Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Ja Niemiec

Ja Niemiec, czyli egzamin na obywatela

R. Maro / Reporter
Coraz mniej żyjących w Niemczech cudzoziemców decyduje się na niemieckie obywatelstwo. Wolą nie odcinać sobie drogi powrotu do starego domu.

Goeckce Yesilyurt, wychowana i wykształcona w Niemczech Turczynka z dyplomem architekta, wcale się tej niechęci nie dziwi. Kandydat na Niemca musi spełniać kilka wstępnych warunków – w zależności od sytuacji rodzinnej od 5 do 8 lat legalnie mieszkać w Niemczech, mieć zezwolenie na stały pobyt, stałą, wystarczającą na utrzymanie własne (i rodziny) pracę, a także znać język. Nie może być przy tym karany ani związany z jakąkolwiek organizacją terrorystyczną. Ale najbardziej dotkliwe jest to, że przed przyjęciem niemieckiego musi zrzec się swojego dotychczasowego obywatelstwa.

I w zasadzie do niedawna – tłumaczy Goeckce – nie było z tym problemu. Turcy zrzekali się chętnie, bo dość szybko i bez biurokratycznej mitręgi odzyskiwali utracone paszporty, bo władze w Turcji nie chciały tracić swoich obywateli. Niemcy zorientowali się jednak w tym procederze. Goeckce pamięta, jak kilka lat temu naturalizowani Turcy, także z jej duisburskiej dzielnicy, otrzymali pismo, w którym stosowny urząd chciał wiedzieć, czy posiadają również obywatelstwo tureckie. Adresatów poinformowano, że za fałszywe zeznanie grozi im kara. Ci, którzy uczciwie przyznali się do posiadania dwóch paszportów, dowiedzieli się wkrótce, że już nie są Niemcami; ci, którzy zataili prawdę, trzymają ją nadal w tajemnicy. Niemcy szacują, że około 400 tys. Turków posiada nielegalne w Niemczech i legalne w Turcji podwójne obywatelstwo.

Kraj imigracyjny

Wyzbycie się tureckiego paszportu stawia gastarbeiterów przed nie lada problemem – jak bez niego wrócić do Turcji na stare lata, kupić ziemię, nabyć nieruchomość, dochodzić uprawnień emerytalnych? Z tych powodów starsze pokolenie nie występuje o niemieckie obywatelstwo. Młodsze, zwłaszcza to wykształcone w niemieckich uczelniach, waży argumenty za i przeciw i często dochodzi do wniosku, że niewarta skórka wyprawki. Brak niemieckiego paszportu nie zamyka im drogi do miejsc pracy w Niemczech, uniemożliwia natomiast karierę w Turcji.

Zatem jak wnioskuje Goeckce: kto ubiega się o niemieckie obywatelstwo, musi podać jakiś praktyczny powód, np. niechęć do odbycia służby wojskowej w Turcji, której podlegają również Turcy mieszkający w Niemczech. Mogą oni co prawda uzyskać zwolnienie od tego obowiązku wpłacając 5 tys. euro w tureckim konsulacie, albo... I to jest właśnie ten moment ważenia sprawy obywatelstwa, konkluduje Goeckce.

Powściągliwość cudzoziemców do naturalizacji odnotowują statystyki: spośród prawie 7,2 mln obcokrajowców żyjących w 2008 r. w Niemczech (8,8 proc. ludności) obywatelstwo niemieckie uzyskało niecałe 95 tys. – najmniej od 18 lat, a wstępne obliczenia wskazują, że w 2009 r. liczba ta była jeszcze niższa. Zainteresowanie niemieckim paszportem maleje systematycznie od lat i nie pomagają pojawiające się coraz częściej apele polityków, namawiających cudzoziemców do przyjmowania niemieckiego obywatelstwa. Ostatnio do tego chóru dołączyli chadecy, dokonując imponującej wolty w poglądach na temat integracji obcokrajowców.

Po dziesięcioleciach zarzekania się, że Niemcy nie są krajem imigracyjnym, a napływ cudzoziemców ma jedynie charakter tymczasowy, to właśnie oni nadali polityce integracyjnej nową wagę i kierunek. Gabinet Angeli Merkel nie tylko wpisał politykę integracyjną do umowy koalicyjnej rządzących partii CDU/CSU i FDP, ale jako pierwszy podkreślił jej kluczową rolę w społecznej strategii państwa. Nie można było zresztą dłużej zwlekać – statystyki podają, że co piąty mieszkaniec Niemiec (bez względu na posiadany paszport) ma cudzoziemskie pochodzenie. „O przyszłości naszej wspólnej ojczyzny przesądzi gotowość imigrantów do udziału w życiu społeczeństwa” – powtarza przy każdej okazji prof. Maria Böhmer (CDU), pełnomocnik rządu ds. integracji.

„Najpierw jednak – zauważa zgryźliwie Deniz Baspinar, turecka komentatorka hamburskiego tygodnika „Die Zeit” – muszą oni udowodnić swoją wierność i lojalność, rezygnując z paszportu kraju pochodzenia. W niemieckim prawie dotyczącym obywatelstwa ugruntowały się bowiem wyobrażenia o dziewiętnastowiecznym państwie narodowym, tymczasem w zglobalizowanym świecie widać ich dziwaczność i anachroniczność”.

Podwójne obywatelstwo

Na dodatek oficjalny zakaz posiadania dwóch paszportów nie obowiązuje wszystkich. Paszport kraju pochodzenia mogą zachować obywatele Unii Europejskiej, Szwajcarii i liczna grupa tzw. późnych przesiedleńców (Spaetaussiedler). Np. od 2004 r. Polacy, którzy ubiegają się o niemieckie obywatelstwo, nie muszą zrzekać się polskiego. Zawdzięczają to przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, ale też wyrokowi wydanemu w sprawie greckiego inżyniera, który zaskarżył decyzję odmawiającą mu obywatelstwa niemieckiego. Grek argumentował, że jego kraj nadaje obywatelstwo nie żądając rezygnacji z dotychczasowego, a ponieważ oba państwa należą do Unii, powinny obowiązywać w nich te same reguły. Niemiecki Federalny Sąd Administracyjny uznał jego racje.

Jeszcze inne zasady obowiązywały przesiedleńców, których prawie dwumilionowa rzesza przyjechała do Niemiec przed dwudziestu–trzydziestu laty, przede wszystkim z Polski i ZSRR. Niemcy uznali ich za swoich rodaków, tyle że bez obywatelstwa. Dostawali je więc łatwo, bez dodatkowych wymagań, po udowodnieniu swoich niemieckich korzeni. Przesiedleńcy, szczególnie ci z końca lat 80., zachowywali chętnie polski paszport, zwłaszcza że o polskie obywatelstwo nie byli nigdy pytani, a ci, którzy postanowili z niego zrezygnować, dowiadywali się, że towarzyszące temu formalności są długotrwałe i kosztowne, a ponowne jego uzyskanie bardzo trudne. Ich podwójne obywatelstwo jest – przy pełnej wiedzy niemieckich władz – milcząco tolerowane.

„Nie może być podwójnej lojalności w sprawach obywatelstwa”, uważa tymczasem Wolfgang Bosbach (CDU), szef komisji spraw wewnętrznych Bundestagu. Jest on przekonany, że posiadanie dwóch paszportów musi rodzić konflikty, ponieważ obywatel gubi się i nie jest pewien, w stosunku do którego państwa ma być lojalny. Jego krytyka, zgodna z poglądami chrześcijańskich demokratów, dotyczy przede wszystkim nowego prawa regulującego status urodzonych w Niemczech cudzoziemskich dzieci. W 2000 r., z inicjatywy SPD, zawieszono w stosunku do nich obowiązującą od 1913 r. zasadę ius sanguinis, „prawo krwi”, która stanowi, że Niemcem jest ten, kto ma niemieckich rodziców – o obywatelstwie przesądza bowiem związek krwi, niezależnie od miejsca urodzenia.

Według nowych przepisów – urodzony w Niemczech cudzoziemiec ma dwa obywatelstwa: miejsca urodzenia i narodowości rodziców. Jednak między 18–23 rokiem życia musi z jednego z nich zrezygnować. Przewiduje się, że do 2025 r. decyzję tę będzie musiało podjąć około 320 tys. młodych ludzi, przede wszystkim tureckiego pochodzenia. Wolfgang Bosbach zapowiedział już, że chadecy będą zabiegać o uchylenie tej ustawy, bo jednak akceptuje ona, choć czasowo, formę podwójnego obywatelstwa. Zapowiada się zatem nowy spór.

Kandydaci na Niemców

Po szoku wywołanym atakami Al-Kaidy podejrzliwość i obawy polityków skoncentrowały się na 4 mln niemieckich muzułmanów. Chadecy wystąpili z żądaniami, aby ubiegających się o obywatelstwo pytać o poglądy na temat homoseksualizmu i równouprawnienia kobiet, mierząc tym samym ich gotowość do zaakceptowania norm demokratycznego państwa (POLITYKA 17/18/06). Pomysł ten w końcu zarzucono, ale – idąc wzorem USA, Kanady, Austrii i Szwajcarii – jesienią 2008 r. wprowadzono testy dla kandydatów na Niemców, umożliwiając chętnym (nie ma bowiem obowiązku) przygotowanie się do egzaminu podczas tzw. kursu integracyjnego, gdzie uczestnicy mogą nie tylko nauczyć się języka, ale poznać historię Niemiec.

Martin Smit, pięćdziesięcioletni Afrykaner, który przed sześciu laty wyemigrował ze swoją niemiecką żoną z Afryki Południowej i zamieszkał w Krefeld, dowiedział się podczas kolejnego przedłużania wizy, że „mógłby w zasadzie wystąpić o niemieckie obywatelstwo”. Urzędniczka poleciła mu kurs integracyjny w miejscowej Volkshochschule, którego częścią była roczna nauka języka.

Martin chce zostać Niemcem, również za cenę zrzeczenia się dotychczasowego obywatelstwa. Przemawiają za tym względy praktyczne. Niemiecki paszport umożliwiałby mu bezwizowe podróże do Anglii, gdzie osiedlił się jego brat.

Po językowej edukacji dołączył do kilkunastoosobowej grupy młodych ludzi, niemal wyłącznie z Trzeciego Świata. Poziom znajomości języka nie wystarczał kursantom do prowadzenia rozważań na temat ich „gotowości do udziału w życiu niemieckiego społeczeństwa”. Nauczycielka ograniczyła się do omawiania prawidłowych odpowiedzi na ponad 300 testowych pytań i, nieczuła na protesty, robiła sprawdziany. Sam test egzaminacyjny nie był trudny – uczestnicy wiedzieli, że mają godzinę, w ciągu której muszą odpowiedzieć na co najmniej 17 z 33 niezbyt wyszukanych pytań. Porażki należą do rzadkości. Rekordzista wypełnił prawidłowo test w ciągu 3 minut!

No i co z tego – wzrusza ramionami Goeckce Yesilyurt. – Posiadanie niemieckiego obywatelstwa nie równoważy utrudnień, z którymi spotyka się ktoś, kto ma cudzoziemskie nazwisko. Z niemieckim paszportem czy bez pozostaniemy dla Niemców Turkami, a nie Niemcami tureckiego pochodzenia – twierdzi. Jest przekonana, że w niemieckich głowach utrzymuje się nadal coraz bardziej iluzoryczna fikcja etnicznej jedności narodu niemieckiego: łatwiejszy do zaakceptowania jako Niemiec jest kaleczący język Russlanddeutscher z Kazachstanu, bo udowodnił, że miał niemieckich przodków. Gorzej z przybyszami z innych kultur, choć wielu z nich mówi niczym rodowici Niemcy, tu się urodzili i tu urodzą się ich dzieci. Ale czy kiedykolwiek będą Niemcami?

Polityka 13.2010 (2749) z dnia 27.03.2010; Świat; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Ja Niemiec"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną