Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Załatwieni na tacy

Załatwieni na tacy. Jak Kościół wyzyskuje swoich pracowników

Kościelni pracodawcy, wychodząc z założenia, że nic lepiej nie przybliża do Boga niż praca na ich rzecz, faktycznie traktują prawa zatrudnionych po macoszemu. Kościelni pracodawcy, wychodząc z założenia, że nic lepiej nie przybliża do Boga niż praca na ich rzecz, faktycznie traktują prawa zatrudnionych po macoszemu. Marta Frej
Kościół katolicki ma swoją naukę o godności pracy. I całkiem niezłą praktykę w wyzyskiwaniu zatrudnionych świeckich.
Świeccy zatrudnieni w instytucjach diecezjalnych to grupa specyficzna. Nikt nie trafia tu z przypadku czy w wyniku konkursu, a wyłącznie z polecenia duchownych.Krzysztof jarczewski/Forum Świeccy zatrudnieni w instytucjach diecezjalnych to grupa specyficzna. Nikt nie trafia tu z przypadku czy w wyniku konkursu, a wyłącznie z polecenia duchownych.

Pan Zygmunt covidową obniżkę pensji o jedną trzecią przyjął ze stoickim spokojem. Pracuje jako kościelny organista już 44 lata i od dawna wie, że to raczej piękne hobby. Utrzymać się z tego? Nierealne. Gdyby nie miał pracy w filharmonii, byłoby krucho. Jego wynagrodzenie kościelne jest jak kurs egzotycznej waluty – trudne do przewidzenia. Przewidywać można jedynie, że jak proboszcz ma okazję, by je obniżyć, to to zrobi.

– To mała monarchia – mówi. – Najpierw trzeba zadbać o wymagania księdza, potem zapłacić kucharce, następne w kolejności są budynki kościelne, a służba feudalna, czyli organista czy kościelny, na samym końcu. Wierzy, że grając na organach, służy Bogu, a na sprawiedliwość czas przyjdzie później; że zgodnie ze starym proroctwem piekło jest wybrukowane głowami chciwych księży.

Piotra na stoicki spokój nie stać. Jest młody, ma rodzinę, kredyt na mieszkanie i ściśle wyliczone wydatki. Jak wielu kościelnych organistów, pracuje także w filharmonii. Trafił mu się rzadki przywilej – parafia, w której gra od 14 lat, zatrudnia go na oficjalny etat. Gdy w marcu wybuchła pandemia, na jego konto wpłynęło o 500 zł mniej, w kwietniu już o 1000 zł. W maju, mimo że liczba mszy wróciła do normy, znów dostał okrojone wynagrodzenie. Gdy upomniał się o normalną pensję i spłatę zaległości, usłyszał od proboszcza, że nie da, bo nie ma. Piotr dobrze zna swoją parafię. Faktycznie popadła w finansowe kłopoty, ale bynajmniej nie z powodu covidu, ale nietrafionej inwestycji. Dostała od miasta ruinę z dużą bonifikatą i pozyskała potężną unijną dotację na jej remont. Wkład własny miał pochodzić z kredytu, ale bank dwukrotnie odmówił, bo uznał, że przy tak chaotycznie prowadzonej księgowości nie jest w stanie ocenić zdolności kredytowej.

Polityka 46.2020 (3287) z dnia 08.11.2020; Społeczeństwo; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Załatwieni na tacy"
Reklama