmu, bo sprawa byłaby już wyjaśniona i osądzona. Filmu, który powstał głównie dlatego, że macherzy z rządowej telewizji – a właściwie jeden z nich – uznali, że doklejenie do sprawy kilku znanych, celebryckich twarzy przykryje „Zabawę w chowanego”. Bez żadnych, najmniejszych dowodów, od których przecież u Sekielskich aż się roi.

Tymczasem jedyne, co można na podstawie „Nic się nie stało” zarzucić znanym aktorom i muzykom, to naiwne, głupie, a na pewno bezsensowne zaangażowanie w obronę sopockiego lokalu, w którym działy się tak haniebne rzeczy. Brak z ich strony reakcji, choćby w postaci słowa „przepraszam”, musi budzić co najmniej zażenowanie. Co gorsza, Latkowski nawet nie pokazał w filmie, że choćby próbował dać im szansę odnieść się do swoich oskarżeń i insynuacji. To obnaża intencje i kładzie się głębokim cieniem na tym obrazie. Przede wszystkim ze strony telewizji, która finansując i emitując „dzieło” Latkowskiego, przygotowała jego rękami dezinformacyjny koktajl, który ma wywołać wrażenie, że pedofilia to nie jest wyłącznie problem Kościoła, a od księży pedofilów gorsi są ci zepsuci celebryci, którzy przecież popierają PO.

Paradoksalnie, podobnie jak w przypadku Sekielskich, „Nic się nie stało” najmocniej bije w prokuraturę, choć ten wątek akurat mogą wychwycić tylko ci, którzy znają sprawę, bo film zgrabnie się po nim ześlizguje. Pewnie nieprzypadkowo – no bo jak atakować Pierwszego Szeryfa RP, którego partyjny kolega kieruje TVP? Poza tym film miał dać narzędzie prokuratorowi generalnemu do kolejnego ataku na wymiar sprawiedliwości, a nie uderzać w Ziobrę. Tymczasem jak nie zapytać o to, co przez ostatnie pięć lat zrobiła prokuratura i jej szef, który rządzi nią niepodzielnie od 2015 r.? Czekał na Latkowskiego, by tuż po emisji ogłosić ustami swojego zastępcy, że w Prokuraturze Krajowej powstanie specjalny zespół mający wyjaśnić działania śledczych? Swoją drogą to ciekawe, że gdy środowisko PiS próbuje znaleźć brud, to znajduje go albo u siebie, albo samo go wytwarza.

Czytaj też: Ziobro się zbroi. Czego zażąda od Kaczyńskiego

Wódka i ośmiorniczki

Skąd my to wszystko znamy? Tak – z afery podsłuchowej. Podobny schemat, podobne intencje, podobny efekt, podobna indolencja służb i prokuratury. Nikt już pewnie nie pamięta, że gdy 14 czerwca 2014 r. „Wprost”, którego redaktorem naczelnym był wówczas nie kto inny jak Latkowski, opublikował pierwszy z serii artykułów z podsłuchami, opatrzył go na okładce tytułem „Zamach stanu”. I rzeczywiście był to zamach stanu, ale w wykonaniu ludzi związanych z Rosją i PiS, wymierzonym w legalne władze RP. Pierwsi przygotowali nagraniową pułapkę w Sowie i Przyjaciołach i Amber Roomie, drudzy jej „urobek” rozsiali. Na marginesie warto zauważyć, że schemat działania Zatoki Sztuki jest bardzo podobny do tego, co widzieliśmy w Sowie, czyli przestępcza działalność pod przykrywką ekskluzywności.

Publikacja „Wprost” ten zamach im ułatwiła – także dlatego, że Latkowskiego zbytnio nie interesowało, kto stał za podsłuchami. Puszczał taśmy, nie sprawdzając, kto przygotował całą aferę z nagrywaniem najważniejszych polskich polityków. Nie zrobiły tego również ani nieudolne i skorumpowane służby, ani upolityczniona prokuratura. „Zamach stanu” okazał się jedynie chwytem marketingowym, który miał skupić (czytaj: odciągnąć) uwagę czytelników i innych mediów. Ważniejsze okazało się wywołanie skandalu z udziałem najważniejszych polityków popijających wódkę i zagryzających ośmiorniczkami. Z perspektywy czasu widać, jak grubymi nićmi szytego.

W ten sposób – chcąc albo, co mniej prawdopodobne, nie chcąc – Latkowski staje w szeregu z tymi, którzy dziennikarstwo wykorzystują do własnych politycznych czy wręcz wywrotowych celów. Warto o tym pamiętać, gdy się ogląda „Nic się nie stało”.

Czytaj też: Rosja i jej służby wpływają na wybory w Polsce

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną