Wysłany przez polską ambasadę w Pradze list do ministra zdrowia Czech miał powstrzymać zmiany w dostępie do aborcji przeprowadzanej w tym kraju przez cudzoziemki. O sprawie poinformował zaledwie kilka dni temu czeski tygodnik „Respekt”. „Ewentualne wprowadzenie prawa, które miałoby stanowić próbę obejścia polskiego ustawodawstwa i zachęcać do naruszenia praw polskich obywateli na terenie Czech, (...) może budzić uzasadnione zaniepokojenie polskiej placówki dyplomatycznej” – tłumaczył stanowisko ambasadora w rozmowie z Onetem Szymon Szynkowski vel Sęk, sekretarz stanu w resorcie dyplomacji.
Zmiany, a raczej zmiana, o którą chodzi, dotyczy nowelizacji czeskiego kodeksu aborcyjnego, nad którą pracuje teraz Senat. Przyjęto go w 1986 r., jeszcze kiedy istniała Czechosłowacja. Aborcja od tamtej chwili jest dostępna do 12. tygodnia bez podawania powodu. Później – tylko ze względów medycznych lub gdy ciąża jest następstwem czynu zabronionego. Od 1993 r. aborcje przeprowadzane z powodów pozamedycznych nie są w ogóle refundowane, a ich koszt wynosi, w przeliczeniu, od 1700 do 1900 zł.
Co wolno czeskim ginekologom
Od wejścia Polski i Czech do Unii Europejskiej trwa debata, jak w świetle tych przepisów odnosić się do cudzoziemek. Z jednej strony kodeks mówi, że skorzystać z aborcji w Czechach mogą tylko osoby posiadające prawo pobytu w tym kraju. Z drugiej – Polki prawo pobytu mają z racji bycia obywatelkami Unii, czyli „na podstawie specjalnych przepisów lub umów międzyrządowych”. Mogą korzystać, jak Europejki z 27 państw, z różnych zabiegów medycznych na terenie całej wspólnoty.