Kiedy w kwietniu 2019 r. nauczyciele zakończyli strajk, wielu obiecywało, że nigdy więcej nie da się na coś podobnego namówić. W żadnym proteście nie będą już uczestniczyć. Nie pozwolą, aby PiS znowu im napluł w twarz.
Kto mógł, odszedł na emeryturę, sporo osób się przekwalifikowało, a reszta postanowiła przywyknąć. Trzeba się przyzwyczaić do tego, że z pisowską władzą nie porozmawiasz, nie przekonasz. Teraz Czarnek nie słucha, tylko wmawia, iż podniesie znacząco pensje. Kłamie, abyśmy zgodzili się na absurdalne zmiany, jakie szykuje.
Niespodziewanie ci sami nauczyciele mówią, że koniec z pracą, za którą nie da się wyżyć. Nie pozwolimy Czarnkowi zrobić z nas popychadła. Będziemy protestować, ale w innej formie niż dwa lata temu. Tak by rodzice dostrzegli, jakie nauczanie zgotował dzieciom PiS. Niech w końcu dotrze do społeczeństwa, kto jest za to odpowiedzialny. Czy nauczyciel, któremu państwo płaci najniższą krajową? Czy za popadający w ruinę pałac też należy obwiniać najniżej uposażonego pracownika?
Szkoły czeka marazm
Zwykle na pierwszym po wakacjach posiedzeniu rady pedagogicznej nauczyciele tryskają pomysłami. Zebranie trwa bardzo długo, ponieważ każdy ma coś ważnego do powiedzenia. Ludzie zgłaszają projekty, jakie wymyślili do realizacji z uczniami w nowym roku szkolnym. Teraz przyszli ze spuszczonymi głowami, weszli na salę powoli, bez radości. Nikt nie ma nic do zaproponowania.
Dodatkowe zajęcia, projekty, wycieczki, wymiany międzynarodowe, organizowanie konkursów, przygotowywanie do olimpiad – to wszystko wynikało z naszej pasji, a nie z obowiązku.