Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Bożonarodzeniowe opowieści

Święta na świecie

Rosja zakochała się w lodowych miastach Rosja zakochała się w lodowych miastach aplumb / Flickr CC by SA
Czas przedświąteczny i święta Bożego Narodzenia mimo, że te same nie są wszędzie takie same. Zapraszamy do Niemiec, Francji, Hiszpanii, na Bliski Wschód i do Rosji.
Francuzi kochają gorące kasztany, nie tylko z placu PigalleBilla/Flickr CC by SA Francuzi kochają gorące kasztany, nie tylko z placu Pigalle
Allen, Obama, Sarkozy doczekali się swoich figurekdaniel.julia/Flickr CC by SA Allen, Obama, Sarkozy doczekali się swoich figurek
Berlińczycy na ślizgawce, na zdjęciu AlexanderplatzChris P Jobling/Flickr CC by SA Berlińczycy na ślizgawce, na zdjęciu Alexanderplatz
Na Bliskim Wschodzie też są choinkiGiorgio Montersino/Flickr CC by SA Na Bliskim Wschodzie też są choinki
Chanukija pełna blasku w pierwszy dzień świątecznyDRB62/Flickr CC by SA Chanukija pełna blasku w pierwszy dzień świąteczny

Niemcy: Tryptyk nad targowiskiem

„Ludzie, kupować, kupować zaraz zamykamy!", starzec z siwą brodą w czarnym garniturze nawołuje przez mikrofon z wysokości prezbiterium. Tuż pod prezbiterium pełną parą pracuje polowa kuchnia, serwując grünkohl i zupę. Tłum przebiera w stosach naczyń, ozdób choinkowych i starej elektroniki. W czwartą niedzielę przed Bożym Narodzeniem kościół Marcina Lutra w Berlinie zamienia się w targowisko. Ławki idą w kąt, a wierni oddają się wymianie handlowej.

Pod koniec jarmarcznej niedzieli ceny spadają do kilkudziesięciu euro centów za zestaw anielskich świeczników i komplet kufli piwa. Dwóch młodzieńców, wyglądających na artystów, taszczy stary projektor. W westybulu mierzą się wzorkiem z inną dwójką, która w kościele upolowała statyw i ekran. Takie rarytasy wygrzebane z piwnic są teraz w cenie.

Nad całym targowiskiem dominuje wielki tryptyk. Po prawej, uboga kobieta siedzi w progu kamienicy. Na przeciwległym skrzydle punk z irokezem obejmuje dziewczynę w bramie. Część środkowa wyobraża wielki piknik pod zielonym drzewem: wokół obrusu siedzą razem punkowa para, kobieta w chuście, rodzice z dziećmi, starsze panie.

Sąsiedztwo kościoła Marcina Lutra jest raczej osobliwe. W ciągu ostatnich stu lat, od kiedy tu stoi, neogotycki i surowy, okolica trochę się zorientalizowała. Wokół wyrosły kebaby, palarnie szisz, bukmacherzy i salony fryzjerskie u Ahmeda. - Przyjmujemy wszystkich – deklaruje Michael Kania, wieloletni pracownik społeczny w kościele. Tu zrywa się, by objaśnić symbolikę tryptyku. Skrzydła to obraz sąsiedztwa jeszcze sprzed dwudziestu czterech lat. Część środkowa to wizja przyszłości dzielnicy. Na pierwszym planie dziewczynka zapraszającym gestem wskazuje wolne nakrycie. To nakrycie dla każdego, kto zechce dołączyć do pikniku.

Co tydzień od stu do dwustu osób korzysta z tego zaproszenia. W każdą środę w kościele rozdawane są produkty, które nie sprzedały się w supermarketach. Parafia ma dwa przedszkola, szkołę niedzielną, kawiarnię, chór. U Lutra spotykają się anonimowi alkoholicy i Weight Watchers, działa doradztwo mieszkaniowe. Przychodzą też muzułmanie, bo protestancki kościół ma więcej miejsca niż meczety w podwórkach.

Hitem u Marcina Lutra są wieczory pieśni religijnych przy świecach, które przyciągają sześćset osób z okolicy. Niedawno chór z Indonezji śpiewał niemieckie kolędy. To chyba ekumeniczny przebój sezonu.

Pastor Monika Weber i Dieter Spanknebel mają pełne ręce roboty. Kościół otwarty jest od ósmej rano do dziesiątej wieczorem i choć parafia ma sześć tysięcy członków, to tylko dwadzieścia osób pracuje na etacie. Dwieście kluczy, które rozdano woluntariuszom, świadczy jednak o zaangażowaniu lokalnej społeczności i wzajemnym zaufaniu. Michael Kania jest wyraźnie dumny z tej liczby kluczy w obiegu, bo w jednej z najbiedniejszych dzielnic Berlina, gdzie mieszka sto sześćdziesięciu parę różnych narodowości, zaufanie można uznać za dar z nieba.

Prawie pięćset lat temu Luter wzywał chrześcijan, by rozsądnie gospodarowali majątkiem. Jeśli wierni nie są zbyt bogaci, twierdził, powinni zatrzymać to, co potrzebne dla domu, a nie wyrzucać na próżno na odpusty. Ostatnio niemiecki Trybunał Konstytucyjny postanowił chronić ducha protestanckiego umiarkowania. Sędziowie uznali, że konsumpcjonizmowi można oddawać się w każdy dzień tygodnia, ale w niedzielę sklepy powinny być zamknięte.

Nie chodzi o to, żeby zagnać ludzi do kościoła, zapewnia Michael Kania. Raczej o to, żeby dać im chwilę wytchnienia. Święta to okres dużej presji. Presji, żeby kupować, mimo, że nie stać. Presji, żeby było rodzinnie, mimo, że nie jest. Presji na samotnych, którzy sam na sam z telewizorem czują się w dwójnasób opuszczeni. Kościół na Fuldastrasse przychodzi w sukurs udręczonym konsumentom, przymierającym głodem artystom, bezrobotnym, rodzicom z dziećmi i starszym paniom - słowem, całemu sąsiedztwu. Adwent zaczyna się w grudniu, a nie w październiku, przypomina. Na wszystko jest pora.

Hiszpania: Ale szopka!

W katalońskich szopkach możemy znaleźć figurki będące podobiznami prezydentów Sarkozy'ego, Busha czy Obamy. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że wszyscy mają gołe pupy.

Figurka caganera, czyli defekatora zazwyczaj trafia w kąt szopki, gdzie ów kuca ze spuszczonymi spodniami lub w zależności od płci spódnicą i - co tu dużo mówić - robi kupę. Nie wchodząc w szczegóły czynności, nie może być mowy o pomyłce; czyni właśnie to. Wbrew pozorom nie jest to wygłup czy wyłącznie atrakcja dla dzieci, choć kolekcjoner zabawek i dyrektor Katalońskiego Muzeum Zabawek z Figueres Josep Rosa wspomina: - Kiedy byłem dzieckiem, uwielbialiśmy chować caganera w szopce i patrzeć, czy nasi koledzy go znajdą. To była najlepsza zabawa bożonarodzeniowa.

Caganer szczyci się tradycją sięgającą XVII wieku i niesie niemało znaczeń. Wypróżniający się ludzik ma udowadniać, że wszyscy, niezależnie od rasy, narodowości, płci czy statusu społeczno-materialnego jesteśmy w gruncie rzeczy tacy sami. Do szopki defekator wnosi nie tylko humor, ale i szczyptę realizmu, którego zazwyczaj brak w tej wyidealizowanej prezentacji. Podkreśla także ludzki wymiar narodzin Syna Bożego, mającego wszystkie cechy ludzkie. Wreszcie odnosi się do relacji z Bogiem, który może dać nam znak w najmniej oczekiwanej czy komfortowej sytuacji. Defekator użyźniający glebę miał przynosić pomyślność i szczęście. Taka symbolika nas szczególnie dziwić nie powinna skoro w Polsce, gdy ktoś wdepnie w odchody, ma mu to pechowe zdarzenie zapewnić przychylność losu. Ów korzystny wpływ caganera na ziemię ma ścisły związek z jego genezą i pierwotną formą. Początkowo używali go chłopi i właśnie ich reprezentanta przedstawiał. Chłopi do dziś znaczną liczbę oferowanych figurek „srajków”. Prawie zawsze noszą tradycyjne czerwone czapki zwane barretina i nierzadko palą fajkę. Ale to nie takie egzemplarze robią szczególne wrażenie.

Dziś największy popyt mają przedstawiciele kleru wszelakiego szczebla oraz osobistości znane z życia publicznego. W roli cagnera obsadzeni zostają anonimowi księża, zakonnice i biskupi oraz obecny papież Benedykt XVI. Ze sfery religii bez trudu da się wyszukać także anioły i diabły, trzech króli (każdy z osobna załatwia potrzebę), Świętego Mikołaja, a także Buddę. Wśród celebrytów przeważają politycy i gwiazdy sportu, zwłaszcza piłki nożnej. Swoich figurek doczekali się Berlusconi, Sarkozy, Brown, Chávez, prezydent Argentyny Cristina Fernández de Kirchneroraz kanclerz Merkel. Nie brakuje także polityków hiszpańskich, z rodziną królewską i premierem Zapatero na czele. Jest również prezydent Obama, który dołączył do swego wyróżnionego poprzednika z Białego Domu. Bowiem bushowski caganer załatwia się dzierżąc pod pachą kulę ziemską.

Kochający piłkę nożną Katalończycy uwiecznili w tej zwykłej, ale rzadko prezentowanej okoliczności również piłkarzy, reprezentantów FC Barcelona. Są oczywiście byłe i obecne gwiazdy tego klubu, Ronaldinho czy Thierry Henry. Różnorodności i zmienność caganerowych ludzików jest przeogromna, Bart Simpson,Don Kichot i Sancho Pansa, Sherlock Holmes oraz Salvador Dali (ten zarówno solo, jak i w parze z żoną Galą). Można tez spotkać rozmaite personifikacje, euro czy Internet, w postaci ludzika ze znaczkiem @ na koszulce, który przed sobą ma komputer. Są też reprezentanci wszelakich profesji: od kucharza, policjanta na klownie skończywszy.

Szopkowe indywiduum znane jest również i w innych częściach Hiszpanii, oraz Włoszech i Portugalii. I zdobywa fanów w innych rejonach świata. Pomaga w tym Stowarzyszenie Przyjaciół Caganera. Jego prezes, dumny posiadacz kolekcji sześciuset, Joan Lliteras powiada: - My nie chowamy naszych caganerów, my wysuwamy je z dumą do pierwszego rzędu. Tymczasem w 2005 r. władze Barcelony, w reprezentacyjnej szopce, nie wstawiły caganera nawet w jego tradycyjnym miejscu, z boku. Włodarze tłumaczyli, iż daje on zły przykład w czasach, gdy miasto walczy z załatwianiem potrzeb fizjologicznych publicznie. To uaktywniło obrońców katalońskiej tradycji i rok później figurka wróciła na swoje stanowisko.

Zapewne polscy katolicy i duchowni byliby raczej przeciwni temu indywiduum. Chociaż, by go zrozumieć i polubić, nie trzeba być osobą o inteligencji i poczuciu humoru miary księdza Tischnera. On chyba by spojrzał przychylnie, bo jak mawiał: „Ksiądz, miłość i sracka psychodzą znienacka”.

Francja: Świąteczne kontrasty

W sobotnie przedświąteczne popołudnie sklepy są nabite jak puszki sardynek. W szykownym sklepie z artykułami kuchennymi, w którym zresztą bardzo mało miejsca, co 3 metry stoi pilnujący tłumu sprzedawca-zakupowy doradca-nadzorca. Skoro w ową przedświąteczną sobotę właściciel zatrudnia sześciu czy siedmiu obserwatorów (jeden mniej więcej na 2 metry kwadratowe) to musi znaczyć, że w zeszłym roku miał spore straty. Ciekawe kto kradnie w sklepach upominki dla swoich bliskich? Takich statystyk oczywiście brak.

Na schodkach małego sklepiku fotograficznego, regularnie tuż po jego zamknięciu, pojawia się zawinięta w śpiwór czy kołdrę kloszardka. Kilka lat temu przybyła gdzieś ze Wschodu. Mówi cały czas do siebie pełnym głosem po rosyjsku lub ukraińsku. Nie sposób rozróżnić, bo potok słów jest zbyt szybki. Jedyne wyraźne słowo to „Giermance”. Ta kobieta od lat śpi na kartonach we wnęce wejścia do fotografa. Pojawia sie jak duch i znika jak duch. Nawet ona wie, że zbliżają się Święta - po rozwieszonych na ulicach lampionach i wystawach sklepowych pełnych mikołajów i podarków.

Na placyku, tuż opodal, pod sklepikiem kurdyjskiego Turka siedzi na schodku inny kloszard o śniadej skórze. Przygląda się pędzącym na zakupy co chwila pociągając ze stoickim spokojem łyk taniego różowego wina z butelki. I on spędzi Święta tu, na tym placu, na schodach tylnych, zamkniętych na cztery spusty drzwi kościoła, zawinięty w kołdrę ukrytą za żywopłotem. Jego Święta to dwa nowe kartony, kilka użebranych euro i butelka czegoś mocniejszego.

W tym czasie my będziemy raczyć się ostrygami, tłustymi wątrobami i drobiem w pięciu smakach (na wigilię koniecznie faszerowany indyk lub pieczony chapon - wykastrowany, specjalnie karmiony i hodowany dla jakości mięsa kogut). Na deser każdy dostanie mrożoną roladę « bûche de Noël » z kandyzowanymi owocami. A dla miłośników koniaku będzie również kieliszeczek tego trunku.

Bliski Wschód: Święta świateł

W Syrii i w Jordanii, mimo, że chrześcijanie stanowią kilka procent ludności Bożego Narodzenia trudno nie zauważyć. Choinki, oczywiście sztuczne, nawet w muzułmańskich domach w syryjskim Damaszku czy Aleppo są na porządku dziennym. Obowiązkowo w oknach, żeby było je lepiej widać.

Światło, które jest także symbolem żydowskiej Chanuki widać za szybami izraelskich domów (Chanuka także często wypada w grudniu, choć nie zawsze w czasie Bożego Narodzenia, w tym roku zaczęła się dwa tygodnie przed nimi). W czasie Chanuki przez osiem dni zapala się kolejno jedną święcę w chanukiji, specjalnym świeczniku na tę okazję (pierwszego dnia jedną, drugiego dwie i tak do końca święta). To święto radości, na pamiątkę oczyszczenia zbezczeszczonej Świątyni Jerozolimskiej przez Judę Machabeusza (zapalił świecznik, w którym oliwy było tylko na jeden dzień, ale w magiczny sposób wystarczyło jej na osiem dni). Dlatego Żydzi uważają, że stał się "cud chanukowy". To przede wszystkim czas dla dzieci, na zabawy przebierańców, puszczanie magicznego bączka, zwanego drejdel. Chanukowym przysmakiem są placki kartoflane, czyli latkes, pączki i faworki (dlatego, że do przyrządzenia potrzebują oliwy, która jest symbolem tego święta). Oznak świąt Bożego Narodzenia w Izraelu w zasadzie nie ma (można ich szukać jednak na jerozolimskiej Starówce).

Boże Narodzenie jednak bardzo spodobało się w Syrii. Na tyle, że nawet muzułmańskie dzieci dostają gwiazdkowe prezenty. Wiadomo, żadnych bezużytecznych sanek (nawet w grudniu trudno tu, poza górami, o śnieg, raczej najnowsze gry komputerowe). Jak prezenty, to kolejki. W Tylal, zakupowej części chrześcijańskiej dzielnicy Aleppo ludzi więcej niż zwykle. Jest ruch, ale nie jak na Marszałkowskiej. Święta zaczynają się 24 grudnia, wieczorem.

W Syrii nie ma kolacji wigilijnej, opłatków, śledzia, barszczu, zupy grzybowej (grzybów w ogóle się nie zbiera), maku (nawet kutia, którą tu je się tylko w Barbórkę go nie zawiera). Jest za to Pasterka, przed którą wielopokoleniowe chrześcijańskie rodziny siadają do uroczystej kolacji. Pasterka jest okazją do wyjęcia z szaf okazałych futer. Oczywiście nie dlatego, że jest zimno, ale dlatego, że to jedyna okazja, by w nim wystąpić. – Wszystkie odłamy chrześcijańskie, czyli prawosławni i grekokatolicy zbierają się w katolickich kościołach i wspólnie świętują – wspomina Polka, która mieszkała przez ponad 20 lat w Syrii. Za 13 dni, kiedy według prawosławnego kalendarza będą ich święta, poświętują jeszcze raz. Z katolikami. W Jordanii jest podobnie, choć już w Wigilię jest uroczysta kolacja rodzinna. W dużych jordańskich miastach, jak Amman atmosferę świąteczną czuć na każdym kroku, zwłaszcza w wielkich centrach handlowych i dzielnicach, gdzie obok muzułmanów mieszkają ich chrześcijańscy sąsiedzi.

25 grudnia jest zarówno w Syrii, jak i Jordanii dniem wolnym od pracy zarówno dla muzułmanów, jak i chrześcijan. Pootwierane są niektóre sklepiki, ale kto może, zostaje w domu. Święta są tu okazją przede wszystkim do odwiedzin. Rodziny umawiają się, który ze świątecznych dni jest na składanie wizyt, który na rewizyty. Nie ma świątecznego obżarstwa, ale są drobne przyjemności. Kandyzowane owoce, orzechy, nawet bakłażany, też na słodko! Do tego atajef, czyli słodkie pierogi smażone w głębokim tłuszczu z orzechami lub serem. Do picia ambarije, czyli własnoręcznie przygotowywana nalewka z wiśni z korzennymi przyprawami. Teraz goszczenie się, wizyty i rewizyty dopiero się zaczynają. Potrwa to aż do postu, czyli oczekiwania na Wielkanoc, która będzie kolejną okazją do świętowania.

W lodowym blasku

W sowieckiej Rosji nie było Bożego Narodzenia. Władze zabroniły obchodzenia narodzin Chrystusa. Dzisiaj to święto powoli powraca i znowu zaczyna istnieć w społecznej świadomości. Jednak zanim 7 stycznia w rosyjskich cerkwiach zabrzmią bożonarodzeniowe kolędy, a świątynie wypełnią się wiernymi, kraj ogarnie noworoczna zabawa. To rewolucja październikowa tak namieszała w kalendarzu rosyjskich świąt.

Kalendarz juliański wyznacza datę Bożego Narodzenia na 7 stycznia, Nowy Rok rozpoczyna się w nocy z 13 na 14 stycznia. I wtedy właśnie świętowano jego nadejście w przedrewolucyjnej Rosji. Tymczasem jednym z pierwszych dekretów radzieckiej władzy było przesunięcie kalendarza o 13 dni i zrównanie go z europejskim. W ten sposób Nowy Rok wyprzedził w sowieckiej Rosji prawosławne Boże Narodzenie, a huczne obchody noworoczne wypadły w czasie zalecanego przez Cerkiew czterdziestodniowego postu. To wszystko sprawiło, że w XX wieku Boże Narodzenie stało się świętem niemal zapomnianym, a wiele bożonarodzeniowych zwyczajów przekształciło się w noworoczne. To właśnie Nowy Rok jest w Rosji świętem rodzinnym, w domu pojawia się choinka i prezenty od Dziadka Mroza. Na sylwestrowy toast najlepsze jest musujące wino, popularne i u nas "Szampanskoje Igristoje". Rosjanie, zwłaszcza młodzi coraz chętniej wznoszą ten noworoczny toast w lodowych miasteczkach.

Bo Rosja zakochała się w lodowych miastach. Bajeczne konstrukcje ze śniegu i lodu stają się nieodłącznym elementem świątecznego krajobrazu. Gdzie tylko pogoda i budżet pozwoli, od początku grudnia zaczyna się wielkie budowanie. Ciężarówki zwożą tony lodu, a spychacze pchają zwały śniegu. W rękach budowniczych-artystów bezkształtne bryły zamieniają się w potężne mury, wielkie fortece i bajeczne pałace. Często są to wierne kopie arcydzieł światowej architektury, odtworzone z detalami i zachowaniem proporcji. Rzeźbiarze wyczarowują ze śniegu i lodu postaci baśniowych bohaterów. Są śnieżne górki do zjeżdżania na nartach, lodowiska, labirynty i galerie lodowych rzeźb. Nocą, skąpane w blasku reflektorów i świelnych girland, lodowe miasta zapierają dech w piersiach swoim pięknem.

W tym roku w Moskwie na Pokłonnej Górze lodowe miasto zajmie 100 hektarów, w jego centrum staną rezydencje Dziadka Mroza i Świętego Mikołaja. W parku Sokolniki też rośnie śnieżne cudo. Będą lodowe kompozycje, które przeniosą gości w świat Północy, a więc: igloo, morsy, renifery. Nie zabraknie znanych postaci ze starych legend i nowych, dziecięcych bohaterów.

W stolicy Uralu, Jekaterynburgu lodowi artyści wyczarują świat z "Wiśniowego Sadu". To na cześć Czechowa, którego 150. urodziny przypadają w przyszłym roku. Baśnie braci Grimm zainspirowały z kolei twórców w Czelabińsku. Tam przy śnieżnej fontannie zagrają lodowi "Muzykanci z Bremy", w labiryncie usadowi się sztab rozbójników, a wejścia do baśniowego miasteczka popilnują lodowi strażnicy. W Irkucku za to będzie patriotycznie. Śnieżne miasto jest w tym roku poświęcone pamięci rosyjskich narodowych bohaterów.

W Nowosybirsku lodowa metropolia rozpościera się na brzegu Obu. Tu po Nowym Roku zacznie się prawdziwe święto zimowych festiwali. Z różnych stron Rosji i świata zjadą się artyści, żeby pochwalić się swoimi lodowymi rzeźbami. Dzieła wyrosną na oczach widzów. Będą konkursy rzeźby śnieżnej, a mniej wprawieni, amatorzy i dzieci spróbują swoich sił podczas festiwalu bałwanów.

Joanna Irzabek (Niemcy), Jacek Kubiak (Francja), Łukasz Dziatkiewicz (Hiszpania), Agnieszka Zagner (Bliski Wschód), Dorota Ciosk (Rosja)

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama