MARTYNA BUNDA: – Sto lat temu urodziła się Michalina Wisłocka. Ale nie ma fety.
ZBIGNIEW IZDEBSKI: – Trudno znaleźć w historii Polski drugą tak wyrazistą postać, która zrobiła tak ogromną pracę u podstaw, zmieniając na lepsze życie tysięcy ludzi. Jej najpopularniejsza książka „Sztuka kochania” rozeszła się w milionach egzemplarzy, przez całe lata krążyła również w wersjach z powielacza.
Niedawno ją wznowiono. Nawet jeśli po 40 latach okazuje się, że poradnik nie przystaje w stu procentach do naszych współczesnych oczekiwań dotyczących relacji i seksualności, to jednak sedno, filozofia, na której jest zbudowany, pozostają wciąż aktualne. A może wręcz, zważywszy na kontrrewolucję obyczajową, która się dokonuje, coraz aktualniejsza – bo sednem tej filozofii jest równość potrzeb kobiet i mężczyzn, ale też szacunek dla indywidualnych wyborów i różnorodności. Dlatego lata mijają, a Wisłocka wciąż dla niektórych pozostaje niewygodną bohaterką. Zresztą zawsze nią była.
Dlaczego?
Może nie ona była niewygodna, tylko seksualność, którą się zajmowała. Dekadę temu chcieliśmy powiesić tablicę ją upamiętniającą na ścianie domu, w którym mieszkała. Pierwsza odpowiedź miasta, jego liberalnych przecież wtedy władz, brzmiała, że lekarzy, którzy mieszkali na Starówce, również tych popularnych, było wielu i trudno oczekiwać, że każdy będzie miał tablicę. Tablica zawisła, ale po wielu trudach. Napisaliśmy na niej: „W tym domu mieszkała doktor n. med. Michalina Wisłocka, ginekolog i seksuolog. Autorka książki »Sztuka kochania«. Najwybitniejsza popularyzatorka wiedzy seksuologicznej i pionierka leczenia niepłodności w Polsce. Uczyła ludzi szczęśliwej miłości”.
Lekarką była przede wszystkim.