Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Skąd w Polsce taka niechęć do noszenia maseczek?

Od 10 października w Polsce obowiązują maseczki też w otwartej przestrzeni. Od 10 października w Polsce obowiązują maseczki też w otwartej przestrzeni. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Choć pandemia się rozwija i wiele wskazuje na to, że zaczyna wymykać się spod kontroli, Polacy wciąż potrzebują zachęt lub nakazów, by zakrywać usta i nos poza domem.

„Jeśli wszyscy jesteśmy nadzy i jakiś mężczyzna na ciebie nasika, jesteś od razu mokry. Kiedy wcześniej założysz spodnie, będziesz nadal mokry, ale dużo mniej, niż będąc nagim. Jeśli osoba sikająca również nałoży spodnie, jej mocz zostanie w spodniach, a ty będziesz suchy”. Internauci w coraz bardziej obrazowy sposób próbują przekonywać nieprzekonanych, że maseczki chronią przed koronawirusem. Ministerstwo Zdrowia ogłasza „politykę zera tolerancji dla nieprzestrzegania surowych zasad dotyczących obostrzeń i zasad współżycia społecznego związanego z przestrzeganiem DDM: dezynfekcji, dystansu i maseczek”.

Choć pandemia się rozwija i wiele wskazuje na to, że zaczyna wymykać się spod kontroli, Polacy wciąż potrzebują zachęt lub nakazów, by zakrywać usta i nos poza domem. Na zadane na początku października przez ogólnopolski panel badawczy Ariadna pytanie: „Czy popierasz wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek w przestrzeni publicznej w całej Polsce do czasu, gdy liczba zachorowań na koronawirusa (covid-19) spadnie i ustabilizuje się poniżej 1000 dziennie?”, 34 proc. respondentów odpowiedziało „zdecydowanie nie” lub „raczej nie”, 15 proc. nie potrafiło się zadeklarować, 23 proc. stwierdziło, że „raczej tak” i zaledwie 28 proc. – „tak”. Czyli w tej sprawie społeczeństwo podzieliło się prawie na równe połowy. I tak było od początku pandemii – jak pokazuje m.in. badanie CBOS z września (51 proc. pytanych nie zakrywa twarzy na zatłoczonej ulicy). Jak to wpływa na Polaków? I z jakiego powodu tak znacząco różnią się pod tym względem od mieszkańców Chin, gdzie pandemia się zaczęła?

Odpowiedzi wyłoniły się z analiz uczonych z Wuhanu i Singapuru oraz zespołu prof. Agaty Chudzickiej-Czupały z Uniwersytetu SWPS.

Czytaj też: W styczniu 2021 r. może być 2,5 miliona ofiar koronawirusa

Bardziej się boimy, a mniej się chronimy

Przeprowadzone w trzecim tygodniu pandemii badania miały na celu ocenę zdrowia fizycznego i psychicznego obu społeczeństw. Kiedy w Chinach liczba zakażonych wynosiła prawie 100 tys., a u nas oscylowała w granicach 200, kondycja Polaków okazała się dużo gorsza. Nie tylko znacznie więcej osób niż w przypadku grupy chińskiej zgłosiło objawy przypominające zakażenie SARS-CoV-2. Zanotowano u nas także znacząco wyższy poziom stresu, lęku i depresji. „Głównymi czynnikami ryzyka wystąpienia wspomnianych zaburzeń były takie sytuacje jak: częstsze stosowanie środków zapobiegawczych, obawa przed bezrobociem, wiek emerytalny, doświadczanie objawów fizycznych przypominających zakażenie wirusem covid-19, odbycie związanej z tym konsultacji lekarskiej lub poddanie się testowi na obecność koronawirusa oraz długi czas przebywania w domu, w izolacji. Przyczyną mogła być również większa świadomość zagrożenia i wiedza na temat epidemii, trwającej już w innych krajach”.

Jednocześnie chronienie dróg oddechowych zadeklarowało 96,8 proc. Chińczyków i jedynie 35 proc. Polaków. Badacze wywnioskowali z tych danych, że powszechne w społeczności stosowanie maseczek może zapewnić lepsze zdrowie fizyczne i psychiczne: najpewniej daje subiektywne poczucie kontroli nad sytuacją, a nawet łagodzi stres, lęk oraz symptomy depresji. Przeanalizowali więc, skąd u nas niechęć do maseczek.

Czytaj też: Komu szczepionka na SARS-CoV-2 należy się najpierw?

Skąd taka niechęć do maseczek?

Przyczyniło się do tego – mówią badacze – zachowanie władz: w początkowej fazie pandemii covid-19 chińskie zachęcały do noszenia maseczek, a polskie tego nie czyniły. Owszem, rządzący w Pekinie mieli łatwiejsze zadanie. Chińczycy od dawna noszą maseczki antysmogowe czy antypyłowe, a poprzednie doświadczenia z epidemiami sprawiły, że świadomość chronienia w ten sposób zdrowia własnego i innych ludzi jest u nich ugruntowana. W przypadku Polaków noszenie maseczek ochronnych nigdy nie było stałą praktyką, a wcześniejsze wskazania do używania ich w górnictwie i przemyśle napotykało w naszym kraju na opór. Nie zmienia to jednak faktu, że niefrasobliwe komunikaty płynące np. od ministra zdrowia (choć trzeba przypomnieć, że i Światowa Organizacja Zdrowia nie wykazała się zdecydowaniem) spowodowały, że społeczeństwo zaczęło o skuteczności maseczek dyskutować, zamiast uwierzyć epidemiologom, że są podstawowym środkiem ograniczającym rozprzestrzenianie się wirusa. To jednak nie wszystko.

O tym, czy nosimy maseczki, gdy odnotowuje się w kraju wiele zakażeń lub gdy rekomendują to władze państwowe, decydują również względy kulturowe. Polacy są najpewniej mniej zdyscyplinowani, a także w mniejszym stopniu nastawieni wspólnotowo niż Chińczycy – mówi prof. Agata Chudzicka-Czupała. – Cenią też sobie bycie w swego rodzaju „psychologicznej strefie bezpieczeństwa” i nie lubią, gdy ktoś ich z niej wytrąca.

Badaczka wskazuje na jeszcze jeden argument, brzmiący w tej sytuacji nieco humorystycznie, lecz – jak się okazuje – niebagatelny: – Przedstawiciele naszej nacji kojarzą też zamaskowane osoby z kimś, kto ma coś do ukrycia, np. z przestępcą czy terrorystą. Maseczkę może ewentualnie nosić lekarz dentysta lub chirurg, natomiast jej używanie przez każdego na ulicy nie jest dla nas naturalne. Do tego maseczka często bywa uważana za niewygodną lub zbędną.

Czytaj też: Jak wirus skakał z kontynentu na kontynent

Jak przekonać do maseczek?

W stosunku Polaków do noszenia maseczek ważne są kwestie związane np. z wychowaniem, kształtowaniem postaw prospołecznych u dzieci i młodzieży, uczeniem współpracy, uwrażliwianiem na innych. Za tym musi stać świadomie prowadzona polityka społeczna i konkretne działania edukacyjne, także w sferze zdrowotnej. I w ogóle zmiana sposobu myślenia – mówi prof. Chudzicka-Czupała. To jednak procesy długotrwałe. Wskazuje więc, co można zrobić doraźnie (to zadanie głównie dla polityków):

  1. Zaskarbić zaufanie

Z zaufaniem Polacy mają od dawna problem. W styczniu 2020 r. w badaniach CBOS przekonanie, że „większości ludzi można ufać”, deklarowało 22 proc. badanych, 76 proc. było zdania, że w stosunkach z innymi trzeba być bardzo ostrożnym. W ciągu ostatnich ośmiu lat opinie na ten temat praktycznie się nie zmieniły.

Niestosowanie się do zaleceń i brak przekonania, że to ważne, może wynikać z braku zaufania, np. do instytucji, także religijnych, do organizacji, a nawet do konkretnych przedstawicieli władz, polityków czy celebrytów. Przy obecnym podziale społeczeństwa trudno, by elity, grupy czy osoby, które starają się nas do czegoś przekonać, otrzymały takie bezwzględne zaufanie całego społeczeństwa. Ten sam kłopot dotyczy autorytetów: osoba będąca nim dla jednej grupy społecznej może działać jak płachta na byka na inną. Nawet nasza noblistka Olga Tokarczuk czy Jerzy Owsiak bywają boleśnie atakowani.

Można jednak bez zbytniej złośliwości coś politykom podpowiedzieć. Badania psychologów dowodzą, że osoba, która coś głosi, by być przekonująca, musi być dla odbiorcy wiarygodna: powinna postępować zgodnie ze swoimi słowami i to nie tylko przed kamerą. Jeśli nawołuje do noszenia maseczek, sama musi ją nosić, jeśli prosi o spędzanie wakacji w kraju, powinna pojechać na urlop na Mazury itp. Inaczej jej słowa mogą zostać odczytane jako cynizm i odnieść odwrotny skutek. Do tego ważna jest konsekwencja, a jej w przekazywanych przez władze komunikatach nadal brakuje.

Czytaj też: Jaką maseczkę wybrać? Przewodnik dla wkurzonych

  1. Traktować podmiotowo

Zakaz i kara – choć niekiedy konieczne – to zawsze ostateczność. Oczywiście postawa może się zmienić pod wpływem strachu przed karą i samej kary (w górnictwie dopiero uczynienie z noszenia maseczek obowiązku pracowniczego, którego naruszenie jest sankcjonowane, przyniosło pożądany skutek). Ale badacze opisują też tzw. efekt bumerangowy. Wyjaśnia to teoria reaktancji: ludzie nie lubią, kiedy odbiera im się swobodę działania, reagują wtedy oporem, buntem i znajdują tysiąc argumentów przeciwko jakiemuś zakazowi albo dążą do „zakazanego owocu”, który najlepiej przecież smakuje.

Ważne więc, by nie tylko nakazywać, zakazywać, ale by – korzystając z wiedzy specjalistów, uznanych naukowców i cenionych ośrodków badawczych – mówić ludziom, dlaczego jest ważne to, do czego nawołują. Wskazywać pozytywne strony noszenia maseczek i negatywne konsekwencje, jakie mogą wyniknąć z niestosowania się do tego typu zaleceń. Robić to w sposób dopasowany do specyfiki różnych grup społecznych. Najważniejsze jednak, by tym argumentom towarzyszył szacunek do ludzi i ich praw.

Czytaj też: Rekordowa liczba zakażeń. Premier już się nie chwali sukcesami

W zdrowym ciele zdrowy duch

W sytuacji, gdy od początku pandemii zanotowaliśmy w Polsce ponad 110 tys. zakażeń koronawirusem, w tym prawie 20 tys. w ostatnim tygodniu, czas bardzo nam się skurczył. Jeśli więc nawet nie wierzymy w szybkie głębsze zmiany w politycznych głowach, przekonujmy do środków ostrożności siebie nawzajem. Choćby, jak w internecie, w formie humorystycznej, bo śmiech poprawia samopoczucie. Poza tym uwierzmy badaczom z Chin i Polski, którzy pokazali, że nie tylko w zdrowym ciele zdrowy duch, lecz także odwrotnie.

Czytaj też: Szwecja płaci wysoką cenę za swoją politykę wobec pandemii

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną