Pierwsze spotkanie Państwowej Komisji do spraw Pedofilii z przedstawicielami mediów robiło fatalne wrażenie. Chaos, wyczuwalne napięcie, uniki. Przewodniczący Błażej Kmieciak z biało-czerwoną przypinką w klapie usiłował być uprzejmy i dialogowy, lecz odmawiał konkretnych odpowiedzi w konkretnych sprawach, o które pytali dziennikarze i dziennikarki. Jeśli tak mają wyglądać kolejne briefingi prasowe, nie będzie z nich większego pożytku dla opinii publicznej.
Komisja ds. pedofilii, czyli kto?
Pan Kmieciak, mocując się z językiem ojczystym, przyjął linię, że z uwagi na dobro osób pokrzywdzonych o konkretnych sprawach mówić nie będzie. To po co takie briefingi? Przecież media nie oczekują ujawniania danych wrażliwych, lecz mechanizmów prowadzących do popełniania i tuszowania przestępstw seksualnych na osobach niepełnoletnich. Chcą się dowiedzieć właśnie tego, nad czym komisja pracuje, a nie tylko tego, jak się mości w porządku prawno-instytucjonalnym. Przewodniczący komisji wielokrotnie wracał do tego tematu, próbując uprzedzić pytania dotyczące jej dotychczasowego dorobku. Ostatecznie media dowiedziały się, że „urząd” siedmioosobowej komisji zatrudnia obecnie „około” 27 osób i szuka kolejnych pracowników.
Na pytania o wynagrodzenia, tytulaturę członków komisji (prowadząca briefing i sam p. Kmieciak użyli określenia „minister” w odniesieniu do pań Chrobak i Rękas), samochody służbowe nie było jasnej odpowiedzi. Pani Chrobak zapowiedziała za to ewentualne „kroki prawne” przeciwko „Gazecie Wyborczej” za rzekome podanie nieprawdy, zaprzeczywszy informacjom w artykule red.