Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Białe miasteczko. Porozumienie z ratownikami czy dzielenie protestujących?

Minister zdrowia Adam Niedzielski i przedstawiciel związku ratowników Piotr Dymon Minister zdrowia Adam Niedzielski i przedstawiciel związku ratowników Piotr Dymon Andrzej Hulimka / Forum
Nie będzie chaosu w pogotowiu, strażaków wysyłanych w zastępstwie ratowników medycznych i śmigłowców lądujących w centrum stolicy? Minister ogłasza porozumienie, ratownicy prostują.

Minister zdrowia Adam Niedzielski zapewnił w środę przed południem, że podpisano trójstronne porozumienie: ministerstwo, związek pracodawców i Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych. Wyraził ulgę, że stało się to, zanim czwarta fala pandemii na dobre się rozpędziła i ratownicy, zamiast protestować, będą ratować życie i zdrowie obywateli.

Czytaj też: Protest medyków zmienia formułę

Jeden komitet z ponad 20

To jednak wcale nie jest pewne. Porozumienie podpisał tylko jeden związek zrzeszający jedynie część środowiska ratowniczego. W składzie komitetu protestacyjnego, który ratownicy medyczni utworzyli cztery i pół roku temu, organizacji związkowych jest ponad 20.

Na fejsbukowym profilu komitetu protestacyjnego aż się zagotowało. Ratownicy wyrażają, niektórzy grubymi słowami, swoje oburzenie, Piotra Dymona, szefa związku, którego podpis widnieje pod porozumieniem, określając jako zdrajcę i sprzedawczyka.

Nie czuję się usatysfakcjonowany tym, co wynegocjowali mówi Kuba Omałecki, ratownik z Elbląga. On i jego koledzy od 1 października przestają pracować. 38 ratowników kontraktowych wypadnie z systemu, zostanie 12 na cały powiat elbląski. Dyrektor w porozumieniu z wojewodą opracowują jakiś plan minimum zabezpieczenia powiatu, ale może to być trudne.

Czytaj też: Gorąca jesień protestów

Rozgrywanie jednych przeciwko drugim

Elbląscy ratownicy kontraktowi wypowiedzieli umowy na początku września. Doczekali się jednego spotkania z dyrektorem finansowym, na którym usłyszeli, że nie ma nic do zaoferowania (chociaż było to już po tym, gdy ministerstwo podwyższyło wycenę tzw. dobokaretki) i prosi o przedłużenie wypowiedzenia. Nie zgodzili się.

Podpisanie porozumienia też nie zmienia naszej sytuacji – mówi Omałecki. – Gwarantuje minimalną stawkę 40 zł brutto za godzinę i dodatek wyjazdowy w wysokości 30 proc., ale my domagamy się nie tylko pieniędzy. Chcemy ustawy o zawodzie ratownika, powołania samorządów i tego, żeby można było wybrać formę zatrudnienia, żebyśmy nie byli zmuszani do pracy na kontraktach. O tym w porozumieniu nie ma ani słowa.

Kontrakty w Elblągu są szczególnie niekorzystne. Obligują ratowników do znalezienia zastępcy w razie niemożności stawienia się na dyżur. Ratownik ponosi wtedy pełną odpowiedzialność za wszystko, co zmiennik zrobi podczas dyżuru. Do tego ratownicy muszą płacić pracodawcy za pranie i dekontaminację ich odzieży ochronnej. Nie mogą po prostu robić tego sami.

W porozumieniu, jakie zawarto z ministerstwem, nie ma też nic o ratownikach pracujących poza systemem, na SOR-ach, w szpitalach, w transporcie – mówi Omałecki. – To dzielenie środowiska, rozgrywanie jednych przeciwko drugim. I po raz kolejny odbijanie piłeczki, tak jak to było cztery lata temu, gdy wyszliśmy na ulice. Żeby nas ułagodzić, obiecali wyrównanie stawek i ustawę. Minęły cztery lata i nic się nie wydarzyło.

Czytaj też: Ratownicy medyczni mówią „dość”

To tylko pobielanie grobu?

Za to w Białymstoku, gdzie ratownicy medyczni wypowiedzieli kontrakty jeszcze latem, jako pierwsi w kraju, 1 października wracają do pracy. Ale także nie ma to nic wspólnego z porozumieniem podpisanym przez wiceministra zdrowia Waldemara Kraskę. – Dogadaliśmy się z dyrekcją – mówi Wojciech Rogalski, lider białostockiej akcji składania wypowiedzeń. – Na razie 42 zł za godzinę brutto plus dodatki, ale dyrektor zobowiązał się, że 1 października zaczynamy rozmawiać o kolejnej podwyżce.

Rogalski także nie jest entuzjastą porozumienia podpisanego przez Ogólnopolski Związek z ministerstwem i związkiem pracodawców. Nie ma tam żadnego rozwiązania systemowego, ogólnopolskiego – mówi. – To tylko pobielanie grobu. Rząd zwala odpowiedzialność na pracodawców, mówi ratownikom: walczcie o podwyżki z pracodawcami. Przecież ratownictwo jest częścią systemu bezpieczeństwa. Podlegamy pod wojewodę. Ratownik to nie jest zwykły przedsiębiorca i nie może być tak traktowany. A te umowy cywilnoprawne, jakie podpisujemy, to czysta fikcja.

Nie zgadza się z nim kolega ze stacji Paweł Zaworski, przewodniczący Związku Zawodowego Ratowników Medycznych w Białymstoku. Brał udział w rozmowach z wiceministrem Kraską i uważa, że kompromis jest krokiem w dobrą stronę. Wierzy w deklarację ministra, że ustawa o zawodzie ratownika i samorządzie powstanie do końca roku.

Przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych Piotr Dymon, który porozumienie z wiceministrem Kraską podpisał, jest nieuchwytny. A z Facebooka zniknął profil związku.

Czytaj też: Czy protesty się skończą, jeśli uznamy ratownictwo za służbę?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną