Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Tylko nie bomba na maturze! Nauczyciele uczą się procedur

Jak będzie przebiegać tegoroczna matura? Jak będzie przebiegać tegoroczna matura? Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Tuż przed maturami dyrektorzy łódzkich szkół non stop spotykają się online. Podobno zastanawiają się, czy powinni się postawić. Bo procedury są absurdalne.

Matura to dla nauczycieli sprawdzian ze znajomości procedur. Gdyby uczniowie ponieśli porażkę na egzaminie, zostanie nam to wybaczone. Cóż, nie nauczyli się. Nikt nam jednak nie daruje – ani dyrekcja, ani instytucje nadzorujące – gdy zawalimy z procedurami. Choć bierzemy udział w egzaminie, o wiele ważniejsze od sprawdzania wiedzy i umiejętności jest dbanie o bezpieczeństwo. Za to, aby nikomu włos nie spadł z głowy, jesteśmy odpowiedzialni.

Zasad zachowania się na maturze uczymy się jak Dekalogu. Na pamięć i z pokorą. Z przykazaniami się nie dyskutuje. Musimy je znać i stosować w każdych warunkach. Choćby nam bomby – odpukać w niemalowane – spadały na głowę. Każdy ruch na egzaminie jest regulowany przez procedury. Nawet puścić bąka można tylko według określonych zasad. A będzie naprawdę poważnie, jeśli dojdzie do zdarzenia zagrażającego bezpieczeństwu. Wtedy trzeba przestrzegać procedur co do joty. No i mieć głowę na karku.

Tylko nie bomba

To moja 26. matura. Ponieważ wiele rzeczy już widziałem, wiem, co może się stać. Młodzi nauczyciele są zwykle bardziej nonszalanccy. Cóż może się zdarzyć? To przecież tylko matura. A jednak… Pamiętam, jak uczennica po wyjściu z sali udała się na trzecie piętro i chciała wyskoczyć przez okno. Na szczęście dyżurujący nauczyciele czuwali. Powstrzymali, wezwali karetkę. Pamiętam, jak maturzysta wstał i runął jak długi. Stracił przytomność. Wtedy ja wezwałem pogotowie. Pamiętam, jak absolwentka po wyjściu z egzaminu wsiadła do samochodu, ruszyła i spowodowała wypadek. Inna wpadła w szał i nie była w stanie się uspokoić. Myśleliśmy, że zrobi krzywdę sobie albo komuś innemu. No i pamiętam alarm, że w szkole podłożono bombę. Tego ostatniego boimy się najbardziej. Tylko nie bomba!

Choć mam duże doświadczenie w nadzorowaniu przebiegu egzaminów, na szkoleniu czuję się jak nowicjusz. Co roku zmieniają się bowiem reguły. Zanim zaczniemy się uczyć nowych rzeczy, najpierw musimy oduczyć się starych nawyków. Znowu nie robimy tego, co w zeszłym roku było absolutnie konieczne. Co zaś było zabronione, teraz jest nakazane. Uczymy się pilnie, bo od tego zależy bezpieczeństwo maturzystów i nasz los. Zaniedbasz procedury i trafisz przed komisję dyscyplinarną. A może nawet zajmie się tobą prokuratura. Widzę, jak koleżanki i koledzy podczas szkolenia online piszą do siebie, że niczego nie rozumieją. To wcale nie jest łatwe pojąć, jaka jest różnica między przerwaniem egzaminu a jego unieważnieniem. Na szczęście lekcja jest nagrywana. Każdy obejrzy dziesięć razy, to zrozumie.

Czytaj też: Maturzyści biorą świadectwa i w nogi

„Dupochron”. Belfer zawsze winny

Szkolenie z procedur maturalnych nazywa się „dupochronem”. Chodzi o to, aby nauczyć się nie tylko dbać o sprawny przebieg egzaminu i bezpieczeństwo zdających. Równie ważne jest to, jak chronić własną dupę w razie konieczności rozwiązania problemu. To całkiem naturalne rozumowanie, gdy się należy do grupy, która nieomal w ogóle nie jest chroniona prawem. Na nauczycieli zawsze zwala się winę. Wypną się na nas rządzący, nie wesprze kurator, nie pomoże minister. Dotarło to do nas szczególnie mocno po strajku w oświacie. Cokolwiek się stanie, odpowiada belfer.

Pisowska władza jest nastawiona na to, aby dopaść nauczycieli, a nie wesprzeć. Dobrze wiemy, że wsparcia nie będzie, a jedynie drobiazgowe rozliczanie i szukanie dziury w całym. System oświatowy tak działa, że nie broni nauczyciela. Chronienie własnej dupy to jedyny sposób, aby przetrwać w tym zawodzie. Polega ono na tym, że szukamy osoby, która rozwiąże problem za nas. Rozwiąże, czyli będzie za to odpowiedzialna. Niby więc uczymy się procedur maturalnych, ale nie z powodów, dla których teoretycznie zostały stworzone, czyli do sprawnej organizacji egzaminów. Uczymy się procedur, by wiedzieć, do kogo kierować kroki w razie trudnej sytuacji.

Każdy uczy się czego innego. Członkowie zespołów nadzorujących uczą się, żeby ze wszystkim zwracać się do przewodniczącego. Maturzysta pyta, czy może wyjść do toalety, niech zdecyduje przewodniczący. Maturzysta źle się czuje, chyba zaraz zemdleje. Co na to przewodniczący? Maturzysta nie pamięta swojego kodu. Z tym tylko do przewodniczącego. Do czego więc potrzebni są członkowie, jeśli i tak o wszystkim decyduje przewodniczący?

Czytaj też: Nauczyciele na skraju załamania nerwowego

We wszystkich komisjach pełnię funkcję przewodniczącego. Uczę się więc pilnie procedur, czyli staram się znaleźć jak najwięcej okazji, aby zwracać się z problemem do dyrektora. Najlepiej z każdym. Zwalanie problemów na dyrektora to mój dupochron. Cała rada pedagogiczna skupia się na tym, jak nie być odpowiedzialnym, gdy coś strzeli. Dyrektor jest tego w pełni świadomy. Dobrze wie, że jak coś złego stanie się na egzaminie, będzie za to odpowiedzialny. Nauczyciele umiejętnie zwalą winę na niego. Członkowie komisji na przewodniczących, a przewodniczący na szefa. Tak działa system. Choć zmieniają się szczegóły, zasada jest zawsze ta sama: dyrektor odpowiada za wszystko, co się dzieje w szkole. Za groźbę podłożenia bomby i przerwanie z tego powodu egzaminu również czuje się odpowiedzialny.

Matura odbyć się musi

Ostatnie lata pokazały, że to całkiem realne zagrożenie. Wprawdzie procedura nie pozostawia złudzeń. Wiesz o bombie, natychmiast powiadamiasz policję i organ prowadzący. Dalej za wszystko odpowiada policja. Tylko że policja nie myśli pedagogicznie, lecz rygorystycznie. Przerwie maturę i nawet nie mrugnie okiem. Kogo obchodzi, jak postąpią wrażliwe nastolatki? Że ktoś może nawet targnąć się na swoje życie? To już nie obchodzi policji. Tymczasem dyrektorowi chodzi o to, aby egzaminy się odbyły i żeby nikomu nic się nie stało. No i oczywiście żeby on sam nie poniósł za swoje postępowanie żadnej odpowiedzialności. Dyrektor musi być bardzo inteligentny.

Pamiętam, jak stary zapytał kiedyś, czy jakaś procedura maturalna nakazuje mu zaglądać codziennie przed rozpoczęciem pracy na pocztę służbową. Zawiadomienia o podłożeniu bomby w ostatnich latach przychodziły najczęściej drogą elektroniczną. Wielu dyrektorów nie sprawdza rano poczty. Jeden dowiedział się, iż w jego szkole podłożono bombę, dopiero po egzaminie. Przeczytał maila o 14 i o 14 zadzwonili na policję. To bardzo cwany dyrektor, nie sądzisz? A czy w regulaminie pracy jest napisane, że sekretarka musi czytać maile z samego rana? A jeśli w związku z maturą ma tyle na głowie, że najwcześniej zajrzy na pocztę dopiero w południe? Zanim trafi na ten właściwy mail zawiadamiający o podłożeniu bomby, będzie 13, czyli po egzaminie. Wtedy można z czystym sumieniem informować policję o zagrożeniu.

Nikt niczego nie kombinuje, prawda bowiem jest taka, że sekretarka potrafi całymi dniami nie zaglądać na pocztę służbową, bo się nie wyrabia z robotą. Natomiast dyrektor nawet tygodniami nie zagląda. Może tygodniami to przesada, ale twój mail – gada stary – zobaczyłem w piątek, zresztą dopiero wtedy, jak mi powiedziałeś, że od poniedziałku czekasz na odpowiedź. A zatem jak się człowiek dobrze postara, to żaden mail nie dotrze w czasie matur. Po miesiącu zostanie przeczytany i tyle. Można więc powiedzieć, że terrorysta nie ma szans zaatakować szkoły drogą mailową. Trzeba tylko nie czytać maili z rana, nie zaglądać na pocztę przez cały maj, nie odbierać telefonów. W każdym razie procedury nie nakazują. Bomba, nie bomba, matura musi się odbyć.

Czytaj też: Woźne na bruk

Dyrektorzy pod lupą

Jestem przesądny, więc jak usłyszałem, że przewodniczącym jednego z zespołów nadzorujących ma być ksiądz, wystraszyłem się. Dobrze, że nie zakonnica. Dyrektor tłumaczy, chyba też jest przesądny, że nie ma ludzi. Ten na zwolnieniu, tamten na kwarantannie, inny zarzeka się, że zachoruje, bo tak ma zawsze w maju, jeszcze inny nie może wyzdrowieć po covidzie. Kilkoro zdrowych i silnych nauczycieli zostało nam podebranych przez inne szkoły, gdzie również pracują. Nie mamy wyjścia. Musimy zaangażować księdza. Ale zakonnicy nie. Bo to przynosi pecha.

Dyrektor jest zdenerwowany nie tylko z powodu braku ludzi. To najmniejszy problem. W tym roku nauczyciele mają obowiązek patrzeć szefowi na ręce, gdy będzie odbierał arkusze egzaminacyjne. Nigdy czegoś takiego nie było. Podejrzewać dyrektora, że zajrzy do testów? Pisowska bezczelność! Kurier przyjedzie o 5 rano i odda paczkę z arkuszami, jeśli dyrektorowi będzie towarzyszył świadek. Nie może to być zwykły nauczyciel. Musi być przewodniczącym zespołu nadzorującego. Sprawdzi, czy szef włożył przesyłkę do sejfu i zamknął na klucz. Otwarcie sejfu też jest możliwe tylko przy świadku. Nie zdziwiłbym się, gdyby do obowiązków tego nauczyciela należało jeszcze nakazanie dyrektorowi, aby sprawdził pocztę służbową i przeczytał na głos wszystkie maile. Od 5 rano do 9 (godzina rozpoczęcia egzaminu) jest sporo czasu, więc zdążą.

W oświacie lepiej nie myśleć

W ostatnich dniach przed maturami dyrektorzy łódzkich szkół non stop spotykają się online. Podobno zastanawiają się, czy powinni się postawić. Przecież procedury są absurdalne. Szaleje pandemia, a podczas matur w gabinecie dyrektora – ciasnym jak dziupla dzięcioła – ma siedzieć świadek i pilnować, żeby szef nie zaglądał do arkuszy. Nonsens. Zajmujemy się duperelami, a nie myślimy, co naprawdę może się wydarzyć na egzaminie.

Władza każe nam zabezpieczyć się przed wydumanym zagrożeniem, a nie myśli o realnym niebezpieczeństwie. A ono może się naprawdę zdarzyć. Kiedy zapytałem koleżankę, co zrobimy, jak… no sama wiesz, odpowiedziała: „Cicho, chyba upadłeś na głowę, żeby o tym myśleć. Nie myśl, to się nie zdarzy”. To jest podobno najskuteczniejsza procedura w oświacie: nie myśleć i problem z głowy.

Czytaj też: Ile nauczyciele stracą na maturach?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną