Film o Gierku, który ma trafić do kin na 20. rocznicę śmierci byłego I sekretarza KC PZPR, produkuje spółka od kinowych sukcesów. Ich poprzedni obraz – poświęcony postaci zmarłego tragicznie rapera – bił rekordy popularności w kinach. Teraz wzięli się za Towarzysza. Chcą pokazać człowieka o skomplikowanym życiu, a jeszcze bardziej – jego czasy, egzotyczne, dziwne, więc ciekawe dla widzów.
Głównego bohatera gra Michał Koterski, aktor swoją drogą też nazywany kultowym. Do roli przytył 17 kg i zaczął mówić po francusku.
Życie i twórczość
Gierek do historii przeszedł jako ten, który zadłużył Polskę – za pożyczone od innych państw pieniądze inwestował w zachodnie technologie, sęk w tym, że do PRL trafiły technologie gdzie indziej już wycofywane. Ostatnie długi z tych czasów zostaną spłacone w 2024 r.
Jednak film wyłapał trend, który już dojrzewa: o długach już się mało pamięta, a towarzysz Edward Gierek wrócił jako nowy symbol „barwnych czasów”. Wyskakuje w internecie, w dziesiątkach memów (zdjęcie plus podpis: „to on wprowadził wolne soboty. DZIĘKUJEMY!”, „A co, jeśli Gierek nie ma cukierków?”). W absurdalnej formule pojawia się na koszulkach i bluzach na stronach popularnego sklepu z ubraniami („Gierek przestanie być Gierkiem, kiedy Bóg wymyśli fajniejszą nazwę”). Był nawet na dziecięcych kaftanikach na wystawie we wrocławskiej galerii BWA. Klasyczne, biało-czerwone koszulki z wizerunkiem pierwszego sekretarza, wyprodukowane przez śląską młodzieżówkę SLD, rozeszły się jak ciepłe bułki.
Trzeba przyznać, że życiorys Edwarda Gierka był bez wątpienia filmowy. Zagłębiak z Sosnowca jako młody chłopak wyjechał do Francji do pracy w kopalni. Tam zapisał się do partii komunistycznej.