Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Sadzać często, nie trzymać długo

Ostrzej karać? Nie ma sensu - rozmowa z kryminologiem

Jerzy Sarnecki Jerzy Sarnecki Katarzyna Śliwa / Eyenne Photography
Rozmowa z prof. Jerzym Sarneckim, kryminologiem, o tym, jak najtaniej zwalczać przestępczość, dlaczego to nieprawda, że społeczeństwo chce zaostrzania kar, i o Noblu z kryminologii
huangjiahui/Flickr CC by SA

Marek Ostrowski: – Kto w tym roku dostał Sztokholmską Nagrodę Kryminologiczną, czyli Nobla z kryminologii?

Jerzy Sarnecki: – Australijski profesor David L. Weisburd. Badał on zakazane rewiry w miastach, w żargonie: hot spots, gdzie notuje się najwięcej przestępstw. Ustalił, że wysyłanie tam częstych patroli policji przynosi dobre rezultaty tanim kosztem. Policja zawsze tłumaczy: co z tego, że tam będziemy patrolowali, przecież przestępcy przeniosą się w inne miejsce! Otóż Weisburd wykazuje, że to nieprawda, ale policja, niestety, bardzo rzadko posługuje się metodami opracowanymi naukowo.

Czy premiowane są właśnie prace przydatne w praktyce?

Wiedza o najefektywniejszym zwalczaniu przestępczości stale się poszerza. Na przykład pierwszą nagrodę w 2006 r. dostał John Braithwaite za metody zapobiegania powrotowi do przestępstwa. Przestępstwo można przedstawić jako konflikt: gdy jedną stronę ukarzemy, kara nie kończy konfliktu, a jedynie odgórnie go przerywa. Braithwaite szukał trwalszych rozwiązań. Opracował model, który nazwał „zawstydzanie i resocjalizacja”. W uproszczeniu polega na tym, by – w toku sesji z udziałem pokrzywdzonych, rodziny i sąsiadów – wytłumaczyć przestępcy, że to, co zrobił, jest złe, że spowodował ból i straty, narażał innych. Dalsze sesje mają sprawiać, by się wstydził. Powiedzmy, że chodzi o alkoholika, który prowadził samochód po pijanemu. Sąsiedzi, współpracownicy i rodzina zastanawiają się, co można zrobić, by incydent się nie powtórzył.

Na zatwardziałych przestępców to chyba nie działa?

Nie musi działać, ale nie wykluczamy, że przynosi rezultaty. Przestępcy poddawani tej metodzie muszą być jakoś zakorzenieni w społeczeństwie obywatelskim czy po prostu w sąsiedztwie. W Szwecji mamy teraz problem z bandą cynicznych włamywaczy grasujących po kraju. Ta metoda nie jest dla nich.

Czy metody naukowe nie wymagają większych nakładów i liczniejszego personelu niż zwykłe wsadzanie za kraty?

Otóż nie. Kładziemy nacisk na efektywność kosztów. Pytamy o rezultaty i o to, ile co kosztuje. Najwięcej kryminologów pracuje w Ameryce, jest tam rekordowo wysoka liczba więźniów, a także duża przestępczość. Nie miałbym odwagi twierdzić, że kryminologia wpływa na poziom przestępczości w jakimś kraju. Ale przez ostatnie 15 czy 20 lat przestępczość w USA bardzo zmalała.

Opinia publiczna nie jest o tym przekonana.

Bo prócz kryminologii naukowej mamy kryminologię polityczną. Apele naukowców kryminologów politycy odrzucają. Polityka kryminalna jest w coraz mniejszym stopniu domeną ekspertów, a w coraz większym staje się częścią polityki partyjnej. W Szwecji widać to nawet wyraźniej niż w innych krajach. Eksperci, powiedzmy 20 lat temu, mówili, jakie metody przynoszą rezultaty, a politycy tego słuchali i postępowali mniej więcej według otrzymanych rad. Natomiast teraz ze Stanów Zjednoczonych przyszła do Europy tendencja, by przestępczość uważać za poważny problem społeczny, za jedną z dziedzin, w których politykę można kształtować pod publiczność. Politycy stosują środki zwalczania przestępczości jako sposób pozyskiwania wyborców. W rezultacie cała polityka kryminalna przesuwa się w kierunku populistycznych rozwiązań.

Ale widzę i przeciwną tendencję: ekspertyza zaczyna nabierać znaczenia. Ustępujący gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger zatrudnił jedną z moich koleżanek, wybitnego kryminologa, jako swego doradcę ds. więziennictwa. Oczywiście nie dlatego, że zainteresował się nagle naukami społecznymi. Po prostu szukał sposobów na ograniczenie gwałtownie rosnących wydatków na więziennictwo: są tak wysokie, że stały się problemem politycznym, liczba więźniów w ciągu ostatnich 15 lat wyraźnie wzrosła.

Wiedza naukowa o wpływie środowiska na rozwój przestępczości nie różni się od wiedzy intuicyjnej. Wiadomo, że bieda, bezrobocie, narkotyki, brak perspektyw i autorytetów – wszystko to prowadzi do dezorganizacji życia w mieście i sprzyja przestępczości. Czego więcej można od kryminologii wymagać?

Rzeczywiście, wszystko to opisano w latach 20. ubiegłego wieku. Ale wiedza o społecznej dezorganizacji pozostaje bardzo istotna. I nabiera nowego znaczenia w związku z masową migracją: w całej Europie, na przedmieściach dużych miast, mamy strefy społecznej dezorganizacji. Państwo nie wykorzystuje jednak nagromadzonej wiedzy. Sąsiedztwo i sytuacja ekonomiczna rodzin gra tu ogromną rolę. Prowadziłem z kolegą badania na temat przestępczości i emigracji. Otóż 80 proc. wszystkich różnic we wskaźnikach przestępczości pomiędzy cudzoziemcami a Szwedami znika, kiedy porównać tylko tę część rodzin emigranckich, która żyje w warunkach podobnych do rodzin szwedzkich i w ich sąsiedztwie. Takie ustalenia mają znaczenie praktyczne i polityczne, kiedy ksenofobia szerzy się również w polityce.

Czyli bieda jest skorelowana z przestępczością?

Nie tyle bieda, ile różnice ekonomiczne pomiędzy różnymi grupami w społeczeństwie. Ponadto nie sama bieda, że tak powiem – fizyczna, lecz brak wykształcenia i drogi do awansu społecznego. Kiedy płoną przedmieścia w Paryżu czy czasem w Sztokholmie, to polityka nie znajduje wyjaśnienia powodu zamieszek, natomiast kryminolodzy rozumieją, że to wynik frustracji. Owszem, społeczeństwo dobrobytu daje przyjezdnym minimum egzystencji, ale nie stwarza ścieżki awansu do uznanych grup.

 

 

Czy kryminologia wierzy w resocjalizację? Więzienia mają opinię szkół przestępstwa…

Odstraszanie działa tylko wobec pewnych grup przestępstw – na przykład gospodarczych, z tym że oddziałuje nie tyle wysokość kary, ile raczej prawdopodobieństwo wykrycia sprawców. Wiemy też, że o odstraszającej funkcji kary w ogóle nie można mówić przy przestępstwach gwałtownych, popełnianych pod wpływem alkoholu, narkotyków czy psychicznego wzburzenia. Przeprowadzono wiele badań dotyczących funkcji izolacyjnej więzienia. Wynika z nich, że osiągnięcie czegoś zauważalnego w statystykach dla całego kraju wymaga ogromnego zwiększenia liczby osadzonych, niemal do absurdu. Kryminologia natomiast podpowiada, że lepiej skazywać częściej na krótsze kary niż rzadziej na dłuższe...

Ale dawniej na uniwersytetach fascynowano się resocjalizacją więźniów.

Nie było dowodów empirycznych, że to działa. Poza tym skarżono się, że stosowane środki resocjalizacyjne nie zależą od popełnionego przestępstwa, lecz od tego, jakie problemy osobowościowe ma sprawca. Zdarzało się, że dwie osoby, które popełniły to samo przestępstwo, poddane były odmiennemu traktowaniu.

Dziś wiele badań wykazuje, że niektóre metody dają efekty, inne nie. Podchodzimy do rezultatów izolowania z większym realizmem, to musi być opisane, sprawdzone w praktyce, ale efekty są skromniejsze, niż dawniej liczono. 10–15 proc. więźniów korzysta z resocjalizacji, ale to i tak dużo, bo ani odstraszanie, ani izolacja takich wskaźników nie daje.

No to co robić?

Interweniować na bardzo wczesnym etapie, kiedy nikomu o przestępstwie nawet się nie śni. Naszego Nobla daliśmy na przykład Davidowi Oldsowi. Posyłał on pielęgniarki do domów bardzo młodych matek, przeważnie samotnych, żyjących w slumsach. Dzieci objęte tym programem – w porównaniu z grupą kontrolną w tym samym środowisku – były dużo rzadziej bite czy w inny sposób maltretowane przez rodziców. Olds wykazał, że potem jako dorośli popełnili mniej przestępstw. Wykazał też, że udział pielęgniarek – a nie pracowników socjalnych – jest najistotniejszy. Składały one wizyty domowe pod pretekstami medycznymi i – przynajmniej z pozoru – dawały rady czysto zdrowotne, a jednak bardzo poprawiały sytuację ogólną tych rodzin. Olds wykazał, że nawet drobne, ale wczesne działania dają większe efekty niż poważniejsze interwencje w późniejszym okresie.

Szwecja kojarzy się z solidnością i troską społeczną. Czy macie lepsze wyniki w zwalczaniu przestępczości?

Naukowcy nie prowadzą takich porównań. Powiedziałbym, że nasze efekty nie są ani lepsze, ani gorsze niż gdzie indziej. Nie dajemy lepszych efektów, ale w dalszym ciągu (choć się robi wiele, by to zniszczyć) jest to system humanitarny. Mamy proporcjonalnie mniej więźniów, krótsze kary i bardziej humanitarne podejście do ludzi, którzy popełniają przestępstwa. A więc w sytuacji, kiedy skuteczne metody zapobiegania przestępczości są trudne do znalezienia, to chyba lepiej płacić mniej w kosztach dodatkowych.

Więc humanitarne podejście bardziej się opłaca niż surowa penalizacja?

Mnie wystarczy, że podejście jest humanitarne, to wartość sama w sobie.

A skutki dla otoczenia?

Z badań wynika, że ludzie, którzy sami odczuwają, że system prawny potraktował ich w sposób humanitarny i sprawiedliwy – przejawiają mniejszą skłonność do popełniania nowych przestępstw. To nie jest wiedza intuicyjna, lecz zjawiska zbadane przez naukę. Poza tym wiemy, że próba sił władzy z różnymi grupami w społeczeństwie zawsze zwiększa przestępczość. Jednym z powodów zamieszek, jakie znamy z przedmieść Francji, jest właśnie konfrontacyjna postawa władzy. To oznacza, że występuje zależność między, nazwijmy to, pozytywnym spotkaniem z obywatelem a niższą przestępczością.

Niedawno Francja zaostrzyła kary dla recydywistów, Holandia też, Polska także wprowadza surowsze kary...

Rząd szwedzki jest niezadowolony z naszych sędziów, bo oni na ogół skazują na kary najniższe w taryfikatorze. Chce ich zmusić, by orzekali kary wyższe. Minister sprawiedliwości złożyła w parlamencie projekt ustawy zaostrzającej kary i tłumaczy, że to opinia publiczna domaga się surowszych kar. Nie ma jednak racji.

Przekonywałem ją: po pierwsze, surowsze kary nie zmniejszą przestępczości (o czym ona wie). Po drugie, kiedy pytamy społeczeństwo, okazuje się, że rzeczywiście chce ono surowszych kar „w ogóle”, ale jak ludziom podawać konkretne przykłady przestępstw, kazać im „osądzać”, to przekonujemy się, że ludzie proponują kary najniższe z możliwych, takie jakie wymierza prawdziwy sąd. Czyli w gruncie rzeczy nie wiedzą, jak system funkcjonuje naprawdę.

Po trzecie – i to mój najmocniejszy argument – zaostrzanie kar kosztuje masę pieniędzy i nie przynosi spodziewanych skutków. Pieniądze znacznie lepiej zużyć na wczesną prewencję, która działa.

Profesor Jerzy Sarnecki (ur. 1947 r.), socjolog i kryminolog, profesor na Uniwersytecie w Sztokholmie. Urodził się w Warszawie, w rodzinie polskich Żydów. Po marcu 1968 r. opuścił Polskę. Wyjechał do Sztokholmu, gdzie studiował socjologię, z której również napisał doktorat. W latach 1986-93 pracował w Szwedzkiej Radzie Narodowej ds. Zapobiegania Przestępczości. W Szwecji jest cenionym komentatorem głośnych przestępstw i polityki kryminalnej państwa. Jest też inicjatorem międzynarodowej nagrody zwanej często Noblem kryminologów. Jej zwycięzca i autor wyróżniających się badań lub praktyk, które pozwalają na ograniczanie przestępczości i promowanie praw człowieka, odbiera milion koron, przyznawane co roku w czerwcu podczas uroczystej ceremonii w ratuszu sztokholmskim.

Polityka 34.2010 (2770) z dnia 21.08.2010; Świat; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Sadzać często, nie trzymać długo"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną