Był sierpień 1784 r., gdy „Cesarzowa Chin” wpływała w deltę Rzeki Perłowej. Trójmasztowy żaglowiec miał za sobą długą podróż: sześć miesięcy wcześniej opuścił Nowy Jork, przeciął Atlantyk, opłynął Afrykę i Indie, by jako pierwszy amerykański okręt dotrzeć do Chin. Stany Zjednoczone miały niespełna rok, Cesarstwo Chińskie kończyło właśnie drugie tysiąclecie i niechętnie handlowało z Zachodem. Największa gospodarka ówczesnego świata wszystkiego miała pod dostatkiem, a 17-krotnie biedniejsza Ameryka nie zasługiwała nawet na miano partnera, nie mówiąc już o wymianie ambasadorów, czego cesarz Chin odmówił nawet brytyjskiemu królowi. W Kantonie, chińskim Guangzhou, jedynym porcie otwartym dla zamorskich kupców, Amerykanie wymienili 2,5 tys. skór i 30 ton żeń-szenia z terenów dzisiejszej Kanady na chińską porcelanę, herbatę i jedwab.
Dziś przez Guangzhou przechodzi co roku 11 mln kontenerów po 25 ton każdy, we wszystkich chińskich portach 12 razy tyle. Z Afryki i Ameryki Płd. przypływają surowce, do Europy i USA wypływają gotowe zabawki, ubrania, buty i elektronika. Przez wieki odwrócone plecami do świata, dziś Chiny są krajem uzależnionym od handlu zagranicznego i obcego kapitału. W ubiegłym roku wartość chińskiego eksportu sięgnęła 1,4 bln dol., a pod względem PKB Chiny wyprzedzą niebawem Japonię, stając się drugą potęgą gospodarczą świata po Stanach Zjednoczonych. Po dwóch wiekach anomalii, jaką była hegemonia Europy i Ameryki, świat wraca do dawnego porządku z Chinami jako największym graczem. A to oznacza tektoniczne zmiany w układzie sił, zarówno gospodarczych, jak i politycznych.