Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Gabon w objęciach Francji

Nicolas Sarkozy w Gabonie w 2007 r. Nicolas Sarkozy w Gabonie w 2007 r. Etienne de Malglaive / BEW
50 lat temu Francja przyznała 14 państwom afrykańskim niepodległość. Jednak świeżo zdobyta suwerenność dla wielu z nich – na przykład Gabonu - okazała się tylko kontynuacją kolonializmu sprawowanego innymi metodami.
Francuskie Kongo. Tubylcy z Gabonu – kolonialna pocztówka z 1905 r.J. Audema/Wikipedia Francuskie Kongo. Tubylcy z Gabonu – kolonialna pocztówka z 1905 r.
Tekst pochodzi z 17/18. numeru Tygodnika 'Forum', dostępnego w kioskach od poniedziałku 26 kwietniaForum Tekst pochodzi z 17/18. numeru Tygodnika "Forum", dostępnego w kioskach od poniedziałku 26 kwietnia

Rok 1960 to w Afryce istny "annus mirabilis". Między styczniem a listopadem powstało tam 17 nowych państw. 14 spośród nich, m.in. Niger, Mali i Czad, było francuskimi posiadłościami kolonialnymi. To był rok cudów zwłaszcza dla francuskiej Afryki zachodniej i środkowej, gdzie tzw. dekolonizacja przebiegła bez walk i prawie bez rozlewu krwi (inaczej niż we francuskich koloniach na Magadaskarze, w Indochinach czy Algierii).

Ten cud ma długą prahistorię, a jej początek to zwycięstwo Niemiec nad Francją latem 1940 roku. W momencie kapitulacji generał brygady i podsekretarz stanu Charles de Gaulle przebywał już w Londynie i przez BBC wzywał Francuzów do stawiania oporu okupantom. Dla wielu był to akt bezradności, bo de Gaulle nie dysponował żadnymi środkami. Jego płynących z Londynu apeli posłuchała tylko znikoma mniejszość rodaków.

Nadzieja dla de Gaulle'a nadeszła z Afryki. W sierpniu 1940 gubernator Francuskiej Afryki Równikowej Félix Éboué ogłosił, że popiera buntownika. Éboué był pierwszym czarnym gubernatorem w dziejach Francji. Do roku 1943 wszystkie francuskie kolonie z wyjątkiem Indochin zerwały z reżimem Vichy marszałka Pétaina, który po klęsce rządził nieokupowaną częścią Francji i kolaborował z Hitlerem.

Na początku roku 1944 – jeszcze przed wyzwoleniem Paryża – de Gaulle pojechał do Afryki. W Brazzaville w Kongu Francuskim omawiał z 20 gubernatorami przyszłość imperium kolonialnego; owocem tych narad była "Deklaracja z Brazzaville".

Deklaracja doskonale pokazywała zakłamanie francuskiej polityki dekolonizacji. Już w wygłoszonym 30 stycznia, na otwarcie konferencji przemówieniu, w którym terytoria zamorskie nazwał "ziemiami, z których nadejdzie wyzwolenie", de Gaulle oznajmił, że Francja "swoimi afrykańskimi terytoriami" chce "rządzić" także w przyszłości, do czasu, aż tamtejsze ludy "będą zdolne brać udział w kierowaniu i zarządzaniu własnymi sprawami". Deklaracja wprawdzie obiecywała koloniom więcej samodzielności i częściową autonomię, całkowita suwerenność była jednak wykluczona.

"Od Flandrii po Kongo jest tylko jedno prawo, tylko jeden naród"

Rozwój wypadków szybko jednak przekreślił te plany. 8 maja Europa świętowała koniec wojny. Dokładnie w tym samym dniu, w mieście Sétif we francuskiej Algierii, odbyła się masowa demonstracja przeciwko aresztowaniu jednego z opozycjonistów. Doszło do ataków na Europejczyków, około stu z nich zostało zabitych. Armia kolonialna odpowiedziała z całą brutalnością, 28 przywódców zamieszek stracono i w ciągu dwóch tygodni zabito 35000-45000 Algierczyków, dokładna liczba ofiar jest nieznana. Ta masakra wyznacza "nieoficjalny" początek wojny algierskiej, która "oficjalnie" zaczęła się serią zamachów przeprowadzonych 1 listopada 1954 roku przez Front National de Libération i miała potrwać do roku 1962.

Tak jak obiecano w 1944 roku w Brazzaville, nowa francuska konstytucja, przyjęta w październiku 1946 roku, przyznawała 24 przedstawicielom kolonii miejsce w paryskim Zgromadzeniu Narodowym, a także stanowiska sekretarzy stanu bądź ministrów. Dwoje deputowanych pochodziło z Madagaskaru. Domagali się oni powstania autonomicznej Republiki Malgaskiej i przeprowadzenia referendum. Paryż te żądania ostro odrzucił, a po wybuchu w marcu 1947 roku powstania, posłał na wyspę 15000 spadochroniarzy dla stłumienia rebelii. Oficjalnie było 11000 zabitych, badacze obecnie przyjmują, że prawdziwa liczba była ośmiokrotnie wyższa.

Przewidziana w nowej konstytucji Union Française – unia Francji i kolonii, formalnie oparta na "równości praw i obowiązków, bez względu na rasę czy religię" – była, jak ocenia berliński politolog Franz Ansprenger, tylko fasadą. Kiedy algierski deputowany odważył się w Zgromadzeniu Narodowym mówić o "prawach" i "niezależności", doszło do tumultu.

Co najmniej od momentu wybuchu otwartej wojny w Algierii oczywiste się stało, że pokojowa "dekolonizacja" i obietnice reform złożone w Brazzaville to iluzja. Podczas gdy na niektórych terytoriach tworzyła się opozycja wobec władzy kolonialnej, część czarnych polityków dogadywała się z "macierzą". Oni zostawali później partnerami Francji: np. Léopold Sédar Senghor w Senegalu czy Félix Houphouët-Boigny w Wybrzeżu Kości Słoniowej. To oni zapoczątkowali fatalną kolaborację elit, która miała się stać ważnym elementem francuskiej polityki dekolonizacji.

Jednocześnie politycy wszystkich partii – oprócz komunistycznej – zdecydowanie odrzucali autonomię czy niepodległość kolonii. Charakterystyczna jest tu deklaracja ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, późniejszego prezydenta Françoisa Mitterranda, wygłoszona 5 listopada 1954 roku, cztery dni po rozpoczęciu wojny algierskiej: "Algieria to Francja; od Flandrii po Kongo jest tylko jedno prawo, tylko jeden naród. […] Negocjować można jedynie poprzez wojnę."

Także de Gaulle, który w 1958 roku powrócił do polityki i stworzył przykrojoną do swych prezydenckich ambicji konstytucję V. Republiki, początkowo uważał, że "macierz i terytoria zamorskie powinny razem tworzyć wspólnotę". Tak to zostało też zapisane w artykule 86 konstytucji z 28 września 1958, który mówi o Communauté Française. Przynajmniej jednak kolonie mogły liczyć na status samodzielnych podmiotów prawa międzynarodowego pod zwierzchnictwem metropolii. O realizmie generała dobrze świadczy fakt, że pod wrażeniem wojny w Algierii trzymał się tej fikcji tylko przez rok. Już we wrześniu 1959 roku konstytucję zmieniono, zastępując Communauté Française przez zwykłą Communauté, w ramach której kolonie mogły uzyskać państwową niepodległość - przy czym między nimi a Francją dalej miały trwać uprzywilejowane relacje we wszystkich sferach (gospodarki, prawa, bezpieczeństwa, waluty, kultury).

W referendum przeprowadzonym pod koniec 1958 roku wszystkie kolonie zachodnio- i środkowoafrykańskie – z wyjątkiem Gwinei – opowiedziały się za pozostaniem w Communauté i tym samym za "szczególnymi relacjami" z Francją, regulowanymi rozmaitymi umowami o pomocy i współpracy. W Gwinei większość posłuchała rady prezydenta Ahmeda Sékou Touré: "Wolimy biedną wolność, niż bogactwo w niewoli."

I faktycznie: zasady przeprowadzonej w 1960 roku dekolonizacji przedłużyły zależność od Francji. Jak to ujął gaulleistowski minister Michel Debré, "przyznaje się niepodległość pod warunkiem, że uzyskujące ją państwo postara się wypełniać zobowiązania umów o współpracy [z Francją]". Dlatego francuski ekspert od spraw Trzeciego Świata François-Xavier Verschave nazywa Communauté "Françafrique" albo "Mafiafrique", mając na myśli specyficzne "zglobalizowane przestępcze powiązania" pomiędzy elitami Francji a Czarnej Afryki.

Wzorcowym przykładem przejścia od panowania kolonialnego do wymyślonego przez de Gaulle'a systemu sterowanej z Paryża polityki współpracy, jest Republika Gabonu w środkowej Afryce, licząca sobie dziś 1,3 miliona obywateli. Ten położony na atlantyckim wybrzeżu kraj oficjalnie 17 sierpnia 1960 roku uzyskał niepodległość, jednocześnie jednak licznymi umowami został zobowiązany do "współpracy" z Francją.

Pierwszym prezydentem République Gabonaise był Léon M'Ba. Urodzony w 1902 roku, wychowanek szkoły misyjnej, pierwsze doświadczenia w pracy administracyjnej zbierał jako burmistrz stolicy Gabonu Libreville. Od lutego 1959 roku urzędował jako premier, pod zwierzchnictwem francuskiego gubernatora. Udało mu się zręcznie wyeliminować wszystkich przeciwników, nie było więc żadnym zaskoczeniem wygranie przez jego Bloc Démocratique Gabonaise pierwszych wyborów w lutym 1961, z wynikiem 99,75 procenta. W przyjętej niedługo później konstytucji artykuł 8 dawał mu rozległe uprawnienia: "Prezydent republiki jest zwierzchnikiem państwa; czuwa nad przestrzeganiem konstytucji; gwarantuje swoim arbitrażem funkcjonowanie organów państwowych i trwałość państwa."

M'Ba wykorzystał swoje uprawnienia do okiełznania parlamentu, resztek opozycji i demonstrujących studentów. Czasem osobiście brał udział w publicznym biczowaniu tych, u których podejrzewał ducha oporu. W 1974 roku rozwiązał parlament i obciążył partie, które chciały wziąć udział w wyborach, opłatą w wysokości 7500 dolarów – mając pewność, że poza jego własną partią nikogo na te wydatek nie będzie stać.

Nawet bez wezwań z Gabonu francuska armia chętnie spieszyła z pomocą

Doszło do kryzysu. W nocy z 17 na 18 lutego 1964 roku wojsko przeprowadziło pucz. Francja, twardo popierająca M'Bę, w ciągu 24 godzin posłała do Gabonu wojska, choć przewidziana w umowie o współpracy "prośba o pomoc" nie została przesłana i trzeba ją było później sfałszować. Francuzi szybko się rozprawili z rebelią i powsadzali buntowników i ich politycznych sprzymierzeńców do więzień albo zmusili do wyjazdu z kraju. M'Ba wygrał wybory ze skromnym wynikiem 54 procent głosów.

Jacques Foccart (1913-1997), kontrowersyjny ekspert ds. Afryki, doradca wielu prezydentów, od de Gaulle'a poczynając, był jednym z głównych rozgrywających w afrykańskiej polityce Paryża. To on i ambasador Francji w Gabonie tak ułożyli relacje między oboma krajami, że Gabon stał się dla Paryża "zastrzeżonym rewirem łowieckim", jak to kreślił znany francuski dziennikarz Pierre Péan w swojej wydanej w 1983 roku książce "Affaires africaines". Kraj zasadniczo pozostał w ręku swej dawnej kolonialnej metropolii.

Kiedy M'Ba w 1965 zachorował na raka (na którego zmarł dwa lata później), francuscy dygnitarze w Paryżu i Libreville zatroszczyli się o następcę. Wybór padł na Alberta-Bernarda Bongo, który kiedyś służył w lotnictwie francuskim, a w 1965 zrobił błyskawiczną karierę w rządzie M'By, którego czcił jak "ojca". De Gaulle osobiście "sprawdził" 30-letniego wówczas kandydata i uznał go za stosownego. M'Ba i Foccart szybko przeprowadzili zmianę konstytucji, dzięki której Bongo został wiceprezydentem, a po śmierci M'By w 1967 roku – jego następcą.

Bongo, który po przejściu na islam w 1973 roku kazał się nazywać El Hadż Omar Bongo, a od roku 2003 występował jako Omar Bongo Ondimba, okazał się pojętnym uczniem M'By. W marcu 1968 roku zadekretował system jednopartyjny. Swoją decyzję uzasadniał tym, że system wielopartyjny "dla młodych afrykańskich narodów" oznacza tylko "chaos i stagnację". Nowy system dał szefowi państwa pewne zwycięstwa wyborcze: w 1973 roku 95,6 procenta głosów, w 1979 rewelacyjny wynik 108,5 procenta, a w 1986 nieco skromniejsze 99,7 procenta.

Z Bongo dogadywali się wszyscy prezydenci, od de Gaulle'a, poprzez Pompidou, Giscarda d'Estaing, Mitterranda i Chiraca, aż po Sarkozy'ego. I wszyscy ci prezydenci swoją afrykańską politykę uprawiali z pominięciem parlamentu. Jacques Chirac w 1995 roku wychwalał u Bonga jego "wierność naszym wspólnym ideałom i naszemu wspólnemu oddaniu idei franko-afrykańskiej". Gabon dalej podlegał Francji. Niemiecki politolog Stefan Brüne mówi o "asymetrycznej współzależności"; sam Bongo ujmuje to tak: "Gabon bez Francji jest jak auto bez kierowcy. Francja bez Gabonu jest jak auto bez benzyny."

Gabonem współrządzą nie tylko francuskie tajne służby. Zainstalował się tam też i ma dużo do powiedzenia francuski koncern naftowy Elf Aquitaine (obecnie Total), a także firmy, które były zainteresowane bogactwami tego kraju: drewnem i metalami, przede wszystkim manganem i uranem. Zgodnie z umowami o współpracy Francja zawsze miała zapewnione uprzywilejowane warunki dostaw. Toteż w 1983 roku 77 procent eksportu trafiło do "macierzy", stamtąd napłynęło 70 procent inwestycji. 6 miliardów franków (obecnie 1 euro ma wartość ok. 6,5 franka), jakie Francja w tamtym roku wpompowała do Gabonu, służyło nie tyle rozwojowi, co konsumpcji – przede wszystkim towarów francuskich. Za każdego franka, który trafiał do Gabonu, płynęło 2,8 franka z powrotem do Francji. Przez lata miejscowe rolnictwo kompletnie podupadło: pod koniec lat osiemdziesiątych rolniczo użytkowano tylko 1 procent gruntów; 80 procent żywności trzeba było sprowadzać. Gabon dwa razy znalazł się w światowej czołówce: w 1984 roku w spożyciu szampana na głowę mieszkańca i w 2009 roku w śmiertelności dzieci.

Boom naftowy lat siedemdziesiątych uczynił z Gabonu kraj - jak na Afrykę - bogaty. To znaczy, bogatymi uczynił rodzinę Bonga, wąską oligarchię i koncern Elf. Jak wyliczył urodzony w Kinszasie, a wykładający w Paryżu historyk Elikia M'Bokolo w swojej wydanej w 2009 roku książce "Méditations africaines", w roku 1999 na jeden procent ludności przypadało 80 procent dochodu narodowego.

Wieczny prezydent pozostawia ogromny majątek

To w tamtym okresie koncern naftowy Elf zbudował swoje porównywalne z państwowymi tajne służby i powiązał swoje interesy z interesami politycznych elit i partii we Francji. Oczywiście płacił też Bongowi; z kolei prezydent, wspierany przez clan gabonais (czyli żyjących w Gabonie Francuzów), swoim majątkiem bezpośrednio angażował się we francuską politykę. "Obdarowywał" wielu czołowych paryskich polityków i wspierał ich partie. Publikacje na temat najróżniejszych skandali łapówkowych zajmują już długie metry bieżące regałów.

Ponadto Gabon stał się swego rodzaju bazą operacyjną francuskiej polityki w Afryce. To z Gabonu interweniowały elitarne francuskie oddziały w Czadzie, Beninie, Nigrze, Kongu, Zairze, Mauretanii i Republice Środkowoafrykańskiej. W wielu miejscach tajne służby działały nieoficjalnie, dostarczając broni i najemników - np. w Biafrze, Kongu czy Angoli. Czasem kończyło się to fatalnie: np. w 1983 roku działający w Czadzie francuscy żołnierze zostali ostrzelani rakietami, które Mitterrand wcześniej kazał dostarczyć Libii. Pierre Péan mówi o "ekstremalnym przypadku neokolonializmu, wręcz karykaturalnym".

To się odnosi także do polityki wewnętrznej Bonga. "W Afryce", oznajmił on jeszcze w 2001 roku, "znaczenie pojęcia 'państwo' jest często niejasne, podczas gdy pojęcia 'przywódca' jest oczywiste. Przywódca ma swoją rolę i swoje przywileje. Jeśli nie ma pieniędzy do dawania swojemu krajowi i swoim współobywatelom, to nie jest ceniony ani szanowany. Trzeba płacić, ja płacę!"

Bongo rządził autokratycznie, ale bez jawnej brutalności. Gabon uchodził za kraj "stabilny". Niewyjaśniona pozostaje rola Bonga w zamordowaniu opozycjonistów, np. Josepha Rendjambe'a i Germaina M'By, byłego ambasadora Gabonu w Bonn, czy w zabójstwie Roberta Luonga, kochanka żony Bonga Marie-Joséphine.

Po strajkach i protestach – stłumionych przez stacjonujące w kraju wojska francuskie – wieczny prezydent zdecydował się w 1990 roku na dopuszczenie innych partii. Wierny swojej filozofii "ja płacę" kupił sobie najważniejszych opozycjonistów i wygrał wybory w 1993 roku zdobywając 51,2 procenta głosów. Ojciec Paul M'Ba Abessole, jeden z kupionych, nazwał to "towarzyską demokracją". Pięć lat później Bongo dzięki "towarzyskości" opozycji gładko uzyskał większość dwóch trzecich, który to wynik w ostatnich wyborach w 2005 roku poprawił do poziomu 79,2 procenta.

Omar Bongo Ondimba zmarł 7 czerwca 2009 roku w Barcelonie. Pozostawił majątek szacowany na 2,7 miliarda dolarów, w tym dziesiątki willi, także we Francji. Następcą został mianowany jego syn Ali, który już wcześniej sprawował różne funkcje rządowe. W sierpniu 2009 roku wygrał on wybory, którym towarzyszyły oskarżenia o masowe oszustwa. Zdobył 41,7 procenta głosów, co może nawet wyglądać na wynik wyborów przeprowadzonych "na poważnie". Prezydent Francji Nicolas Sarkozy jako jeden z pierwszych pośpieszył z gratulacjami.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną