Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Tragedia na granicy. Polskie państwo krwawi, narasta atmosfera opresji

Drut kolczasty na granicy z Białorusią Drut kolczasty na granicy z Białorusią Grzegorz Dąbrowski / Agencja Gazeta
Rząd PiS do niczego się nie poczuwa i nikogo nie przeprasza. Nawet trojga osieroconych dzieci, które powinny być już otoczone troskliwą opieką właściwych instytucji w Polsce.

Wzburzenie opinii publicznej odnalezieniem czworga zmarłych imigrantów na pograniczu polsko-białoruskim skłoniło władze do zorganizowania w poniedziałek 20 września konferencji prasowej z udziałem premiera, ministra spraw wewnętrznych i dowódcy Straży Granicznej. Powtórzono – zapewne prawdziwe – twierdzenia o zorganizowanej białorusko-rosyjskiej akcji przerzucania na granicę uchodźców z Iraku i innych krajów regionu, której to Polska stanowczo się przeciwstawia, strzegąc swych granic i rozciągając zasieki. Jeśli zaś chodzi o czworo zmarłych, to Mateusz Morawiecki w pełnych empatii słowach zapewniał, że pomimo całej determinacji w obronie granicy wszystkie osoby w stanie zagrożenia zdrowia i życia otrzymują pomoc.

Władze ubolewają z powodu śmierci trzech mężczyzn i kobiety. Zostanie uczynione wszystko, aby ustalić okoliczności tych zgonów oraz tożsamość zmarłych. Pojawiła się też aluzja, a nawet więcej niż aluzja, że przynajmniej jedno z nich otrzymało jakieś niebezpieczne środki farmakologiczne od służb białoruskich. Słowa Morawieckiego, Mariusza Kamińskiego i gen. Tomasza Pragi trudno zweryfikować, jako że wbrew zapewnieniom Kamińskiego w stanie wyjątkowym dziennikarze nie mogą wykonywać swojej pracy w strefie objętej kryzysem. Możemy za to sądzić, że stan wyjątkowy zostanie przedłużony, i to znacznie, bo Kamiński powtarzał, że sytuacja kryzysowa może potrwać wiele miesięcy. Premier zapowiedział, że dowiemy się tego w ciągu siedmiu, ośmiu dni.

Czytaj też: Premier tumani i przestrasza

Samoocena władz znakomita, wiarygodność marna

Ton konferencji był spokojny i pełen szacunku dla powagi śmierci. Tyle dobrego można przynajmniej o niej powiedzieć. Jednocześnie nie można się było dopatrzeć w wypowiedziach dygnitarzy żadnej refleksji nad realnym znaczeniem, jakie ma przyjęta przez państwo polskie generalna postawa w tym całym pogranicznym dramacie, którego skutkiem są co najmniej cztery zgony imigrantów (a kto wie, czy nie więcej). Uderzające jest również przedstawianie przez władze możliwego napływu kilkudziesięciu tysięcy nielegalnych imigrantów jako oczywistego zła i zagrożenia dla Polski. Jakie to jest tak naprawdę zagrożenie? Czy mamy się spodziewać na granicy polsko-białoruskiej talibów i dżihadystów? Cóż, ci mają z pewnością lepsze sposoby przenikania na Zachód. Czy aby nie chodzi po prostu o to, że przybywają do nas wyznawcy islamu o oliwkowej cerze? Bo jakoś z grubo ponad milionem białych chrześcijańskich Ukraińców i Białorusinów władze PiS problemu (na szczęście) nie mają.

Jak na razie skala „inwazji” jest niewielka, jeśli porównać ją z milionami napływającymi w ciągu minionych lat do państw Unii Europejskiej szlakami omijającymi Polskę. Jak podaje rząd, udaremniono ok. 8 tys. nielegalnych przekroczeń granicy (bez wdawania się w szczegóły, na czym takie udaremnienie właściwie polega), a w ośrodkach dla uchodźców przebywa nieco ponad 1,4 tys. osób. Powiedzmy sobie szczerze: to jest tyle co nic.

Samoocena polskich władz jest, jak zawsze, znakomita. Niestety, wiarygodność jej słów marna. Nie wiemy na pewno, czy polska Straż Graniczna przegoniła na stronę białoruską rodzinę z Iraku, a w tym ciężko chorą i słaniającą się na nogach 39-letnią matkę trojga dzieci, która zmarła – jak podają czynniki polskie – po stronie białoruskiej, a jak podają czynniki białoruskie – po stronie polskiej. Temat przepędzania ludzi na drugą stronę granicy i pozostawiania ich samym sobie na konferencji prasowej nie został poruszony. Jest to bardzo zaskakujące, bo przecież właśnie to okrutne „nie przejdziecie” albo „zawracajcie” jest początkiem uwięzienia na granicy, którego efektem może być śmierć z wyczerpania. Milczenie wokół tej kluczowej kwestii sprawia, że nie możemy się uwolnić od podejrzeń, że zmarła kobieta z dziećmi faktycznie została odesłana na stronę białoruską.

Czytaj też: Raport ze Strefy W. Wschodnia granica pod nadzorem

Pushbacki na wschodniej granicy

Jeśli tak było, że skrajnie zmęczoną i chorującą rodzinę wypędzono z obszaru Polski z powrotem na granicę, to państwo polskie ma krew na rękach. Embargo informacyjne, nałożone ustawą wprowadzającą na pograniczu stan wyjątkowy, daje oczekiwany przez rząd skutek. Nie wiemy, co się dzieje, i musimy korzystać ze źródeł niepewnych, łącznie z komunikatami białoruskimi. Straż Graniczna powiadomiła o odnalezieniu po stronie polskiej zwłok trzech osób, które zapewne zmarły z wycieńczenia na mokradłach. Nie wiadomo, kto jest temu winien, lecz z dużą dozą prawdopodobieństwa do tej tragedii przyczynił się brak empatii i pomocy ze strony polskich służb.

Białorusini twierdzą, że zmarła 39-letnia Irakijka została wcześniej zawrócona z terytorium Polski. Niewykluczone, bo wiele już było doniesień o stosowaniu tzw. pushback, czyli „wypychania” imigrantów na drugą stronę granicy przez polskie służby. Pośrednio potwierdza to wydanie przez MSWiA znowelizowanego rozporządzenia o ograniczeniu ruchu granicznego pozornie legalizującego takie praktyki, a także procedowanie obecnie w parlamencie w trybie pilnym projektu ustawy zezwalającej komendantom lokalnym SG wydawać decyzje o odstawieniu imigranta na granicę (z możliwością odwołania się przez niego do komendanta głównego).

Te niezgodne z międzynarodowymi konwencjami zasady pozwolą praktycznie siłą przepychać z powrotem przez granicę w zasadzie wszystkich, którzy nielegalnie przybędą ze wschodu. W dodatku planowany jest iście kuriozalny przepis uprawniający szefa Urzędu ds. Cudzoziemców do pozostawiania bez rozpoznania składanego przez imigranta wniosku o objęcie go lub jej ochroną międzynarodową. W praktyce oznacza to bojkot obowiązującego w całym cywilizowanym świecie prawa migracyjnego.

Jak informuje reżim Łukaszenki...

Rząd, nakładając embargo informacyjne, stawia media w położeniu, w którym nie tylko trudno im zdobywać i potwierdzać informacje, lecz również zmuszającym je do korzystania ze źródeł, z których w normalnych warunkach korzystać by nie chciały, tj. z informacji agencyjnych reżimu Łukaszenki. Narażają się w ten sposób na oskarżenia o tendencyjność i współpracę z wrogami Polski.

Tak oto zawiązuje się intryga, mająca z jednej strony dać władzom polskim pełną swobodę działania, pod osłoną prawa stanu nadzwyczajnego, a z drugiej mogąca skompromitować niezależne media w oczach zwolenników rządu PiS.

Jednakże przewrotność ma krótkie nogi. Media nie powinny się tej presji, a nawet szantażowi moralnemu poddawać. Powinny nadal alarmować o dziejących się na granicy tragediach, biorąc na siebie ryzyko podawania nieścisłych albo niedostatecznie zweryfikowanych informacji. Dziennikarze muszą robić, co tylko możliwe, aby informując społeczeństwo, ograniczyć zakres wydarzającego się nieszczęścia. Tylko pod presją społeczeństwa poinformowanego przez media władze nieco zmiarkują swoją nieczułość i niechęć do wyznawców islamu przybywających do Polski przez zieloną granicę.

Czytaj też: Dzieje drutu kolczastego

Atmosfera państwa opresyjnego

Odpowiedź rządu na straszne wydarzenia na granicy świadczy o braku poczucia winy, a nawet tylko odpowiedzialności za umieranie ludzi na polsko-białoruskim pograniczu. Dlatego można powiedzieć co najmniej tyle, że „Polska krwawi”. Jesteśmy jako państwo jakby ranni na sumieniu. Premier mówi, że badany będzie związek czterech zgonów z białoruską akcją przeciwko Polsce. Związek ten jest niewątpliwy – dwa skonfliktowane ze sobą państwa wspólnie i solidarnie wytwarzają sytuację, w której umierają niewinni ludzie.

Jednakże polski rząd do niczego się nie poczuwa i nikogo nie przeprasza. Nawet trojga osieroconych dzieci, które – jak podpowiada moje, a może nie tylko moje sumienie – powinny być już otoczone troskliwą opieką właściwych instytucji w Polsce. Jeśli prawdą jest, że matka okupiła własnym życiem ich szanse na bezpieczne i normalne życie, to mają święte prawo tę szansę od Polski teraz otrzymać. Na razie są w szpitalu (podobnie jak kilkoro czy kilkanaścioro innych imigranckich dzieci, w tym zarażonych wirusem wywołującym covid).

Tragedia na granicy świadczy o narastaniu w Polsce atmosfery państwa opresyjnego. Kilka dni temu we Wrocławiu – wedle informacji pozyskanych przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” – policjanci zakatowali na śmierć młodego Ukraińca Dmytro Nikiforenkę. I nie jest to, jak wiemy, jedyny taki przypadek w ostatnim czasie. W powodzi złych wiadomości na temat funkcjonowania państwa polskiego i jego konstytucyjnych organów tracimy wrażliwość na przypadki opresyjnego zachowania i jawnej przemocy ze strony funkcjonariuszy publicznych. Nie pozwólmy, aby nieczułość zakradła się do naszych serc.

Czytaj też: Stan wyjątkowy. Propaganda zaciera drugą stronę medalu

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną