Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Wiceminister zazdrości nauczycielom zarobków. Zamienimy się?

Wiceminister Tomasz Rzymkowski Wiceminister Tomasz Rzymkowski Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Tomasz Rzymkowski zapewnił publicznie, że zna takich nauczycieli, którzy zarabiają tyle co on. Cała Polska wstrzymała oddech. Czyżby obniżono ministrom pensje do najniższej krajowej?

„Nie wiem, ile to jest brutto. Na konto wiem, ile mi netto spływa: 11 tys. zł”. Wiceminister dodał, że w szkołach „to nie jest zjawisko odosobnione”. Gdyby wziąć poważnie zapewnienia Rzymkowskiego, można by sądzić, iż co drugi belfer śpi na pieniądzach. Teraz podczas rozmowy o pracę kandydat do zawodu śmiało może cytować ministra i żądać 11 tys. zł. Ciekawe, co powiedzą na to dyrektorzy szkół?

Rzymkowskiemu nie ma czego zazdrościć, takie zarobki dla przedstawiciela rządu to nic wielkiego, natomiast w przypadku nauczycieli to kwota zdumiewająco wysoka. Dlatego dziennikarka Radia Zet zaczęła dopytywać, o kogo konkretnie chodzi i o jaką szkołę. Niestety Rzymkowski nie ma pamięci do nazwisk ani do nazw. Zapewnił jedynie, że są tacy nauczyciele nawet w jego okręgu wyborczym (Sieradz). Po prostu trzeba poszukać. Chodzi o tych – minister dał wskazówkę – którzy pracują w dwóch szkołach.

Nauczycielu, który zarabiasz 11 tysięcy, ujawnij się!

Natychmiast w całej Polsce ruszyły poszukiwania nauczyciela, który zarabia – niechby to było nawet 11 tys. brutto – tyle ile wiceminister edukacji i nauki. Szukajcie, a znajdziecie. To z tego powodu księgowe w obydwu moich szkołach były dzisiaj niedostępne, musiały bowiem przejrzeć listę płac i wskazać owego krezusa wśród pracowników pedagogicznych. Nauczyciele patrzyli na siebie wilkiem: może naprawdę są wśród nas tacy, co tyle zarabiają.

Podobno wyznaczono nawet wysoką nagrodę dla osoby, która ocali honor Rzymkowskiego i owego dorobkiewicza wśród belfrów znajdzie. W jednej z moich szkół pojawił się przedstawiciel kuratorium, bardzo sumiennie podchodzący do swoich obowiązków wizytator. Biegał, sprawdzał papiery, rozmawiał z nauczycielami, godzinę przesiedział w gabinecie dyrekcji. Dziwny zbieg okoliczności.

Padło podejrzenie na mnie, że mogę tyle wyciągać z dwóch szkół, dorabiania na prawo i lewo, może nawet pokątnie udzielam płatnych korepetycji – plotkowano. Wzięła więc mnie dyrekcja na rozmowę, niby pytając o zdrowie, o to, czy w terminie spłacam kredyt, czy planuję w wakacje wypocząć nad morzem polskim czy zagranicznym, a tak naprawdę badała, ile wyciągam na rękę. Może o takich jak ja mówił minister?

Niestety wyszło, że do pięt nie dorastam Rzymkowskiemu, choć jak na warunki nauczycielskie zarabiam bardzo dużo, bo nieomal połowę tego co on. Przykro mi niezmiernie, że nie uratowałem honoru ministra. Nie ma w Polsce ani jednego nauczyciela, który zarabia w szkole bądź w szkołach 11 tys. zł. Rzymkowski guzik wie o zarobkach pedagogów. Jest typowym ignorantem, zmyśla, bo nie ma niczego rzeczowego do powiedzenia. Nie trafił przecież do resortu edukacji z powodu kompetencji, lecz tylko dlatego, że partia go tam wsadziła. Gdyby milczał, mógłby nawet uchodzić za fachowca. Teraz rozwiał wszelkie wątpliwości. To typowy partyjny roztropek, który banialuki opowiada do mikrofonu.

Rzymkowski i jego kompetencje

To niejedyne głupstwo, które dzień przed zakończeniem roku szkolnego palnął Tomasz Rzymkowski. Mając na myśli niskie wynagrodzenie w oświacie (zapomnijmy o owych 11 tys. zł, bo to przecież bzdura), powiedział, że nauczyciele „wiedzieli, co brali”. Wiedzieli, jaką umowę podpisali. To bardzo prymitywna uwaga, która nie powinna paść z ust wysokiego urzędnika państwowego. Człowiek z klasą by się pohamował, natomiast roztropek lubi naigrawać się ze słabszych. Zakurzyło cwaniactwem, że aż miło. Czułem się, jakbym słyszał handlarza, który wcisnął mi garść zgniłych truskawek, a teraz próbuje wykpić się uwagą, iż widziałem, co od niego brałem. Nie, pisowski handlarzu edukacją, to nie moja wina, że wciskasz Polakom oświatową zgniliznę. Nie przerzucaj odpowiedzialności na nauczycieli, partyjny roztropku!

Pisowscy ministrowie uwielbiają cwaniacko naśmiewać się z nauczycieli. Śmiano się z nas, gdy przy pomocy machiny państwowej, ministerialnych decyzji i rozporządzeń obalano w proch nauczycielski strajk w 2019 r. Nie schodził uśmiech z ust pisowskiego rządu, gdy likwidowano gimnazja i wyrzucano ludzi na bruk. Śmiano się, gdy usuwano z listy lektur noblistów, a wprowadzano partyjnych ulubieńców, choć pisarzy trzeciorzędnych. Rechotał Czarnek, gdy wymyślił pisowski przedmiot, ów HiT, i do jego organizacji zatrudniał swoich znajomków, naukowych rzezimieszków. PiS lubi kpić z nauczycieli, bo przecież nic mu nie mogą zrobić. Najwyżej się zwolnią.

Celujący z cwaniactwa

Zagrywki Rzymkowskiego – zarówno ta o 11 tys. zł pensji rzekomo znajomych nauczycieli z Sieradza, jak i ta o gałach, które widziały, co brały – też są na poziomie raczej klauna niż przedstawiciela rządu. Kopie nauczycieli zdrowo – żeby nie być wulgarnym – powiedzmy, że po kostkach. Nie godzi się jednak, aby wiceminister edukacji i nauki tak kpiarsko traktował ludzi, o których dobro powinien się troszczyć.

MEiN nie jest od zadawania ciosów pracownikom pedagogicznym, lecz od troski. Również do dbania o nauczycieli został przecież Rzymkowski na to stanowisko powołany, nie do wyśmiewania. A jednak bladego pojęcia nie ma wiceminister o swoich obowiązkach ani o zasadach kultury urzędnika państwowego. Zdał pan Tomasz Rzymkowski egzamin z cwaniactwa na celujący. Kompetencja w sam raz pasująca do wciskania ludziom zgniłych owoców, natomiast z ministerstwa powinna typka wykluczyć.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Dlaczego książki drożeją, a księgarnie upadają? Na rynku dzieje się coś dziwnego

Co trzy dni znika w Polsce jedna księgarnia. Rynek wydawniczy to materiał na poczytny thriller.

Justyna Sobolewska, Aleksandra Żelazińska
18.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną