Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Ważna lekcja z krótkiej wojny

Gruzja. Ważna lekcja z krótkiej wojny

Czy Saakaszwili nieodpowiedzialnie wpakował Gruzinów w nikomu niepotrzebną wojnę? Na fot. tegoroczne obchody 20. rocznicy niepodległości. Czy Saakaszwili nieodpowiedzialnie wpakował Gruzinów w nikomu niepotrzebną wojnę? Na fot. tegoroczne obchody 20. rocznicy niepodległości. David Mdzinarishvili/Reuters / Forum
Wojna gruzińsko-rosyjska z sierpnia 2008 r. trwała tylko kilka dni (7-12 sierpnia), ale dla Gruzinów była zimnym prysznicem i lekcją pokory. Uświadomiła im, że są małym kaukaskim krajem, za który nikt nie będzie umierał.
Dużo zmienia się na korzyść, ale Gruzja to wciąż jeszcze nie Szwajcaria. Obok pięknie podświetlonych bulwarów łatwo znaleźć dziurawą ulicę, sklecone z desek szopy na obrzeżach miasta, zardzewiałe ogrodzenia i obskurne bazary z blaszanymi szczękami.Agnieszka Mazurczyk/Polityka Dużo zmienia się na korzyść, ale Gruzja to wciąż jeszcze nie Szwajcaria. Obok pięknie podświetlonych bulwarów łatwo znaleźć dziurawą ulicę, sklecone z desek szopy na obrzeżach miasta, zardzewiałe ogrodzenia i obskurne bazary z blaszanymi szczękami.
Ta kamienica dzisiaj wygląda jak po wojnie, ale za kilka miesięcy, po remoncie będzie wizytówką nowego Batumi.Agnieszka Mazurczyk/Polityka Ta kamienica dzisiaj wygląda jak po wojnie, ale za kilka miesięcy, po remoncie będzie wizytówką nowego Batumi.
Gruzini mają bardzo głęboko  zakorzenioną miłość do swojego kraju i patriotyzm. Hasło „chcą nam odebrać nasz kraj”albo „zniszczyć naszą państwowość” od razu stawia do pionu całą Gruzję.Agnieszka Mazurczyk/Polityka Gruzini mają bardzo głęboko zakorzenioną miłość do swojego kraju i patriotyzm. Hasło „chcą nam odebrać nasz kraj”albo „zniszczyć naszą państwowość” od razu stawia do pionu całą Gruzję.
Po katastrofie w Smoleńsku Gruzini ustawiali ołtarzyki ze zdjęciem polskiej pary prezydenckiej.Agnieszka Mazurczyk/Polityka Po katastrofie w Smoleńsku Gruzini ustawiali ołtarzyki ze zdjęciem polskiej pary prezydenckiej.

Trzy lata temu Gruzini uważali, że do wojny w ogóle nie dojdzie. Wciąż powtarzali, że Gruzja ma wielu przyjaciół. Wymieniali Amerykę, Francję i Niemcy i mówili, że przecież żadne z tych państw nie pozwoli, żeby stała im się krzywda. Sprawy potoczyły się jednak inaczej. W ogarniętej walkami Osetii Południowej sytuacja mocno się zaogniała. Prezydent Micheil Saakaszwili najpierw apelował o spokój, a potem wysłał tam gruzińską armię. Rosjanie tylko na to czekali. Deklarując pomoc dla Osetyjczyków wjechali na teren Gruzji i zaczęli posuwać się w kierunku Tbilisi. Zaatakowali też z powietrza, bombardując tereny daleko poza Osetią. Walki trwały tylko kilka dni, ale efekty są widoczne i odczuwalne jeszcze dzisiaj. Rosja nie tylko rozgromiła budowane przy wsparciu Zachodu gruzińskie wojsko, ale też oderwała od Gruzji jeszcze jedną, obok Abchazji kluczową prowincję - Osetię Południową. Etniczni Gruzini musieli uciekać z Osetii i dziś ponad 30 tys. z nich wciąż mieszka w prowizorycznych obozach dla uchodźców, które można spotkać choćby w Gori czy pod Tbilisi.

Gruzini byli zdruzgotani i zaskoczeni. - Zazwyczaj jesteśmy i wtedy też byliśmy zaślepieni miłością do Gruzji – tłumaczy Tamar Gelashvili – Dąbrowska, mieszkająca w Polsce Gruzinka, założycielka portalu Kaukaz.pl . - Myślimy, że wszyscy wiedzą jacy jesteśmy wspaniali i geopolitycznie ważni. A już na pewno, że tak o nas myślą nasi przyjaciele, którzy w razie potrzeby nas obronią. Tamar przyznaje, że Gruzini w ogóle nie są pragmatyczni politycznie. Uważają, że zasady obowiązujące na poziomie gruzińskiego społeczeństwa działają również w wielkiej polityce. Dlatego w 2008 r. uparcie wierzyli, że jak ktoś mówi, że jest przyjacielem to znaczy, że pójdzie z nimi na wojnę. Trudno było im też pojąć i przyznać przed samym sobą, że na Zachodzie często mówi się o ich kraju z perspektyw Rosji i, że to w Moskwie, a nie w Tbilisi pracują dziennikarze BBC czy CNN, a większość Europejczyków o Gruzji nie ma zielonego pojęcia. - Gruzini byli bardzo wdzięczni, za to że prezydent Kaczyński ściągnął wówczas do Tbilisi przywódców Europy Środkowo-Wschodniej. Wielu z nich uważa, że gdyby nie Kaczyński rosyjskie czołgi wjechałyby pewnie aż do samego Tbilisi. Często dodają jednak że szkoda, że zdecydowanego gestu nie wykonał prezydent Francji albo kanclerz Niemiec, bo wiadomo, siła tych przywódców jest większa i być może udałoby się wyegzekwować wycofanie rosyjskich wojsk z Gruzji – tłumaczy Tamar.

Stracona ziemia, gospodarka i zaufanie

Wojnę Gruzja więc przegrała, i to na wielu frontach. Na dobre straciła szanse na odzyskanie niepokornych prowincji, a u jej granic zaroiło się od rosyjskich wojsk. W Abchazji i Osetii Południowej stacjonuje obecnie około 10 tys. rosyjskich żołnierzy. Rosyjskie kutry patrolują abchaskie wody przybrzeżne, a przestrzeń powietrzną obu republik kontrolują rosyjskie systemy rakietowe. Rosjanie przejęli też kontrolę nad transportem morskim i nad lotniskiem w Suchumi, jedynym które w Abchazji jest w stanie przyjąć międzynarodowe loty. Poza tym mieszkańcy obu republik dostali rosyjskie paszporty, a premier Rosji, Władimir Putin powiedział niedawno, że jeśli Abchazowie i Osetyjczycy chcieliby przyłączyć się do Rosji, on nie będzie im tego utrudniał.

Dwa lata przed wojną Bank Światowy uznał Gruzję za najlepiej reformowany kraj świata. Tempo wzrostu PKB zbliżyło się do 9 proc, ale po wojnie, w 2009 r. nastąpił spadek PKB o 3,8 proc. Zachodni inwestorzy zaczęli omijać Gruzję szerokim łukiem, a tym, którzy nie przestraszyli się wojny, w kość dały blokady dróg. W 2008 r. do Gruzji z zagranicy napłynęło ponad miliard dolarów w inwestycjach. Rok później inwestycje ledwo przekroczyły 600 mln dol. a przez pierwszą połowę 2010 r. wynosiły zaledwie 430 mln dol.

W czasie wojny i tuż po niej dostało się również prezydentowi Micheilowi Saakaszwilemu. Wielu europejskich i amerykańskich polityków uważało, że niepotrzebnie dał się Rosji sprowokować. Mówiono też, że jest nieodpowiedzialny, w gorącej wodzie kąpany i trudno przewidzieć co jeszcze strzeli mu do głowy.

Bez kopert

Gruzini odrobili jednak lekcję z tamtej wojny. Dziś wiedzą, że w prawdziwej polityce nie ma sentymentów ani przyjaźni, tylko doraźne sojusze, które obu stronom mają do czegoś posłużyć. Czy Saakaszwili nieodpowiedzialnie wpakował ich w nikomu niepotrzebną wojnę? Tu nawet Gruzini są podzieleni. Oczywiście wielu przyznaje rację opozycji i stojącej na czele jednej z największych opozycyjnych partii Nino Burdzanadze, która widzi w Saakaszwilim samo zło i nazywa go „nowym dyktatorem Europy”. Są jednak i tacy, którzy uważają, że w 2008 r. prezydent został postawiony w bardzo trudnej sytuacji: był tylko pionkiem w rosyjsko-amerykańskiej grze o wpływy i postąpił najlepiej jak tylko mógł.

Trudno też nie przyznać, że za jego rządów Gruzja bardzo się zmieniła. Wszystkie światowe zestawienia podkreślają, że gruzińskie instytucje zaczęły sprawnie działać. W 2005 r. Gruzja zajmowała 112 miejsce w rankingu Banku Światowego „Doing Business”. Przez sześć lat zrobiła jednak olbrzymi postęp i teraz plasuje się na 11 pozycji. Co oznacza, że dzisiaj wiele rzeczy można w Gruzji załatwić od ręki, albo nawet przez Internet i co ważne wcale nie trzeba szykować dla nikogo koperty. W przeprowadzonym niedawno badaniu prawie 94 proc. Gruzinów odpowiedziało, że przez ostatnie 3-4 lata nie dali żadnej łapówki, ani nawet nikt ich o łapówkę nie poprosił, co wcześniej zdarzało się nagminnie. W walce z korupcją Gruzini zrobili większy postęp niż jakiekolwiek inne państwo na całym świecie.

- Wcześniej tak nie było. Dopiero Saakaszwili to zmienił – opowiadają Gela i Guguli oraz ich żony Naisa i Manana, którzy odpoczywają na wakacjach w Batumi. Przypominają, że nawet jeszcze na początku lat dwutysięcznych korupcja w Gruzji była olbrzymia. Nie można było 5 km przejechać autostradą, żeby nie trafić na policję, która od razu prosiła o kilka lari (gruzińska waluta). Bez łapówki trudno było odebrać zaświadczenie z pracy czy wydobyć dokumenty z jakiegokolwiek urzędu. Saakaszwili, zaraz po zaprzysiężeniu podniósł kilkakrotnie pensje policjantom, ale też kary za branie łapówek. Nowo powstałe budynki policji są zbudowane prawie całkowicie ze szkła. Symboliczna transparentność.

Georgia nie Gruzja

W innych gruzińskich miastach wyrastają podobne nowoczesne inwestycje, takie jak przeszklony budynek ministerstwa spraw wewnętrznych w Tbilisi w kształcie fali albo oddany do użytku w zeszłym roku Most Pokoju, ultranowoczesny, łączący brzegi rzeki Mtkwari. W planach są międzynarodowe lotniska, w Kutaisi i w Poti oraz gruzińskie Las Vegas, które ma powstać w Anaklii, niedaleko Zugdili.

Po krótkiej zapaści na prostą wychodzi też gospodarka. Dziś rozwija się w tempie ponad 6 proc. i znów przyciąga inwestorów. Udziały w największym porcie na Morzu Czarnym, w Poti wykupili Arabowie. Inwestor ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich zapłacił za nie 100 mln dol., a gruzińska minister gospodarki, Vera Kobalia obiecała, że obok powstanie specjalna strefa ekonomiczna, w której Arabowie zainwestują kolejne miliony i zatrudnią miejscowych pracowników. Gruzją interesują się też Koreańczycy; chcą budować elektrownie wodną i pięciogwiazdkowy hotel w Tbilisi. Bacznie przyglądają się też temu co powstanie w okolicach Anaklii.

Od czasu wojny Gruzja zerka już nie tylko na Zachód, ale też na swoich sąsiadów, z którymi coraz częściej podpisuje umowy gospodarcze. Przy czym w kraju obok flagi gruzińskiej wszędzie nadal wiszą flagi Unii Europejskiej, tak żeby nikt nie miał wątpliwości, w którą stronę Gruzja zmierza. A Partnerstwo Wschodnie, którym Gruzini zostali objęci w 2009 r., pierwsze namacalne rezultaty przyniosło już tej wiosny, kiedy Unia obniżyła dla nich opłaty wizowe z 60 do 35 euro i wprowadziła bezpłatne wizy dla naukowców, studentów, biznesmenów i dziennikarzy.

Gruzini zastanawiają się też czy nie zmienić używanej w krajach słowiańskich nazwy państwa Gruzja na angielską Georgię. A żeby wydostać się spod wpływów kultury rosyjskiej.

Srebrna rewolucja

Wszystko wokół się zmienia, ale Gruzja to wciąż jeszcze nie Szwajcaria. Obok pięknie podświetlonych bulwarów łatwo znaleźć dziurawą ulicę, sklecone z desek szopy na obrzeżach miasta, zardzewiałe ogrodzenia i obskurne bazary z blaszanymi szczękami. Bez pracy jest dzisiaj ponad 16 proc. Gruzinów, przeważnie tych starszych, którzy nie odnajduje się w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości. Ostatnia „srebrna rewolucja”, czy raczej rewolucja siwych głów, jak ją określono w mediach, wzięła się właśnie stąd, że na ulice wyszli ludzie po pięćdziesiątce, którzy nie mogą znaleźć pracy albo też nie potrafią jej szukać, bo nie są tak przedsiębiorczy jak młodzi Gruzini.

I to te siwe głowy najczęściej oskarżają Saakaszilego. Nazywają go fasadowym prezydentem, bo jak mówią z jego działaniami jest tak samo jak z odnowionymi kamienicami: od frontu pięknie, ale wystarczy wejść na podwórko i sytuacja zmienia się diametralnie. Tamar tłumaczy jednak, że nie można powiedzieć, iż Gruzinom źle się teraz żyje. - Po prostu jedni poradzili sobie w nowej rzeczywistości, inni nie. Dlatego części Gruzinów wiedzie się teraz znacznie gorzej niż innym. Kiedyś wszyscy mieli mniej więcej po równo, a dziś różnice materialne są bardzo widoczne. Niezależnie jednak od stopnia zamożności większość Gruzinów o żadnej kolejnej rewolucji nie chce słyszeć. Wiedzą, że dla Gruzji oznaczałoby to rozwojowe i gospodarcze cofnięcie się. A w ostatnim badaniu 39 proc. Gruzinów uznało, że rząd najpierw powinien zająć się poprawą rynku pracy i przeciwdziałaniem wzrastającym kosztom życia, a dopiero później przywróceniem integralności terytorialnej kraju. O zbliżeniu z Unią Europejską wspomniało tylko 3 proc. Gruzinów.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną