Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Poprawność czy empatia? Pożegnanie słowa „Murzyn”

„Dom pod Murzynkiem” w Gdańsku „Dom pod Murzynkiem” w Gdańsku Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
W Gdańsku rozgorzał spór o nazwę zabytkowego „Domu pod Murzynkiem”. Ale przewodnicy mogą spać spokojnie – powtórnych chrzcin obiektu nie będzie. Bo nie o to tutaj chodzi.

Rada Języka Polskiego (RJP) już w październiku 2020 r. wydała opinię w sprawie słowa „Murzyn” – odradza jego używanie. Jednak wieść o tym rozeszła się szerzej dopiero w marcu za sprawą publikacji w „Rzeczpospolitej”. I dyskurs z kręgów językoznawczych przeniósł się pod współczesne strzechy, czyli na fora portali społecznościowych. Lokalny spór o „Murzyna”, opisany przez trójmiejski dodatek „Gazety Wyborczej”, rozgorzał na fejsbukowej grupie „Nec Temere Nec Timide”.

Tę łacińską dewizę, tłumaczoną jako „bez strachu, ale z rozwagą”, a dosłownie „ani zuchwale, ani bojaźliwie”, Gdańsk ma wpisaną w podstawę tarczy herbowej. Na Facebooku grupa gromadzi miłośników miasta i jego dziejów. Tym razem niby poszło o historyczną nazwę, o słowo, a faktycznie o stosunek do innych ludzi.

Dom skrzywdzonego kamieniarza

Jest w Gdańsku słynny „Dom pod Murzynkiem”. W I poł. XVIII w. nad Motławą, prawie vis-à-vis emblematycznego Żurawia, zbudował go dla siebie uznany kamieniarz Krzysztof Strzycki. Portal przyozdobił herbem z głową o wyraźnie afrykańskich rysach umieszczoną na złotym tle. Dziś w obiekcie tym, wpisanym do rejestru zabytków, mieści się pięciogwiazdkowy hotel, który na swoich stronach zamieszcza opowieść o początkowym niedocenianiu mistrza Strzyckiego przez gdańszczan i starszyznę cechową, o traktowaniu go jak „lichego Murzyna”. I o tym, że odniósłszy sukces, umieścił tę głowę, bo „nigdy nie zapomniał krzywd, jakich doznał ze strony gdańskich rzemieślników i mieszczan”.

Emocje wokół rekomendacji RJP rozniecił wpis Mirosława Koźbiała: „Być może niebawem pojawią się w Gdańsku poprawni politycznie aktywiści, którym nie spodoba się obecna nazwa. Należy zadać pytanie, jaka jest przyszłość naszego gdańskiego »Domu pod Murzynkiem« i jak będzie przedstawiany turystom przez przewodników? Wydaje się, że ewentualny »Dom pod czarnoskórym« jest nazwą całkowicie nietrafioną”.

Koźbiał zaznaczył, że rekomendacja dotyczy „komunikacji publicznej: mediów, administracji, szkoły”, pominął zaś, iż RJP nie ma nic przeciwko funkcjonowaniu słowa „Murzyn” na prawach historycznego cytatu. Zatem nie ma mowy o wykreślaniu go z literatury i nazw własnych. Ostatecznie wszelkie wątpliwości w tej kwestii rozwiała prof. Katarzyna Kłosińska, przewodnicząca RJP.

„Murzyn”, czyli złe skojarzenia

Jak doszło do tego, że RJP zabrała głos w sprawie „Murzyna”? Otóż do Rady wpłynął list z prośbą o opinię „na temat pejoratywizacji rzeczownika »Murzyn«”. Jego autor skarżył się, że jest atakowany, głównie w internecie, bo uważa, że słowo to nie jest obraźliwe. Powoływał się na akcję pod hasztagiem #dontcallmemurzyn. Uznał, że chodzi w niej o wywieranie presji na osoby, które są podobnego zdania co on.

Działo się to po protestach w związku ze śmiercią Afroamerykanina George’a Floyda, zatrzymanego przez policję w Minneapolis. Przed ambasadą USA w Warszawie stanęła wtedy dziewczyna z plakatem „Stop calling me Murzyn” („Przestań nazywać mnie Murzynem”). Stąd też akcja pod wspomnianym hasztagiem, stąd spory o „Murzynka Bambo”, o „W pustyni i w puszczy” – co z nimi zrobić (wyrzucić z lektur czy przeciwnie, potraktować jako środek wychowawczy).

Odpowiedź na list ukazała się w sierpniu 2020 r. Przygotował ją jeden z członków RJP dr hab. Marek Łaziński z UW. Wskazywał, że zarówno „Murzyn”, jak i „Murzynka”, dawniej (jeszcze w latach 80. czy 90. XX w.) neutralne, dziś są obarczone złymi skojarzeniami i archaiczne. Powoływał się na zmiany, jakie zaszły w innych językach. Na funkcjonującą w polszczyźnie obraźliwą frazeologię (np. „sto lat za Murzynami”, „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść” ). Na to, że mieszkający w Polsce czarno- i ciemnoskórzy Polacy oraz obcokrajowcy „w zdecydowanej większości traktują to słowo jako obraźliwe”. Zachęcał do uszanowania ich wrażliwości, do nazywania ze względu na narodowość (np. Nigeryjczyk), mówienia o „Afrykanach”, „osobach czarnoskórych” lub „ciemnoskórych”. I to jeżeli kolor skóry jest z jakichś względów potrzebny, istotny. Bo często nie jest.

W konkluzji autor zalecił, by słowa „Murzyn” nie używać inaczej niż na prawach historycznego cytatu. „Ponieważ – konstatował – trudno jest zmienić przyzwyczajenia mówiących, ograniczam swoją rekomendację do komunikacji publicznej: mediów, administracji, szkoły. W tych kręgach zresztą omawiane tu słowa i tak są używane coraz rzadziej, ponieważ większość mówiących ma świadomość, że budzą co najmniej kontrowersje”.

Poprawność polityczna czy empatia?

Reakcje na tę opinię były rozbieżne. W uproszczeniu: środowiska liberalne chwaliły, konserwatywne krytykowały. Także czarnoskórzy Polacy nie byli jednomyślni. Prezydium RJP wydało wtedy oświadczenie, powszechnie odebrane jako zdystansowanie się od opinii prof. Łazińskiego. Okazało się, że niesłusznie, że chodziło o kwestię proceduralną. Bo ostatecznie RJP w październiku na posiedzeniu plenarnym przyjęła rekomendację Łazińskiego jako swoje oficjalne stanowisko. Zresztą jednogłośnie. No i teraz, po upowszechnieniu tego stanowiska, mamy nawrót komentarzy, dyskusji, sporów.

W tym gdańskim wyraźnie widać, że chodzi nie tyle o nazwę zabytku, ile o swobodę używania słowa „Murzyn” w obiegu publicznym. Zdaniem krytyków decyzji RJP jest ona ograniczana w imię chorej poprawności politycznej. Piszą: „Tu chodzi o wykastrowanie historii, a razem z nią części naszej kultury!”. „Ormowcy współczesnej lewicy zamiast zająć się realnymi problemami, próbują kastrować język ze słów, których nie lubią”. „Neomarksizm podnosi swój podły łeb i trzeba to jak najszybciej przetrącić, by »Murzynek Bambo« czy »W pustyni i w puszczy« nie zostały ocenzurowane przez zjebów”. „W ten sposób to niedługo i pieczenie murzynka będzie odradzane”.

Ci, którym rekomendacja RJP jest bliska, przeciwstawiają takim komentarzom swoje doświadczenia. Ktoś, kto ma dzieci o ciemniejszej skórze, proponuje wspólne wyjście na spacer i przekonanie się, co można usłyszeć na ulicy. Tłumaczy, że nie chodzi o poprawność polityczną, tylko o empatię: „Można przestać używać jednego słowa, które rani i uwłacza innym, i zastanowić się, dlaczego tak naprawdę o to proszą. Można też wyśmiać ich prośby i dalej używać, tak sobie na przekór, z wygodnictwa i przyzwyczajenia”. Tonia Ugwu, gdańszczanka, współautorka książki „Rasizm po polsku”, pisze: „Grunt, że po 30 latach mojego życia w Polsce coś w końcu drgnęło. Może moim dzieciom będzie żyło się tu lepiej. Dodam, że nikt NIGDY nie nazwał mnie murzynem lub murzynką w pozytywnym sensie”.

Gdy słowo rani

W 2007 r. o słowo „Murzyn” zapytał w swych badaniach CBOS. Wtedy 19 proc. Polaków uznało je za obraźliwe lub krzywdzące, 12 proc. odpowiedziało, że czasem jest takie, a czasem nie. Aż 68 proc. było zdania, że nie jest ono obraźliwe. Ciekawe, jakie odpowiedzi padłyby dziś. Bo od tamtego czasu sporo się zdarzyło. Na przykład kampania wyborcza PiS w 2015 r., wroga uchodźcom i imigrantom, wyzwalająca niechęć do „innych”, skutkująca aktami przemocy (nie tylko słownej) wobec tych, którzy odbiegają wizualnie od stereotypu Polaka. Tego typu akcje z jednej strony zwalniają hamulce u tych, którzy skłonni są ranić słowem (i nie tylko). Z drugiej wyzwalają mechanizmy obronne u tych, którzy czują się zagrożeni. Stąd tyle emocji w toczących się dyskusjach.

Dla wielu Polaków (może nawet dla większości), zwłaszcza ze starszych generacji, słowo „Murzyn” wciąż jest neutralne. Nigdy nie użyli go, żeby sprawić drugiemu człowiekowi przykrość. Ich pretensje pod adresem „Murzyna” mogą dziwić. Mogą je uważać za niezasadne. Są też językoznawcy, jak prof. Jerzy Bralczyk, dla których to słowo nigdy nie miało charakteru negatywnego. Przyznaje, że nie wie, jak to jest w przypadku młodzieży. „Dla rasistów, ksenofobów, nacjonalistów albo dla ludzi po prostu źle wychowanych to słowo na pewno ma obciążenie negatywne. (…) Jeżeli nie uwzględniamy wrażliwości innych, to źle używamy języka. Dlatego postanowiłem sobie ograniczyć bardzo używanie tego słowa”.

Sedno w intencji

Wydaje się, że ci, którzy posługują się „Murzynem” neutralnie, nie będą po nim specjalnie płakali, zwłaszcza że nikt im nie broni używać go w relacjach prywatnych. Takiej władzy nad językiem Polaków RJP nie ma. I w pełni jest tego świadoma. Jej rekomendacja należy do działań miękkich. Ma jedynie uczulić, skłonić do refleksji. Właściwie jest może nie tyle rozwiązaniem zastępczym, ile trochę obok istoty problemu, która sprowadza się do złej atmosfery w życiu publicznym, rosnącej skłonności do przemocy, do dzielenia ludzi na grupy lepsze i gorsze (nieprzypadkowo niektórzy uczestnicy gdańskiej dyskusji poświęconej „Murzynowi” mieli problem również ze słowami „gej” i „pedał”). Ale na klimaty polityczno-społeczne RJN w ogóle nie ma wpływu. Zrobiła więc, co mogła, by zasygnalizować, że w związku ze słowem „Murzyn” dzieje się jednak coś złego.

Piętnować można także słowem całkiem neutralnym, niewinnym. Bodajże w „Szkicach węglem” Sienkiewicza kamieniem obrazy jest „sufragan”, użyty jako wyzwisko w stosunku do osoby, która nie wie, co to znaczy. Wystarczył kontekst, międzyludzka interakcja. To często z interakcjami mamy kłopot. Z szacunkiem dla innych ludzi. Ze zwykłą grzecznością, którą ten i ów, znalazłszy się na cenzurowanym, ochoczo podciąga pod dyktat politycznej poprawności. Ale czasem może też wchodzić w grę wyczulenie drugiej strony spowodowane złymi doświadczeniami. Bez tych kontekstów nie byłoby potrzeby, żeby coś z „Murzynem” robić – eliminować, zastępować, limitować. I, niestety, nie ma też gwarancji, że zastąpienie go – dajmy na to – „czarnoskórym” coś zmieni na lepsze. Oby.

Natomiast przewodnicy turystyczni i fani „Domów pod Murzynkiem”, nie tylko w Gdańsku, w różnych polskich miastach, mogą spać spokojnie – powtórnych chrzcin tych obiektów nie będzie. Bo zupełnie nie o nie tu chodzi.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną