Zamieszki w Kairze skupiają się na centralnym placu El Tahrir, przy którym znajduje się słynne Muzeum Kairskie. Co gorsza budynek ze 120 tys. starożytnych artefaktów (w tym skarbami z grobowca Tutanchamona) sąsiaduje z siedzibą rządzącej Partii Narodowo-Demokratycznej, którą w piątek została podpalona przez protestujących przeciwko rządom Hosni Mubaraka. Szef Egipskiej Służby Starożytności Zahi Hawass ogłosił, że do muzeum wdarli się rabusie, którzy zniszczyli dwie mumie, ale telewizja Al-Jazeera pokazała więcej – porozbijane gabloty z zabytkami, poprzewracane i połamane rzeźby, uszkodzony wachlarz młodego Tutanhamona. Muzeum w poszukiwaniu rabusiów przetrząsają uzbrojeni po zęby komandosi.
W czasie wojny w Iraku w 2003 r. dobrze zorganizowane grupy złodziei splądrowały Muzeum w Bagdadzie i iracką Bibliotekę Narodową. Uzbrojeni i elegancko ubrani panowie pokazywali, które zabytki warto wynosić. Aby zatrzeć ślady spalono spisy inwentarzowe, a mniej wartościowe eksponaty zniszczono. Przez dwa dni nikt nie przeszkadzał rabusiom. W Egipcie sprawa wygląda inaczej, bo do Muzeum Kairskiego wdarły się – jak na razie – pojedyncze osoby, a wokół budynku Kairczycy spontanicznie utworzyli kordon, mający chronić bezcenne zbiory przed wandalami. Nie wiadomo jednak co stanie się z Muzeum Egipskim, albo z o wiele gorzej chronionymi muzeami lokalnymi, gdy dojdzie do rozruchów i walk ulicznych na większa skalę. Czy znajdą się Egipcjanie gotowi narażać życie, by chronić zabytki, którymi zachwycają się przede wszystkim zagraniczni turyści?
W tej tragicznej sytuacji wręcz groteskowego charakteru nabrało żądanie zwrotu popiersia Nefertiti przez Zahi Hawassa. Jeszcze na początku tego tygodnia niemieckie media rozpisywały się o pretensjach egipskiego Indiany Jonesa, który wystąpił z "oficjalnym żądaniem zwrotu biustu", podpisanym przez premiera Egiptu Ahmeda Nazifa i ministra kultury Faruka Hosni.