Półtora roku temu sumę dotacji państwowych otrzymywanych od czasu dojścia PiS do władzy przez podmioty znajdujące się pod kontrolą ks. Tadeusza Rydzyka portal OKO.press szacował na 214 mln zł. Ministerstwa i agencje rządowe przelewają ogromne sumy na każde żądanie: a to na „geotermię”, a to znów na uczelnię. To wszystko lipa, w sensie moralnym – zwykłe wyłudzenie.
Kaplica, muzeum i geotermia
Na geotermii społeczeństwo Torunia nie ma szans skorzystać w stopniu przewyższającym rządowe nakłady, a uczelnia nie uczy, lecz indoktrynuje i „formuje”, nie mówiąc już o tym, żeby miała jakiekolwiek znaczenie naukowe. Jednak zupełnie osobny status ma działalność służąca zakłamywaniu obrazu stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej. Dotowana przez rząd Kaplica Pamięci jest pomnikiem chwały Kościoła i narodu mającym utrwalać kłamstwo, jakoby co do zasady Polacy i Kościół pomagali Żydom, a jedynie nieliczni wydawali ich Niemcom i mordowali.
Ten sam cel ma mieć również, przynajmniej w jakiejś części, dotowane niebywałymi kwotami (117 mln do 2019 r.) Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II, będące ostentacyjną hagiografią Karola Wojtyły. Dziś dowiadujemy się, że ks. Rydzyk otrzymał na jedną z wystaw kolejną gigantyczną dotację – 60 mln zł. Pieniądze pochodzą z budżetu ministerstwa kultury. Trudno znaleźć słowa, które mogłyby wyrazić bezsilność i gorycz, jaką wywołuje w sercu uczciwego człowieka ten dowód tępego trwania przez polski rząd w bezkrytycznym kulcie jednostki, i to mimo mnożących się wiadomości o strasznych rzeczach, jakie działy się na świecie w Kościele katolickim za czasów Jana Pawła II.
Dla każdej osoby zorientowanej w sprawach polsko-żydowskich jeszcze boleśniejszy jest upór w szerzeniu kłamliwych wyobrażeń o tych relacjach i cynizm władzy, która ręka w rękę z Kościołem na grobach ofiar buduje pomnik chwały prawicowej i katolickiej Polski. Od lat ks. Tadeusz Rydzyk na oczach bezsilnych środowisk żydowskich prowadzi tę cyniczną grę. I choć niby wszyscy wiedzą, że Radio Maryja i sam Rydzyk przez całe lata szerzyli antysemityzm, to ostatecznie nikt nie protestuje. Nie ma komu. Bo zakłamanie jest głębokie i powszechne – tylko niewielu wie, że najbardziej na świecie Sprawiedliwi ratujący Żydów bali się narodowo-katolicko uformowanych (przez Kościół i endecję) sąsiadów, jakże skorych do donoszenia tzw. grantowej policji i samym Niemcom, gdzie ukrywani są Żydzi. Są takie przestrzenie załgania, w których prawda staje się niemożliwością. W Polsce przestrzenie te z całą premedytacją tworzą i poszerzają Kościół, prawicowe rządy i media, a szczególnie sam ks. Rydzyk.
Przypowieść o zepsuciu i bezkarności
Dzieje pasożytowania ks. Tadeusza Rydzyka na państwie polskim oraz jego zdumiewającej bezkarności to smutna, aczkolwiek nader pouczająca przypowieść o zepsuciu polskiego państwa, które nie może wyzwolić się z poddaństwa wobec potęgi Kościoła katolickiego i lęku przed prawdziwym bądź jedynie wyobrażonym „zabobonnym ludem”. Historia Rydzyka była już opowiadana kilkakroć, a za jakiś czas Tomasz Piątek wyda zapewne najszerzej udokumentowaną jego biografię. Pewnie sprzeda się w ogromnym nakładzie i… pozostanie bez konsekwencji. Tak jak bez konsekwencji pozostała słynna zbiórka publiczna Radia Maryja na ratowanie Stoczni Gdańskiej, w której uzbierano dziesiątki milionów, a stoczni nie przekazano ani grosza.
Bezkarność Rydzyka jest zupełna, a strach partyjnych dygnitarzy, prokuratorów i całego państwa – bezmierny. Widząc te kawalkady samochodów rządowych ciągnących do Torunia, żałosne korzenie się premierów i ministrów przed tym człowiekiem, te wszystkie hołdy i dewocyjne błazeństwa, które w imieniu państwa przed tronem Rydzyka się wyprawia, można odnieść wrażenie, iż władza trzęsie się ze strachu przed swoim kapryśnym protektorem. Chyba jednak chodzi o coś więcej – oni go podziwiają. Sami chcieliby mieć taką moc manipulowania ludźmi i podporządkowywania ich swej woli, lecz brak kapłańskich atrybutów i rekwizytów definitywnie im to uniemożliwia.
Groteskowe w swej dosłowności postacie kościelnych szarych eminencji, takie jak ks. Henryk Jankowski i ks. Tadeusz Rydzyk, przypominają, że żyjemy w społeczeństwie jedynie naskórkowo dotkniętym nowoczesnością. Postacie „nieformalnych przywódców” – kapłanów bez rangi, dyktatorów w stopniu kaprala, książąt bez ziemi – zapełniają karty historii Wschodu i Południa. Średniowieczna Europa też ich miała. Dość wspomnieć o „księdzu Janie” – mitycznym władcy wielkiego królestwa gdzieś na granicy ziemi i nieba, o którym wielkie dziwy opowiadali i mędrcy, i prostaczkowie.
Jakie pieniądze, taka audiencja
Gdy papieżem był Jan Paweł II, wiernopoddańczość narodu i władzy miała jeszcze jakiś sens. Wojtyła ucieleśniał wszak marzenie o potędze i chwale, będąc personifikacją dumy pogrążonego w traumach i kompleksach społeczeństwa. Jakże nisko musieliśmy upaść, skoro miejsce arcykapłana, niemal namiestnika Bożego na ziemi zajął w wyobraźni ludu i elit władzy drobny wydrwigrosz, pozbawiony wszelkiej kultury i wdzięku, nie mówiąc już o jakichś zaletach intelektu.
Wystarczy, aby rozpierała go pycha. Wystarczy, aby do wszystkich odnosił się z protekcjonalną wyższością. Wystarczy, aby pieniędzy domagał się bezczelnie, aż nadludzko. Pańskość i prostacza pyszność tej osobistości sprawia, że nadała się doskonale do roli boskiego pomazańca, któremu hołdy i dary musi składać każdy, komu życie miłe. Nie chodzi wcale o te głosy wyborcze, które ma pod kontrolą, lecz o samą archaiczną figurę kapryśnego bożka, którego obłaskawienie jest dla elity plemienia warunkiem przetrwania i zachowania władzy. Ta władza, władza Kaczyńskiego, Morawieckiego i Ziobry, będzie płaszczyć się przed toruńskim nababem, bo ma służalczość we krwi. Władza o mentalności rządcy lub kaprala musi mieć przed kim się korzyć, aby nabrać poczucia, że ma protektora pozwalającego mu robić z ludźmi, co się jej podoba. Taka jest psychologia despotii.
Nie wiem, co jest bardziej spektakularne i przerażające w zjawisku „Tadeusz Rydzyk”: zadziwiający anachronizm ukazujący żywotność ducha średniowiecza w polskim społeczeństwie czy zdumiewające zepsucie, którym ten bezkarny a trywialny w swym rozbisurmanieniu wydrwigrosz konkuruje z bezczelnymi uzurpatorami władzy i politycznymi gangsterami, okradającymi społeczeństwo, by z publicznych środków płacić niekończące się haracze lokalnemu bonzo Kościoła. Gdybyż te pieniądze składano chociaż u stóp papieża! Nie, ich adresatem jest nic nieznaczący, za to bijący po oczach trywialnością i butą „Ojciec Dyrektor”. Jakie pieniądze, taka audiencja, chciałoby się rzec.
Czytaj też: Szybkie kariery absolwentów uczelni o. Rydzyka