Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Absurdy covidowej szkoły. Papierologia ponad rozumem

Wszystko jest pod kontrolą. Kamera wyziera z każdego kąta. Wychodzisz z sali lekcyjnej – jest dowód. Wszystko jest pod kontrolą. Kamera wyziera z każdego kąta. Wychodzisz z sali lekcyjnej – jest dowód. Dan Dimmock / Unsplash
Nauczyciele mają wszystko dokumentować. W szkole bezpieczeństwo realne jest mniej ważne. To w papierach ma być bezpiecznie. Reszta to właściwie naddatek.

Koronawirusem nie można się w szkole zakazić, gdyż nie przewidują tego procedury. Jeśli zdarzy się coś takiego, coś, czego nie przewidują procedury, najważniejsze, aby nie dało się znaleźć winnego. Winny będzie los, ale na pewno nie dyrekcja (opracowała procedury), na pewno nie nauczyciele (wykonywali polecenia), raczej nie uczniowie (byli pod stałym nadzorem). Przestrzegajmy procedur, a za nic nie będziemy odpowiadać.

Bezpieczeństwo formalne doprowadziliśmy do absurdu. Wszystko jest pod kontrolą. Kamera wyziera z każdego kąta. Wychodzisz z sali lekcyjnej – jest dowód. Idziesz do pokoju nauczycielskiego – jest dowód. Jesteś nie tam, gdzie powinieneś – to także zostaje udokumentowane. Dyrekcja opracowała zasady pracy i nauki w czasie pandemii, nauczyciele kontrolują uczniów i sami są kontrolowani, czy robią, co trzeba. Trafi się chory i zakazi innych – uważaj, żebyś nie był za to odpowiedzialny.

Czytaj też: Przyłbice dla nauczycieli

Honor nastolatka

W pokoju nauczycielskim wisi plan dyżurów. Koleżanka, która jest za to odpowiedzialna, niepotrzebnie się napracowała. Przecież w tym roku dyżurujemy wszyscy na każdej przerwie. Nauczyciel nie ma przerwy. Dzwonek oznacza tylko koniec nauczania i początek dyżurowania. Ponieważ uczniowie zostają w sali (wychodzą tylko ci, co muszą do toalety), zapytałem szefa, kto jest odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo, skoro ja dyżuruję na korytarzu. Usłyszałem, że nauczyciel, który miał tam lekcję, czyli ja. Mam zaglądać do sali i sprawdzać, czy uczniowie przestrzegają reżimu sanitarnego. Ale to fikcja! – mówię. Przecież nie da się być w dwóch miejscach naraz. Albo dyżuruję na korytarzu, albo w sali. A jednak ponoszę odpowiedzialność za bezpieczeństwo i tu, i tam. Choć fizycznie się nie da, papier tego nie przewiduje. Eureka! Będę całą przerwę stał w progu! A jednak się da.

Żeby było bezpiecznie, nauczyciele straszą uczniów. A ci żalą się, iż usłyszeli, że jak nie założą maseczki, to zostaną ukarani. Kary w tym roku mają być surowe. Jeden z uczniów wyznał, że przez roztargnienie wyszedł bez maseczki na korytarz, tam wydarła się na niego nauczycielka, więc postanowił dla zasady nie zakładać maseczki. A niech się drą. Honor młodego człowieka to wielka rzecz. Długo trzeba pracować nad 17-latkiem, gdy ktoś go obrazi, aby wrócił do poprzedniego stanu. Nieraz w ogóle się nie da, gdyż młodość obraża się na zawsze. Usłyszane słowa nigdy nie przestaną boleć. W tym roku zanosi się, że nauczyciele obrażą wszystkich uczniów. I co wtedy będzie?

Czytaj też: Czy w szkole trzeba nosić maseczki?

Niech ZNP coś z tym zrobi

Na razie obrażeni są nauczyciele. Opuściłem próg sali lekcyjnej, gdyż nie mogłem dłużej wytrzymać stania w przeciągu. Usiadłem obok koleżanki. „Darek, niech ZNP coś z tym zrobi! Tak się nie da pracować. My musimy mieć przerwę. Ja mam 50 lat i muszę chodzić co przerwa do toalety. Tak, co przerwa. Nic na to nie poradzę. Chce mi się. O, znowu. Zajmiesz się moją klasą?”. Teraz jestem odpowiedzialny za uczniów w sali nr 40 oraz 43. I oczywiście za dwa kawałki korytarza – mój i koleżanki, która pobiegła zrobić siku. Dobrze, że mnie się nie chce. To znaczy chyba chce, ale wmawiam sobie, iż pęcherz dorosłego mężczyzny mieści 3 litry moczu. Dobrze, że kawy dzisiaj jeszcze nie piłem.

Z sali wyszedł uczeń bez maseczki. Przeszedł kilkanaście metrów, zanim go zauważyłem. Mam ochotę wydrzeć się na niego, ale widzę, że z drugiej sali wychodzi grupka uczennic bez maseczek. No teraz to już wydrę się na pewno. Kupą do toalety? Czyście oszalały?! I z gołymi twarzami?! Rozumu nie macie?! Dziewczyny cofnęły się do sali. Teraz jeszcze huknę na tego ucznia i zapanuje spokój. Tylko gdzie on się podział? No nie! Przecież mamy monitoring. Jak coś się stanie, będzie dowód, że pozwoliłem uczniowi chodzić bez maseczki po korytarzu. Muszę nauczyć się krócej mówić do uczniów. Jedno dosadne słowo by się przydało. Szkoda, że tego słowa nie można używać w szkole. Chociaż podobno niektórzy używają.

Czytaj też: Minister się zgadza, aby lekcja trwała 30 minut

Przerwa jest dobra na wszystko

Następnego dnia przyjeżdżam do pracy o 7:30. Przy bramie wita mnie kolega uśmiechnięty od ucha do ucha. Okazało się, że kamerę ukradli, więc ktoś będzie musiał tu stać i pilnować, czy uczniowie wchodzą i wychodzą zgodnie z zasadami. Młodzież trzeba kontrolować. Kontrolować trzeba też pracownika, który stoi na bramie. Dawniej szef mógł zerknąć na monitor i od razu widział, co się dzieje. A teraz będzie musiał się tu pofatygować. Szef ma swoje lata. Jak pójdzie na bramę, nie zdąży oblecieć korytarzy. Pracownikom będzie lżej. Można będzie częściej chodzić do toalety. Ciekawe, kiedy ukradną pozostałe kamery. Może już jutro?

Przerwa dla każdego jest bardzo ważna. Nie chodzi tylko o wyjście do toalety. Chodzi o zdrowie psychiczne. Człowiek musi odpocząć od drugiego człowieka. Uczeń od nauczyciela, a nauczyciel od ucznia. No i wszyscy mamy prawo odpocząć od dyrektora. W tym roku nie odpoczywamy od siebie w ogóle. Szef ma czarno na białym napisane, gdzie każdy nauczyciel powinien być. Lekcja, dyżur, lekcja, dyżur, lekcja, dyżur – i tak non stop.

Jak przełożony ma do nas sprawę, a ma ich mnóstwo, bo prawie każdy zalega z jakimiś papierami, to idzie tam, gdzie powinniśmy być, i przypomina o obowiązkach. Czasem opieprza. Choć nie powinien, ponieważ nauczyciel wprawdzie nie jest nastolatkiem, więc aż tak honorowy nie ma prawa być, ale niektórzy są nawet bardziej czuli niż uczniowie. Mnie np. jest wtedy strasznie przykro. Wiem, to moja wina, za „miętki” jestem. Powinienem mieć to gdzieś, gdy słyszę reprymendę, niestety, przeżywam każde słowo jak 17-latek. Wiem, okropna cecha charakteru. Jak wszyscy będziemy się na siebie drzeć (drą się jeszcze czasem rodzice), to jest szansa, że wreszcie zapadnę na znieczulicę i nic mnie nie będzie ruszało. Nawet gdy usłyszę to brzydkie słowo, które w szkole jest czasem bardzo potrzebne.

Czytaj też: Pierwsi nauczyciele już na kwarantannie

Dyrektor też pod kontrolą

Chciałem wyjaśnić dyrektorowi, dlaczego spóźniam się z oddaniem jakiegoś sprawozdania, ale powiedziano mi, że jest zajęty. Siedzi nad ważnym pismem, które musi natychmiast dostarczyć do wydziału edukacji. Nie może się spóźnić, bo... no sam wiesz. Mam nie zawracać głowy szefowi. Zresztą i tak od nikogo nie przyjmuje wyjaśnień. Każdy ma robić swoją robotę i nie kombinować. Idź, dokończ sprawozdanie i przynieś. Nikt wprawdzie go teraz nie przeczyta, ale chodzi o zasadę. W razie kontroli papiery będą na swoim miejscu.

Od początku roku szkolnego codziennie dostaję te same dwie informacje. Po pierwsze, że będzie kolejna kontrola. A po drugie, że mam pilnować terminów. Cholera, jedno i drugie bardzo ważne. Dlaczego jeszcze nie przekazałem uczniom informacji o zasadach organizacji egzaminu maturalnego? Termin był do wczoraj. „Ale oni o wszystkim doskonale wiedzą. Po co mam o tym gadać?”. Po to – słyszę – żebyś mógł wpisać do dziennika, że zadanie zostało wykonane. „A jak będzie kontrola?”. Chciałem przeprosić, ale nie czekał. Pobiegł opieprzać innych.

Kontrola frekwencji

Prawie na kolanach przysięgałem, że codziennie czwartą lekcję będę zaczynał od sprawdzenia obecności. A właściwie od zaznaczenia frekwencji w e-dzienniku. Niestety mam z tym problem. Komputer tak wolno chodzi, że szkoda mi czasu na wypełnianie dziennika w czasie zajęć. Robię to pod koniec lekcji, a nieraz nawet na koniec dnia. Teraz okazuje się, że nie wolno. Choćbym miał całą godzinę męczyć się ze starym komputerem, pseudonim „Złom”, mam to zrobić. Frekwencja jest bowiem kontrolowana przez zewnętrzny podmiot. Ze wszystkich łódzkich szkół ok. 11:30 muszą popłynąć do magistratu informacje o frekwencji. Pal licho potrzeby uczniów, liczy się sprawozdanie.

Ponieważ jest to sprawa „życia i śmierci”, poprosiłem dyżurnych o pomoc. Na czwartej godzinie nie mogą pozwolić, abym zaczynał lekcję, jeśli wcześniej nie zaznaczę w e-dzienniku frekwencji. Wyznaczony uczeń ma stać przy mnie w przepisowej odległości półtora metra i kontrolować, czy na pewno zaznaczyłem frekwencję. Nie tylko patrzy, czy sprawdziłem obecność, ale czy jeszcze kliknąłem „zapisz” i sprawdziłem, że komputer się nie zawiesił. Jeśli się zawiesił, procedurę zaczynamy od nowa. Jak wszystko gra, uczeń pozwala mi podać temat lekcji. Uf, jakimś cudem udało mi się zrobić to za pierwszym razem. Uczeń potwierdza, że jest OK, i daje znak klasie. Możemy zaczynać. Do końca lekcji zostało pół godziny. Całkiem nieźle.

Buntują się szkoły branżowe

Dzwoni koleżanka ze szkoły branżowej z wiadomością, iż u niej pracuje się prawie jak dawniej. Większość uczniów i nauczycieli nie zasłania twarzy ani maseczką, ani przyłbicą. Przerwy też prawie wszyscy mają dla siebie. Można się odseparować. Dyżury odbywają się po staremu – jeden nauczyciel na piętrze musi wystarczyć. Ona jedyna chodzi w przyłbicy, więc się z niej śmieją. Po co to? Zarządzenie wprawdzie jest, żeby chodzić, ale prawie nikt nie przestrzega. Szef nie zwraca nikomu uwagi, bo ludzie zrobili się agresywni. Zresztą sam lekceważy własne zarządzenia. A jak jest u mnie?

No wiesz, mówię, gdybym był nauczycielem przedmiotu zawodowego, też bym się stawiał. Ale jestem humanistą. A humanistów jest jak psów. Na każde miejsce w szkole dziesięciu chętnych. Dyrektor może zwalniać i zatrudniać wedle życzenia. Gdybym był chociaż matematykiem. A gdybym pracował w zawodówce jako nauczyciel przedmiotu praktycznego, to naprawdę miałbym własne zdanie. I nikt, powtarzam, nikt nie ośmieliłby się mnie kontrolować, zamiast wspierać. Normalnie tak bym się na niego wydarł, że chybaby tego nie przeżył. Ale jestem humanistą, do tego mam delikatny charakter, pracuję w liceum ogólnokształcącym, więc wszystko cierpliwie znoszę. Na nikogo, z wyjątkiem ucznia, nie krzyknę.

Jedyna nadzieja, że coś się może zmienić w oświacie na lepsze, to postawa nauczycieli przedmiotów praktycznych. Jak wy w zawodówkach zaczniecie masowo się sprzeciwiać tej ciągłej inwigilacji, biurokracji i zaniedbywaniu uczniów w imię porządku w papierach, całej tej nieludzkiej głupocie, jaką zafundował nam MEN, to może i my w liceach się troszkę postawimy. Mówię „troszkę”, bo przecież człowiek sam siebie nie przeskoczy, a jesteśmy tu w liceach „miętcy” jak masło w 30-stopniowym upale. Szczególnie humaniści. Całe szczęście, że nie muszę w tych warunkach co przerwa biegać do toalety, bo bym chyba zwariował.

Czytaj też: Dyrektorzy wydają zakazy i nakazy

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną