Działo się to nocą z 28 na 29 maja. Na skwerze w jednej ze stołecznych dzielnic spotkało się kilkanaście młodych osób, kobiet i mężczyzn, wyposażonych w odblaskowe pomarańczowe i czerwone kamizelki, co upodabniało je do ekipy sprzątającej miasto. Mieli na twarzach stosowne podczas epidemii maseczki i zachowywali między sobą dystans, zwany społecznym. Rozdzielili się na kilka ekip i ruszyli w różnych kierunkach.
Pojechałem za jedną z takich grup. Dotarła do centrum, w okolice ważnego przystanku autobusowego. Z bagażnika wyciągnięto plakat o wymiarach dokładnie odpowiadających reklamom umieszczanym w gablotach na przystankach stołecznej komunikacji miejskiej. I potem wszystko odbyło się błyskawicznie. Kluczami zwanymi trójkątami otworzono gablotę i umieszczono w niej plakat. Po kilkudziesięciu sekundach akcję zakończono. Pasażerowie czekający na przystanku uznali chyba, że to sprawna ekipa zmieniająca nocą reklamy, bo nikt nie zareagował. Podobnie jak policjanci z radiowozu, którzy po drugiej stronie ulicy czyhali na kierowców łamiących przepisy.
Maseczki za 5 mln. Szumo-winny!
Na plakacie widniał Łukasz Szumowski w stroju rycerza maltańskiego. Czerwoną czcionką wybito dwa hasła: „Ewangelia wg Łukasza Sz.” oraz „Po trupach do celu”. I spis przewin: „zakłamywanie statystyk dotyczących Covid-19, rekomendacja ws. wyborów, maseczki do dupy za 5 mln”. W tle krzyże, a pod nimi napis: „Szumo-winny 165 kk”. Ten artykuł kodeksu mówi, że kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób, podlega karze od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Takich plakatów tej nocy pojawiło się w Warszawie kilkanaście. Rozwieszono też w kilku punktach miasta oraz na trasie do Otwocka banery, m.in. nad Trasą Łazienkowską na wysokości Zamku Ujazdowskiego (ten o treści „Zapłacić pielęgniarkom”). Inne wyrażały opinie, delikatnie mówiąc, krytyczne wobec ministra.
Nie ma zgody na bezeceństwa władzy
Jak powiedzieli mi uczestnicy nocnej akcji, chcieli zwrócić uwagę warszawiaków na podnoszone przez media zarzuty wobec Szumowskiego. Ale też naruszyć nieco strefę komfortu ministra i spowodować, aby samozadowolenie prezentowane przez niego publicznie zostało skontrowane. – Mamy świadomość, że nie osiągniemy bezpośredniej sprawczości, minister po naszej akcji nie spłonie ze wstydu – mówi jeden z uczestników eskapady. – Ale coś robić trzeba, bo przyglądanie się w milczeniu to w gruncie rzeczy przyzwolenie na bezeceństwa tej władzy i tego ministra.
Wieszając plakaty i banery, jak mówią, zostawiają odciski palców, czyli własną pieczęć w przestrzeni publicznej. Dotychczas protestowano w obronie demokracji, a ostatnio w sprawach ekonomicznych. – Nasza akcja ma zmusić ludzi do myślenia – mówią. – I pokazać, że można wyjść poza proste schematy.
Aż minister poda się do dymisji
Uczestnicy nocnego happeningu mieli świadomość, że ryzykują zarzuty z kodeksu wykroczeń (art. 63 a KW – kto w miejscu publicznym umieszcza napisy, plakaty itp. bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności lub grzywny). Uznali jednak, że gra warta jest ryzyka.
Zapowiadają, że akcje związane z ministrem Szumowskim, jeżeli nie poda się do dymisji, będą kontynuowane. O czasie i miejscu kolejnych zdarzeń na razie mówić nie będą.