Tak oto jedna z największych (obok receptury oscypka i paprykarza szczecińskiego) polskich tajemnic dostała się w ręce przeciwników, którzy, jak wiadomo, dążą do tego, aby wódkę można było produkować ze wszystkiego, a nawet z winogron. Strona polska zaznacza, że przeciwko winogronom nic nie ma, od dawna dąży do zbliżenia z nimi, widząc dla nich miejsce we wspólnej Europie. Ale winogronowemu destylatowi mówi zdecydowane nie i destylatu tego, jeśli będzie on miał nazwę „wódka”, strona polska do ust wziąć nie zamierza, no, chyba że nie będzie innego wyjścia.
Strona polska chce bronić własnej wódki z własnych kartofli, zbóż i własnego buraka do ostatniego kieliszka (a jak będzie trzeba, to i dłużej, bo zawsze można wyskoczyć i jeszcze coś dokupić). Tymczasem specjaliści z Brukseli ostrzegają, że konflikt w sprawie definicji wódki to mały pikuś. Prawdziwa wojna zacznie się, gdy w decydującą fazę wejdą negocjacje w sprawie definicji zakąski.