Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Kultura reprymendy, czyli inba o fatshaming

Anna Lewandowska Anna Lewandowska Andrzej Hulimka / Forum
Zespół piarowy Anny Lewandowskiej, oburzony porównaniem żartów z grubych do żartów z gwałtu, zagroził Mai Staśko pozwem o zniesławienie. Co z tej sprawy wynika?

Anna Lewandowska, prywatnie żona piłkarza Roberta, a zawodowo przedsiębiorczyni, blogerka i influencerka promująca aktywny tryb życia, zamieściła w internecie filmik, na którym tańczy przebrana za grubaskę. Założenia były szczytne. Materiał miał promować zdrowe żywienie, zwłaszcza wśród dzieci, które, jak rozumiem, są głównymi odbiorcami bloga i instagrama blogerki. Nie wyszło to chyba najlepiej. Filmik wzbudził żywe reakcje krytyczne, Annę Lewandowską oskarżono o „fatshaming”, a coraz szerzej znana aktywistka młodego pokolenia Maja Staśko porównała żarty z grubych do wyśmiewania się z gwałtów.

Fatshaming i walka klas

Wobec rosnącej popularności tematu Urszula Chowaniec, autorka bloga poświęconego fatshamingowi, trafiła nawet do telewizji śniadaniowej. Zjawiska, do którego fatshaming się odnosi, czyli swojskiego szydzenia z czyjejś tuszy, w Polsce popularyzować nie trzeba. Być może oręż w postaci angielsko brzmiącej nazwy pozwoli się komuś obronić przed przykrością. Nie wykluczam, a nawet mam taką nadzieję.

Ale inba nie byłaby inbą, gdyby na tym się skończyła. Zespół piarowy Anny Lewandowskiej, oburzony porównaniem żartów z grubych do żartów z gwałtu, zagroził Mai Staśko pozwem o zniesławienie z żądaniem 50 tys. zł odszkodowania. Staśko skontrowała to ujawnieniem treści pisma – post swój opatrzyła zdjęciem, na którym, słowo daję, widać, jak drży jej dolna warga, i cytatem z mamy, która zwróciła Mai uwagę, że jest ona zbyt biedna, by walczyć z Lewandowskimi tego świata. Fatshaming zamienił się w walkę klas.

Reklama