Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Izabela, Agnieszka, Dominika. Kobiety wciąż idą same

Protest po śmierci 37-letniej Agnieszki. Częstochowa, 22 stycznia 2022 r. Protest po śmierci 37-letniej Agnieszki. Częstochowa, 22 stycznia 2022 r. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl
Stawka legalizmu jest wysoka. Na jego ołtarzu złożono ofiarę z Izy, Agnieszki, Dominiki. Niestety mogą nie być jedynymi. Zosie, Krysie, Basie, Marysie... Narzeczone, żony, córki, siostry, przyjaciółki… Tumanione i ubezwłasnowolniane często perfidnym przekazem: Bóg tak chciał, Bóg dał, Bóg wziął!

Zawsze przy mnie stój

Jakie jest zdanie księdza na temat aborcji? Takie jak zdanie kobiety, która przychodzi do spowiedzi (ks. Józef Tischner)

Kilka dni temu w jednym z częstochowskich szpitali umarła pani Agnieszka. Była siedem lat starsza od pani Izabeli z Pszczyny. Pani Dominika „była piękna, młoda i dobra. Kochała świat…”. Bardzo chciała żyć, ale umarła dwa dni po porodzie, bo, jak twierdzi rodzina, lekarze w szpitalu w Nisku do ostatniej chwili zwlekali z cesarskim cięciem (za: WP Kobieta, Aleksandra Lewandowska, 29.01.2022).

Teraz, tak jak wtedy, w minionym dopiero co listopadzie, pod Trybunałem Konstytucyjnym zebrał się wzburzony tłum. Z deklaracjami: „Ani jednej więcej” i „Nigdy nie będziesz szła sama”. Gdybyśmy nie obawiali się prześmiewczych skojarzeń z pewnego sejmowego posiedzenia, nazwalibyśmy tę śmierć reasumpcją zdarzeń. Zawołanie „Ani jednej więcej” dobrze brzmi i emocjonalnie stawia do pionu – ale nie ma mocy sprawczej.

Pani Izabela osierociła córkę, męża, matkę, rodzinę, przyjaciół. Przed śmiercią pisała do mamy, że boi się o swoje życie. Zanim umarła w drodze na salę operacyjną, minęło wiele strasznych godzin, pełnych cierpienia, strachu i samotności.

Pani Agnieszka zostawiła troje dzieci, a mąż błagał o ratowanie jej życia, nawet kosztem nienarodzonych bliźniaków. Żadna z pań nie wróciła do domu, a w swoją ostatnią podróż szły same.

„Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Do szpitala idzie się po to, żeby dostać pomoc, a nie żeby umrzeć. Jesteśmy zdruzgotani, a ból, jaki nam towarzyszy, jest nie do opisania. Bardzo prosimy o pomoc” – rodzina pani Agnieszki wciąż jest w szoku.

Szpital zapewnił w specjalnie wydanym oświadczeniu, że personel lekarski zrobił wszystko co możliwe, żeby ratować i dzieci, i matkę. W tej kolejności. Ponieważ trwa procedura wyjaśniająca, szpital nic więcej powiedzieć nie może.

Rodzina pani Dominiki także wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało. A stało się to w połowie grudnia, kiedy wszyscy szykują się do świąt Bożego Narodzenia.

Fundacja Życie i Rodzina w osobie pani Kai Godek stwierdziła, że feministki i lewaki znowu chcą ugrać swoje, wykorzystując oba te ostatnie zdarzenia. „Nie pierwszy raz środowisko feministyczne cieszy się ze śmierci kobiety i jej dzieci, bo może manipulować tą śmiercią dla swoich politycznych interesów. Każdą śmierć kobiety w ciąży traktują jak pretekst do legalizacji zabijania nienarodzonych dzieci i podważania wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 rok”. Oświadczenie to można byłoby zlekceważyć, jest porażająco durne i fanatyczne – gdyby nie dotykało tak wielkiej tragedii.

Czytaj też: Kontrole po śmierci Agnieszki. Polki „się trzęsą, boją i płaczą”

Ciąża, aborcja. Fakty

Aborcja jest rozwiązaniem złym, ale bez porównania gorszym rozwiązaniem jest porzucanie niemowląt na śmietniku, grzebanie ich w lesie czy upychanie w beczce (Wisława Szymborska)

Praktycznie rzecz biorąc, orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r. zamyka drogę do aborcji w Polsce. Na jego mocy przerwanie ciąży z powodu nieodwracalnych i śmiertelnych wad płodu stoi w sprzeczności z konstytucją. Usunięto tym samym dotychczasową przesłankę dozwalającą na terminację ciąży – duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.

Uznano, że przesłanka ta nie jest wystarczająca dla dopuszczalności pozbawienia życia człowieka w okresie prenatalnym, a samo wskazanie na potencjalne obciążenie dziecka wadami ma „charakter eugeniczny”.

Ginekolog dr Grzegorz Południewski wyjaśnia, że w przypadku patologicznej ciąży bliźniaczej po obumarciu jednego płodu cała uwaga lekarza skupia się na drugim, który ma szansę przeżycia. Jednak czekanie niesie ze sobą duże ryzyko zakażenia. „Jeśli do niego dojdzie, to już jesteśmy na z góry przegranej pozycji. Decyzja o przerwaniu takiej ciąży musi zapaść, gdy nie doszło jeszcze do poważniejszych powikłań. Czyli tak naprawdę, gdy pacjentka jest jeszcze w dobrej kondycji. A ustawodawstwo powoduje, że te decyzje są odwlekane. A lekarz musi działać profilaktycznie, przewidując dalszy przebieg choroby. Decyzja o przerwaniu ciąży musi być podjęta, ZANIM wystąpi objaw zagrożenia życia pacjentki. Czyli de facto lekarz, który zdecyduje się na aborcję, od razu podpada pod obecnie obowiązujące przepisy” (WP Kobieta, N. Kondratiuk, Przepisy narzucają odkładanie decyzji na później, 27.01.2022).

Okoliczności śmierci pani Izabeli wyjaśniała prokuratura, która wydała oświadczenie, że nie widzi związku pomiędzy śmiercią pacjentki a orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z 22 października 2020 r. Żadnego. Brak tego powiązania potwierdził również minister zdrowia, przekonując, że pszczyński casus był wynikiem indywidualnego błędu medycznego.

Innego zdania jest Kamila Ferenc, reprezentująca Kancelarię Społeczną Prawo do Prawa, prawniczka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, a także Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu. W TOK FM („Światopogląd”, Agnieszka Lichnerowicz, 27.01.22) mówiła, że do fundacji dzwonią kobiety i pytają, czy zajście w ciążę w Polsce jest bezpieczne. Przytaczają przykłady rażących zaniedbań w sytuacjach kryzysowych. To wszystko świadczy o nasilonym poczuciu niepewności pacjentek, o pogorszeniu się opieki lekarskiej nad nimi, a przecież ona nigdy nie była na wysokim poziomie.

Po wyroku TK słowo „aborcja” przeraża gabinety ginekologiczne, które najchętniej wysyłają kobiety do domu, zalecając samoobserwację. Bierze górę zalecenie Ordo Iuris – żeby nie traktować poważnie stanu psychicznego pacjentek, których ciąża jest patologiczna. Tymczasem aspekt psychiczny jest podstawą dobrostanu niezbędnego do przejścia tak trudnego doświadczenia. Sytuacja, która zaistniała w Pszczynie, nie jest wynikiem lekarskiego błędu ani przypadku. Jest wynikiem polityki antyaborcyjnej.

W rozmowie z Martą Zdanowską („Dziennik Gazeta Prawna”, 8.11.2021) mec. Ferenc zwraca uwagę, że nie zdarzyła się dotychczas żadna sprawa sądowa ani zarzut karny dla lekarza, który przerwałby ciążę ze względu na zagrożenie życia czy zdrowia ciężarnej. „Chodzi raczej o to potencjalne zagrożenie i cały kontekst polityczny dotyczący dostępu do aborcji w Polsce”. Z drugiej strony lekarze uzyskali prawo do powoływania się na klauzulę sumienia – i na ten właśnie wyrok TK, który jeszcze bardziej „przykręcił śrubę” restrykcji antyaborcyjnych. Lekarze dopominają się o transparentne wytyczne, jasno określone ramy, w których mogą się poruszać bez ryzyka trafienia na ławę oskarżonych. Pytania pozostają bez odpowiedzi. W takim kształcie prawnym sytuacja lekarzy ginekologów staje się paradoksalna.

Czy to jednak tłumaczy ich zachowawcze wycofanie? Jolanta Budzowska, pełnomocniczka prawna pani Izy, uważa, że lekarze, którzy boją się podejmować trudne decyzje, także te o terminacji ciąży zagrażającej zdrowiu kobiety – powinni zmienić zawód.

Prof. Dębska: Nie zakładajmy, że wszyscy lekarze to histerycy albo tchórze

Aborcja. Słowo brzemienne w skutki

Jak wszystkie paragrafy wspierające się na obłudzie społecznej; tak i ten godzi jedynie w biedaków. Jest nieetyczny, bo trafia w przypadkowe ofiary pośród dziesiątków tysięcy bezkarnych. Jest niedemokratyczny, ponieważ zapewnia przywilej bezkarności tym, którzy i tak są uprzywilejowani (Tadeusz Boy-Żeleński)

Aborcja to problem tysięcy istnień ludzkich. Każdego dnia. Wykonywana w czasach Homera, Platona, Dantego i dziś. Ulepszająca tylko swoje środki i wzbudzająca ciągłe kontrowersje. Tak u Żydów, jak i u pierwszych chrześcijan; u wierzących i niewierzących; u starożytnych Rzymian i u współczesnego człowieka. Problem odwieczny i nierozwiązywalny. Wymagający wciąż nowego i całościowego spojrzenia” (M. Starowieyski, A. Muszala, T. Ślipko, Aborcja, Petrus 2010)

Pojawiło się już prawdopodobnie 4,5 tys. lat temu w źródłach chińskich. Starożytna przysięga Hipokratesa o spędzaniu płodu mówi jasno: „Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka na poronienie”. Natomiast w starożytnym Rzymie płód nie był uważany za istotę ludzką, toteż aborcja była legalna i wykonywano ją często z różnych powodów, także ekonomicznych i społecznych.

Narodziny chrześcijaństwa rzuciły nowe światło na ten odwieczny problem, i mimo że w Biblii próżno szukać bezpośrednich odniesień do aborcji, to teolodzy orzekli, że „płód zyskuje duszę już w łonie matki, zatem spędzenie go jest morderstwem” (K. Hapkiewicz, G. Kanclerz, W. Koziołek, P. Szczepaniak, G. Szypuła, T. Konopka, Śmiertelne powikłania nielegalnego spędzania płodu w latach 1920–1939 w materiale archiwalnym Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii, Uniwersytet Jagielloński Collegium Medicum, Kraków 2020).

W Polsce międzywojennej (1918–39) zabicie płodu w łonie matki było uważane w systemie prawnym za zabójstwo i karane więzieniem – jednak nie groziło ono lekarzowi, który ratował życie lub zdrowie matki. Uznawano wówczas zabieg za legalny i powierzano jego wykonanie profesjonalnemu personelowi medycznemu.

Polski Kościół Ewangelicko-Augsburski opowiadał się zdecydowanie przeciw aborcji, jednak w przypadku zagrożenia życia matki pozostawia decyzję rodzicom i konsylium lekarskiemu (oświadczenie „W sprawie ochrony życia” z 1991).

W czasach słusznie minionych, wciąż tak przecież nieodległych, problem aborcji wydawał się nie istnieć. Prawdę mówiąc, nie słyszeliśmy także moralitetów na ten temat, które grzmiałyby z wyżyn ambony – a klimat kościelnych świątyń mieliśmy wówczas jeszcze pod kontrolą. Podejście do aborcji zmieniło się po upadku socjalizmu.

„Nasz kraj, wychodząc z czeluści ustroju totalitarnego, rozpoczynał powolną transformację życia społecznego i moralnego, próbując zrzucić jarzmo narzucone mu przez obcą ideologię i wrócić na ścieżki ochrony podstawowych dóbr jednostki – osoby ludzkiej, oraz poszanowania prawa wpisanego w naturę człowieka. (...) I choć zmieniły się czasy i polityczny kontekst, jednak stare problemy jak bumerang powracają na forum ludzkich rozważań i sporów, szczególnie jeśli dotyczą tak newralgicznych kwestii jak życie ludzkie w jego początkach” (M. Starowieyski, A. Muszala, T. Ślipko, Aborcja, Petrus 2010).

Z punktu widzenia filozofii problem aborcji domaga się ustalenia, czy istota w łonie kobiety jest człowiekiem. Prawnicy analizują ten czyn na tle innych rozwiązań na świecie, pod kątem historyczno-legislacyjnym. Psychologowie badają konsekwencje, jakie ponoszą kobiety i ich rodziny w wyniku przerwania ciąży. Socjologowie przenoszą rozważania na płaszczyznę społeczną. Etycy wnikają w problem aborcji w zakresie moralności. Czyn, z którym mamy do czynienia od zarania dziejów, jest wielopoziomowy.

Dzisiaj, kiedy medycyna potrafi odpowiedzieć na pytania, które dotąd pozostawały bez odpowiedzi, aborcja jest uznawana za rozwiązanie ostateczne. W Polsce od 1994 r. obowiązuje definicja Światowej Organizacji Zdrowia – poronienie to strata jaja, zarodka do 22. tygodnia ciąży.

Czytaj też: Kontrola w Szpitalu Bielańskim. Chodzi o zastraszenie lekarzy?

Nigdy nie będziesz szła sama

Fakt, że można kupić alkohol, nie znaczy, że musimy się nim upijać. Gdy prawo pozwala na in vitro czy aborcję, to nie znaczy, że kogokolwiek się do tego zmusza. Wiązanie Kościoła z państwem jest drogą donikąd. Mamy tak głosić Ewangelię, by do niej przekonać, a nie zmuszać (Ks. Wojciech Lemański)

Dr Maciej Socha, ordynator Oddziału Położniczo-Ginekologicznego w gdańskim Szpitalu św. Wojciecha, próbuje porównać czas sprzed wyroku TK z tym, który jest teraz (Onet, wywiad Piotra Olejarczyka, 27.01.2022). Czas, w którym pacjentki z pełnym zaufaniem zawierzały lekarzowi życie swoje i to, które tliło się w ich wnętrzu. Wiedziały, że nie będą pozostawione same sobie. One i ich najbliżsi mieli coś do powiedzenia w sprawie, która była dla nich najważniejsza i była ich sprawą. Wspólnie z lekarzem podejmowali decyzje najlepsze, jakie były możliwe. Często dramatyczne. Ale nie były same.

„Polskie prawo, autonomia pacjentki do decydowania o sobie oraz kontekst etyczny powodowały, że nie zastanawialiśmy się nad tym, co myślą fundamentaliści religijni. Bo wszyscy byliśmy głęboko przekonani, że to dobry pomysł, a uregulowania prawne i sytuacja społeczno-polityczna nie była przeszkodą, by zakończyć ciążę z płodem z ciężkimi, nieodwracalnymi i nieuleczalnymi uszkodzeniami”. Teraz nie ma czasu na kontakt z pacjentką, trzeba wypełnić dziesiątki formularzy, przeprowadzić liczne konsultacje, zebrać plik opinii, zabezpieczyć się przed ewentualnym zarzutem, że czegoś się nie dopełniło. Trzeba przygotować się na kontrole, sprawdzanie, podejrzenia. To trudne, ale daje się radę.

Czytaj też: Wyznania douli aborcyjnej

Dr Socha chciałby, „żeby kobiety miały znowu możliwość decydowania o zakończeniu ciąży z wadą letalną, by pary mogły decydować o aborcji z tak zwanych wskazań embriopatologicznych i żeby żaden lekarz nie odmawiał procedur prawnie dozwolonych”. Jednak jest wyrok TK. Na oddziale czuje się strach.

W sytuacji zagrożenia – zagrożony jest cały zespół. Trudno podejmować heroiczne decyzje, jeśli odpowiedzialność spada na kolegów i koleżanki. Tak więc, choć nie ma zgody na to prawo, trzeba zacisnąć zęby i go przestrzegać.

Ale stawka tego legalizmu jest wysoka. Na jego ołtarzu złożono ofiarę z Izy, Agnieszki, Dominiki... I niestety nie były i mogą nie być jedynymi. Na pewno zresztą. Zosie, Krysie, Basie, Marysie... Narzeczone, żony, córki, siostry, przyjaciółki… Tumanione i ubezwłasnowolniane często perfidnym przekazem: Bóg tak chciał, Bóg dał, Bóg wziął!

Nieludzkie prawo nie chroni godności uwięzionych w ciele kobiet płodów, choć bazuje na takim właśnie założeniu. W sukurs paragrafom przychodzą nachalne obrazy słodkich bobasów skazanych przez nieczułe matki i lekarzy na aborcyjne unicestwienie. Ale prawda jest inna.

„Nie jesteśmy przyzwyczajeni do nieestetycznych widoków, nieładnych zdarzeń czy trudnych informacji. W wielu przypadkach, kiedy rodzi się płód z wadami, wygląda potwornie. Potwornie. To jest tak, że często my, lekarze, jesteśmy przerażeni. (...) Płód to czasem twór tkankowy, o którym, mam wrażenie, dobry Bóg jakoś zapomniał. Kobieta widzi i zapamięta na zawsze” (dalej dr Socha).

Na pytanie o obecne procedury w przypadku, gdy pacjentka nosi w sobie płód z wadą letalną, odpowiada: „Na podstawie konsylium specjalistycznego wspólnie podejmujemy decyzję o dalszym postepowaniu. Ale jeżeli trafi do mnie pacjentka i chce przerwać ciążę TYLKO dlatego, że płód jest bezczaszkowcem z bezmózgowiem, to mówię jej – przepraszam, nie mam prawa tego zrobić”.

Czytaj też: Witajcie w Gileadzie. Kolejny pomysł PiS groźny dla kobiet

Wyrok TK, ciała, które pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej stało się w praktyce trzecią izbą parlamentu, związał presją strach kobiet ze strachem lekarzy. Obie strony tego dramatu mają związane ręce. Godność umierającego w cierpieniach płodu nie ma dla fanatycznych krzykaczy żadnego znaczenia, choć właśnie ona jest odmieniana przez wszystkie przypadki.

„Politycy PiS próbują się bronić i mówią, że przecież można zakończyć ciążę, jeśli zagrożone jest życie i zdrowie pacjentki. Ale zaraz dopowiadają: no tak, ale czym jest zagrożenie? To ma być małe czy duże zagrożenie? Pośrednie czy bezpośrednie? Ktoś powie: ale to pan jest lekarzem, to pan powinien wiedzieć. Jasne, ale za kolejną chwilę – powtarzając za Ordo Iuris – okaże się, że zagrożenie zdrowia psychicznego matki nie liczy się i nie może być przesłanką do usunięcia ciąży”.

Dr Socha nie wyobrażał sobie jeszcze kilka lat temu, że Polki, które chcą przerwać ciążę, w której płód nie ma głowy, będą musiały wyjeżdżać za granicę. „Nie no, błagam was, nie jesteśmy państwem religijnym…”.

Położna: Mamy coraz więcej noworodków z ciężkimi wadami

Ewelina Wejbert-Wąsiewicz zadedykowała rozważania o aborcji swoim babkom: Genowefie, Mariannie i Małgorzacie. Nieprzypadkowo, bo przecież mimo że zmieniły się poglądy, a część stereotypów wylądowała na dziejowym śmietniku, to najgłębszy sens pewnych spraw pozostaje ten sam. W sytuacjach skrajnych najczęściej jesteśmy sami. Na oddziale porodowym kobiety są najbardziej same. Szczególnie teraz, gdy ktoś bliski nie może trzymać ich za rękę, bo jest pandemia. A za drzwiami czai się beznamiętny kontroler praworządności. Szczególny przypadek?

„Studia feministyczne pokazały, że rodzina, jej konstrukcja, relacja osobista w swoich ramach była zawsze kontrolowana przez państwo. Kwestia ta była nieświadoma dla większej części badaczy spraw społecznych, bo kobiety z powodu podrzędnego statusu społecznego były ciałami niewidzialnymi czy transparentnymi” (E. Wejbert-Wąsiewicz, Aborcja w dyskursie publicznym. Monografia zjawiska, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2012).

Wychodzenie z tego cienia jest procesem niełatwym i długim mimo czarnych marszów, protestów, wychodzenia na ulice z parasolkami. Stereotyp matki, która poświęca się, gdzie tylko może – wciąż ma się dobrze. Katolickie media wypowiadają się z nieukrywanym podtekstem: „matka powinna dobrze rozważyć swą sytuację w sercu, ponieważ życie dziecka jest tak samo wartościowe jak jej własne. Nagłaśniane przez te media historie ze szczęśliwym zakończeniem pomijają wątek emocji i uczuć kobiety, która nierzadko w takich przypadkach jak odwlekanie porodu ryzykuje swoje życie” (tamże, s. 56).

Czytaj też: Strach po tragedii w Pszczynie. Teraz będzie jeszcze większy

Życie kobiety i życie potencjalne

„Nic nie jest neutralne moralnie. Należy próbować ratować jedno i drugie życie, zamiast z góry wybierać, kto ma żyć, a kto nie. Aborcja nie jest neutralnie moralnym zabiegiem medycznym, ale czynem moralnie złym” (W. Tasak, Aborcja. Wojna postu z karnawałem, Biblia 2000).

Takie wypowiedzi potęgują wrażenie, że życie kobiet, ich bliskich i rodzin jest dla Kościoła mniej ważne niż życie potencjalne, życie płodu, nienarodzonego dziecka. Narzuca swoje wzorce mniej lub bardziej nachalnie, czasem va banque. To wyniesiona na ołtarze Joanna Beretta Molla jest matką w pełnym tego słowa znaczeniu. Prawdziwą matką. Poświęciła swoje życie. Dokonała czynu heroicznego, spełniła rodzicielską powinność. Oto etyczne, ewangeliczne rozwiązanie. A ponieważ Kościół nie wskazuje innych etycznych rozwiązań, to implikuje, że inne postawy są mniej etyczne, w sumie niegodne chrześcijaństwa, i choć równocześnie ten sam Kościół otwarcie nie krytykuje innych wyborów, to zaznacza przy nich własny podtekst (E. Wejbert-Wąsiewicz, Aborcja w dyskursie publicznym). Emocje kobiet i ich rodzin są w dyskursie publicznym całkowicie lekceważone, a Ordo Iuris dramatyczne zdarzenia wykorzystuje do starcia „cywilizacji śmierci” z „cywilizacją życia”.

Swego czasu Agata Mróz podjęła świadomą decyzję. Dokonała wyboru, którego dzisiaj kobietom się odmawia. Rodzina nie uznała tego czynu za poświęcenie i kiedy Lech Kaczyński postanowił ją pośmiertnie odznaczyć Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, mąż odmówił jego przyjęcia, tłumacząc, że takie uhonorowanie należy się lekarzom, którzy ratują ludzkie życie. Agata Mróz chciała podjąć ryzyko, znając jego możliwe skutki. Alicja Tysiąc nie chciała. Odsyłana od Annasza do Kajfasza, traciła cenny czas. Klauzula sumienia pozwalała szpitalom nie podawać adresu, pod którym mogłaby legalnie dokonać przysługującego jej prawnie zabiegu. A prof. Bogdan Chazan w imię pokuty za pół tysiąca własnych aborcji, które przeprowadził w czasach PRL, skazał na męczeńską śmierć dziecko Agnieszki i Jacka.

Czytaj też: Alicja Tysiąc i jej córka. Taki los zgotowali im tzw. obrońcy życia

„Powinniśmy pokazać zdjęcie naszego dziecka. Wodogłowie, brak części kości czaszki, w miejscu nosa dziura, rozszczepy kości policzkowych, wypłynięte oczy, brak powiek. Ale może wtedy ludzie, którzy uważają, że prof. Bogdan Chazan uratował życie, zrozumieją, że tego życia nie można było ratować. Że to dziecko nie było niepełnosprawne, takie, które można było pielęgnować, leczyć, wozić na wózku” (Dziecko Chazana, „DGP”, natemat.pl, Tomasz Ławnicki, 24.11.2020). Rodzice dziecka są katolikami. W imię chrześcijańskiej miłości chcieli ulżyć jego cierpieniu.

„Chciałam dać mu lżejszą śmierć. Tyle. Jedyne, co mogłabym dać mojemu dziecku, to to, żeby nie cierpiało. I to mi się nie udało. Nie jestem lekarzem, a i tak widziałam, że ono umiera z bólu. Mimo morfiny. Widziałam, jak go bolało” (tamże).

Dawka morfiny była codziennie zwiększana. To biedne życie trwało dziesięć dni. W tym czasie prof. Chazan odbierał hołdy „obrońców życia” i ogłaszał swoje prywatne zwycięstwo.

Jakiś czas po zdarzeniu Kaja Godek w studiu TVN24 z tępą zaciekłością oskarżała media o proaborcyjną agitkę. Tymczasem rodzice w tamtych strasznych chwilach pozostawieni sami sobie czekali, żeby ich dziecko wreszcie umarło. Historię tej śmierci opowiedzieli niemal szeptem Magdalenie Rigamonti. Prof. Romuald Dębski, po fachu kolega prof. Chazana, przyniósł do telewizyjnego studia zdjęcia dziecka. Nie dało się ich pokazać.

„Obrońcy życia robią pikiety, wywieszają wystawy ze zdjęciami rozszarpywanych płodów. Tak, takich zdrowych płodów, zdrowych dzieci, które jeszcze niedawno rozszarpywał prof. Chazan, który teraz swoje winy chce odkupić naszym kosztem. Naszym i naszego dziecka” (tamże). Katolickie media stały murem za prof. Chazanem i jego bohaterskim wyczynem. Katolickie media, szczególnie te wspierane sowicie rządowymi dotacjami, czyli naszymi pieniędzmi, pozostają w serdecznym klinczu ze sprzyjającą im władzą. Kobiety wciąż idą same. Coraz częściej towarzyszą im mężczyźni. Razem idą sami.

Czytaj też: PiS wyeksportował aborcję. Polkom pomagają inne kraje

Tak – tak, nie – nie

Myśleć i mówić prawdę (Zbigniew Herbert)

W naszym zrelatywizowanym świecie coraz częściej prosto zadane pytania nie dostają prostych odpowiedzi. Zamiast TAK słyszy się: tak, ale z drugiej strony... Zamiast NIE – nie, jednak... Jasne, że każdy medal ma co najmniej dwie strony. Ale w ten sposób nie da się rozwiązać problemu. Lekarze muszą się zdecydować, postawić na jednej szali wyrok TK, na drugiej wiedzę i swoje sumienie. Stawką jest życie matek. W pierwszej kolejności. A także cierpienie ich dzieci. Moralne rozterki medyków mają znaczenie, nie lekceważymy ich, ale interesują nas mniej. Cała nasza uwaga skupia się na pani Izie, pani Agnieszce, pani Dominice. Na Zosi, Krysi, Basi… Na ich rodzinach, przyjaciołach. Lekarz, który w obawie przed prawem czeka czasem na cud – może się uda… – nie jest dobrym lekarzem. Bierze na klatę odpowiedzialność moralną. Ten medal po prostu nie ma drugiej strony. Zobowiązał się ratować życie, to niech ratuje. Bez wytchnienia, bez warunków, bez względu na wszystko. Ratowanie życia stoi ponad prawem.

Dla tej idei warto nawet pójść za kratki, czyż nie? Jasne, nie jest to fajna wizja. Ale wybór wydaje się prosty. Oczywiście, proste odpowiedzi na proste pytania nie zamykają drogi do rozmów, debat, a nawet kompromisów.

„Te fundamentalne problemy dotyczą nas wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych czy religijnych, wiary czy niewiary – wtopione są zawsze w światopoglądowe uwarunkowania i życiowe nastawienie każdego z nas. Jeśli zaś dotknie się tych czułych strun najgłębszych pokładów ludzkiej osobowości, natychmiast uwalniają się silne emocje, które zakłócają spokój racjonalnej deliberacji. Wtenczas nie mamy już do czynienia z uczestniczącymi w dyskusji stronami, ale raczej z gromadami, które chcą się nawzajem przekrzyczeć, zamiast wymieniać poglądy” (A. Muszala. M. Starowieyski, T. Ślipko, Aborcja. Spojrzenie historyczne, teologiczne, filozoficzne i prawne, Petrus 2010).

Czytaj też: Czy znajdę w sobie odwagę, aby zajść w Polsce w ciążę?

Dyskursowi jednak powinny przyświecać dwie idee: wierność prawdzie i obiektywizm (E. Wejbert-Wąsiewicz, Aborcja w dyskursie publicznym. Monografia zjawiska). Niestety, wymóg tych dwóch idei, który stawiałby debatę na sensownym poziomie, w tym przypadku nie działa. Przesłanki naukowe nie trafiają na grunt zaanektowany przez emocje. Emocje łatwo ulegają chwytliwej manipulacji. Szczególnie w zakresie semantycznym, ponieważ tam właśnie manipulacja jest najbardziej kamuflowana. Znikają terminy neutralne, a jedne sformułowania zostają zastąpione innymi. Przedefiniowania te mają wywrzeć oczekiwane emocje. W miejscu określenia „embrion, płód” pojawia się „dziecko poczęte, nienarodzone”. Zamiast „kobiety ciężarnej” żongluje się pojęciem „matka”. „Przerwanie ciąży” staje się „morderstwem”. Stąd dalsze etapy manipulacji semantycznej – ciąża jest stanem fizjologicznym, czyli normalnym. Aborcja nie jest fizjologiczna, czyli nie jest normalna. Działa wbrew naturze, jest amoralna. Środki antykoncepcyjne ze swojej natury nie są pro-life, czyli działają przeciw prawu natury. Czyli... nie są moralne.

Aborcja staje się mordowaniem niewinnych niczemu dzieci. Lekarz i pacjentka stawiani są na równi z faszystami i oprawcami obozów koncentracyjnych. Kobieta w traumatycznej sytuacji ma myśleć: więc ja, matka, chcę zabić swoje nienarodzone dziecko? Ma się bać swoich myśli i swoich decyzji. Ma się bać.

Czytaj też: W Polsce rodzi się więcej dzieci z wadami genetycznymi. Dlaczego?

Aborcja staje się zbrodniczą procedurą medyczną, rzezią niewiniątek, zwodniczo nazywaną przez lewaków „usunięciem niepożądanego zbioru komórek”. Jeśli uznać moment poczęcia za początek życia człowieka, a nie embrionu, to środki antykoncepcyjne prowadzące do poronień są eutanazją, a eutanazja jest przecież morderstwem (tamże, s. 86).

W tym zakresie idea wierności prawdzie leży na łopatkach.

Prawda leży tam, gdzie leży

Prawda nie leży pośrodku, tylko tam, gdzie leży – powiedział kiedyś prof. Władysław Bartoszewski, człowiek o pięknym życiu. Zarówno lekarze, jak i ciężarne kobiety zaprzeczają traktowaniu aborcji jako hetki-pętelki. Przyznają, że to decyzja trudna i ostateczna. Wykrzykiwanie, że druga strona jest ciemnotą i ciemnogrodem, nie posuwa dyskursu ani o krok. Hasło „aborcja jest OK” jest nieprawdziwą i nieprzemyślaną prowokacją. Także emocjonalną manipulacją. Przeciwskuteczną.

To prezent dla pani Kai Godek, która dzięki temu może mieć swoje show. Aborcja ratująca życie to prosta odpowiedź na proste pytanie: TAK – TAK. Zaniechanie jej, celowe i bestialskie jak w przypadku prof. Chazana, jest także prostą odpowiedzią: NIE – NIE.

Lekarze, do których trafiają kobiety w patologicznej ciąży, muszą zadawać sobie proste pytania i odważnie na nie odpowiadać. Nawet gdy macki władzy sięgają do drzwi ich lekarskich gabinetów. To też jest wybór, z którego trzeba się będzie rozliczyć. Być może Iza, Dominika i Agnieszka mogłyby żyć… I te, które przyjdą po nich.

Co do władzy – nie mamy złudzeń. Będzie kluczyć, zwlekać, szafować pojęciem moralności tak, jakby nie miała pojęcia, co ono znaczy. A przecież wie. Cynicznie kłamie, plecie androny – czy naprawdę tego nie widzimy? Czy naprawdę chcemy to ciągnąć?

Władza, która w sprawie ratowania życia pandemicznych ofiar zamiast TAK – TAK od miesięcy mówi: „będziemy chcieli przyjrzeć się temu problemowi”. Władza, która boi się pani Siarkowskiej, pana Kowalskiego, pana Brauna… Władza, która bredzi o genie wolności. Władza, której nie rusza liczba zgonów, której nie rusza śmierć Izy, Dominiki, Agnieszki i następnych, które przyjdą po nich. To władza, która boi się utraty władzy.

Czy naprawdę na pozwolimy? – pyta między wierszami Adam Szostkiewicz. Legalna, polityczna zmiana władzy odbywa się przy wyborczej urnie. To jeszcze trochę czasu. Czasu, w którym kolejne kobiety będą szły same.

Czytaj też: Polki boją się coraz bardziej. I one, i lekarze

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną