Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Maile Dworczyka. Hejt wobec osób LGBT na zlecenie władz

Michał Dworczyk i premier Mateusz Morawiecki Michał Dworczyk i premier Mateusz Morawiecki Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Od dawna było jasne, że hejt na osoby LGBT był co najmniej na rękę obecnej władzy. Tylko najwyższy szczebel rządu, z którego według ujawnionych dokumentów miałoby spłynąć zamówienie na kampanię nienawiści, może zaskakiwać.

Najnowsza odsłona politycznej telenoweli – stopniowego publikowania korespondencji jakoby wydobytej z niezabezpieczonego konta mailowego Michała Dworczyka – ujawniła, że to z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wyszło „zapotrzebowanie” na celebrytów szerzących mowę nienawiści pod adresem osób LGBT+. Sprawa jest głęboko oburzająca, ale niestety można tu mówić jedynie o skandalu wynikającym z naruszenia dobrych obyczajów, a nie o kłopotach prawnych, które mógłby mieć z tego powodu szef KPRM i inne osoby wymienione w nagłówku cytowanego maila.

Doradca premiera Mariusz Chłopik miał wysłać trzy strony z przygotowywanego właśnie numeru „Super Expressu”, w tym grzmiącą, że „Polacy nie chcą karty gejów i lesbijek”. „Wydaje mi się, że powinniśmy poszukać więcej osób, które ze świata celebrytów będą krytykować LGBT, na razie udało się nam z Z. Boniek i jutro Zosia Klepacka”, miał dodać Chłopik.

Hejt na LGBT. Polecenia szły z góry

Choć pochodzenie maili nie jest jednoznacznie potwierdzone, na razie nikt z obozu władzy nie udowodnił, że zostały sfabrykowane. W przypadku kampanii hejtu na osoby LGBT+ od dawna było jasne, że był on co najmniej na rękę obecnej władzy. Tylko najwyższy szczebel rządu, z którego według ujawnionych dokumentów miałoby spłynąć zamówienie na hejt, może zaskakiwać.

Przypomnijmy kontekst. Wczesną wiosną 2019 r. politycy i publicyści prawicy zaczęli propagować sformułowanie „ideologia LGBT”, czyli coś w rodzaju zaczynu teorii spiskowej, wedle której osoby LGBTQ+... no właśnie, nie bardzo wiadomo, co miałyby w ramach tej ideologii propagować, ale na pewno coś niemoralnego. To zapewne odpowiedź na ujawniane na fali filmu „Kler” Wojciecha Smarzowskiego afery pedofilskie z udziałem duchowieństwa (premiera jesienią 2018 r.), a także sposób na mobilizację zahukanego i wystraszonego elektoratu przed wyborami prezydenckimi w maju.

Osoby LGBTQ+ miały stać się klasycznym „wewnętrznym wrogiem”. To pojęcie spopularyzował w tekście „Pojęcie polityczności” Carl Schmitt, niemiecki filozof prawa i, jak dziś się go postrzega, twórca prawnego wymiaru nazizmu. Pisał m.in.: „Wszelkie skojarzenia związane z wyobrażeniami statusu i narodu nabierają sensu dopiero dzięki polityczności”. Polityczność natomiast to sposób na integrację społeczeństwa przez wprowadzenie wyraźnego (choć wcale nie jednoznacznego) rozróżnienia na „przyjaciela” i „wroga”. Wewnętrznego, bo stanowiącego część tkanki społecznej, żyjącego obok „nas”. Skądinąd warto pamiętać, że polskie środowiska prawicowe już od dawna bardzo lubią się ze Schmittem: jeden z najważniejszych prawicowych think tanków skupiał się wokół rocznika „Teologia polityczna”, taki sam tytuł ma najbardziej znana książka nazistowskiego filozofa.

Chłopik melduje: zadanie wykonane

Mariusz Chłopik w ujawnionym mailu do Dworczyka, ale także m.in. do Mateusza Morawieckiego, ówczesnej rzeczniczki partii Beaty Mazurek czy posła PiS Krzysztofa Sobolewskiego, zameldował etap wykonania zadania. Bez względu na to, czy on i jego zleceniodawcy powodowali się subtelnymi filozoficznymi rozpoznaniami pewnego nazisty z lat 30., czy też nie, otrzymujemy właśnie potwierdzenie przeczuć wszystkich osób dotkniętych bezpośrednio lub pośrednio atakami na „ideologię LGBT”. Chodziło o zorganizowaną kampanię mowy nienawiści. Jest jednak pewne „ale”...

W Polsce mowa nienawiści dzieli się na dwie kategorie – na taką „prawdziwą” mowę nienawiści, czyli podlegającą karze z art. 2056 i 257 kk, oraz na... zwykłe korzystanie z wolności słowa. Ta pierwsza nie różni się od drugiej ani skutecznością, ani lejącą się krwią, ani stopniem podsycania społecznego zaniepokojenia. Różni się jedynie tematem. Mowa nienawiści według kodeksu karnego dotyczy wyłącznie kwestii przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo bezwyznaniowości:

„Art. 256. § 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

„Art. 257. Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

Mowa nienawiści. Ślepota polskiego prawa

Ani płeć, ani orientacja seksualna nie są dla ustawodawcy wystarczającą podstawą do traktowania jątrzenia czy wzywania do nienawiści pod adresem takiej kategorii osób jako przestępstwa samego w sobie. Za tym idzie inne postrzeganie aktów przemocy na tym tle. O ile przemoc antysemicka traktowana jest przez polskie prawo bardzo poważnie i w jej przypadku nie można mówić np. o „znikomej szkodliwości czynu”, o tyle przemoc wobec osób nieheteronormatywnych w ogóle nie jest rozpoznawana jako taka.

Jeśli ktoś zostanie pobity po wyjściu z gejowskiego klubu przez ewidentnie czyhających na takie osoby napastników, ma niewielkie szanse, że atak zostanie potraktowany inaczej niż jak zwykła bójka po alkoholu. I niestety na tej samej ślepocie polskiego prawa skorzystają osoby odpowiedzialne za kampanię nienawiści w ramach kampanii prezydenckiej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną