Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Polska metoda na pandemię: gumkowanie danych?

Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Rozbieżności między danymi o koronawirusie ze śląskich powiatów a tymi, które podaje resort zdrowia, są porażające. Mówiło się o 700–800 zakażonych, którzy „wyparowali”. A może to już tysiąc?

Ostatniego dnia czerwca tuż przed południem Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 239 przypadkach zakażeń koronawirusem w Polsce. W tym 84 w województwie śląskim, gdzie zmarły kolejne dwie osoby z 19 ofiar w skali kraju. Do oficjalnych suchych statystyk należy jeszcze dodać liczbę dotychczasowych, już potwierdzonych infekcji: 34 393, z czego 1463 osób zmarło. Dla Śląska to odpowiednio 12 602 zachorowań i 324 przypadki śmiertelne.

Konia z rzędem temu, kto odpowiedzialnie potwierdzi, że powyższe dane odpowiadają prawdzie. A może jesteśmy karmieni papką przyprawioną wyborczą przyprawą? Może statystyki są zaniżane – celowo, w wyniku niestaranności czy błędu?

300 zakażeń koronawirusem dziennie. Ile w tym prawdy?

Podane we wtorek liczby zakażeń i zgonów dotyczą poniedziałku. Procedura jest następująca: w godzinach południowych powiatowe stacje sanepidu publikują na swoich stronach internetowych dane dotyczące zachorowań. Sumują je wojewódzkie stacje sanitarno-epidemiologiczne, przekazują odpowiednim służbom wojewodów, a te z kolei kierują je do resortu zdrowia.

Jutro więc będziemy wiedzieć, jaki jest rezultat działań obronnych na froncie zmagań z koronawirusem z poprzedniej doby. To znaczy – będziemy zjadać to informacyjne danie z kuchni ministra zdrowia, którym Łukasz Szumowski nas nakarmi. Wszak od kilku tygodni przekonuje nas o wypłaszczeniu krzywej zachorowań, pokazując umęczone walką oczy.

Z tych zapewnień publicznie i odważnie szydzi Andrzej Sośnierz, poseł Zjednoczonej Prawicy, były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia.Tak wypłaszczyliśmy tę krzywą, że zrobiliśmy z niej prostą” – powiedział „Gazecie Wyborczej”. Zdaniem Sośnierza statystyki nie oddają rzeczywistego stanu pandemii. Jeżeli wcześniej krzywa zakażeń wirusem przypominała zygzak, to gdzieś ok. 18 czerwca, a więc tuż przed wyborami, faktycznie się spłaszczyła. Liczba zakażonych podawana przez resort zatrzymała się plus minus na 300 osobach dziennie. Ile w tym prawdy? Może ziarno?

Gumkowanie koronawirusa

W województwie śląskim – a prawdopodobnie niebawem również w Małopolsce – dane dotyczące Covid-19 śledzi Wyższa Szkoła Organizacji i Zarządzania w Bielsku-Białej. Została założona strona Covid.wsi.edu.pl. No i zaczęto bić na alarm, bo rozbieżności między danymi z powiatów a tymi, które podaje resort zdrowia, są porażające. Badania dotyczą Śląska, ale dlaczego w innych regionach miałoby być inaczej?

18 czerwca ministerstwo podało, że w województwie stwierdzono 88 nowych przypadków zachorowań – poprzedniego dnia powiatowe sanepidy raportowały o 279 zakażeniach. 21 czerwca odpowiednio: 128 i 230. 24 czerwca według ministerstwa na Śląsku miało miejsce 108 przypadków, podczas gdy powiatowa stacja sanepidu w Rybniku informowała o 141 zakażeniach. W całym województwie zgłoszono 190 przypadków.

Jeszcze chwilę temu mówiło się o 700–800 czerwcowych zakażonych, którzy dziwnym trafem „wyparowali” z resortowych statystyk. Kto odpowiedzialnie zapewni, że dzisiaj liczba ta nie przekroczyła tysiąca? Dlaczego nie miałoby tak być? A jeśli tak, to do wyjaśnienia pozostaje pytanie, czy ten specyficzny sposób leczenia pandemii poprzez jej gumkowanie został podjęty na szczeblu województwa, czy może już w warszawskiej centrali?

Bałagan i zamieszanie z próbkami

O rozbieżności w statystykach „Gazeta Wyborcza” zapytała Grzegorza Hudzika, szefa śląskiego sanepidu: „Różnice mogą wynikać z tego, że inaczej ujmowane są w statystykach wyniki testów wykonanych komercyjnie”zauważył.Jest też pewne zamieszanie z próbkami pobranymi od górników w ramach badań przesiewowych, ponieważ są one wysyłane do laboratoriów w innych województwach. Wygląda na to, że musimy wszystko na nowo policzyć”.

Prof. dr Piotr Marecki, rektor WSOiZ w Bielsku-Białej, przypomina, że już miesiąc temu wysłano do wszystkich powiatowych sanepidów propozycję pomocy w liczeniu zachorowań, ale do dzisiaj nie otrzymano żadnej odpowiedzi.

Bez wątpienia w liczeniu zachorowań mamy do czynienia z bałaganem. Jako przykład podaje się badania w laboratorium Kardio-Med Silesia w Zabrzu, w którym pobrano próbki od blisko 60 pacjentów i pracowników Szpitala Wojewódzkiego w Jastrzębiu-Zdroju. Wszyscy mieli wynik pozytywny. Kiedy jednak nie stwierdzono żadnych objawów koronawirusa, badania powtórzono w innych laboratoriach. U wszystkich wyszedł wynik negatywny. Okazało się, że na samym początku próbki zostały lekkomyślnie zanieczyszczone!

Zobaczymy też, jaka będzie reakcja Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, do której trafiło zawiadomienie górniczych związkowców, oskarżające o narażanie życia i zdrowia pracowników Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Chodzi o wyjaśnienie, czy szefowie JSW i senator PiS Adam Gawęda, do końca marca wiceminister aktywów państwowych odpowiedzialny za górnictwo, wraz z innymi decydentami Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach ryzykowali życie górników, nie wstrzymując w kopalniach wydobycia węgla. Rzecz dotyczy opinii GIG, że w kopalniach nie ma zagrożenia rozprzestrzeniania się Covid-19, ponieważ wyrobiska są dobrze wietrzone.

Zdaniem związkowców GIG wypowiadał się ekspercko o sprawach, o których jego naukowcy nie mieli zielonego pojęcia. W zawiadomieniu można przeczytać: „Według naszych ustaleń żaden z opiniujących nie ma wykształcenia w kierunku wirusologii, zwalczania epidemii, a nawet medycznego. Nie przeszkadza to jednak im w wydaniu opinii, która następnie staje się podstawą dla decyzji zarządu JSW kontynuowania wydobycia i uwiarygodniania tym samym przez zarząd nieprawdziwych danych skutkujących wprost zagrożeniem dla życia i zdrowia górników”.

Narażeni świadomie lub z głupoty

W drugiej połowie marca odbyła się telekonferencja „Nadzwyczajnego zespołu ds. zagrożeń w podziemnych zakładach górniczych w związku z przeciwdziałaniem Covid-19”. Wzięli w niej udział wszyscy najważniejsi w węglowych spółkach, a także wiceminister odpowiedzialny za kopalnie, dyrektor GIG i wiceszefowa śląskiego sanepidu. Właśnie w czasie tego spotkania ujawniono opinię GIG. Wnioski wyciągnięto optymistyczne. Skoro górnicy mają maski przeciwpyłowe, ubrania ochronne, a kopalniane wyrobiska są dobrze przewietrzane, to możliwość zakażenia nie jest większa niż na powierzchni. Zalecono jedynie używanie środków dezynfekcyjnych i unikanie zgromadzeń.

Tylko jak zjechać na dół i wyjechać, jak fedrować zespołowo, ramię w ramię, jednocześnie nie gromadząc się?

5 kwietnia zdiagnozowano w kopalniach pierwsze przypadki koronawirusa. Według dzisiejszej wiedzy zakażonych tylko w JSW było już blisko 4 tys. górników, w Polskiej Grupie Górniczej – 2,5 tys.! Na przykopalnianych zwałach i w elektrowniach leżały miliony ton węgla. Ale dopiero 9 czerwca zdecydowano o wstrzymaniu wydobycia w dziesięciu kopalniach PGG i dwóch w JSW! Przez dwa miesiące narażano, świadomie lub z głupoty, życie i zdrowie górników!

Dr Sylwia Jarosławska-Sobór, rzeczniczka prasowa GIG, broni firmy. Mówi, że wydana opinia nie była szczegółowa i dotyczyła bardziej rozprzestrzeniania się wirusa w powietrzu, a nie między ludźmi. Przyznała, że podczas jej sporządzania instytut nie konsultował się z wirusologiem. Ale też na marcowym spotkaniu przedstawiciele Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego nie wnosili do niej zastrzeżeń. Pytań nie było. Był optymizm.

W ten oto sposób kopalnie prawie z dnia na dzień stały się największymi w Polsce wylęgarniami koronawirusa, a Śląsk regionem przodującym w tych przeklętych statystykach. Z braku wyobraźni, braku wiedzy, zamiłowania do szarży, przez przypadek. Czy gliwiccy prokuratorzy rozgryzą ten orzech?

Realna skala pandemii w Polsce

Przed wyborami „Dziennik Zachodni” poprosił Andrzeja Sośnierza o odniesienie się do zapewnień premiera i prezydenta, że Polska wygrywa z pandemią: „Polska jak cała Europa Wschodnia choruje i zakaża się inaczej, więc skończmy z porównaniami do Włoch czy Hiszpanii. To są dwie zupełnie inne wrażliwości biologiczne. To już jest fakt, że w krajach byłego bloku wschodniego reagujemy na koronawirusa inaczej niż w Europie Zachodniej i może wynikać to z obowiązku szczepień na gruźlicę (i innych chorób zakaźnych – JD), które u nas przeprowadzano w PRL, a które nie były powszechne na Zachodzie. To nie jest zasługa rządu, że mamy mniejszą umieralność niż we Włoszech – dziękujmy raczej zwyczajom poprzedniego ustroju. Nie porównujmy się z Włochami, tylko ze Słowacją, w której na milion mieszkańców jest pięć ofiar śmiertelnych, czyli sześć razy mniej niż na milion w Polsce”.

Wróćmy do liczb. Zdaniem naukowców śmiertelność w zakażeniach koronawirusem będzie wynosiła ok. 1 proc. Łatwo więc obliczyć, analizując statystyki zgonów, że w Polsce zakażonych jest ok. 150 tys. osób. Ale według dzisiejszych danych resortu zdrowia choruje czterokrotnie mniej Polek i Polaków. Ministerstwo podało też wskaźnik R dla Polski – wynosi 1,11, co oznacza, że 100 chorych zakaża 111 osób. Jeszcze niedawno, kiedy informowano o wygaszaniu epidemii, obliczano wskaźnik R na 0,5, co oznaczało, że dwie osoby zakażają jedną. W krajach byłego bloku socjalistycznego ten wskaźnik to 0,5–0,6.

Jaka jest więc prawdziwa prawda o koronawirusie w Polsce, a szczególnie na Śląsku? Czy czasem nie ta ostatnia z katalogu ks. Józefa Tischnera?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną