Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Komu dziękować, kogo winić? Wyniki egzaminu ósmoklasistów

Egzamin w Szkole Podstawowej nr 29 we Wrocławiu. Czerwiec 2020 r. Egzamin w Szkole Podstawowej nr 29 we Wrocławiu. Czerwiec 2020 r. Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
Ktoś pyta rodzica, z iloma punktami dostał się do liceum. Odpowiada, że za jego czasów były egzaminy wstępne. No to ile miał punktów z tego egzaminu? Nie było punktów.

Centralna Komisja Egzaminacyjna obiecała, że wyniki egzaminu ósmoklasistów zostaną podane do 31 lipca, i słowa dotrzymała. Jak przystało na urząd państwowy w ostatnim dniu wyznaczonego terminu ogłoszono, że już. O godz. 10 system podobno ruszył, więc można się logować.

O 10:02 zadzwoniła żona, aby zapytać, czy już znam wyniki naszego dziecka. Ona próbuje się dowiedzieć, ale nie może. Może ja spróbuję. Niestety, za pierwszym razem system odrzucił login, za drugim hasło. Za trzecim się zawiesił. Byłem pewien, że znowu w szkole coś pokręcili. Dali mi zły login, złe hasło – to już się zdarzało. Zadzwoniłem, ale nikt nie odbierał. No tak, mamy przecież środek wakacji. Tylko rodzice ósmoklasistów muszą tkwić w domu i czekać na wyniki. Normalni ludzie wypoczywają na urlopie.

Trzeba próbować dalej. Za którymś razem system przyjął login i hasło. OK, są wyniki. Wlepiłem wzrok w ekran i czytam. Z polskiego 100 proc. zdających uzyskało wynik taki sam lub niższy. Tę informację trzeba umieć interpretować. Znaczy ona, że nikt nie miał wyniku lepszego. W całej Polsce. Czyli dobrze. Z angielskiego podobna informacja. 100 proc. zdających uzyskało wynik taki sam lub niższy. Czyli sama radość. Z matematyki 99 proc. uzyskało taki sam wynik lub niższy. Czyli 1 proc. miało lepszy. To chyba nie tak źle. W skali całego kraju 1 proc. to aż 3,5 tys. osób, ale przecież nie wszyscy muszą być z Łodzi. A ilu będzie chciało się dostać do tego samego liceum? Jeden promil z tego jednego procenta?

Czytaj też: Jaki jest sens próbnych egzaminów przez internet?

Wszędzie sami prymusi

Konkretne wyniki nie mają aż tak wielkiego znaczenia, liczy się konkurencja. Jak zdał cały rocznik, jak zdali inni kandydaci do tej samej szkoły? Wyniki mają wartość względną. Te same liczby co roku znaczą co innego. Rodzice nie zawsze o tym wiedzą, dlatego składając papiery do liceum, pytają, ile trzeba mieć punktów, aby na pewno się dostać. Słyszą zawsze to samo: „w każdym roku jest inaczej”. Na przykład w jednym może wystarczyć 140 pkt, a w kolejnym i 170 będzie mało. O, rok temu do najbardziej obleganej klasy trzeba było mieć minimum 190 (na 200 możliwych). Ale w zeszłym roku to było prawdziwe szaleństwo.

Tak to działa. Rok temu wszyscy wiedzieli, że będzie podwójny nabór, więc rodziny stawały na głowie, okładając dziecko korepetycjami jak ściany tapetą, byle tylko zwiększyć szansę na lepszy wynik. W tym roku miało być lżej. Ale czy jest? Niestety, pojawiły się niespodzianki. Niedźwiedzią przysługę dzieciom zrobili nauczyciele, stawiając im wyższe oceny na koniec roku. Średnie w szkołach poszybowały w górę. Trafiały się klasy, w których z trudem można było znaleźć ucznia ze świadectwem bez biało-czerwonego paska. Wszędzie sami prymusi. Najpierw człowiek się cieszy, ale gdy zobaczy, że wszyscy rodzice się cieszą, zaczyna się martwić. Co po wysokich wynikach, gdy inni mają podobne?

Koronawirus zmienił wiele. Wysokie oceny stały się rekompensatą dla ósmoklasistów za brak normalnych lekcji, za niepewność, czy egzamin w ogóle się odbędzie, a przede wszystkim za brak balu na zakończenie nauki w szkole podstawowej. To pierwszy rocznik bez balu, więc coś mu się chyba od życia należy, np. wyższe oceny na koniec roku. Nagle ludzie odkryli, że jak ktoś nie ma świadectwa z wyróżnieniem, może zapomnieć o miejscu w dobrym liceum. Niestety, niepewni byli także ci, którzy przynosili świadectwa z wyróżnieniem. Wszyscy takie przynosili, zatem ten element rekrutacji – punkty za oceny z przedmiotów i świadectwo z paskiem – nie będzie w ogóle się liczyć. Podstawą przyjęcia do dobrego liceum będą tylko wyniki z egzaminów. A właściwie sytuacja, że inni zdali gorzej niż moje dziecko. Niektórzy nazywają to wyścigiem szczurów.

Czytaj też: Szkoła staje do góry nogami, a nauczyciele robią fikołka

Babciu, wyniki mają wartość względną

Babcia, która nie odstępuje od telewizora, nie mogła zrozumieć, dlaczego nie otwieramy szampana. Przecież z polskiego wnuczka ma 92 proc., a średnia w kraju wyniosła 59. No to chyba jest się z czego cieszyć. Z matematyki ma 97 proc., a średnia to 46. Z angielskiego 100 proc. – średnia 54. Dlaczego więc się martwimy? Ile trzeba mieć punktów, aby być pewnym, że dziecko dostanie się do wybranej szkoły? Niestety, tego nigdy nie wiadomo. Wybrane liceum jest bowiem oblegane przez samych najlepszych. Babciu, wyniki mają wartość względną.

Okazało się, że koleżanki i koledzy z klasy zdali równie wysoko. Nawet 100 proc. z matematyki było, a z angielskiego taki wynik to wręcz standard. Z polskiego parę osób zostało załatwionych przez „Quo vadis”, ale tylko trochę (na przyszłość: długich lektur nie powinno się od uczniów wymagać, a powieści Sienkiewicza to naprawdę grupa przesada). Średnia klasy prawie dwa razy taka jak średnia w kraju. Właściwie można się było tego spodziewać, gdyż szkoły podstawowe w Łodzi, podobnie jak w większości dużych miast, prowadzą cichą segregację.

W tym procederze uczestniczą nie tylko dyrekcja i nauczyciele, ale przede wszystkim rodzice. Ambitni rodzice nie posyłają dzieci do podstawówki według miejsca zamieszkania, chyba że mamy szczęście mieszkać w odpowiednim miejscu, ale według rankingu szkół. Gdy osiem lat temu zapytaliśmy dyrektorki najlepszej w Łodzi podstawówki, co trzeba zrobić, aby zostać przyjętym, odpowiedziała, że sprawę załatwi tylko zameldowanie. Nikogo spoza regionu nie przyjmie, bo już ma przepełnione klasy. Nawet dzieci spoza Łodzi tutaj chodzą. Zrezygnowaliśmy, gdyż klasy były bardzo liczne.

Czytaj też: Rząd strzela dyrektorom szkół w plecy

Jeśli nie najlepsza, to chociaż bardzo dobra szkoła, ale bez patologii, czyli bez dzieci, które są agresywne i ciągną klasę w dół. Niektóre szkoły gromadzą takie dzieci (przodują podstawówki w centrum miasta), a innym udaje się tak rekrutować, aby nie mieć wcale lub mieć bardzo mało uczniów trudnych. W ostateczności tworzy się jedną klasę złożoną z samych dzieci z problemami, dzięki czemu inne klasy grupują uczniów dobrze rokujących. Taki mechanizm zastosowano w podstawówce mojej córki, więc teraz dyrekcja może być dumna.

Egzaminy poszły doskonale, wyniki znacznie powyżej średnich w kraju. Na pewno szkoła zajmie wysokie miejsce w rankingach, więc pukać będą do niej kolejni rodzice z odległych miejsc. To samonapędzający się mechanizm produkujący doskonałe wyniki. Niestety, najlepszych absolwentów podstawówek zrobiło się znacznie więcej, niż jest w mieście najlepszych liceów. I właśnie z tego powodu szampana będziemy otwierać za dwa tygodnie, gdy ogłoszą listy przyjętych. Teraz nie chcemy zapeszyć. Podobnie zachowują się inne rodziny. Będziemy świętować 12 sierpnia.

Czytaj też: Wołanie do rządu w sprawie matury i egzaminu ósmoklasistów

Nie ma komu dziękować

Ogłoszenie wyników w połowie wakacji spowodowało, że nauczyciele zostali pozbawieni tradycyjnej chwały. Kiedy wszedłem do szkoły, aby odebrać dokument Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, nie natrafiłem na żadnego nauczyciela. Jakaś pani w sekretariacie kazała mi podpisać tu i jeszcze raz tu, a potem właściwie wypchnęła za drzwi. Ale ja chcę podziękować nauczycielom za przygotowanie ucznia do egzaminów, chcę także podziękować wychowawcy oraz dyrektorowi szkoły. Jego praca jest godna najwyższego uznania. Niestety, nie ma ani dyrekcji, ani wychowawcy, ani żadnego nauczyciela. Trzeba było podziękować wcześniej. Tylko że inaczej dziękuje się, gdy już znane są wyniki egzaminów. Wcześniej to byłaby tylko kurtuazja. A jeszcze inaczej będzie się dziękowało, gdy będą znane wyniki naboru do liceów. Cała sztuka bowiem to przygotować dzieci tak, aby zwyciężały. I za to szkole oraz jej pracownikom należą się podziękowania. Niestety, szkoła świeci pustkami.

Czytaj też: Czy warto wybrać popularne liceum?

Nie było w tym roku balu ósmoklasistów, nie było uroczystej akademii z okazji zakończenia roku szkolnego, teraz nie ma tradycyjnego okazywania wdzięczności za doskonałe wyniki egzaminów, nie ma nic. Pani w sekretariacie obiecuje przekazać podziękowania komu trzeba, ale jest wyraźnie zniecierpliwiona. Biorę więc świadectwo i się zmywam. Jadę do liceum, które wybrała córka. Tam tłum zdenerwowanych rodziców. Rodziców samych prymusów, którzy jeszcze nie mogą się cieszyć. Jakaś zniecierpliwiona nastolatka pyta, czy 185 pkt daje jej gwarancję. Ojciec milczy. Trzeba by najpierw zapytać, ile punktów mają inni kandydaci. A jeśli więcej?

Ktoś pyta rodzica, z iloma punktami on dostał się do liceum. Rodzic odpowiada, że za jego czasów były egzaminy wstępne do szkół średnich. No to ile miał punktów z tego egzaminu? W ogóle nie było punktów. Po prostu dostał jedną piątkę oraz dwie czwórki i to w zupełności wystarczyło, aby zostać przyjętym do liceum. Córka z niedowierzaniem patrzy na rodzica. To do jakiego liceum chodziłeś? Jakiegoś najgorszego chyba. Rodzic wygląda na 50 lat, więc szkołę średnią musiał zaliczyć jeszcze w PRL. Wtedy też pewnie był wyścig szczurów, ale może nie tak powszechny. Czwórka i piątka to były doskonałe oceny. A dzisiaj szóstki od góry do dołu to mało. Poza tym rodzic chodził do ekonomika, a tam aż takiego wyścigu nie było.

Czytaj też: A od września znów chaos w szkołach

Nie wiem, jak przebiegała dalej ta rozmowa, gdyż nadeszła moja kolej. Wchodzę do sekretariatu i próbuję oddać oryginał świadectwa, ale pani nie chce przyjąć. Zwraca uwagę, że dziecko może się tutaj nie dostać, a wtedy będę musiał zanieść oryginały do tej szkoły, którą wskaże system. Może na drugim końcu Łodzi. Jak to system wskaże? To ile trzeba mieć punktów, aby dostać się tam, gdzie się chce? „No wie pan – słyszę – będą decydowały setne po przecinku”. Pani robi ksero i oddaje mi oryginał. „Proszę czuwać: 12 sierpnia ogłosimy wyniki”. Czyli nerwów ciąg dalszy. I jak tu wytłumaczyć babci, że nadal nie otwieramy szampana. Jestem przesądny, nie chcę zapeszyć.

Czytaj też: Wiemy, kto najbardziej straci na „zdalnej szkole”

Kogo obwiniać?

W drodze na parking mało nie zostałem potrącony na pasach przez samochód. W środku dwoje rodziców i nastolatka, może przyszła koleżanka mojej córki. Byli w sekretariacie przede mną. Kierowca daje znak, że przeprasza. Nie zauważył, jak wchodzę na przejście. Nie ma sprawy, dziś pół Polski jest całe w nerwach, a drugie pół będzie się denerwować za kilkanaście dni, gdy zostaną ogłoszone wyniki matur. Całe szczęście, że nie jestem jednocześnie ojcem – jak mój przyjaciel – i ósmoklasistki, i maturzystki. Takiego ciśnienia już bym nie zniósł. Wsiadam do samochodu i powoli ruszam. Powoli, byle nie spowodować wypadku. Ktoś na mnie trąbi, że jadę za wolno. Gdybyś wiedział, człowieku, co przeżywam, rozumiałbyś, że nie mogę szybciej.

Włączam radio, aby posłuchać wiadomości. Słyszę, że z polskiego wyniki są gorsze od zeszłorocznych (o 4 pkt proc.), gorsze są też z angielskiego (o 5 pkt), a tylko z matematyki nieznacznie lepsze (o 1 pkt), ale to może być błąd statystyczny. Czyli nie ma powodu, aby chwalić nauczycieli. Jak Dariusz Piontkowski ogłosi, że zapowiadanych na wrzesień podwyżek jednak nie będzie, to wszyscy uznają, iż to się nauczycielom należało. Za co niby mają zarabiać więcej, za te mierne w skali kraju wyniki? Na miejscu ministra poczekałbym jednak z decyzją aż do ogłoszenia wyników matury. Jak również okażą się gorsze, a na 99 proc. takie właśnie będą, to wtedy ogłosiłbym decyzję, że podwyżek nauczyciele nie dostaną. Za karę. Nauczyciele bowiem są odpowiedzialni za całe zło w oświacie, a MEN nie odpowiada za nic.

Czytaj też: Wirus w szkołach? Nauczyciele boją się iść na egzaminy

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną