Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Siła małych

Małe miasteczka wychodzą na ulice

Beata Siemaszko podczas protestu po orzeczeniu Trybunału.  W Siemiatyczach demonstrowało 250–300 osób. Beata Siemaszko podczas protestu po orzeczeniu Trybunału. W Siemiatyczach demonstrowało 250–300 osób. Marcin Bruniecki / Reporter
Niewielkie miasta i miejscowości zaskoczyły wszystkich. A najbardziej same siebie. Po ich mieszkankach nikt nie spodziewał się takiej determinacji.
Od lewej: Hanna Szulc i Patrycja Konkel z Lęborskich Dziewuch.Mateusz Ochocki/KFP Od lewej: Hanna Szulc i Patrycja Konkel z Lęborskich Dziewuch.

W Lęborku na demonstrację po orzeczeniu TK w sprawie aborcji przyszło ok. 3 tys. osób, czyli 10 proc. wszystkich mieszkańców. Dla trzydziestoparoletniej Patrycji Konkel, matki dwóch córek, liderki Lęborskich Dziewuch, była to nagroda. W 2016 r. organizowała w swoim mieście Czarne Protesty. Potem przyszły cztery lata, podczas których trudno jej było o pracę (dopóki nie stworzyła jej sobie sama, otwierając sklep franczyzowy), a ten i ów śmiał się z niej, mówiąc, że jest nawiedzona. – To odbiera energię – stwierdza. – Teraz ta energia wróciła.

W gronie protestujących była dwudziestoparolatka, która w czerwcu dokonała aborcji, bo płód jednych organów nie miał, a inne mocno uszkodzone. Powiedziała Patrycji: – Gdyby Trybunał zakazał aborcji już wtedy, tobym musiała urodzić.

Cztery lata później

W dużym mieście łatwiej protestować: człowiek jest anonimowy i może czuć się bezpiecznie. Nie widzą sąsiedzi, znajomi, pracodawca. Nie ma ryzyka długofalowych konsekwencji. Uczestnictwo w manifestacji małomiejskiej jest bardziej ryzykowne. No i musi być ktoś, kto wykaże śmiałość, da sygnał, skrzyknie innych, biorąc na siebie ewentualny wstyd, gdy nikt nie przyjdzie. Tu łatwo o różne stygmatyzujące łatki. O krytykę z ambony, hejt w mediach społecznościowych, taki z imienia i nazwiska. O to, że na ulicy ktoś rzuci w twarz słowem „aborcjonistka” albo prościej „morderczyni”.

W 2016 r. rząd PiS ugiął się przed siłą kobiecego buntu w wielkich miastach, skupionego wokół Strajku Kobiet. Temat aborcji został uśpiony. Ale liderki, które wtedy objawiły się w Lęborku, Gryfinie, Siemiatyczach czy w Rybniku i dały twarz lokalnym protestom, nie zniknęły. Prof. Cezary Obracht-Prondzyński, socjolog, antropolog i kulturoznawca z Uniwersytetu Gdańskiego, mieszkaniec 17-tysięcznego Bytowa, mówił nam wtedy (POLITYKA 44/17), że ci ludzie, którzy poruszyli małe miejscowości, są dla władzy jak tykające bomby.

Polityka 49.2020 (3290) z dnia 01.12.2020; Społeczeństwo; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Siła małych"
Reklama