Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Współczesny Zorba

Grecki naród ma dość

Czerwony marsz protestacyjny ze Sparty do Aten. Czerwony marsz protestacyjny ze Sparty do Aten. Reuters / Forum
Grecy protestują nie dlatego, że są leniwi i nie chce im się wprowadzać wymaganych przez Unię reform, tylko dlatego, że mają dość. Coraz wyższych cen i podatków, niższych pensji, klientelizmu, korupcji i niespełnionych obietnic kolejnych rządów.
„Współczesny Zorba nie ma już w sobie wiele z filozofii słynnego Greka – w greckiej duszy została z niej tylko zabawa i beztroska”.Int. Classic/Corbis „Współczesny Zorba nie ma już w sobie wiele z filozofii słynnego Greka – w greckiej duszy została z niej tylko zabawa i beztroska”.
Źródła dzisiejszego greckiego kryzysu sięgają populizmu lat 80.John Kolesidis/Reuters/Forum Źródła dzisiejszego greckiego kryzysu sięgają populizmu lat 80.

Na słupach i drzewach pomarańczowych pod parlamentem w Atenach wiszą wielkie transparenty adresowane do polityków: „Obudziliśmy się!”, „Złodzieje!”, „Zdrajcy!”. Rozwiesili je greccy „oburzeni”, którzy już od ponad miesiąca okupują znajdujący się tuż poniżej plac Konstytucji. Największe (nawet stutysięczne) tłumy zbierają się w niedziele, ale najwytrwalsi w ogóle nie schodzą z placu – śpią w namiotach, jedzą to, co przyniosą im ludzie i co wieczorami dowiozą właściciele restauracji.

Podzielili się na kilkanaście grup: artyści, informacja, obsługa techniczna, sprzątacze, punkt pierwszej pomocy, kontakty zagraniczne, biblioteka, multimedia. 

Lidia jest z grupy multimediów. Nauczycielka matematyki, na placu od samego początku. Ma 52 lata i z rewolucyjnym zapałem tłumaczy, o co w tym wszystkim chodzi: – Nie chcemy tego rządu ani tego parlamentu. Oni wszyscy kradli i kłamali przez lata. W ogóle nas nie słuchają. Muszą odejść! Kto będzie za nich rządził? My sami. Naród!

Tablica ogłoszeń przypomina, co jest potrzebne: woda, środki czystości, karimaty i Maalox na wypadek, gdyby policja znów rozpyliła gaz łzawiący (biała maź łagodzi skutki działania chemikaliów). Na jednej z przypiętych kartek widać kolorowy napis: „Prosimy, sprzątajcie po sobie. Od śmieci są śmietniki i... parlament”. Tuż przy wejściu do metra trwa posiedzenie którejś z grup „oburzonych”. O głos prosi się przez podniesienie ręki. Przemowa nie może trwać dłużej niż dwie minuty. Gdy ludziom podobają się argumenty mówcy – wyciągają w górę dłonie i kręcą nimi w kółko. Z kolei buczenie oznacza dezaprobatę. Wybierają pięć osób, które zaprezentują stanowisko grupy podczas zebrania walnego. Decyzja o kontynuowaniu protestu zapada jednomyślnie. 

Z niewielkiej odległości całej scenie przyglądają się także liczni handlarze podrobionymi torebkami i okularami – głównie nielegalni imigranci z Afryki. A obok nich stoją sprzedawcy opiekanej kukurydzy i piwa w puszkach.

Z Internetu wciąż można za darmo ściągnąć na komórkę dzwonek z czasów kampanii wyborczej 2009 r. Jorgos Papandreou na wiecu uspokaja i zapewnia, że „pieniądze są”, więc kryzys, który zbliża się wielkimi krokami, nie będzie tak straszny, jak mówi opozycja. Dynamiczna muzyka w tle, stanowcze: „pieniądze są”, „pieniądze są”, „pieniądze są”, i głośna owacja tłumu. Dzwonek stał się popularny niecałe pół roku po wygranych wyborach; nowy premier kajał się wówczas z parlamentarnej mównicy: „pieniądze były”. Obecni na sali posłowie opozycji wybuchnęli śmiechem, a Grecy przed telewizorami przecierali oczy ze zdumienia. Zrozumieli, że przyszedł czas trudnych wyrzeczeń, a pieniędzy będzie się teraz szukać w ich własnych kieszeniach.

Nie proś o paragon

Mieszkający od kilku lat w Polsce Christos jakiś czas temu zmienił dzwonek, ale zachował go w telefonie – przypomina mu, dlaczego wyjechał z Grecji. Te długie i entuzjastyczne oklaski w odpowiedzi na fałszywe obietnice przyszłego premiera oznaczają ślepą wiarę w to, że w kraju nic się nie zmieni, że będzie po staremu, a gnijący od środka system przetrwa kolejną kadencję.

– Papandreou wygrał z 10-proc. przewagą, bo mówił to, co Grecy chcieli usłyszeć. Obiecywał, że kraj szybko wyjdzie z kryzysu. Kłamał, choć musiał wiedzieć, że stoimy na skraju bankructwa – twierdzi Christos. Dziś żałuje zmarnowanego głosu i tego, że znów dał się oszukać. Specjalnie z Warszawy poleciał na Kretę, żeby zagłosować. Myślał, że tym razem będzie inaczej. A przecież miał już sobie więcej głowy Grecją nie zawracać.

Po studiach i wojsku długo nie mógł znaleźć pracy, ale nie zamierzał liczyć na rodzinne koneksje (choć związany z polityką wujek obiecywał, że po wyborach na pewno coś załatwi). Nie mógł znieść tej mentalności. W Polsce pracuje w banku i uczy greckiego. Do domu wraca dwa razy do roku, żeby odwiedzić starzejących się rodziców. Boi się o nich, bo to właśnie najbiedniejsi – emeryci, renciści – mają się w kryzysie najgorzej. Ojciec Christosa już nie spędza całych dni w kafeneio – tradycyjnym barze dla mężczyzn, a jego matka zastanawia się, czy aby nie przerobić dawnego pokoju syna i nie zacząć go wynajmować turystom.

Spróbuj w Grecji poprosić o paragon – mówi z ironią Christos, gdy w jednej z warszawskich restauracji kelner, razem z kawą i deserem, przynosi rachunek, wydruk z kasy fiskalnej. – W sklepie, restauracji, w kawiarni, w hotelu, u dentysty, prawnika, taksówkarza będą na ciebie patrzeć jak na zdrajcę narodu. Krzyczą, że przez ten VAT nic nie zarobią, a ja im mówię, że skoro nie chcą płacić podatku, niech ze mnie też nie zdzierają i niech mi obniżą cenę o te 20 proc.

Sześć kopert

W Polsce grecki kryzys pokazuje się tylko przez pryzmat strajków, protestów, starć z policją. Tłumaczy się go niemal wyłącznie rozbuchanym socjalem oraz lenistwem i wygodnictwem Greków, którzy nie chcą zaciskać pasa. – Polacy narzekali, gdy ceny podskoczyły o 1 proc. W Grecji w ostatnim roku VAT wzrósł o 4 proc., a akcyza na alkohol, papierosy i benzynę o 10 proc. Wynagrodzenia zmniejszyły się średnio o 20 proc. Zamrożono renty i emerytury, zlikwidowano 400 tys. miejsc pracy. Czy to naprawdę takie dziwne, że ludzie wychodzą na ulice? Ale i tak sedno problemu jest gdzie indziej – przekonuje Christos.

Jego przyjaciel mieszkający w Atenach właśnie stracił pracę w gazecie. Jannis zarabiał niecałe 500 euro miesięcznie na śmieciowych umowach i gdy poprosił o podwyżkę, podziękowano mu. Nie ma szans, żeby zatrudnić się w innej redakcji, bo kryzys wykańcza kolejne tytuły, telewizje i stacje radiowe. Gdy za dwa miesiące skończy mu się zasiłek, będzie musiał zamieszkać z rodzicami i liczyć na ich pomoc. Albo wyjedzie. Ma krewnych za granicą – jak wszyscy Grecy. Może powiedzie mu się w Australii. Wielu ludzi wybiera także migrację w innym kierunku. Opuszczają potężne i drogie Ateny, wracają do swoich miasteczek i wsi. Jedząc bakłażany i arbuzy wyhodowane w przydomowym ogródku, przeczekają kryzys.

Christos i Jannis, jak większość Greków, są przekonani, że pieniądze z MFW i Unii Europejskiej nie wyszły Grecji na dobre – nawet jeśli chwilowo uchroniły ją przed bankructwem. Ponad 40 mld euro z pakietu 110 mld, które w ostatnim roku zasiliły grecką kasę (okupione bolesnymi reformami), nie zatrzymały kryzysu. – Lekarstwo, choć gorzkie i niesmaczne, nie działa. Także kolejne pakiety ratunkowe, kolejne cięcia i oszczędności nie wydobędą nas z tej przepaści. Być może uratują jedynie europejskie banki i strefę euro. Zmiana musi dokonać się w nas samych, w naszym charakterze oraz w naszym systemie społeczno-politycznym – uważa Jannis.

Jeszcze nie wie, czy tej zmiany mogą dokonać greccy „oburzeni”. Obawia się, że są oni zbyt krytyczni wobec tradycyjnej polityki: – Jak dotąd nie zdołali wykreować żadnego lidera, nie chcą przekształcić się w ruch alternatywny wobec starych, skorumpowanych partii i nie wydadzą z siebie nowej elity, która byłaby w stanie powalczyć o władzę.

 

Oczywiście „oburzeni” są ofiarami kryzysu i ponoszą jego koszty, ale – o czym według Jannisa nie wolno zapomnieć – to po ich stronie leży część odpowiedzialności za obecną sytuację: – Każdy Grek ma swoje za uszami, uczestniczył w tym systemie, korzystał z jego dóbr. Coś komuś załatwiał lub prosił o załatwienie, nie wziął w sklepie paragonu, nie zapłacił podatku od nowo postawionego domu, wręczał liczne koperty.

Mimo tych wszystkich wątpliwości Jannis, odkąd stracił pracę, niemal codziennie zagląda na plac Konstytucji, a w czasie demonstracji zdziera gardło razem z innymi.

Według profesora Takisa S. Pappasa, politologa z Macedońskiego Uniwersytetu w Salonikach, źródła dzisiejszego greckiego kryzysu sięgają populizmu lat 80., kiedy władzę sprawował ojciec dzisiejszego premiera. Andreas Papandreou, założyciel socjalistycznej partii PASOK, po latach nieprzerwanych rządów konserwatywnej i proeuropejskiej Nowej Demokracji zaproponował Grekom politykę zmiany. Sprzeciwiał się pełnej integracji z NATO i EWG, prekursorką Unii, ale z chęcią wydawał europejskie fundusze na rozbudowę gigantycznej biurokracji. Z zagranicznych kredytów opłacał rosnące rzesze urzędników, czym zapewniał sobie spokój i poparcie, pomimo wybuchających co chwila skandali korupcyjnych z udziałem jego ministrów. – Papandreou senior stworzył i ugruntował system patronacki, klientelizm, z którego korzyści do dziś czerpią przede wszystkim członkowie i wyborcy partii – wyjaśnia Pappas.

W zamian za oddanie głosu na odpowiedniego kandydata wyborcy uzyskują gwarancję przywilejów socjalnych, a w osobie przyszłego posła, wojewody czy burmistrza – dłużnika, który załatwi świetnie płatną państwową posadę, łóżko w szpitalu, miejsce na uniwersytecie. Podobną strategię działania szybko podchwyciła opozycyjna Nowa Demokracja. A że oba ugrupowania przez lata wymieniały się władzą, gdy górą byli jedni, drudzy z roszczeniami cierpliwie czekali na swoją kolej.

W administracji publicznej przez prawie 30 ostatnich lat – mimo ogromnego przerostu zatrudnienia i małej wydajności – stale rosły pensje i przybywało przywilejów, głównie emerytalnych. O swoje szybko upomniał się też sektor prywatny i silne związki zawodowe. Dodatkowym problemem był i pozostaje do dziś nieszczelny system fiskalny – na wielką skalę unika się płacenia podatków, a państwo nie potrafi do tego przymusić (cypryjski noblista w dziedzinie ekonomii Christoforos Pissarides zaproponował nawet, żeby zamiast niewydolnych greckich instytucji podatki w Grecji zbierały prywatne firmy). Dla odmiany przyzwyczajono się do korupcji (przeciętny Grek rocznie wydaje ponad 1300 euro na łapówki w zamian za szybsze uzyskanie prawa jazdy, pozwolenia na budowę domu, przyjęcie dziecka do publicznego przedszkola).

Z zewnątrz trudno zrozumieć, na czym polega ten grecki klientelizm i jak bardzo wszechogarniające są jego macki. – Trudno pojąć też, że to on rodzi wszystkie społeczne plagi dzisiejszej Grecji: olbrzymią korupcję, nepotyzm, populizm, etnocentryzm, ksenofobię – uważa Pappas. Przykład: kuzynka Jannisa, idąc do szpitala na dzień przed planowanym porodem, wzięła ze sobą sześć kopert. W każdej było po 50 albo 100 euro. Dla pielęgniarek i lekarzy. Z prośbą o opiekę. Straciła na łapówki całą miesięczną pensję. Albo Tolis Voskopoulos – znany piosenkarz i mąż byłej wiceminister turystyki. Niedawno skazano go na trzy lata więzienia w zawieszeniu za niepłacenie podatków. Przez 16 lat oszukiwał greckiego fiskusa – w sumie na 5,5 mln euro. Wszyscy o tym wiedzieli i akceptowali to. Przy 10 mln obywateli i dużo mniejszym niż polskie terytorium każda grecka rodzina zna jakiegoś posła albo posłankę, człowieka z rządu lub z zarządu związków zawodowych, rektora uniwersytetu albo dyrektora szpitala. Każdy ma swojego „wizmę” – protektora.

Nowa umowa

Kolejnym problemem Grecji, o którym wspomina Pappas, jest konsumpcjonizm. Po latach szczodrej redystrybucji dochodów i nieracjonalnego podwyższania pensji Grecy przywykli do kredytów i drogich zagranicznych marek: samochodów, elektroniki, ubrań, jedzenia. W konsekwencji zachodnie firmy zalały grecki rynek i wyparły miejscowych producentów.

– Grek, patrząc w lustro, widzi Sokratesa, Aleksandra Wielkiego albo Onasisa – słowem wielkiego bohatera. I jako bohater zasługuje na wszystko, co najlepsze, dlatego jeśli kupuje samochód, to tylko z salonu, najchętniej drogie niemieckie BMW. Na pokaz – opowiada Christos i przypomina, że właśnie z tego powodu kilka lat temu uciekł do biedniejszej Polski. – Żeby ten Grek chciał chociaż ten samochód jakoś mądrze wykorzystać, żeby go do czegoś sensownego potrzebował – jak Zorba, który marzył o dorobieniu się na handlu węglem i drzewem, by móc wybudować trójmasztowiec i – znów bez grosza – odpłynąć nim na spotkanie nowych przygód. Nie, współczesny Zorba nie ma już w sobie wiele z filozofii słynnego Greka – w greckiej duszy została z niej tylko zabawa i beztroska.

Pappas uważa, że kontrakt społeczny zawarty między Andreasem Papandreou a greckim społeczeństwem, przez lata chętnie podtrzymywany przez pozostałe partie, jest nie do utrzymania. Obecny kryzys finansowy boleśnie to Grekom uświadomił. – Jak w klasycznej tragedii – syn, który nie jest w stanie naprawić win swojego ojca, teraz ponosi za nie odpowiedzialność.

Skoro antysystemowość „oburzonych” może okazać się nieskuteczna w walce z kryzysem, Pappas proponuje inne rozwiązanie, mieszczące się w ramach obecnego systemu i wykorzystujące sprawdzone mechanizmy. Cytuje przy tym amerykańskiego prezydenta Lyndona Johnsona, który mawiał, że szkoda byłoby zmarnować porządny kryzys. – Skoro krach gospodarczy jest nieunikniony, to greccy politycy powinni skupić się na szerokiej reformie politycznej i społecznej, na walce z klientelizmem i korupcją, na pogłębieniu demokracji.

Można byłoby zmniejszyć liczbę posłów, skonsolidować i zredukować administrację rządową, stworzyć wolny od nepotyzmu system naboru do administracji publicznej, przestać podnosić podatki i jednocześnie wypracować sposoby lepszego ich ściągania, sprywatyzować część przedsiębiorstw państwowych. – To czysto polityczne reformy, które – choć wygenerują spore oszczędności – nie uzdrowią greckiej gospodarki. Ich cel jest inny – zabezpieczenie kraju przed nawrotem podobnych kryzysów.

A na koniec zadanie najtrudniejsze, z którym Pappas zwraca się bezpośrednio do rządzących: – Po wykonaniu zadania odejdźcie z polityki. Na dobre.

 

Autor jest reporterem Radia TOK FM. Zajmuje się polityką zagraniczną, a szczególnie polityką migracyjną.

Polityka 29.2011 (2816) z dnia 12.07.2011; Świat; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Współczesny Zorba"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną