Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Organizm płackarty

REPORTAŻ: Kuszetką przez Rosję

Nauczyciele z Lipiecka co roku podróżują nad Bajkał płackartą, bo trudno o lepszą agorę. Nauczyciele z Lipiecka co roku podróżują nad Bajkał płackartą, bo trudno o lepszą agorę. Michał Książek / Polityka
W rozgrzanym wagonie kuszetki od trzech dni zalega 54 spoconych pasażerów i musisz przyzwyczaić się do woni ich 108 stóp, ich pach i wiezionej z domu wałówki.
Dobry sposób na ruchomy krajobraz – wyszywanie.Michał Książek/Polityka Dobry sposób na ruchomy krajobraz – wyszywanie.
Pociag staje i widok się zmienia: wszędzie tłumy podróżnych i handlarek.Michał Książek/Polityka Pociag staje i widok się zmienia: wszędzie tłumy podróżnych i handlarek.
Na peronie można kupić np. wędzonego karpia.Michał Książek/Polityka Na peronie można kupić np. wędzonego karpia.
W płackarcie wszystko odbywa się w ruchu: picie, spożywanie, mycie, defekowanie...Michał Książek/Polityka W płackarcie wszystko odbywa się w ruchu: picie, spożywanie, mycie, defekowanie...
Mikołaj Jewgienicz, prowadnik wagonu No 15, chwali sobie płackartę: tu wszystko i wszystkich widać.Michał Książek/Polityka Mikołaj Jewgienicz, prowadnik wagonu No 15, chwali sobie płackartę: tu wszystko i wszystkich widać.
Kiedy Wołodia wyciąga gitarę, cały wagon nuci wraz z nim.Michał Książek/Polityka Kiedy Wołodia wyciąga gitarę, cały wagon nuci wraz z nim.

Wagon płackartnyj to coś więcej niż tylko klasa usług w rosyjskich pociągach. Dla tysięcy ludzi to jedyny sposób na przestrzeń, na poruszanie się po tym ponad 50-krotnie większym od Polski kraju. Bilet płackartnyj z jednego końca Rosji na drugi kosztuje równowartość 700 zł, a to przecież aż 9 tys. km. Klasa pierwsza jest o połowę droższa, samolot zaś nawet pięć razy. Nie dziwota, że płackartnyj jest najpospolitszym wagonem w transsyberyjskich eszelonach. Że ma otwarte na korytarz przedziały i na trzeci dzień podróży nielicho pośmierduje, nikogo tu nie martwi.

Anatomia

Jeśli badasz anatomię płackarty, po raz pierwszy wyda ci się, że każdy przedział to dwa łóżka, rozdzielone małym stolikiem pod oknem. Kiedy już rozsiądziesz się wygodniej, pojmiesz, że nad każdym z wyrek zamontowane jest jeszcze jedno, a z drugiej strony wagonu, stamtąd, gdzie spodziewałbyś się drugiego okna, wpatruje się w ciebie oko ogromnego pępka brzuchatego pasażera i uśmiecha wielki zad kolejnego, śpiącego powyżej. Jakimś cudem wciśnięto tam jeszcze dwa boczne leżące miejsca. Takich otwartych 6-osobowych nisz, oddzielonych tylko kawałkiem płyty, jest w wagonie dziewięć. Najgorsza miejscówka to boczne górne wyrko, tuż przy kiblu, gdzie dokucza woń moczu i trzask drzwi. Najlepszej nie ma, bo wszędzie coś czy ktoś przeszkadza.

W płackarcie pociągu No 92, jadącego z Moskwy nad Bajkał, możesz spotkać poszukiwacza złota, turystę, baszkirskiego drwala, prostytutkę, myśliwego, złodzieja, profesora i rzadziej reportera kolorowych magazynów z Europy. Ten ostatni, obwieszony sprzętem i gadżetami, wygląda jak klasyczny pasażer pierwszej klasy i potencjalna ofiara peronowych żuli. Do płackarty zajrzy tylko przez okno albo w drodze do restauracyjnego, z nadzieją, że uda mu się zrobić zdjęcie, które obiegnie świat. Fotografował już peronowe handlarki, konduktorów, teraz próbuje pijących drwali, którzy zakładają się o to, czy żurnalista dowiezie swój sprzęt do końca, czy nie.

W dialekcie łąkowym

Witalij i Sława jadą nad Lenę, do wyrębu tajgi na pół roku. Są Maryjczykami, mieszkają w Baszkirii, a pracują dla tatarskiej firmy poszukującej na Syberii gazu i ropy. Roboty się nie boją, już kiedyś spędzili trzy miesiące na Jamale i wiedzą, czym to pachnie. Na pytanie, jak tam jest, odpowiadają: nie jest źle, bo na 120 mużyków wypadają cztery powarichy (dosł. kucharzyce) i jedna sklepowa. Czasem helikopter przywozi też panią felczer. Kiedy opóźniają się transporty żywności do sklepiku w tajdze, miłość możesz mieć nawet za większą tabliczkę czekolady.

Chłopaki dziwią się, że ktoś z Polski może wiedzieć, gdzie leży republika Mari Eł, kim są Maryjczycy i że maryjski dzieli się na dialekt górski i łąkowy. Między sobą mówią w ojczystym języku, w dialekcie łąkowym, z rzadka wtrącając rosyjskie słowa.

Poszukiwacze złota

Sąsiad Maryjczyków, Edward, jedzie wydobywać złoto w okolicach Bodajbo na Zabajkalu. Pracuje na ogromnej pogłębiarce, która połyka całe strumienie i filtruje żwir aż do wypłukania z nich złotego piasku. Edik opowiada, że jeszcze trzy lata temu robotnicy z jego firmy nie mieli kont bankowych i na ojczystą Ukrainę czy do Mołdawii wracali z zarobionymi pieniędzmi w kieszeniach. W pociągach jadących z Zabajkala do Moskwy grasowały wtedy wyspecjalizowane w okradaniu poszukiwaczy złota szajki. Dla bezpieczeństwa górnicy wracali więc w grupach po kilkanaście osób. W kupie niby bezpieczniej podróżować, ale trudniej odmówić kieliszka. Tak powstały pijane pociągi zwane złotymi – od balujących w nich poszukiwaczy złota z Zabajkala i Jakucji. Do dziś w te rejony RŻD (rosyjskie PKP) nie wysyła składów kolejowych wyższych klas, jak np. firmiennyje, co najwyżej passażyrskijeskoryje, na które składają się głównie wysłużone płackarty.

Pod Edwardem śpi Rusłan, Uzbek z Tadżykistanu, szofer ciężarówki jednej z firm szukających złota pod Bodajbo. Rusłan ma miejsce na bocznych narach, leżąc może więc obserwować czteroosobową niszę zajętą przez turystki z Polski. Chętnie im się przygląda i fotografuje na pamiątkę na mijanych stacjach. W rodzinnym kiszłaku na przełęczy gdzieś pod Leninabadem za takie przyglądanie się obcym kobietom przykuwają do skały i szczują psami. W górach zostawił młodszą o 20 lat żonę, a w Bodajbo, gdzie spędzi następne pół roku, czeka na niego druga. Oczywiście obydwie nie wiedzą o sobie. Rusłan tłumaczy, że z żoną jest jak z Bogiem: Allah zabrania mu picia, ale Rusłan pije pod dachem płackarty, bo Bóg przez dach go nie widzi. Żona zaś zabrania wielożeństwa, ale podobnie jak Bóg przez dach, tak i ona z Leninabadu nie wypatrzy przecież, co Rusłan robi w Bodajbo.

Uzbek chwali się, że odwiedził raz w życiu Polskę, w 1968 r. Służył wtedy w DDR. Kiedy zaczęło się dziać w Czechosłowacji, tuż przed desantem na jakieś czeskie miasto jego jednostka miała przystanek na granicy z Polską. Wystrzelił tylko raz, taki był rozkaz.

Chór

Najbliżsi sąsiedzi Edwarda i Rusłana to grupa rosyjskich nauczycieli z Lipiecka nad Woroneżem. Kiedy nad Niziną Syberyjską wyjrzało lipcowe słońce, a temperatura w płackarcie przekroczyła 32 stopnie, jako pierwsi odważyli się zdjąć koszulki i wietrzyć ogromne brzuchy. W ich ślady poszedł cały pociąg. Jeden z nich, Jewgienij, wykładowca fizyki, opowiada, że co roku latem podróżują nad Bajkał. Obozują tygodniami nad brzegiem jeziora łowiąc lipienie i omule. Podróż zawsze odbywają płackartą, bo trudno o lepszą agorę, miejsce spotkania niż jej otwarte przedziały. Wieczorami jeden z nauczycieli – Wołodia – wyciąga gitarę i cały wagon, do stukotu kół i pobrzękiwań, zaczyna nucić wraz z nim Wysockiego i Okudżawę. Ludzie są tak wsłuchani w rytm kół, że kiedy pociąg zaczyna zwalniać, zwalnia też śpiewana pieśń.

Grupce turystek z Polski razem z Rusłanem przygląda się też cichy pasażer z miejsca No 9 (dolne przy stoliku). W końcu zdobywa się na odwagę i zaczyna rozmowę. Pan Mikołaj Potuszyński jest prawnukiem polskiego zesłańca. Pradziadek wraz z rodziną służył w carskim wojsku w Irkucku, dziadek po rewolucji został kolejarzem i pracował na kolei, gdzieś pod Nowosybirskiem. Pan Mikołaj nigdy jeszcze nie spotkał Polaków, wspomina nieliczne pamiętane polskie słowa i wypytuje o życie w Polsce.

 

Owadzi chodnik

Dopiero nocą, kiedy pasażerowie usypiają pod stukot kół i pobrzękiwania gitary, widać, jak bardzo płackarta przypomina chodnik macierzysty gigantycznego kornika. Samica przepełzła wąskim przejściem wzdłuż wagonu i w każdym z przedziałów zostawiła po sześć jaj, z których wykluli się pasażerowie: czterech z lewej strony, w niszy przy stoliku i dwóch z prawej, na narach wzdłuż przejścia. Dojrzewają jak larwy kornika, usypiani macicznymi ruchami pociągu, aż nad ranem wyklują się z nich dorosłe imago, które wylezą z płackarty na jakiejś zagubionej między Irtyszem a Jenisejem stacji.

Życie w ruchu

W każdym wagonie czuwa dwóch konduktorów. Dbają o to, by potężny samowar Tytan zawsze był pełen wrzątku, rozdają śpiącym na górnych kojach szelki bezpieczeństwa, czyszczą kiszkowaty korytarz zakończony malutką kloaką, w której mieści się śmietnik, okienko i drzwi toalety. Na początku wagonu jest jeszcze jeden wychodek, w obydwu konduktor Mikołaj Jewgienicz ma dużo roboty, bo korzystanie z ubikacji w ruchu nie jest łatwe. Ale już na drugi dzień podróży każdy wie, że stękanie pociągu zapowiada ostry zakręt, który grozi samoobsikaniem, albo że co jakiś czas, na rozjazdach, stukot kół pociągu dostaje gwałtownej palpitacji, która korzystającego z klozetu może wystraszyć, a nawet pogrążyć w muszli. Stresujące są też ciemne tunele pod przełęczami, szczególnie częste za Jenisejem i nad Bajkałem. Jeśli jedziesz z Moskwy do Nowosybirska, na naukę korzystania z kibla masz trzy doby, jeśli do Krasnojarska – cztery, jeżeli zaś nad Bajkał, to aż pięć dni i nocy. Pocieszający jest też fakt, że łazienki w płackarcie są dużo czystsze niż w polskich pociągach, no i trochę mniejsze, trudno więc w nich tak naprawdę upaść.

Uważać jednak trzeba, bo w płackarcie wszystko odbywa się w ruchu. Mycie, spożywanie, defekowanie, ciche spółkowanie i głośne picie, wszystko to w drodze. W ruchu, jak niektóre ptaki, ssaki i owady. Jest w tym jakaś niespodziewana jedność z widokiem zza okna: z tajgą, z bagnami i lasostepem. Z biologią jerzyka, którego od czasu do czasu widać z okna wagonu. Ten ptak potrafi w locie nie tylko jeść, ale też spać i kopulować. Powinien być symbolem mknącej przez tajgę płackarty, a może rosyjskich kolei w ogóle.

Mikołaj

Zgadza się z tym pomysłem Mikołaj Jewgienicz, prowadnik wagonu No 15 pociągu do Siewierobajkalska nad jeziorem Bajkał. Już blisko trzy lata spędził w drodze, jadąc pociągiem. Obsługiwał też 1 klasę, ale zdecydowanie przedkłada płackartę. Tu wszystko i wszystkich widać, łatwiej strzec pasażerów przed kieszonkowcami i poszukiwaczami złota, którzy czasem hulają po kilka dni i mogą być groźni. Goście płackarty są też mniej wymagający niż ci z pierwszej klasy, którzy, jak to często bywa na całym świecie, lubią zadzierać nosa. W płackarcie w końcu znajduje swój wyraz kolektywny duch drzemiący jego zdaniem w Rosjanach. Już po pierwszym tysiącu kilometrów wiadomo, kto jak ma na imię i dokąd jedzie, ludzie wymieniają się adresami, zapraszają na posiłki, powierzają swój dobytek, kiedy wychodzą do restauracyjnego.

Płackarta jest według Mikołaja doskonałą metaforą Rosji, jej pomniejszeniem: lud-pasażerowie słuchają cara-konduktora jak świnia grzmotu, wszystkim jest tu bardzo trudno, ale wszyscy są zadowoleni, no i wciąż aktualne jest odwieczne rosyjskie pytanie: Co robić?

Zaburzenia obrazu

Najprostsza odpowiedź to patrzeć w okno. Choć za oknem nie widać konkretnego widoku, tylko jakiś film, setki szybkich ujęć, za którymi trzeba nadążać, bo ustawiczny ruch pociągu pozbawia podróżnych widoku. Męczą się przez to oczy, a niektórzy stają się drażliwi i zniecierpliwieni. Pani Swietłana widok robi sobie sama: wyszywa twarz Chrystusa na serwecie do cerkwi, a nauczyciel z Lipiecka podczas postoju w Omsku kupił sobie widok tajgi u peronowego artysty; postawił go przy oknie, przez które nie może już patrzeć. Ludzie starają się oprzeć spojrzenie na czymś statycznym, bo dopiero kiedy pociąg zatrzymuje się na jakiejś stacji, świat przystaje na chwilę i w ramie okna można zobaczyć obraz: tłumy podróżnych i handlarek na peronach. Jedna z nich wywija właśnie młynka pękiem suszonych ryb, inna świeci z daleka złotymi plackami z rybiej ikry, jeszcze inna chrzęści wiaderkiem z gotowanymi rakami, tak głośno, że słychać przez grubą szybę. Niestety, wysiąść nie można, większość przystanków trwa 2–3 minuty.

W płackarcie przeszkadzać też może brak miejsca, ustawiczne potykanie się o wystające z dolnych koi nogi, porozrzucane kapcie i torby. Jeśli jedziesz trzy doby do Nowosybirska, to pół biedy, ale jeśli gnasz do Władywostoku ponad tydzień albo do Tommotu w Jakucji dziewięć dób? Już na drugi dzień czujesz, że ogromne przestrzenie Powołża, Uralu, Niziny Zachodniosyberyjskiej i Wyżyny Środkowosyberyjskiej zbiegają się w płackarcie, w miejscu No 25, dokładnie tam, gdzie siedzisz. 25 to punkt, a nie 25 m kw. Chciałoby się już wysiąść i pójść, ale pójść można co najwyżej do kibla, po wrzątek albo pogadać z konduktorem. Konflikt między ciasnotą wagonu a ogromem pustej przestrzeni, przez którą pędzi, dobrze zna każdy, kto spędził w pociągu kilka dób. Następna stacja dopiero za trzy godziny, a na niej znów tylko dwie minuty postoju.

Mikołaj nie wypuszcza nikogo na tak krótkich przystankach, ale uspokaja, bo nie słyszał, by podczas jazdy w płackarcie ktoś oszalał. W końcu w ciągu tych pięciu dób podróży pociąg No 92 ma aż dziesięć półgodzinnych przystanków (niektóre w nocy). Można przejść się po peronie, kupić suszonego szczupaka, orzeszki cedrowe albo nawet gotowanego raka. Zachęca, by codziennie urządzać sobie spacer podczas jazdy przez wszystkie 28 wagonów składu albo przyłączyć się do drwali i spokojnie wyłącza światło w płackarcie No 15, bo prawie wszyscy zajęli już swoje nisze wzdłuż chodnika macierzystego i zasypiają.

W nocy fizjologia płackarty zwalnia. Większość pasażerów śpi stopami do korytarza, toteż wstając do kibla bywasz muskany ich piętami i podbiciami palców, co trochę uspokaja. Poszukiwacz złota ma stopy chropowate tak samo jak kierowca ciężarówki, zaś turystki i dzieci miękkie i różowe. Spod koców zwisają ręce i golenie, wypełzają piersi, bieleją uda, dyndają pośladki. Tusze podróżne trzęsą się jak w galarecie. W świetle księżyca i mętnej jarzeniówki wagon ludzkiego mięsa wygląda fantastycznie: jak obraz Hieronima Boscha albo jakaś gigantyczna konserwa od wewnątrz.

Polityka 24.2011 (2811) z dnia 05.06.2011; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Organizm płackarty"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną