Złożone z sześciu strzałek i jednej flagi logo to projekt Jerzego Janiszewskiego, tego samego, który zaprojektował słynny znak „Solidarności”. Wybór historycznie słuszny, choć tamtemu projektowi siłę dał wielki oddolny ruch, a dzisiejsze logo jest raczej drobną dekoracją jeszcze nierozpoczętej prezydencji wskazaną przez struktury polskiego rządu.
Nie wiadomo dokładnie, co ten tłum strzałek chce nam powiedzieć, ale można strzelać: że jesteśmy prości jak strzała i pniemy się do góry? A może, że robimy to bez głowy? Może ma komunikować światu, że mimo sympatii dla różnorodności (różne kolory), my (ten czerwony pan strzałka) wyjątkowo lubimy machać przy każdej okazji własną, narodową flagą?
Poprzednie trio krajów pełniących prezydencję (Belgia, Hiszpania, Węgry) miało wspólne logo złożone z zamaszystych liter „eu” – proste, jedynie wariantami kolorystycznymi odróżniające od siebie poszczególne kraje. Polskie barw i symboliki nie szczędzi, co na pewno pokazuje narodowy gest i szczodrość, ale przy okazji zwiększa liczbę skojarzeń. Gdyby nie czarna strzałka (symbolizująca może tradycyjne wartości?), można by było przecież szukać nawiązań do tęczowej flagi ruchu mniejszości seksualnych. Gdyby nie strzałka pomarańczowa, jak nic kojarzyłoby się to z symbolem ruchu olimpijskiego, najsłynniejszym sportowym logotypem.
Całe to rozdarcie między zmianami obyczajowymi, problematyką sportową i ekonomicznym wykresem (koncepcja strzałki jako takiej) – i jedno, i drugie, i trzecie bardzo a propos gorących tematów obecnych dziś często w polskiej polityce – zniknie jednak, gdy ktoś sobie to logo wydrukuje w czerni i bieli. Co się zdarza, jak dobrze wiedzą użytkownicy takich znaków firmowych. Wtedy strzałki mogą stracić cały swój strzeliście optymistyczny ładunek, zamienić się w ogrodzenie albo jakiś szereg kikutów, żeby już nie szukać dalszych skojarzeń.