Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Na chybił trafił. Polskie sposoby na szybsze szczepienie

Szczepienia przeciwko covid-19 na Stadionie Narodowym Szczepienia przeciwko covid-19 na Stadionie Narodowym Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Ruszył masowy system szczepień, kolejne roczniki zapisują się na zastrzyk. Wielu Polaków otrzymało jednak odległe terminy i myśli, czy nie dałoby się ich przyspieszyć. Są legalne metody.

Najszybciej w Polsce kłuje Rzeszów. Wszystko wskazuje, że mimo trzeciej fali koronawirusa wybory na prezydenta miasta odbędą się tam 9 maja, jednocześnie pojawiły się doniesienia na temat masowej akcji szczepień. Szczepionkę na covid-19 dostawali dosłownie wszyscy chętni. Nie trzeba było nigdzie się zapisywać, znaczenia nie miał też wiek. NFZ prowadzi właśnie postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.

Jest to o tyle bulwersujące, że szczepionki wciąż nie przyjęło wiele osób z roczników priorytetowych. Pani Barbara skończyła niedawno 79 lat. Termin pierwszej dawki miała wyznaczony dopiero na połowę kwietnia. Zaskoczona rzeszowskim zamieszaniem, a także „błędem” systemu, wskutek którego nieodległe terminy otrzymali także 40-latkowie, postanowiła zainterweniować. – Dzwoniłam do swojej przychodni codziennie. W końcu okazało się, że mogę otrzymać szczepienie Pfizerem szybciej, niż było to planowane. Potrzeba dużo zaparcia i da się załatwić – mówi.

Czytaj też: Warszawa kontra rząd. Kto powinien szczepić Polaków

Telefon do punktu szczepień

Faktycznie, to nie jedyna taka relacja. Punkty szczepień otrzymały więcej dawek, a nie wszyscy pacjenci przychodzą w wyznaczonym terminie. Szczepionki mają swoją datę przydatności, potem nie nadają się do użytku. Warto próbować szczęścia, i to nie tylko w swojej przychodni. Na Facebooku działają specjalne grupy, chętni informują się, gdzie aktualnie można przyjąć zastrzyk. Padają wyłącznie nazwy miast, ostatnio wymieniano Gliwice i Białystok. Po więcej informacji trzeba już pisać prywatnie, a potem łapać za telefon.

Najbardziej niezmordowani poszukiwacze wolnego terminu potrafią obdzwonić nawet 30 punktów dziennie w całej Polsce. Wśród nich pani Beata, której partner źle przeszedł zakażenie koronawirusem. – Nie należę do żadnej z uprzywilejowanych grup, ale bardzo mi na szczepieniu zależy. Wszędzie chodzę w rękawiczkach, cały czas zmieniam maseczki, a i tak boję się wsiąść do tramwaju czy autobusu. Ludzie mimo trzeciej fali zupełnie nie trzymają dystansu. Zdarzało mi się wpaść w panikę z tego powodu – tłumaczy.

Pani Beata cały czas szuka punktu, który ją zaszczepi. Jeśli się pojawi, wsiądzie w samochód i przejedzie dowolną odległość. Na podobny krok zdecydował się dwa tygodnie temu Artur Barciś. Znany aktor mieszka w Warszawie, a zaszczepił się nieopodal Przasnysza.

Polska turystyka szczepionkowa

Taka „turystyka szczepionkowa” może się udać tylko pod jednym warunkiem – pacjent musi się kwalifikować wiekiem (obecnie rocznik 1964). Gdy w Rzeszowie pod punkty szczepień zaczęli przychodzić 30-latkowie szukający okazji, lekarze przeganiali ich, wiedząc, że nieprawidłowości mogą zakończyć się poważnymi konsekwencjami. Dziś rzeszowianie piszą na swoich miejskich forach, że „szczepionkowe okienko” trwało krótko – zdaje się, że zostało nieodwracalnie zamknięte. Młodsi muszą czekać na swoją kolej.

Dzwonienie na chybił trafił do punktów szczepień ma jeden minus: musimy pamiętać, że w tych poszukiwaniach nie jesteśmy sami. Są przychodnie, w których telefon właściwie nie milknie. Dręczona ciągłymi pytaniami obsługa odsyła na oficjalną infolinię, która najczęściej jest zajęta. – To jest dramat. Ludzie albo chcą dostać szybciej szczepionkę, albo proszą o zmianę terminu. Mówimy wyraźnie, że datę podania drugiej dawki można zmienić, wyłącznie zmieniając termin pierwszej dawki, ale to jak rzucanie grochem o ścianę. Ciągle słyszę jakieś pretensje – mówi lekarz nadzorujący jeden z punktów szczepień.

Czytaj też: Szczepionkowy chaos. Nie tak powinno się przyspieszać

Krótki termin przydatności szczepionki

Do tej pory najpopularniejsze w Polsce szczepionki na koronawirusa to te od firmy Pfizer i AstraZeneca. Pierwszy preparat przed otwarciem musi być przechowywany w temperaturze od –90 do –60 st. C maksymalnie sześć miesięcy. Po otwarciu fiolka może stać w lodówce pięć dni. Później nie nadaje się do użytku.

Zdarza się więc, że dyrekcja szpitala stoi przed dylematem. Szczepić wszystkich, których aktualnie można, czy pozwolić, aby szczepionka się zmarnowała? Do takiej sytuacji doszło ostatnio w Krakowie.

W zeszłą środę do Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego trafiło 1,8 tys. dawek Pfizera, ale już rozmrożonych. Trzeba było je zużyć maksymalnie do końca soboty. Z początku dyrekcja miała wątpliwości, czy zgłosi się odpowiednia liczba chętnych. – Szybko się przekonaliśmy, że obawy były zbyteczne. Zainteresowanie było gigantyczne. Na samej liście rezerwowej mieliśmy kilkaset osób. Żeby zdążyć, musieliśmy zorganizować dodatkowy punkt szczepień, który pracował od 8 do 20, i podwoić tempo pracy. Udało się. Wykorzystaliśmy wszystkie fiolki, szczepiąc osoby z wytypowanych roczników. W sobotę wieczorem pod szpitalem ustawiali się jeszcze chętni, którzy liczyli, że coś nam zostało – mówi „Polityce” rzeczniczka szpitala Anna Górska.

Przypadki, gdy preparat Pfizera może się zmarnować, zdarzają się także w mniejszych jednostkach i nie są tak medialne jak ten krakowski. Jeśli ktoś chce z nich skorzystać, musi albo dzwonić do przychodni, albo wieczorami, metodą na chybił trafił, odwiedzać punkty szczepień. Tak zrobił pan Witold. – Czekałem kilka miesięcy na wyznaczenie terminu, a że to nie następowało, poszedłem do mojej poradni. Na miejscu okazało się, że mogę się zaszczepić od razu, bo jedna osoba zrezygnowała. Wszystko trwało jakieś 20 minut – opowiada pacjent.

Czytaj też: Jak się przygotować do szczepienia

Skierowanie od lekarza

Ostatnim sposobem na przyspieszenie szczepienia jest skierowanie od lekarza. Wiadomo, że na tym polu dochodzi do nadużyć. W mediach pojawiają się historie o medykach wypisujących skierowania znajomym lub po prostu na prośbę pacjenta. Ostatecznie obowiązek sprawdzenia takiego dokumentu spoczywa nie na wypisującym je lekarzu, ale na jednostce, która szczepi. A tam mało kto ma do tego głowę.

Teoretycznie na wcześniejsze szczepienia mogą liczyć przewlekle chorzy na chorobę nowotworową, dializowani, po przeszczepach komórek i poddani przewlekłej wentylacji mechanicznej. Tym pacjentom skierowanie powinien wystawić system. Ale bywa zawodny. Dlatego pozostawiono lekarzom furtkę umożliwiającą wystawianie skierowań.

Narodowy Fundusz Zdrowia zapewnia, że docierają do niego sygnały o nieprawidłowościach przy wystawianiu dokumentów, i zapowiada kontrole. Trudno jednak sobie wyobrazić, aby miał moce przerobowe pozwalające sprawdzić każde pojedyncze skierowanie.

Prof. Flisiak: Wygramy z covid-19? Na pewno

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną